Egzotycznego w Polsce określenia „lewicowy libertarianizm” (left-libertarianism) używa się w anglojęzycznym świecie w co najmniej trzech znaczeniach, które bywają ze sobą mieszane na zgubę klarowności filozoficznej i politycznej debaty. W jednym przypadku chodzi o doktrynę, której ojcami byli w XIX w. Pierre Joseph Proudhon, Michaił Bakunin i Piotr Kropotkin, a której najbardziej znanym współczesnym zwolennikiem jest Noam Chomsky. W drugim wypadku chodzi o mniej znaną doktrynę, która ma swoje źródło w Dwóch traktatach o rządzie Johna Locke’a, a której bardziej znanymi współczesnymi obrońcami są Peter Vallentyne, Michael Otsuka i Hillel Steiner. W trzecim chodzi o rodzaj anarchokapitalizmu opisany przez Samuela Edwarda Konkina III. Ten pierwszy będę tu (trochę arbitralnie) nazywał politycznym lewicowym libertarianizmem (PLL), drugi filozoficznym lewicowym libertarianizmem (FLL), a trzeci prawicowym libertarianizmem przewrotnie nazwanym lewicowym (PLPNL).
PLL, nazywany jest też socjalistycznym libertarianizmem, libertariańskim socjalizmem albo po prostu anarchizmem. Jego główną zasadą jest skrajnie sceptyczny stosunek do wszelkiej władzy, hierarchii i autorytetu. Tam, gdzie da się hierarchię i władzę zastąpić formami organizacji opartymi na dobrowolnej współpracy i wzajemnej pomocy, tam należy, twierdzą zwolennicy PLL, to zrobić. Nieuzasadniona hierarchia jest źródłem eksploatacji i gwałtu na wolności tych, którzy znajdują się niżej w społecznej strukturze. Dwoma największymi potworami – systemami nieuzasadnionej hierarchii, z którymi walczy PLL – są kapitalizm (w którym posiadacze-kapitaliści mają nieuzasadnioną przewagę nad tymi, którzy są zmuszeni sprzedawać im swoją pracę) i państwo (którego zadaniem jest przede wszystkim utrzymywanie kapitalistycznej struktury własności przy życiu), ale PLL kwestionuje też hierarchię w ramach rodziny, szkoły, kościoła czy każdej innej instytucji. Zwolennicy PLL mają różne zdania w kwestii tego, czym dokładnie kapitalizm i państwo zastąpić oraz jak to zrobić, ale generalnie podobają im się samorządy pracownicze, demokracja bezpośrednia i jak najdalej posunięta decentralizacja.
FLL natomiast to teoria sprawiedliwości, która za główne prawo moralnego podmiotu uznaje prawo do pełnego samoposiadania (full self-ownership), jednak w odróżnieniu od prawicowego libertarianizmu FLL zakłada, że zasoby naturalne (ziemia, powietrze, woda, minerały) należą w jakiś sposób do wszystkich. Mnóstwo pojęciowego zamieszania bierze się stąd, że tak jak dawniej (zwłaszcza w Europie) libertarianizm utożsamiało się z PLL, tak teraz, (zwłaszcza w USA) najczęściej utożsamia się go z prawicową wersją filozoficznego libertarianizmu i politycznymi ruchami do niej się odwołującymi. Odpowiada za to chyba głównie Robert Nozick i jego wydana w 1974 książka Anarchia, państwo, utopia, wyjątkowo wpływowa jak na filozoficzną lekturę. Nie miała ona (i nie ma) wyraźnego lewicowego odpowiednika, nie słyszałem też o żadnym politycznym odpowiedniku prawicowej Partii Libertariańskiej, który odwoływałby się do FLL.
