Próbowałem kiedyś znaleźć w
Polsce jakąś w miarę znaną osobę, która by otwarcie wyrażała zastrzeżenia co do
patriotyzmu jako takiego – i nie znalazłem. Nawet od ludzi o liberalnych czy
lewicowych skłonnościach można zazwyczaj usłyszeć tylko, że też są patriotami,
ale ich patriotyzm nie polega na machaniu flagą i wspominaniu powstańców, tylko
na płaceniu podatków i sprzątaniu kupy po psie.
Odnoszę nawet przykre wrażenie, że patriotyzm jest teraz bardziej popularny niż, powiedzmy, sto lat temu, i to nie tylko w Polsce, ale w ogóle. Czy jest dzisiaj jakiś Tołstoj, jakiś Einstein, jakaś Goldman czy jakiś Shaw, który by głośno mówił, że patriotyzm to głupota, tak by miało to jakiś większy oddźwięk? Jakoś nikt nie przychodzi mi do głowy.
Ja poważnych wątpliwości co do
patriotyzmu nabrałem w dzieciństwie i nigdy się ich nie pozbyłem. Przede
wszystkim dość wcześnie rzuciło mi się w oczy, że patrioci mają – w najlepszym razie – bardzo
selektywne podejście do historii, a w najgorszym – bezwstydnie ją
zniekształcają. Pamiętam, jak w wieku jakichś może dwunastu lat zorientowałem
się, że w szkole na lekcjach historii „naszego kraju” nie uczymy się
praktycznie niczego na temat historii miejsca, w którym żyjemy ani ludzi,
którzy tu żyli przed nami między początkiem XIV a początkiem XX w. (jestem
ze Śląska Cieszyńskiego). Uczyliśmy się za to w szczegółach o tym, co się przez
te 600 lat działo za granicą: o wojnach z Krzyżakami, przywilejach
szlacheckich, wolnych elekcjach, rozbiorach, powstaniach itd. Wkrótce się
dowiedziałem, że nie uczymy się własnej historii, bo jacyś patrioci w Warszawie
uznali, że tak będzie bardziej patriotycznie.
Nie chciałbym, żeby to, co właśnie
napisałem, zapachniało jakimś innym niż polski rodzajem patriotyzmu. Miałem
oczywiście do czynienia głównie z absurdem patriotyzmu polskiego, ale myślę, że
każdy patriotyzm ma tak samo niebezpieczny potencjał. Dlatego nigdy nie
nazwałbym się też patriotą cieszyńskim, śląskim, czeskim, niemieckim, ani już
na pewno europejskim (wydaje mi się nawet, że ten ostatni rodzaj patriotyzmu jest
dzisiaj najbardziej złowieszczy, ale to temat na inny tekst).
Żeby zacząć to uzasadniać,
wypadałoby podać jakąś definicję. W Stanfordzkiej Encyklopedii Filozofii można
znaleźć takie zdanko (moje tłumaczenie):
Patriotyzm można zdefiniować
jako miłość do swojego kraju, identyfikację z nim, specjalną troskę o jego
dobro i o dobro swoich rodaków.
Patriotyzm ma więc dwa składniki:
jeden to uczucie wobec kraju, a drugi to preferencyjne traktowanie kraju i
swoich rodaków. Samo przywiązanie do własnej okolicy, współmieszkańców,
kultury, języka itp. jest czymś naturalnym i ciężko spotkać kogoś, kto by
czegoś takiego w jakimś stopniu nie odczuwał. Wiadomo, że to miło, jak nasi
strzelają gola, bo to przecież nasi. Robienie jednak z tego uczucia cnoty i
twierdzenie, że powinno ono prowadzić do specjalnego traktowania pewnej grupy
ludzi jest już moralnie problematyczne. Moralne wymogi mają to do siebie, że są
uniwersalne, tzn. stosują się do wszystkich jednakowo. Patriotyzm jest
natomiast rodzajem grupowego egoizmu: lepiej traktuje się swoich i oczekuje
się, że przez nich będzie się lepiej traktowanym.
Jeśli ktoś już musi uprawiać
grupowy egoizm, to powinien mieć dla niego jakieś uzasadnienie. Nie twierdzę,
że się nie da go mieć – jakiś stopień grupowego egoizmu w ramach rodziny czy
grupy przyjaciół może być dobrym przykładem – ale próby uzasadnienia egoizmu
patriotycznego wydają mi się dość rozpaczliwe. Paul Gomberg, autor wyżej
podlinkowanego tekstu o patriotyzmie, pisze tak:
Problematyczna relacja między
patriotyzmem a moralnym uniwersalizmem pochodzi z naszej historii. Uniwersalizm
pojawił się stosunkowo niedawno w ludzkich społecznościach, po raz pierwszy
prawdopodobnie w filozofiach i religiach społeczeństwa hellenistycznego.
Przypowieść o dobrym Samarytaninie to typowy wyraz odrzucenia nacjonalizmu,
które cechowało uniwersalizm chrześcijański. Pozostało ono etycznym ideałem w
Europie aż do powstania państw narodowych i, później, świadomego nacjonalizmu w
osiemnastym wieku. Podejmowano wiele prób pogodzenia patriotyzmu i nacjonalizmu
z tradycją uniwersalistyczną. Próby te bazują w gruncie rzeczy na koncepcji
historii, według której patriotyzm pomaga w realizacji ideału uniwersalnego
szczęścia albo praw człowieka. Ta pozytywna ocena patriotyzmu może się brać
albo z optymistycznego założenia, że patriotyzm jest etapem w rozwoju bardziej
uniwersalnego moralnego standardu, albo z pesymistycznego założenia, że
powszechny patriotyzm to maksimum, które większość z nas może osiągnąć w
świadomym dążeniu do uniwersalnych moralnych ideałów. Sugeruję, że ani ten
pesymizm, ani ten konkretny rodzaj optymizmu nie jest uzasadniony. Autentyczny
uniwersalizm jest możliwy, ale tylko jako rezultat walki przeciwko
patriotyzmowi i nacjonalizmowi.
Nie do końca zgadzam się chyba z
Gombergiem w sprawie narodzin uniwersalizmu, ale jeśli chodzi o konsekwencje
patriotyzmu dla ogółu ludzkości lub możliwość jego przezwyciężenia, to wydaje
mi się to całkiem zgodne z tym, co wiemy o ludzkiej historii i psychologii.
W poszukiwaniu ilustracji wpisałem w Wikimedia Commons "patriotism" i na pierwszym miejscu wyskoczyły patriotki włoskie. "Oszczędzając materiał, wzmacniają morale".Niektórzy twierdzą, że w patriotyzmie chodzi po prostu o przejmowanie się społecznością, w której się żyje i robienie czegoś dla wspólnego dobra. To jednak coś, pod czym śmiało można się podpisać nie będąc wcale patriotą. Filozoficzna różnica między patriotami a niepatriotami wychodzi na wierzch dopiero w przypadku konfliktu narodowych interesów. Nie bardzo rozumiem, z czego ma wynikać, że w przypadku konfliktu między moim a jakimś innym krajem mam się opowiadać po stronie mojego kraju, dlatego, że mój, a nie na przykład po stronie słabszego, albo po stronie tego, kto ma rację (według jakiegoś bardziej obiektywnego standardu). Patrioci, nawet ci bardzo umiarkowani, są zmuszeni przyznać, że w przynajmniej niektórych konfliktach trzeba popierać swoich, bo są swoi. Ale bardziej zasadniczy problem polega na tym, że patriotyzm wywołuje te konflikty; gdyby nie patriotyzm, to by ich nie było, albo byłoby ich mniej. Niekoniecznie musi oczywiście chodzić o krwawe konflikty, ale nawet z tych najbardziej niewinnych nie ma żadnego moralnego pożytku.
