niedziela, 21 sierpnia 2016

EMNN #3: Maszyna doznań



Szereg teorii w etyce opiera się na założeniu, że jedyną rzeczą, która się moralnie liczy, jest szczęście – szczęście rozumiane jako pozytywne doznania (zadowolenie, radość, spełnienie, ulga itp.), albo brak negatywnych doznań (takich jak ból, smutek, niepokój, frustracja itp.), albo jedno i drugie. (Szczęściem nazywa się też inne rzeczy – np. to, co Arystoteles rozumie przez eudaimonia – ale tutaj skupię się tylko na szczęściu sprowadzalnym do określonych stanów psychicznych, czyli szczęściu w ujęciu hedonistycznym). Jak uzasadnić, że tylko szczęście się liczy? Mill w Utylitaryzmie twierdzi na przykład, że jedynym możliwym dowodem może być to, że ludzie pragną szczęścia i nie pragną niczego innego. Czyli że, używając technicznych terminów, hedonizm etyczny można uzasadnić hedonizmem psycholigicznym. Można mieć jednak wątpliwości, czy jedno z drugiego wynika i można też mieć wątpliwości, czy to prawda, że ostatecznie ludzie pragną tylko szczęścia. I chyba najbardziej znanym eksperymentem myślowym mającym ilustrować te drugie wątpliwości jest maszyna doznań Roberta Nozicka:

Wyobraź sobie, że istnieje maszyna doznań, która może wyprodukować każde doznanie, jakiego tylko zapragniesz. Superzaawansowana neurobiologia pozwala tak stymulować twój mózg, że będziesz czuła i myślała, że właśnie piszesz świetną powieść, albo że się z kimś zaprzyjaźniasz, albo że czytasz interesującą książkę. Przez cały czas będziesz pływać w specjalnym zbiorniku z elektrodami przypiętymi do twojego mózgu. (…) Przebywając w zbiorniku nie będziesz oczywiście wiedzieć, że w nim jesteś; będziesz myślała, że wszystko dzieje się naprawdę. Inni też będą mogli się podłączyć i mieć takie doznania, jakie chcą, nie będzie więc trzeba rezygnować z podłączenia się ze względu na innych (pomińmy problemy takie jak kto będzie obsługiwał maszyny, kiedy wszyscy się podłączą). Podłączyłabyś się?

[Anarchy, State, and Utopia, 42-3, moje tłumaczenie]

Nozick by się nie podłączył, bo uważa, że poza pozytywnymi stanami pychicznymi zależy nam na innych rzeczach: na tym, żeby robić coś rzeczywiście, a nie tylko mieć poczucie robienia tego czegoś; na tym, by móc być taką lub inną osobą z takimi lub innymi cechami charakteru i na tym, by mieć możliwość kontaktu z „głębszym wymiarem rzeczywistości”, cokolwiek przez to dokładnie rozumie.
Kiedy rozmawiam o tym na zajęciach ze studentami, w każdej grupie znajdą się dwie-trzy osoby, które twierdzą, że chętnie by się jednak podłączyły. A trzeba pamiętać, że to w większości dwudziestoletni brytyjczycy z uprzywilejowanych rodzin – czyli ludzie, których szanse na to, co sobie wyobrażamy pod hasłem „udane życie”, są spore. Zastanawiam się, ile osób wybrałoby życie w maszynie, gdyby zapytać, powiedzmy, grupę schorowanych siedemdzisięciolatków, albo pracowników ubojni drobiu, albo mieszkańców Erytrei? Nawet jeśli procent chętnych do podłączenia się nie byłby tych grupach dużo większy, to co zrobić z pewną liczbą hedonistów, która na pewno istnieje? Stosować wobec nich osobną etykę?
Pokazuje to, wydaje mi się, że Nozickowi nie do końca się ten eksperyment myślowy udał, a konkretniej nie udało mu się pytanie: „Podłączyłabyś się?” Bo Nozick nie chce powiedzieć, że życie w maszynie nigdy nie jest lepsze od życia w rzeczywistości, choćby to drugie było nie wiem jak ponure. On chce powiedzieć, że życie w maszynie nigdy nie jest lepsze, ani nawet tak samo dobre, jak identyczne życie w rzeczywistości. Powinien więc zapytać „Mając wybór między niewykrywalną iluzją robienia x w maszynie a robieniem x w rzeczywistości, co byś wybrała?” Hedoniści muszą odpowiedzieć, że wszystko im jedno. Ale przecież wiemy, powiada Nozick, że to nie wszystko jedno.
Hedonizmu można chyba jednak bronić przed tą intuicją (o ile intuicja ma tu być uzasadnieniem) odwołując się do ograniczeń wyobraźni. Daniel Dennett twierdzi – i myślę, że ma rację – że problem z wieloma eksperymentami myślowymi polega na tym, że wyobrażamy sobie często nie to, co ich autor chce, żebyśmy sobie wyobrazili. Na zajęciach o hedonizmie miewam np. takie wymiany zdań:

studentka: Bałabym się, że się zepsuje.
ja: Myślę, że Nozick chce, żebyśmy wyobrazili sobie taką, która się na pewno nie zepsuje.
studentka: I tak bym się bała.

Poza tym, że boimy się nowych, niesprawdzonych technologii, maszyna podejrzanie przypomina narkotyki, których też się boimy ze względu na skutki uboczne. Czy wystarczy powiedzieć „wyobraź sobie, że w tym przypadku nie będzie skutków ubocznych”, żebyśmy przestali się bać? Myślę że w wielu wypadkach nie wystarczy i że taki strach może mocno ograniczać wyobraźnię. Nie bardzo też chyba wiadomo, w jaki dokładnie sposób odróżnić historię wyobrażoną poprawnie od historii wyobrażonej niepoprawnie – co prowadzi do smutnego wniosku, że cała filozoficzna zabawa w eksperymenty myślowe może być mało konkluzywna.

2 komentarze:

  1. Amen i 100% racji, panie redaktorze-gospodarzu. Większość eksperymentów myślowych, szczególniej "nowoczesnych", wydaje mi się wyjęta z bardzo bardzo ciemnych i niemądrych zakamarków główek filozofów; już nie mówiąc, ile trzeba nietrywialnych założeń dodatkowych i całych kultur, żeby te eksperymenty miały sens, o jednoznaczności nie myśląc nawet.

    W temacie np. wystarczy przeformułować:

    "Budzisz się z amnezją, jako 20 letnia córka najbogatszego człowieka świata, właśnie wybudzona ze dwuletniej śpiączki po wypadku, w międzyczasie wyleczona, bez śladu, z wszelkich chorób i urazów, otoczona kochającą rodziną, z kochającym i kochanym narzeczonym. Po dwu latach wdrażasz się do "nowego" życia, szykujesz się do hucznego ślubu, pozbawiona trosk materialnych, zdrowotnych, itd itd, szczęśliwa jak nikt na świecie. Przed ślubem ktoś ci podrzuca informację, że właściwa córka była adoptowana w niemowlęctwie, a ty nawet nie jesteś ta "właściwa" adoptowana, ty jesteś bliźniaczką tej adoptowanej, która zginęła w wypadku, a ciebie odnaleziono (w slumsach i w biedzie, po niemowlęcej adopcji w patologicznej rodzinie) i podstawiono, po wyczyszczeniu pamięci, żeby rodzina nie odczuła straty i była szczęśliwa.

    Czy od tej informacji stałabyś się mniej czy bardziej szczęśliwą? Czy powrót do "prawdziwego życia", którego wcale nie pamiętasz, uczyniłby cię szczęśliwszą?"

    Mam wrażenie, że odpowiedzi byłyby mocno inne, niż na ten sam dylemat, w wersji Nozicka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie masz dobre wrażenie, było empiryczne badanie z podobnym do Twojego scenariuszem i okazało się, że oczywiście prawie nikt nie chce wrócić do rzeczywistości, jeśli rzeczywistość jest kijowa. (Przy czym pytanie brzmiało "Czy chcesz wrócić? a nie "Czy powrót uczyniłby Cię szczęśliwszą?", bo zadając to drugie badamy coś zupełnie innego.) Autor twierdzi, że ludzie zarówno w przypadku scenariusza Nozicka jak i odwróconego scenariusza Nozicka generalnie nie chcą zmian, bo mają tzw. status quo bias i w związku z tym sam eksperyment myślowy niewiele mówi o tym, czy cenimy tylko pozytywne stany mentalne, czy może też dodatkowo kontakt z rzeczywistością. Ale ja myślę, że to trochę bardziej skomplikowane.

      Usuń