Pełne posiadanie przedmiotu to suma takich praw jak prawo do użycia tego przedmiotu, prawo do zabronienia innym takiego użycia, prawo do zadośćuczynienia w przypadku złamania przez kogoś tego zakazu, prawo do zapobiegania łamaniu takiego zakazu, prawo do przekazania prawa użycia innym (przez sprzedaż, darowiznę, dzierżawę czy pożyczkę), czy prawo do zachowania wymienionych praw w przypadku braku zgody na ich utratę. Wszyscy filozoficzni libertarianie zgadzają się co do tego, że każdy moralny podmiot (czyli zazwyczaj sprawny psychicznie dorosły człowiek) ma naturalne prawo do posiadania w ten sposób własnej osoby. Niewiele jednak z tego wynika, zanim nie ustali się, w jaki sposób ludzie mogą przywłaszczać i używać innych niż własna osoba przedmiotów, czyli wspomnianych zasobów naturalnych i wszystkiego, co z nich powstaje. Tu zaczynają się w poważny sposób różnić libertarianie prawicowi z lewicowymi. Podział ten jest bardzo wyraźnie zaznaczony w linkowanym powyżej artykule Petera Vallentyne’a w Stanfordzkiej Encyklopedii Filozofii (nawet bibliografię podzielił na prawicową i lewicową). Spór toczy się przede wszystkim o to, w jaki sposób podmiot może uzyskać prawo własności naturalnego zasobu i go używać (a w mniejszym stopniu o to, jak egzekwować to prawo). Prawicowi libertarianie uważają, że przywłaszczenie w „stanie pierwotnym”, czyli w stanie, w którym nikt niczego nie posiada (duża część filozoficznej debaty dotyczy właśnie tego trochę wydumanego stanu), może nastąpić przez wykorzystanie do pracy (mixing labour with), odkrycie albo po prostu przez oświadczenie. Zwolennicy FLL twierdzą, że nie ma czegoś takiego jak naturalne prawo do pełnego posiadania naturalnych zasobów przez zwykłe oświadczenie czy przez krótkotrwałe użycie do pracy i że w związku z tym ci posiadający prawo własności zasobów mogą być coś winni tym, którzy takich praw nie mają.
PLPNL, nazywany też agoryzmem, to zdecydowanie najbardziej marginalna i najmniej precyzyjnie opisana doktryna z wszystkich trzech wymienionych. Konkin nazywając swój libertarianizm lewicowym przez lewicę rozumiał coś zupełnie różnego od tego, co się gdziekolwiek indziej przez nią rozumie. Nie jest to lewicowość mająca cokolwiek wspólnego z krytycznym stosunkiem do kapitalizmu, obroną praw pracowniczych, praw mniejszości czy wykluczonej części społeczeństwa. PLPNL to rodzaj wyżej opisanego prawicowego libertarianizmu, który odrzuca państwo w jakiejkolwiek formie (nawet ograniczone do sądów i policji), a także drogę demokracji parlamentarnej jako odpowiedni sposób realizacji tego anarchokapitalistycznego ideału (i to właśnie Konkin rozumiał przez „lewicowość”). Zamiast głosować na Partię Libertariańską należy się wg niego skupić na rozwoju czarnego rynku i bojkocie sankcjonowanej przez państwo działalności gospodarczej.