Narodowe konflikty wiążą się
najczęściej ze wspomnianym zniekształcaniem historii, które ma, po pierwsze,
wyraźnie oddzielić swoich od obcych (tu moja szkolna historia jest dobrą
ilustracją) i po drugie zasugerować, że ci swoi są fajniejsi (tu o ilustrację
jest tak łatwo, że aż mi głupio podawać). Możliwe, że znajdą się przypadki, w
których patriotyzm do tego nie prowadzi, ale i tutaj pozostaje problem, jak
uzasadnić preferencyjne traktowanie własnej grupy.
Patriotyzm, pisze Gomberg, jest
jak rasizm, można i należy się go pozbyć na rzecz uniwersalnej solidarności. Ludzkość
stać na zdecydowanie więcej niż na narodową grupową lojalność z całym jej typowym
zakłamaniem, tak samo jak stać ją na więcej niż na rasową lojalność z jej
typowym zakłamaniem – i dlatego właśnie specjalne traktowanie własnego narodu
jest tak samo niemoralne jak specjalne traktowanie własnej rasy.
Postulowano większy nacisk na historię lokalną (ba! większościowy jej udział w nauczaniu historii), ale na postulowaniu się skończyło...
OdpowiedzUsuńJa nawet rozumiem ludzi, którzy to blokują, z patriotycznego punktu widzenia może to rzeczywiście mieć sens. Nie wierzę po prostu w patriotyzm z ludzką twarzą, zwłaszcza w Polsce.
UsuńPatriotyzm jest bardzo mocno ugruntowany w naszym kraju do tego stopnia, że w dyskusji publicznej w ogóle nie podważa się jego wartości. Niby wszyscy czują się patriotami, a przynajmniej powinni czuć. Ja też nie jestem patriotką i nie wiem czemu miałabym być: ani lokalną, ani globalną. Nie jestem też humanistką - dlaczego bowiem miałabym uważać ludzi za gatunek uprzywilejowany w jakiś sposób przed innymi?
OdpowiedzUsuńJa też nie nazwałbym się humanistą, ale zdaje się, że są definicje humanizmu, które nie zakładają szowinizmu gatunkowego.
Usuń"Odnoszę nawet przykre wrażenie, że patriotyzm jest teraz bardziej popularny niż, powiedzmy, sto lat temu, i to nie tylko w Polsce, ale w ogóle"
OdpowiedzUsuńWell, w 1913 roku? Jest odwrotnie, może nawet zaraza wygasa.
No nie wiem. Pomijając wpływowych intelektualistów, o których piszę wyżej, sto lat temu na pewno było więcej różnych antypatriotycznych anarchistów, komunistów czy socjalistów.
UsuńAutor bloga opisał pewien sposób rozumowania. Jego schemat jest taki, że zestawia się dwie konfliktujące ze sobą postawy ( tu uniwersalizm etyczny i patriotyzm rozumiany jako swoisty egoizm grupowy) i z owego konfliktu wyciąga wniosek, że nie jest możliwe czy też celowe ich pogodzenie. Wszakże taki sposób rozumowania, co do zasady zapewne poprawny, jest rażąco niekompletny. Człowiek podejmując na co dzień decyzje staje przed wieloma kryteriami wyboru właściwego postępowania, zaś kryteria etyczne są zaledwie jednymi z wielu - być może najważniejsze, ale zarazem często najłatwiejsze. Po pierwsze na co dzień nasze postępowania poddane są rutynie. Wybieramy markę produktu, wybieramy sposób dojazdu do pracy, wybieramy język jakiego będziemy uczyć nasze dzieci i szkołę do której będą chodzić. Wybieramy tysiące rzeczy, i większość z nich jest całkowicie obojętna pod względem kryteriów etycznych, gdyż nie wykracza poza rutynowe czynności poprane etyczne z założenia. Jednak nie każdy z tych wyborów jest patriotycznie obojętny - jak choćby wybór języka w jakim będziemy mówić z dziećmi w domu rodzinnym. Kwestia czy będzie to język polski czy angielski jest etycznie obojętna, jednak wyboru czasami należy dokonać. Nie jest także możliwe jego odroczenie.
OdpowiedzUsuńNa tym przykładzie ( i na setce innych by wspomnieć tylko kupowanie książek i marchewki) widać, ze wybory podyktowane patriotyzmem mogą być szalenie istotne, a etycznie całkowicie neutralne.
Widać zatem, ze problem nie polega na tym że autor bloga wyborów owych nie dokonuje ( blog jest w j. polskim, czemu nie serbsko-chorwackim skoro to autorowi obojętne? W razie gdyby autor nie znał serbsko-chorwackiego - zawsze można by sie posłużyć google translatorem. Co za różnica? ) Dokonuje. Ale woli ukrywać, jak sądzę, głównie przed sobą, faktu ich istnienia. Nadając im walor incydentalności ( "przypadek sprawił że urodziłem sie Polakiem" ) unika w ten sposób kwestii relacji owego zdarzenia i jego konsekwencji do postawy życiowej i postępowania. Słowem - autor woli wierzyć że większość rzeczy w jego życiu jest przypadkiem który dla niego nie ma znaczenia, niż uznać wagę i zdeterminowanie swojego postępowania właśnie owymi przypadkami. Tymczasem tak samo jak przypadkiem autor jest Polakiem, tak samo przypadkiem nie jest meduzą.
Pewne sprawy w życiu, jak przynależność do kultury, wychowanie, język, sposób myślenia - zaprzeczanie patriotyzmowi w Polsce jest całkowicie powszechnym snobizmem - sa zdeterminowane przez kody kulturowe środowisk w jakich sie przybywa. jest bardzo smutnym objawem, że całkiem spora cześć Polaków, po przemianach w 89 roku, przestała identyfikować się kultura i kodami kraju z jakiego wyrośli. A kraj ów, jest niebywałym w historii przypadkiem - zmarnowanych szans, wielkich osiągnięć ( wystarczy sobie uświadomić stan intelektualny tego kraju - o którego obywatelach pisał Montaigne że z całej Europy jedynie Polaka mógłby do serca przytulić - a co zmarnowano wraz z upadkiem państwa z winy elit i kontrreformacją z winy kościoła katolickiego). Wszyscy chorujemy - bo chore jest nasze społeczeństwo. A choroba owa ma postać fastfooda z makdonaldyzacją wspólnej świadomości. W ramach owej plastikowej kultury coraz większej liczbie ludzi wydaje się że nowoczesność jest bezkulturowa - podczas gdy jest to ledwie jeden z objawów ich własnego wykluczenia z kultury. Rodzaj bezdomności. I pomyłki która miesza konsumpcje produktów przygotowanych w globalnym fastfoodzie z twórczym uczestnictwem w kulturze.
Wszakże taki sposób rozumowania, co do zasady zapewne poprawny, jest rażąco niekompletny. Człowiek podejmując na co dzień decyzje staje przed wieloma kryteriami wyboru właściwego postępowania, zaś kryteria etyczne są zaledwie jednymi z wielu
UsuńKomentator myli się sądząc, że pozaetyczne kryteria mają tu coś do rzeczy. Autor bloga nigdzie nie zaprzecza, że kryteria etyczne są jednymi z wielu w wyborze postępowania. Dlatego nie pisze, że patriotyzm jest np. niepraktyczny czy nieracjonalny, a tylko, że jest niemoralny.
Wybieramy tysiące rzeczy, i większość z nich jest całkowicie obojętna pod względem kryteriów etycznych, gdyż nie wykracza poza rutynowe czynności poprane etyczne z założenia. Jednak nie każdy z tych wyborów jest patriotycznie obojętny - jak choćby wybór języka w jakim będziemy mówić z dziećmi w domu rodzinnym.
Autor jest skłonny się zgodzić, że wybór języka, w którym rozmawia się z dzieckiem, nie ma wielkiego moralnego znaczenia i że wybór między patriotyczną i niepartiotyczną decyzją jest tu z grubsza moralnie neutralny. Nie znaczy to jednak, że w innych sytuacjach patriotyzm nie prowadzi do nieszczęścia.
W razie gdyby autor nie znał serbsko-chorwackiego - zawsze można by sie posłużyć google translatorem. Co za różnica?
Komentator albo trolluje, albo nie używał nigdy Google Translatora, albo nie zna żadnego języka obcego.
Ale woli ukrywać, jak sądzę, głównie przed sobą, faktu ich istnienia.
Autor nie ma pojęcia, na jakiej podstawie komentator tak myśli, ale podstawą tą nie może być tekst autora.
Słowem - autor woli wierzyć że większość rzeczy w jego życiu jest przypadkiem który dla niego nie ma znaczenia, niż uznać wagę i zdeterminowanie swojego postępowania właśnie owymi przypadkami.
Komentator myli tu moralne znaczenie z innymi rodzajami znaczenia. Autor nie zaprzecza, że wychowywanie się w takim a nie innym kraju, w takiej a nie innej rodzinie itd. ma pod wieloma względami duże znaczenie. Autor nie pisze też nigdzie, czy czuje się emocjonalnie związany z polską kulturą, językiem itp. i czy się z nimi identyfikuje. Według autora przywiązanie można sobie mieć, ale nie powinno ono powodować dyskryminacji ze względu na narodowość, obywatelstwo itp.
zaprzeczanie patriotyzmowi w Polsce jest całkowicie powszechnym snobizmem
Autor zdaje sobie sprawę, że ktoś, kto krytykuje pogląd czy postawę x pisze zazwyczaj, że x jest w Polsce całkowicie powszechne, a ktoś, kto broni poglądu czy postawy x pisze zazwyczaj, że anty-x jest w Polsce całkowicie powszechne. Nikt dzisiaj nie chce być mainstreamowy, takie czasy. Autor nie natknął się jednak na żadnych otwarcie antypatriotycznych snobów poza dość hermetycznymi środowiskami. Czy komentator ma jakieś linki na potwierdzenie swojej opinii?
A kraj ów, jest niebywałym w historii przypadkiem - zmarnowanych szans, wielkich osiągnięć
Patriotyzm bardzo często prowadzi do złudzenia, że własny kraj jest krajem wyjątkowych osiągnięć i pod wieloma innymi względami jest zupełnie wyjątkowy. Niezależnie od kraju. To jeden z powodów, dla których autorowi jest daleko do patriotyzmu.
Wszyscy chorujemy - bo chore jest nasze społeczeństwo. A choroba owa ma postać fastfooda z makdonaldyzacją wspólnej świadomości.
Autor nigdzie nie odnosi się do tego problemu i nie bardzo rozumie, co ma tu on do rzeczy. Autor ma jak najgorsze zdanie o współczesnej kapitalistycznej tzw. globalizacji z całym jej odmóżdżeniem i niesprawiedliwością, ale nie sądzi, że jest to jedyna alternatywa dla patriotyzmu (o ile w ogóle jest to alternatywa, bo czasami ta tzw. globalizacja idzie z patriotyzmem ręka w rękę).
Wpierw komentarz co do powszechności: komentator ( czyli ja...) warcholi się nader często w internecie na rozmaitych forach i postawa zaprzeczania sensowności patriotyzmu, deklarowany kosmopolityzm, przekonanie że rzecz sprowadza się raczej do płacenia podatków ( "przynależę do społeczności lokalnej!" ), jest wg. mnie - całkowicie powszechna w otoczeniu w jakim prowadzę dyskusje. Otocznie to zawiera zdecydowany nadmiar osób z wykształceniem powyżej stopnia doktora, a niewielu ludzi bez wykształcenia wyższego lub z wykształceniem średnim i niższym. Wśród ludzi z wykształceniem średnim i niższym, jakich spotykam w pracy - patriotyzm jest raczej rozumiany i powszechny. Niestety innych niż takie - anegdotyczne - danych na poparcie mojej tezy nie posiadam.
UsuńI teraz:
K:"Wszyscy chorujemy - bo chore jest nasze społeczeństwo. A choroba owa ma postać fastfooda z makdonaldyzacją wspólnej świadomości."
A:"Autor nigdzie nie odnosi się do tego problemu i nie bardzo rozumie, co ma tu on do rzeczy."
A no to że wyrzekanie na patriotyzm jest wg. komentatora objawem makdonaldyzacji - współcześni intelektualiści zwyczajnie nie wiedzą po co jest patriotyzm. Nie czują go. Bo patriotyzm proszę Autora nie jest rozumową zgodą na przynależność do pewnej grupy, ale uczuciem. Stąd nie ma wielkiego sensu podejście które drogi autorze prezentujesz - jeśli nie dysponujesz stosowną ilością złudzeń wpojonych w dzieciństwie czy to na skutek wychowania, czy może ( co bardziej prawdopodobne i znacznie bardziej powszechne) na skutek przemyśleń i przeżyć owe złudzenia utraciłeś ( modne - przepracowałeś) - to obecnie na nic rachunki symboliczne - patriotyzmu nie znajdziesz. Całkiem podobnie jak w wypadku żony - małżeństwo z rozsądku może być bardzo, bardzo szczęśliwe - ja jednak preferuję namiętne katastrofy z miłości. Rzecz gustu.
Dodam że w tym wpisie na blogu który tu komentujemy ( oraz w większości rozmów o których wspomniałem powyżej w tym komentarzu) widzę zwyczajnie - rozkład społeczeństwa Polskiego po 89 roku. Inteligencja w Polsce zwyczajnie nie wie kim jest - bo i nie jest nikomu do niczego potrzebna.
Owszem - czasami jakaś zagraniczna firma dostrzega że powiedzmy można w Polsce kupić tanio inżynierów na kilogramy ( np. w Dell pracują na taśmie, co jest ewenementem na skalę światowa, zważywszy że za ich wykształcenie płaci reszta obywateli). Ale inżynierowie mają krótki termin przydatności do spożycia. Zastosowań dla humanistów zaś nie ma zbyt wielu. W sumie - nie dziwię sie minister Kudryckiej ( i ona o tym mówi tylko nikt jej nie rozumie! A ona to mówi wprost!) że robi co może by szkoły wyższe przyjęły profil zawodówek...