Ciekawe jest takie pytanie: w jaki sposób (i czy w ogóle) można by pogodzić PLL z FLL? Z jednej strony czytając Bakunina, Kropotkina czy Chomsky'ego trudno znaleźć u nich jasną i precyzyjną teorię sprawiedliwości, od której by wychodzili, z drugiej strony czytając Otsukę czy Vallentyne’a trudno znaleźć fragment, gdzie opowiadają się za jakąś konkretną polityczną doktryną. Anarchiści (czyli zwolennicy PLL) zazwyczaj mówią o wolności jednostki i braku uzasadnienia dla podporządkowania jej różnym systemom władzy, ale nie trafiłem nigdzie na żadne bezpośrednie odwoływanie się żadnego z nich do Locke’a i jego zasady samoposiadania. [Ich poglądy na własność są jednoznaczne pod tym względem, że kwestionują oni prawo podmiotu do dzierżawienia i wynajmowania przedmiotów i związane z nim istnienie klasy pracowników najemnych i kapitalistów. Nie skupiają się więc, jak filozoficzni libertarianie, na jakimś abstrakcyjnym „stanie pierwotnym”, odmawiają tylko podmiotom pewnego rodzaju prawa własności, niezależnie od tego, skąd własność pochodzi.]* Poza tym nie zawsze odwołują się do języka naturalnych praw – czasami używają też argumentów o utylitarystycznym posmaku, twierdząc, że zastąpienie hierarchii i dominacji dobrowolną współpracą zwiększy po prostu sumę szczęścia czy zaspokoi potrzeby jak największej liczby osób, niezależnie od ich naturalnych praw i tego, czy w ogóle istnieje coś takiego jak naturalne prawa. Zwolennicy FLL mogą się na politycznym poziomie zgadzać ze zwolennikami PLL, ale nie muszą. FLL, jak to opisuje Vallentyne, dzieli się na bardziej i mniej lewicowy. Ten pierwszy (tzw. joint-ownership left-libertarianism) zakłada, że nikt nie ma prawa do użycia jakichkolwiek zasobów bez zgody innych, ten drugi, że przywłaszczenie może nastąpić jednostronnie, ale ci posiadający więcej powinni dzielić się z posiadającymi mniej. Pierwszy wydaje się bardziej kompatybilny z rewolucyjnym socjalizmem (w tym z anarchizmem), drugi bardziej z socjaldemokracją (i faktycznie, np. w tym wywiadzie Hillel Steiner przyznaje się do bycia członkiem Partii Pracy).
Na koniec coś o roli państwa. Popularna charakterystyka libertarianizmu wygląda mniej więcej tak: „państwo nie ma prawa mi się wtrącać”. Z wyżej wymienionych powodów prawicowi libertarianie uważają, że państwo albo należy ograniczyć do policji i sądów, czyli organów zabezpieczających prawo własności (minarchiści à la Nozick) albo w ogóle zlikwidować (anarchokapitaliści à la Murray Rothbard czy wspomniany Konkin – ci nie zaliczają się oczywiście do anarchistów w sensie „zwolenników PLL”). Lewicowi libertarianie (i polityczni, i filozoficzni) mogą jednak bronić różnych aspektów tzw. państwa opiekuńczego. Ci pierwsi mogą np. bronić praw pracowniczych jako tymczasowego i niepełnego sposobu ograniczenia eksploatacji pracowników najemnych, albo różnych przywilejów socjalnych jako sposobu, w jaki kapitaliści mogą oddać pracownikom najemnym część tego, co im zagrabili. Ci drudzy mogą uważać okiełznany w taki sposób kapitalizm za najbardziej sprawiedliwy z możliwych ustrojów. Dlatego wydaje mi się, że mówienie o konkretnym stosunku do roli państwa jako esencji libertarianizmu jest dość nieszczęśliwe.
FLL natomiast to teoria sprawiedliwości, która za główne prawo moralnego podmiotu uznaje prawo do pełnego samoposiadania (full self-ownership), jednak w odróżnieniu od prawicowego libertarianizmu FLL zakłada, że zasoby naturalne (ziemia, powietrze, woda, minerały) należą w jakiś sposób do wszystkich. Mnóstwo pojęciowego zamieszania bierze się stąd, że tak jak dawniej (zwłaszcza w Europie) libertarianizm utożsamiało się z PLL, tak teraz, (zwłaszcza w USA) najczęściej utożsamia się go z prawicową wersją filozoficznego libertarianizmu i politycznymi ruchami do niej się odwołującymi. Odpowiada za to chyba głównie Robert Nozick i jego wydana w 1974 książka Anarchia, państwo, utopia, wyjątkowo wpływowa jak na filozoficzną lekturę. Nie miała ona (i nie ma) wyraźnego lewicowego odpowiednika, nie słyszałem też o żadnym politycznym odpowiedniku prawicowej Partii Libertariańskiej, który odwoływałby się do FLL.