No ale my się odbijemy od dna, otworzą u nas wielkie centra przemysłowe, a wtedy - hoho!
przekonanie że rzecz sprowadza się raczej do płacenia podatków ( "przynależę do społeczności lokalnej!" ), jest wg. mnie - całkowicie powszechna w otoczeniu w jakim prowadzę dyskusje
UsuńJa się spotykam raczej z powszechnym nazywaniem tego płacenia podatków patriotyzmem.
W międzyczasie sam sobie znalazłem jeden przykład, którego się domagałem od Ciebie. Tomasz Żuradzki nie jest co prawda specjalnie znany (o ile wiem) i to niby tylko jeden artykuł, ale jednak poszło w Wyborczej, jest jakaś nadzieja dla świata.
Bo patriotyzm proszę Autora nie jest rozumową zgodą na przynależność do pewnej grupy, ale uczuciem.
Jest nie tylko uczuciem, ale też, jak starałem się zasugerować powyżej, praktyką. Można mieć płomienne uczucia względem swojej kultury, języka, historii itd. i nie być patriotą, wystarczy nie traktować swoich rodaków w preferencyjny sposób.
A no to że wyrzekanie na patriotyzm jest wg. komentatora objawem makdonaldyzacji
No właśnie, wmówiłeś sobie, że moja niechęć do patriotyzmu ma coś wspólnego z makdonaldyzacją albo z polską polityką dostarczania taniej siły roboczej zachodnim korporacjom, chociaż nie napisałem nic, co by na to mogło wskazywać.
Dodam że w tym wpisie na blogu który tu komentujemy ( oraz w większości rozmów o których wspomniałem powyżej w tym komentarzu) widzę zwyczajnie - rozkład społeczeństwa Polskiego po 89 roku.
Ja jeśli gdzieś widzę rozkład polskiego społeczeństwa, to głównie w dziwnej korelacji między biadaniem nad rozkładem polskiego społeczeństwa a nieznajomością reguł polskiej ortografii.
"A no to że wyrzekanie na patriotyzm jest wg. komentatora objawem makdonaldyzacji
UsuńNo właśnie, wmówiłeś sobie, że moja niechęć do patriotyzmu ma coś wspólnego z makdonaldyzacją albo z polską polityką dostarczania taniej siły roboczej zachodnim korporacjom, chociaż nie napisałem nic, co by na to mogło wskazywać." - bo nie to co piszesz, ale pogląd ( stwierdzający że patriotyzm jest niemoralny) jest objawem makdonaldyzacji. Patriotyzm - jest. Jego moralność lub nie nie jest w żaden sposób określona, bo moralne lub nie mogą być tylko jego przejawy. Można by zatem dyskutować czy większość przejawów patriotyzmu jest moralna czy nie. Załóżmy że niektóre z praktycznych przejawów patriotyzmu są niemoralne ( są!). Czy nie stawia to patriotyzmu dokładnie w tej samej pozycji jak: religii, racjonalizmu, filozofii, nauki, medycyny, polityki, wolnego rynku, handlu, produkcji rolnej, ekologii, walki z globalnym ociepleniem a nawet walki o prawa LGBT? Trudno robiąc cokolwiek od czasu do czasu nie uzyskać efektu niezgodnego z powszechnym (?) poczuciem moralności. Właściwie treść całkiem sporej części kultury wysokiej jest opisem takich sytuacji ( np. tragedie greckie) w której kilka wartości staje sobie w sprzeczności. Nie widzę w tym argumencie niczego odkrywczego.
_"Ja jeśli gdzieś widzę rozkład polskiego społeczeństwa, to głównie w dziwnej korelacji między biadaniem nad rozkładem polskiego społeczeństwa a nieznajomością reguł polskiej ortografii."_ - cóż, jestem dyslektykiem. Czy można przyjąć że reduction ad ortografium jest objawem utraty większości argumentów merytorycznych?
bo nie to co piszesz, ale pogląd ( stwierdzający że patriotyzm jest niemoralny) jest objawem makdonaldyzacji. Patriotyzm - jest. Jego moralność lub nie nie jest w żaden sposób określona, bo moralne lub nie mogą być tylko jego przejawy.
UsuńJak pisałem tutaj wielokrotnie, według mnie nie można zdefiniować patriotyzmu tylko jako poglądu, a należy jako pogląd i praktykę. I ta praktyka jest właśnie niemoralna.
Czy nie stawia to patriotyzmu dokładnie w tej samej pozycji jak: religii, racjonalizmu, filozofii, nauki, medycyny, polityki, wolnego rynku, handlu, produkcji rolnej, ekologii, walki z globalnym ociepleniem a nawet walki o prawa LGBT?
Nie, nie stawia. Przejawy patriotyzmu są z zasady niemoralne, bo polegają na dyskryminacji ze względu na narodowość czy obywatelstwo. Zastrzegłbym najwyżej, że nie wszystkie są koniecznie niemoralne. Na przykład podczas wojny w Wietnamie wielu Wietnamczyków walczyło z Amerykanami z niewątpliwie patriotycznych pobudek, ale nie powiedziałbym, że robili coś złego, bo jednocześnie przeciwstawiali się niesprawiedliwej i zbrodniczej inwazji, a przeciwstawianie się niesprawiedliwym i zbrodniczym inwazjom jest chwalebne i w tym wypadku, jak mi się wydaje, dużo istotniejsze od patriotycznej dyskryminacji.
Czy można przyjąć że reduction ad ortografium jest objawem utraty większości argumentów merytorycznych?
Złośliwość złośliwością, ale serio zauważam, że generalnie im ktoś większym się ogłasza polskim patriotą, tym większe ma problemy z pisaniem po polsku.
"Przejawy patriotyzmu są z zasady niemoralne, bo polegają na dyskryminacji ze względu na narodowość czy obywatelstwo. " - dalej swoje. W jakim sensie niemoralne jest to że wybieram jako język dla swoich dzieci, język Polski? Że pokazuję im jak sie robi tradycyjne polskie dania? Że uczę ich historii Polski, a zwłaszcza miejsca gdzie mieszkamy, pomijając historię Anglii czy Kanady, a już kompletnie ignorując dzieje szacownego Londynu i tysięcy miast na świecie? Uczepiłeś się z góry przyjętej tezy, i dorabiasz do niej logikę.
UsuńMogę sie zgodzić, ze w określonych sytuacjach patriotyzm, zwłaszcza źle pojmowany, może prowadzić do działań niemoralnych. Dokładnie tak samo jest np. ze stosowanie logiki/matematyki w życiu. Czy z tego powodu logika/matematyka jest niemoralna?
W jakim sensie niemoralne jest to że wybieram jako język dla swoich dzieci, język Polski? Że pokazuję im jak sie robi tradycyjne polskie dania? Że uczę ich historii Polski, a zwłaszcza miejsca gdzie mieszkamy, pomijając historię Anglii czy Kanady, a już kompletnie ignorując dzieje szacownego Londynu i tysięcy miast na świecie?
UsuńNie wiem. Możliwe, że w żadnym. Zacytuję samego siebie:
"Patriotyzm ma więc dwa składniki: jeden to uczucie wobec kraju, a drugi to preferencyjne traktowanie kraju i swoich rodaków. Samo przywiązanie do własnej okolicy, współmieszkańców, kultury, języka itp. jest czymś naturalnym i ciężko spotkać kogoś, kto by czegoś takiego w jakimś stopniu nie odczuwał. Wiadomo, że to miło, jak nasi strzelają gola, bo to przecież nasi. Robienie jednak z tego uczucia cnoty i twierdzenie, że powinno ono prowadzić do specjalnego traktowania pewnej grupy ludzi jest już moralnie problematyczne."
Ty piszesz tylko o tym pierwszym składniku, a ja mam zastrzeżenia do połączenia obu.
Nie jestem przekonana do (ewentualnego) moralnego uzasadnienia grupowego egoizmu w przypadku rodziny czy przyjaciół – mógłbyś odrobinę rozwinąć ten wątek? Czy chodzi o to, że moralne wymogi jednak nie są uniwersalne, i pewne więzi czy funkcje nakładają na nas wzmożone obowiązki wobec pewnych osób ? Bo np. matka prawdopodobnie ma traktować szczególnie własne dziecko, i vice versa – i w ogóle za każdym razem, układ odpowiedzialności za kogoś (co też jest pomysłem z zakresu moralności) podwyższa poziom obowiązków moralnych. A nie sama „rodzinność”.
OdpowiedzUsuńBo jeśli uzasadnieniem owego rodzinnego grupowego egoizmu mają być wyłącznie uczucia sympatii, więzi itp., to nie widzę jakościowej różnicy, tak samo można wyjaśniać patriotyzm. To zresztą tylko wyjaśnienie, a nie usprawiedliwienie :)
A i ten rodzinny grupowy egoizm to też bywa amorlanym familizmem, nepotyzmem itd. Bardzo trudno sensownie wytyczyć granice tej „etyki troski o swoich”.
Czy jest dzisiaj jakiś Tołstoj, jakiś Einstein, jakaś Goldman czy jakiś Shaw, który by głośno mówił, że patriotyzm to głupota, tak by miało to jakiś większy oddźwięk?
OdpowiedzUsuńNie tak to ujmował ;), ale mocno potępiał narodowe egoizmy np. Peter Singer w „Jeden świat. Etyka globalizacji”, którą kiedyś miałam w rękach.
Ale nie jestem szczególnie zorientowana w literaturze przedmiotu, i też często natykam się na takie teksty, zwłaszcza ten mnie wyprowadził z równowagi.
Nie jestem przekonana do (ewentualnego) moralnego uzasadnienia grupowego egoizmu w przypadku rodziny czy przyjaciół – mógłbyś odrobinę rozwinąć ten wątek?
UsuńPo pierwsze, ten rodzaj grupowego egoizmu nie prowadzi do tak błędnych poglądów o świecie, po drugie, nie wywołuje tak tragicznych konfliktów (i nie mam tu na myśli tylko wojen), po trzecie, można mieć pewne wątpliwości, czy świat bez tych egoizmów jest możliwy i jeśli tak, to czy byłby lepszym światem.
Wydaje mi się (ale to takie głównie gut feelings bez specjalnego studiowania tematu), że zwłaszcza rodzinna lojalność jest często zdecydowanie za daleko posunięta, ale żeby tak w ogóle bez niej, to nie jestem pewien. W przypadku rodziny czy przyjaciół sytuacja jest dla mnie generalnie niejasna.
Nie tak to ujmował ;), ale mocno potępiał narodowe egoizmy np. Peter Singer w „Jeden świat. Etyka globalizacji”, którą kiedyś miałam w rękach.
Punkt wzięty.
zwłaszcza ten mnie wyprowadził z równowagi.
Ten Fish jest w ogóle jakiś niezbyt ogarnięty. Nie mówię nawet o samych poglądach, ale o sposobie ich uzasadniania.
Też sądzę, że ten rodzinny i przyjacielski egoizm to nie do ominięcia, trudno mi także wyobrazić sobie świat bez tych relacji szczególnych, w ramach których zobowiązania moralne są większe. Pocieszające, że zwykle się pomaga nie na koszt innych (ale często, jak pisał Singer, nie najbardziej potrzebującym).
UsuńAle kwestia jest trudna, a dylematy realne, np. ktoś mnie ostatnio spytał o kompetencje mojej przyjaciółki, gdy starała się o pracę…
Rozumiem, że godzimy się bez oporów na ten pierwszy składnik patriotyzmu – przywiązanie do własnego języka, kultury, współmieszkańców itd. Takie przywiązanie też cenne z uwagi na sam efekt różnorodności, którą warto kultywować (język wilamowski ;) itp.), i też te styki kultur bardzo twórcze.
I potem to już tak leci: mamy tę sympatię do „swoich”, bo – już upraszczając - wspólne kody kulturowe, wspólne słowiańskie picie wódki (te uczucia, o których pisze Komentator Fiksacje ;)
I zwykle lądujemy z tym drugim składnikiem patriotyzmu. To już działa taki podstawowy mechanizm, że więcej empatii czujemy do podobnych; takie założenie (wcześniej wykazane) przyjmował chociażby Batson, jak robił swoje eksperymenty na empatię. I naprawdę należy wykonać dużą pracę mentalną, żeby się zatrzymać na tym pierwszym składniku/etapie p.
Ale zgadzam się, że, po pierwsze, podobieństwa są różnorakie, więc dlaczego to jedno, narodowe, ma przeważyć. Po drugie, tę pracę mentalną, o której wyżej, należy wykonać, i przełamać to naturalne faworyzowanie swoich – „not from inclination, but from duty” ;)
U mnie patriotyzm uruchamia się zwykle wtedy, gdy na jakiejś anglosaskiej konferencji muszę opowiadać miłej pani profesor, że istnieje język polski – w lepszym wariancie, że po polsku nie piszemy cyrylicą – że w Polsce istnieją faksy („Really ? Do you understand, what I mean?”). Ale zdaję sobie sprawę, że to kompleks mało znaczącego kraju, w sumie dlaczego mają to wiedzieć, jeśli ja nic nie wiem o bardzo wielu krajach…
Rozumiem, że godzimy się bez oporów na ten pierwszy składnik patriotyzmu – przywiązanie do własnego języka, kultury, współmieszkańców itd.
UsuńNie wiem, czy tak bez oporów. Można sobie wyobrazić sytuację, kiedy z przywiązania wynikają te mniej przyjemne zachowania, jak agresja, kłamstwo, wyzysk itp. i że trudniej walczyć z wynikaniem między przywiązaniem a nieprzyjemnymi zachowaniami niż z samym przywiązaniem. Wtedy może lepiej się zabrać za to drugie.
U mnie patriotyzm uruchamia się zwykle wtedy, gdy na jakiejś anglosaskiej konferencji muszę opowiadać miłej pani profesor, że istnieje język polski – w lepszym wariancie, że po polsku nie piszemy cyrylicą – że w Polsce istnieją faksy („Really ? Do you understand, what I mean?”). Ale zdaję sobie sprawę, że to kompleks mało znaczącego kraju, w sumie dlaczego mają to wiedzieć, jeśli ja nic nie wiem o bardzo wielu krajach…
Właśnie, kiedy mowa o patriotyzmie, to zazwyczaj następuje odniesienie do krajów, które są większe, bogatsze, potężniejsze, lepiej rozwinięte itd. Niemcy najeżdżają, Francuzi się wypinają, Brytyjczycy wyciągają specjalistów, Amerykanie nie umieją pokazać na mapie. Rzadko się w kontekście patriotyzmu porównujemy ze słabszymi, bo wtedy okazuje się, że po naszej stronie są ta sama ignorancja, pogarda i ślepy egoizm, na które narzekamy. Jak to ujął Russell, patrioci zawsze mówią o umieraniu za ojczyznę, ale nigdy o zabijaniu za ojczyznę.