Pełne posiadanie przedmiotu to suma takich praw jak prawo do użycia tego przedmiotu, prawo do zabronienia innym takiego użycia, prawo do zadośćuczynienia w przypadku złamania przez kogoś tego zakazu, prawo do zapobiegania łamaniu takiego zakazu, prawo do przekazania prawa użycia innym (przez sprzedaż, darowiznę, dzierżawę czy pożyczkę), czy prawo do zachowania wymienionych praw w przypadku braku zgody na ich utratę. Wszyscy filozoficzni libertarianie zgadzają się co do tego, że każdy moralny podmiot (czyli zazwyczaj sprawny psychicznie dorosły człowiek) ma naturalne prawo do posiadania w ten sposób własnej osoby. Niewiele jednak z tego wynika, zanim nie ustali się, w jaki sposób ludzie mogą przywłaszczać i używać innych niż własna osoba przedmiotów, czyli wspomnianych zasobów naturalnych i wszystkiego, co z nich powstaje. Tu zaczynają się w poważny sposób różnić libertarianie prawicowi z lewicowymi. Podział ten jest bardzo wyraźnie zaznaczony w linkowanym powyżej artykule Petera Vallentyne’a w Stanfordzkiej Encyklopedii Filozofii (nawet bibliografię podzielił na prawicową i lewicową). Spór toczy się przede wszystkim o to, w jaki sposób podmiot może uzyskać prawo własności naturalnego zasobu i go używać (a w mniejszym stopniu o to, jak egzekwować to prawo). Prawicowi libertarianie uważają, że przywłaszczenie w „stanie pierwotnym”, czyli w stanie, w którym nikt niczego nie posiada (duża część filozoficznej debaty dotyczy właśnie tego trochę wydumanego stanu), może nastąpić przez wykorzystanie do pracy (mixing labour with), odkrycie albo po prostu przez oświadczenie. Zwolennicy FLL twierdzą, że nie ma czegoś takiego jak naturalne prawo do pełnego posiadania naturalnych zasobów przez zwykłe oświadczenie czy przez krótkotrwałe użycie do pracy i że w związku z tym ci posiadający prawo własności zasobów mogą być coś winni tym, którzy takich praw nie mają.
PLPNL, nazywany też agoryzmem, to zdecydowanie najbardziej marginalna i najmniej precyzyjnie opisana doktryna z wszystkich trzech wymienionych. Konkin nazywając swój libertarianizm lewicowym przez lewicę rozumiał coś zupełnie różnego od tego, co się gdziekolwiek indziej przez nią rozumie. Nie jest to lewicowość mająca cokolwiek wspólnego z krytycznym stosunkiem do kapitalizmu, obroną praw pracowniczych, praw mniejszości czy wykluczonej części społeczeństwa. PLPNL to rodzaj wyżej opisanego prawicowego libertarianizmu, który odrzuca państwo w jakiejkolwiek formie (nawet ograniczone do sądów i policji), a także drogę demokracji parlamentarnej jako odpowiedni sposób realizacji tego anarchokapitalistycznego ideału (i to właśnie Konkin rozumiał przez „lewicowość”). Zamiast głosować na Partię Libertariańską należy się wg niego skupić na rozwoju czarnego rynku i bojkocie sankcjonowanej przez państwo działalności gospodarczej.
Ciekawe jest takie pytanie: w jaki sposób (i czy w ogóle) można by pogodzić PLL z FLL? Z jednej strony czytając Bakunina, Kropotkina czy Chomsky'ego trudno znaleźć u nich jasną i precyzyjną teorię sprawiedliwości, od której by wychodzili, z drugiej strony czytając Otsukę czy Vallentyne’a trudno znaleźć fragment, gdzie opowiadają się za jakąś konkretną polityczną doktryną. Anarchiści (czyli zwolennicy PLL) zazwyczaj mówią o wolności jednostki i braku uzasadnienia dla podporządkowania jej różnym systemom władzy, ale nie trafiłem nigdzie na żadne bezpośrednie odwoływanie się żadnego z nich do Locke’a i jego zasady samoposiadania. [Ich poglądy na własność są jednoznaczne pod tym względem, że kwestionują oni prawo podmiotu do dzierżawienia i wynajmowania przedmiotów i związane z nim istnienie klasy pracowników najemnych i kapitalistów. Nie skupiają się więc, jak filozoficzni libertarianie, na jakimś abstrakcyjnym „stanie pierwotnym”, odmawiają tylko podmiotom pewnego rodzaju prawa własności, niezależnie od tego, skąd własność pochodzi.]* Poza tym nie zawsze odwołują się do języka naturalnych praw – czasami używają też argumentów o utylitarystycznym posmaku, twierdząc, że zastąpienie hierarchii i dominacji dobrowolną współpracą zwiększy po prostu sumę szczęścia czy zaspokoi potrzeby jak największej liczby osób, niezależnie od ich naturalnych praw i tego, czy w ogóle istnieje coś takiego jak naturalne prawa. Zwolennicy FLL mogą się na politycznym poziomie zgadzać ze zwolennikami PLL, ale nie muszą. FLL, jak to opisuje Vallentyne, dzieli się na bardziej i mniej lewicowy. Ten pierwszy (tzw. joint-ownership left-libertarianism) zakłada, że nikt nie ma prawa do użycia jakichkolwiek zasobów bez zgody innych, ten drugi, że przywłaszczenie może nastąpić jednostronnie, ale ci posiadający więcej powinni dzielić się z posiadającymi mniej. Pierwszy wydaje się bardziej kompatybilny z rewolucyjnym socjalizmem (w tym z anarchizmem), drugi bardziej z socjaldemokracją (i faktycznie, np. w tym wywiadzie Hillel Steiner przyznaje się do bycia członkiem Partii Pracy).
Na koniec coś o roli państwa. Popularna charakterystyka libertarianizmu wygląda mniej więcej tak: „państwo nie ma prawa mi się wtrącać”. Z wyżej wymienionych powodów prawicowi libertarianie uważają, że państwo albo należy ograniczyć do policji i sądów, czyli organów zabezpieczających prawo własności (minarchiści à la Nozick) albo w ogóle zlikwidować (anarchokapitaliści à la Murray Rothbard czy wspomniany Konkin – ci nie zaliczają się oczywiście do anarchistów w sensie „zwolenników PLL”). Lewicowi libertarianie (i polityczni, i filozoficzni) mogą jednak bronić różnych aspektów tzw. państwa opiekuńczego. Ci pierwsi mogą np. bronić praw pracowniczych jako tymczasowego i niepełnego sposobu ograniczenia eksploatacji pracowników najemnych, albo różnych przywilejów socjalnych jako sposobu, w jaki kapitaliści mogą oddać pracownikom najemnym część tego, co im zagrabili. Ci drudzy mogą uważać okiełznany w taki sposób kapitalizm za najbardziej sprawiedliwy z możliwych ustrojów. Dlatego wydaje mi się, że mówienie o konkretnym stosunku do roli państwa jako esencji libertarianizmu jest dość nieszczęśliwe.
* Samokrytyka 2019: Tu się trochę zagalopowałem. Z pewnością zwolennicy PLL mają
jakiś problem z wynajmowaniem w kapitalizmie, ale na czym ten
problem dokładnie polega, to często nie jest zupełnie jasne.
Ponadto to, że mają problem wynajmowaniem w kapitalizmie, nie
oznacza, że mają problem z zasadą wynajmowania w ogóle.
Przywitam się najpierw. :) Hej.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy zauważysz ten komentarz, ale skoro już tu trafiłem, zostawię jakiś ślad.