Ten Fish jest w ogóle jakiś niezbyt ogarnięty. Nie mówię nawet o samych poglądach, ale o sposobie ich uzasadniania.
OdpowiedzUsuńa ja mam problem z takimi poglądami - ten trudny moment to np.: „when I wrote against interdisciplinarity and for disciplinary narrowness, against openness of mind and for a mind closed to error (fałszywa alternatywa;), against objectivity and for discrimination, against meritocracy and for nepotism, against formal neutrality and for affirmative action (to ok:), against independent voters and for partisan zeal, against a politics that is not a respecter of persons and for what I called “rational identity politics,” (?) against wind turbines and for Nimby (Not in My Backyard), against a worship of free speech and for the deployment of censorship..”
Ale w sumie ma rację gdy pisze: “personhood is not what remains after race, gender, ethnicity and filial relationships have been discounted; rather, personhood is the sum of all these, and it makes no sense to disregard everything that connects you to someone and to treat him or her as if the two of you had never met.” (z tym, że personhood is the sum of all these, i jeszcze coś).
Wpis niezwykle interesujący. Co znaczy jednak - preferowanie swoich? To zależy, czy mówimy o wartościach, czy o faktach. Jeśli bowiem chodzi o wartości, patriotyzm nie musi wykluczać wartości uniwersalnych. Jeśli zaś chodzi o fakty, to zdaje się, iż jest to kwestia analogiczna jak ta, która była poruszana w którymś z wpisów, związanych z zagadnieniem solidarności oraz badaniami i wypowiedziami Michała Bilewicza. Padło tam zdanie, iż człowiek z natury preferuje jakichś "swoich". W tym sensie nie można nie zauważyć, iż również niepatrioci - czy radykalni, czy też nie, nie ma to w tym momencie znaczenia - preferują "swoich".
OdpowiedzUsuńKoncepcję "swoich", zdaje się, rozwinął (albo używając terminu psychoanalitycznego: zracjonalizował) swojego czasu Carl Schmidt, i posługuje się nią zarówno jedna, jak i druga strona. Wydaje się więc, że preferowanie swoich jest naturalne - choć zgadzam się z tym, co padło również gdzieś na tym blogu, iż to, co naturalne, nie koniecznie oznacza tym samym tego, co dobre. Ale jaki z tego wniosek? Autor nie lubi Żiżka, ale, może nieco prowokacyjnie - Żiżkowska interpretacja (radykalna) miłości bliźniego? Zdaje się, że jednak trudno jest przymusić do miłości.
Można na to odpowiedzieć, że bynajmniej nie chodzi o miłość. Jednakże z perspektywy arystotelesowskiej, a więc języka, który jest już w naszych czasach przebrzmiały, miłość wciąż jest łączona ze wspólnotą - bardziej wzniośle: idei, mniej wzniośle - interesów. Zdaje się więc, iż nie da się uciec od jakiegoś mechanizmu preferowania swoich. Jeśli zaś Autor pisze o tym, iż angażowanie się w sprawy dobra wspólnego nie muszą wiązać się z patriotyzmem, to cóż, w moim rozumieniu jednak jest to właśnie patriotyzm.
Moim zdaniem problem polega na niedostatecznej definicji istoty patriotyzmu, bo wedle tego, co napisałem, za patriotyzm można uznać dowolną ilość rzeczy, skorelowanych po prostu z dobrem wspólnym. (Można za nie uznać zarówno historię, jak i podatki - kwestia temperamentu.) Nie twierdzę, iż sam posiadam taką definicję. Jednak mówiąc anegdotycznie, patriotyzm w większej mierze wydaje mi się polegać na tym, by być zainteresowanym realnymi losami wspólnoty - poprzez co nawiązuję np. do kwesti niekiedy poruszanej przez (głownie) publicystów, Polski jako kraju postkolonialnego. Patriotyzm może być tu impulsem, by zainteresować się wedle własnych możliwości faktami historycznymi i socjologicznymi. Impulsem jest z racji pewnej sympatii związanej z poczuciem wspólnoty losu.
Jednak z racji rozmycia definicji, ktoś może uznać, iż nie ma to nic wspólnego z patriotyzmem - jak Autor wskazał na przykładzie ignorancji tradycji lokalnych. Byłoby to może raczej jakąś formą humanizmu, albo historycyzmu - który zupełnie teoretycznie może być zupełnie unaukowiony i pozbawiony jednoznacznej sympatii albo antypatii, jeśli oznacza ona faworyzowanie grupy na zasadzie "nasi", przeciwko "tamtym". Tym samym biorąc pod uwagę kwestię empiryczną, iż nasze sympatie albo antypatie wpływają na interpretowanie danych zjawisk wedle jakiegoś klucza, który chyba głównie polega na wspólnocie doświadczenia, możnaby uznać, iż patriotyzm jest formą selektywnej empatii (ew. hermeneutyki, o której wiem, iż Autor jej nie ceni) - moim zdaniem więc nie chodzi o to, by zlikwidować patriotyzm, a o to, by poszerzyć tę empatię o kolejne szczeble doświadczenia - poprzez analogię. Z drugiej strony, zasoby poznawcze i emocjonalne człowieka są z natury ograniczone, a więc rzecz pozostaje w gestii nie tyle zwyczajnego człowieka, co, nawiązując do pojęcia ukutego przez (psychologa) Kozieleckiego, "twórcy informacji". Przy czym ja osobiście się wzdrygam na zbyt daleko idącą socjotechnikę, może z tą moją preferencją jednostki z jej doświadczeniami nad kwestię dobra wspólnego. To z resztą szerszy temat do rozwinięcia, i nie związany z potrzebami chwili obecnej.
OdpowiedzUsuńPowrając do tematu patriotyzmu ujętego jako forma empatii, tudzież jako impuls prowadzący ku możliwości pojęcia losów jednostek bądź wspólnot istniejących w zbliżonych realiach historycznych, klasowych, lokalnych etc. Odnosząc się do empirii wyciągam wnioski, że jakaś uniwersalna empatia i tak gdzieś istnieje, kwestią techniczną zdaje się być ukiernukowanie jej na konkretne cele bądź działania. Z moich doświadczeń wynika zaś, iż deklarowanie takiego bądź innego poglądu nie pociąga za sobą ani działania, ani nawet rzeczywistego przekonania. W tym sensie, mam wrażenie, iż pewna uniwersalistyczna empatia, nie chciał bym, by zostało to odebrane zbyt optymistycznie, istnieje. To w takim znaczeniu, iż ktoś myśli sobie np. "biedni byli ci Żydzi za okupacji". Owszem, kwestią jest przełożenie tej empatii na realne działania - zdaje się jednak, iż człowiek zazwyczaj nie jest zdolny do szczególnego heroizmu, i czy można go o to winić? Zdaje się, iż taki po prostu jest człowiek - nie gwoli usprawiedliwienia, lecz precyzji matematycznej, skoro już bierzemy w rachubę geny, środowisko, zagadnienie wolnej woli etc.. W kwestii samej empatii natomiast, rozumiem, iż Autor nie zgodzi się ze stanowiskiem, iż samo współczucie to już dużo - i będzie nalegać na działanie. Jeśli jednak miałbym wypowiedzieć się z mojej - może nieco zbyt spirytualistycznej - perspektywy, powiedziałbym, iż świadczy to jednak o jakimś paradoksalnym i niezdolnym do wybicia się "dobru" (bo ja przyjmuję jednak taką kategorię metafizyczną), które tkwi w tam gdzieś daleko w ludzkim myśleniu.