Po pierwsze, a propos agoryzmu. Na jakiej podstawie klasyfikujesz go jako prawicowy? Jasne, gdyby agoryzm uznać po prostu za radykalny anarchokapitalizm, nie miałbym raczej z tym problemów (chociaż i tak nie jest to takie proste). Ale agoryzm jest nie tylko radykalnym anarchokapitalizmem, ale przede wszystkim rewolucyjną strategią walki z systemem kapitalistycznym właśnie (inną kwestią jest jej zasadność i realizowalność). Oczywiście, agoryści nie będą walczyć o prawa pracownicze czy prawa lokatorów dokładnie z tego samego powodu, dla którego popierają kontrekonomię: sama koncepcja "prawa" wymaga istnienia jakiegoś nadrzędnego bytu, który te prawa ma egzekwować. Zamiast "praw" mamy wolność, którą najlepiej bronić poprzez zastosowanie strategii nie tyle anty-państwowych, co poza-państwowych, tj. przez działanie jak najdalej od państwa jak to możliwe. No i nie do końca ideał agorystów będzie też ideałem anarchokapitalistów, ale to już temat na szersze rozważania. :)
Po drugie, bardziej owocne niż analizowanie agoryzmu byłoby zwrócenie uwagi na jeszcze jedną formę, jaką przyjąć może lewicowy libertarianizm. Chodzi mi o nurt wywodzący się od Hodgskina i Tuckera, a który można równie dobrze określić mianem wolnorynkowego socjalizmu. Nie ma on zbyt wiele wspólnego z anarchokapitalizmem ani z libertarianizmem Otsuki (tylko jego znam z wymienionej trójki), a jego współczesnym propagatorem jest Kevin Carson, którego książkę i artykuły tłumaczyłem. :)
Witaj!
UsuńNo tak, agoryzm rozumiem jako formę anarchokapitalizmu, czy może raczej drogi do anarchokapitalizmu. Można go nazwać antykapitalistycznym tylko wtedy, kiedy się przyjmie, że koniecznym warunkiem kapitalizmu jest państwo mające monopol na przemoc i gwarantujące prawo własności, ale zazwyczaj tak się kapitalizmu nie definiuje.
Co do Otsuki, Steinera czy Vallentyne'a, to trudno u nich znaleźć poparcie dla jakichś konkretnych systemów ekonomicznych. Nie wydaje mi się, żeby ich filozofia kłóciła się z rynkowym socjalizmem (Carsona, Schweickarta, Roemera czy jakimkolwiek innym), w każdym razie na pewno nie bardziej niż kapitalizm okiełznany przez socjaldemokrację.
Jeszcze co do agoryzmu i wolności - według LL istnieje zniewolenie, które wynika z podziału społeczeństwa na niewielką grupę posiadaczy i większość, która musi się im wynajmować do pracy. Prawicowi libertarianie (w tym agoryści) nie widzą tu zniewolenia. To jest oś podziału między LL i PL, którego się tutaj trzymam.
UsuńJasne, nie twierdzę jednak, że agoryzm jest antykapitalistyczny w znaczeniu Marksa. Dla mnie jest on bardziej indywidualistyczny, co znaczy, że agoryści upatrują idealnego rozwiązania w społeczności samozatrudnionych osób działającej poza sferą oddziaływań państwa. Zaś antykapitalizm agoryzmu sprowadza się do przeświadczenia, że do zaprowadzenia wolnościowego systemu konieczne jest zlikwidowanie i klasy państwowców, i klasy plutokratów (wielkich posiadaczy). Państwo jest więc tylko jednym z problemów, dodatkowo problemem mniej istotnym, bo stanowi ono tylko narzędzie w rękach plutokratów. No i jeszcze mamy samozatrudnienie jako pewien ideał, które sprowadza się do tego, żeby każdy stał się właścicielem mogącym pracować "u siebie", nie zaś u kogoś innego. Z tego powodu umieszczenie agoryzmu w prawicowym libertarianizmie nie jest tak oczywiste, jak w przypadku zwykłego anarchokapitalizmu.
OdpowiedzUsuńSwego czasu (4 lata temu, eh) napisałem tekst, w którym poruszam wątek agoryzmu. Artykuł jest bezsensownie długi, więc po prostu poszukaj słowa "agoryzm", tak powinno być wygodniej. :)
http://liberalis.pl/2009/06/05/krzysztof-sledzinski-ku-libertarianskiej-teorii-klas/
No i jeszcze mamy samozatrudnienie jako pewien ideał, które sprowadza się do tego, żeby każdy stał się właścicielem mogącym pracować "u siebie", nie zaś u kogoś innego.
OdpowiedzUsuńTo jest w sumie centralny pomysł socjalizmu, żeby nie było pracy najemnej, ale zdaje się, że agoryści nie są za zniesieniem prywatnej własności środków produkcji, ani nie są też za powrotem do jakiejś bardzo prymitywnej cywilizacji, gdzie każdy ma swoje poletko lub swój warsztacik, w którym sam pracuje, więc nie wiem, jak to pogodzić.
Nie rozumiem też tego sprzeciwu wobec klasy wielkich posiadaczy. Wielcy posiadacze są niefajni, jeśli wykorzystują państwo, ale jeśli nie wykorzystują, to już mogą być? Czy arogystom się wydaje, że jeśli wymiana będzie "naprawdę swobodna", to nie będzie żadnych wielkich posiadaczy i zapanuje względna równość?
Nie znam agoryzmu na tyle dobrze, żeby go tu zdecydowanie krytykować, ale na pierwszy rzut oka wydaje mi się nawet nie tyle utopijny, co wewnętrznie sprzeczny. Dzięki za linka, postaram się dokształcić kiedy znajdę w końcu wolniejszą chwilę.
To prawda, agoryści nie chcą znieść prywatnej własności środków produkcji. Chcą jak najbardziej zachowania prywatnej własności środków produkcji i uważają, że przyczyni się ona do tego, iż społeczeństwo w stanie niekapitalistycznym będzie cechować się właśnie brakiem pracy najemnej i samozatrudnieniem. Nie lubią też wielkich właścicieli, bo wszyscy właściciele (przynajmniej dotychczas) zdobyli swoją pozycję dzięki pomocy ze strony państwa i nie sądzą, żeby na "wolnym rynku" doszło do takiej sytuacji, żeby jakaś jednostka czy jedno przedsiębiorstwo stało się takim właśnie wielkim właścicielem.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy ma to sens; raczej skłaniam się do tego, że nie (abstrahując nawet od tego, że nie za bardzo lubię analizować utopii, niezależnie, czy są sprzeczne, czy nie), ale miałem wrażenie, że nie tyle w tekście analizujesz sensowność pewnych poglądów, co referujesz je. W świetle tego zdziwiło mnie przypinanie łatki - jakby nie było, ocennej - prawicy do agoryzmu. No ale spoko: agoryzm nigdy nie był najsilniejszy w sferze filozoficznej (hell, który anarchokapitalizm jest?).
Słowem komentarza:
OdpowiedzUsuńWarto zauważyć, że cała trójka "FLL" Peter Vallentyne, Michael Otsuka i Hillel Steiner związana jest z anglosaską tradycją filozofii społecznej znanej jako "Analytical Marxism" lub jak sam twórca tej szkoły G. A. Cohen wolał "Non-Bullshit Marxism". To ten ostatni myśliciel w książce "Self-Ownership, Freedom, and Equality" stworzył podstawy pod lewicową i libertarialną krytykę kapitalizmu. Warto też, w tym kontekście, polecić książkę Philippe Van Parijs'a "Real Freedom for All", w której, podobnie jak Cohen, określa swoje stanowisko jako "socjalizm". W tym sensie jednoznaczne przyporządkowanie wszystkich omawianych myślicieli do jakiejś tradycji politycznej wydaje się oczywiste.
Pozdrawiam serdecznie.
Mniej lub bardziej bezpośrednio związane jest wszystko z wszystkim, ale Otsuka, Steiner i Vallentyne to nie analityczni marksiści. A Cohen w „Self-ownership, Freedom and Equality” na pewno nie „stwarza podstaw pod lewicową i libertarialną krytykę kapitalizmu”, on tam krytykuje libertarianizm we wszystkich postaciach, łącznie z lewicową, jako sprzeczny z egalitaryzmem.
Usuń