Nie wiem, jak Autor przyjmie moje wynużenia. Być może są zbyt "literackie", a być może brakuje podsumowania. Mógłbym jednak wskazać, iż moja wypowiedź opiera się o refleksję antropologiczną, o której nie wiem, czy nadal jest praktykowana. (Jeśli nie - nie moja sprawa.) Ciekaw jednak jestem, jak Autor odniesie się do moich przemyśleń.
Pozdrawiam serdecznie.
Zakładając, iż Autor może być zainteresowany, przesłałem na skrzynkę poczty elektronicznej ujęcie patriotyzmu w kategoriach współczesnej kognitywistyki, a więc embodied/embedded mind. Z racji zawiłości wywodu postanowiłem skierować się do Autora prywatnie. Miejscami wyrażam się w nieco jaskrawy sposób, jak wówczas, kiedy tożsamość psychologiczną (bynajmniej, nie tylko tę konserwatywną) porównuję do do dziedzictwa UNESCO. Jednak wbrew pozorom, nie ma tam tak dużo szaleństwa, a co najwyżej śmiałe tezy - jak choćby pytanie o to, czy, uwzględniając kategorie brane przeze mnie pod uwagę, terrorysta albo morderca ma prawo do swojej tożsamości psychologicznej. Wskazuję, iż dziedzina wartości (nie sprecyzowana przeze mnie i w zamierzeniu uniwersalistyczna) jest raczej kwestią natury ludzkiej, niż podmiotu, nawiązując do poglądu transcendentalistycznego - pierwszeństwa natury przed podmiotem - jest to zaś sposób wydobycia się z błędnego koła, wedle którego podmiot ustanawia wartości (twierdząc, iż jego życie jeset wartością, kiedy w moim mniemaniu sama nasza natura każe nam myśleć w kategoriach wartości). Myśl jest na poły humanistyczna, może wręcz antropologiczna, a w terminach współczesnych - nawiązująca do szeroko pojętej filozofii umysłu (bo to niekiedy po prostu nowa szata antropologii) - lecz na tyle otwarta na dokonania współczesnej nauki, by nie rościć sobie praw do antropocenryzmu - w czym z resztą wskazuję pewną obosieczność takiego poglądu w sferze praktycznej. Wydaje mi się, że warto przeczytać, choćby dla samej przyjemności ekstrawaganckiej, choć, na moje siły, zdyscyplinowanej - refleksji. Wiadomość jest z adresu podpisanego moim imieniem i nazwiskiem. a.pietras982 (i tak dalej), nosi zaś tytuł "Konserwatyzm naukowy? Wbrew pozorom...". Nie wiem, co Autor będzie myśleć na temat moich wywodów, a jednak nie mogłem się zwyczajnie powstrzymać przed podzieleniem się swoimi przemyśleniami. Używając zaś języka marketingowego: Arystoteles, Locke, Carnap, Dennet. Polecam się, z nastawieniem na ferment.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Adam Pietras
Mam nadzieję, iż Autor nie ma mnie dość, na wytłumaczenie mojej hiperpłodności w dziedzinie komentarzy mam tylko to, że nie mam dostępu do środowiska uniwersyteckiego, zaś dyskusje na racjonalista.pl uważam za nieco poniżej mojego poziomu.
OdpowiedzUsuńOdniosę się do kwestii uniwersalizm kontra partykularyzm. Na początek chwyt erystyczny: gdzie dziś jest myśl uniwersalistyczna? W amerykańskich misjach pokojowych, czy we francuskiej polityce imigracyjnej? A prócz tego, kto ma być uniwersalistą? Lud? Parlament? Premier?
Naprędce sklecona myśl mogłaby brzmieć, iż kwestię uniwersalizmu bądź partykularyzmu należałoby rozpatrywać nie w dziedzinie moralnej, a epistemologicznej bądź praktycznej. Po raz kolejny korzystając z uroszczenia, możnaby postawić sprawę tak, iż jeśli uniwersalizm jest w stosunku do rzeczywistości pewną globalnie (uniwersalnie ;)) niemożliwą do spełnienia ideą, czy można uznać, iż jest bardziej moralny?
Nawiążę znów do dziedzictwa klasycznego, wedle którego jedną z naczelnych idei moralnych jest umiar - oznacza to, iż będę realizować tylko te cele, które leżą w zasięgu moich możliwości - nie tracąc czasu ani energii na to, co jest niewykonalne.
Pytaniem, które pozostaje otwarte, jest to, co możemy zrobić z naszą obecną wiedzą i jakie konsekwencje może mieć taki albo inny pogląd. Ale szczerze? Moim zdaniem, w niektórych przynajmniej, być może ograniczonych, perspektywach, światopogląd nie ma żadnego znaczenia, a ma raczej temperament.
Autor może stwierdzić, iż jest to wizja zanadto pesymistyczna, ale być może po prostu nie licuję się z czymś, o czym nie wiem, a wie Autor.
Pozdrawiam
Adam
Zdaje się więc, iż nie da się uciec od jakiegoś mechanizmu preferowania swoich.
UsuńMożliwe, ale nie każde preferowanie swoich jest patriotyzmem. Istnieją tuziny rodzajów egoizmu grupowego i ja twierdzę, że każdy z nich należy oceniać oddzielnie.
Jeśli zaś Autor pisze o tym, iż angażowanie się w sprawy dobra wspólnego nie muszą wiązać się z patriotyzmem, to cóż, w moim rozumieniu jednak jest to właśnie patriotyzm.
To wcale nie musi być patriotyzm. Po pierwsze, wspólnota nie musi być wspólnotą narodową – może być wspólnotą sąsiedzką, regionalną, zawodową, klasową etc. Po drugie, nawet w przypadku wspólnoty narodowej angażowanie się w sprawy dobra wspólnego nie musi być patriotyczne. Po prostu żyjemy w świecie, gdzie istnieją narody i państwa narodowe, które te narody utrzymują przy życiu. W związku z tym ktoś, kto chce się zaangażować w sprawy dobra wspólnego, często nie ma wyboru i musi się angażować w sprawy dobra narodowego. Np. ktoś, kto chce się zaangażować w walkę z – powiedzmy – alkoholizmem, w praktyce będzie często musiał zaangażować się w walkę z polskim alkoholizmem, bo obecne instytucje i struktury są takie, jakie są. Ktoś taki nie musi być jednak patriotą. Jeśli jest indyferentny wobec samego istnienia narodów i państw narodowych, to patriotą na pewno nie będzie.
możnaby uznać, iż patriotyzm jest formą selektywnej empatii
Moim zdaniem nie można tak uznać. Istnieją patrioci, którzy nie przejawiają żadnej empatii, a w patriotyzmie kręci ich np. pragnienie dominacji na innymi narodami.
W kwestii samej empatii natomiast, rozumiem, iż Autor nie zgodzi się ze stanowiskiem, iż samo współczucie to już dużo - i będzie nalegać na działanie.
To nie jest tak, że wg mnie patrioci są już empatyczni względem swoich rodaków, a ja bym chciał, żeby byli też empatyczni względem obcokrajowców. Ja bym chciał, żeby był jeden moralny standard dla rodaków i nierodaków. Na czym ten jeden standard ma dokładnie polegać – to jest temat na inną dyskusję.
Po raz kolejny korzystając z uroszczenia, możnaby postawić sprawę tak, iż jeśli uniwersalizm jest w stosunku do rzeczywistości pewną globalnie (uniwersalnie ;)) niemożliwą do spełnienia ideą, czy można uznać, iż jest bardziej moralny?
Nawiążę znów do dziedzictwa klasycznego, wedle którego jedną z naczelnych idei moralnych jest umiar - oznacza to, iż będę realizować tylko te cele, które leżą w zasięgu moich możliwości - nie tracąc czasu ani energii na to, co jest niewykonalne.
W odrzuceniu patriotyzmu nie widzę nic niewykonalnego. W każdym razie nie bardziej niewykonalnego niż w odrzuceniu, powiedzmy, oszustwa. Ktoś może powiedzieć, że ludzie oszukują się od zarania dziejów, oszustwa występowały i występują we wszystkich kulturach, ciężko znaleźć kogoś, kto nigdy nie został oszukany albo sam nie oszukał. Wygląda więc na to, że oszustwo to część natury ludzkiej i że świat bez oszustwa jest “niemożliwą do spełnienia ideą”. Czy w związku z tym powinniśmy uznać, że oszustwo jest moralnie w porządku? Otóż nie powinniśmy i tak samo jest z patriotyzmem.
Poza tym w przeciwieństwie do świata bez oszustwa świat bez patriotyzmu istniał, i to przez długie wieki. Patriotyzm urodził się w XIX w., bo dopiero wtedy zaczęły powstawać narody w obecnym sensie tego słowa. Oczywiście wcześniej istniały różne formy państwowej lojalności, ale one też nie wydają się niczym specjalnie mocno wpisanym w ludzką naturę – a nawet jeśli są wpisane, to nie znaczy, że nie powinno się z nimi walczyć.
W skrócie: zdaniem autora w definicję patriotyzmu wpisana jest jakaś forma szowinizmu. Tymczasem mógłbym wskazać kilka środowisk, głownie wśród młodych polskich republikan, które przyznają się do patriotyzmu, natomiast nie posądzam ich o szowinizm - chyba, że w takiej formie, iż czas i energię poświęcają zagadnieniom związanym z bytem narodowym. Przyznam się, iż nie wiem, czy jest to środowisko reprezentatywne dla ogółu patriotów, ponieważ moje poszukiwania intelektualne mają raczej charakter hobbystyczny. Być może istotnie, należałoby tu przejść do zagadnień ściśle politycznych bądź socjologicznych, pozostawiając na boku terminy ogólne.
UsuńOczywiście zdaję sobie sprawę, że państwo narodowe jest to forma dość młoda, związana romantyczną ideą "ducha narodu", a także - przynajmniej w założeniu - z upodmiotowieniem mas chłopskich i mieszczaństwa., etc. Jeśli spojrzeć nieco w historię, to jakaś forma monarchicznej bądź republikańskiej lojalności (wobec suwerena lub wobec polis) pojawia się nieco wcześniej, choć wciąż dotyczy warstw uprzywilejowanych, a więc przede wszystkim arystokracji - jak we Włoszech czy w Polsce - ew. przywileje schodzą do pewnego stopnia na kupieckie mieszczaństwo, jak w anglielskim parlamentaryzmie. W tym momecie muszę znów zaznaczyć, iż moje wycieczki intelektualne odbywają się raczej w ramach hobbystycznych niż profesjonalnych, a więc trudno by mi było bez sięgania po źródła wskazywać na kolejne cechy szczególne danych ustrojów opartych o pojęcie lojalności - a także na to, co mają wspólnego bądź nie z dzisiejszymi formami patriotyzmu.
Istotnie, z patriotyzmem mamy dziś trochę zamieszania pojęciowego. Ja na swoje potrzeby przyjmuję najszerszą i najprostszą definicję arystotelesowską, dla której polega on na zainteresowaniu dobrem wspólnym. Problem pojawia się w momencie, jak wspomniał Autor, kiedy ktoś aktywnie działa na rzecz wspólnego dobra, nie identyfikując się natomiast z poglądami typowymi dla tych, którzy głoszą prymat państwa narodowego. Nieco bez sensu byłoby nazywanie tego np. patriotyzmem globalnym albo klasowym.
Wydaje mi się jednak, że problem leży bardziej po stronie historycznych akcydensów. Jeśli już zgodzimy się na arystotelesowską definicję patriotyzmu, trzeba będzie wyciągnąć z tego konsekwencje. Problem na poziomie pojęciowym zdaje się wynikać z tego, iż patriotyzm zwykło się łączyć z postawą konserwatywną, którą na obecną chwilę można by nieco nadwyrężyć, wyrażając jej maksymę w taki sposób: nawet, jeśli nie jest dobrze, to lepiej nie eksperymetować, bo może być jeszcze gorzej. To dotyka z resztą problematyki etycznej i socjologicznej, a więc - znów - nieco poza terminami ogólnymi. Jak nazwać taką postawę? Konserwatyści twierdzą, że to realizm, obserwator zaś może uznać, że to rezygnacja bądź ignorancja.
OdpowiedzUsuńNa koniec: zdaję sobie sprawę, iż nie każdy rodzaj grupowego egoizmu jest równoważny, ponieważ w praktyce może przynosić zupełnie odmienne konsekwencje. Jeśli jednak tak, być może w podobny sposób należałoby potraktować patriotyzm: z dozą jakieś większej precyzji, wykraczającej poza pojęcia ogólne, biorąc pod uwagę wspomnianą socjologię, literaturę narodową, historię polityki etc. Ale, jako "oponent" w dyskusji, sam powinienem zebrać odpowiedni materiał i przedstawić go w serii twierdzeń oraz argumentów. Porzućmy więc tę myśl, bo to niezwykle dalekosiężne plany jak na moje obecne możliwości.
Może podsumuję swoją wypowiedź w taki sposób, iż patriotyzm dla mnie i dla wielu jest czymś, co można uznać za zmienną dodatnią w raczej nieobojętnej dziedzinie "purpose of life". Dlatego się go trzymam i rozumiem tych, którzy czynią podobnie - przy czym mówię teraz o "zwyczajnych ludziach", a nie o dyktatorach - bo to dwie zupełnie różne sprawy. Co prawda to już trzecia definicja patriotyzmu, którą tu wysuwam (ew. trzeci element jakiejś ogólniejszej definicji - antropologiczny) - uczuciowy związek w stosunku do artefaktów szeroko pojętej kultury narodowej - co niekiedy nawet nie musi się łączyć z aktualnym istnieniem państwa narodowego... (Jeśli ktoś wybiera inną drogę, to mnie jako "nowoczesnemu arystotelikowi" ;) to nie przeszkadza).
Pozdrawiam.
W skrócie: zdaniem autora w definicję patriotyzmu wpisana jest jakaś forma szowinizmu.
UsuńNic takiego nie twierdzę. Chyba że przez „szowinizm” rozumiemy jakieś zupełnie odmienne rzeczy.
Ja na swoje potrzeby przyjmuję najszerszą i najprostszą definicję arystotelesowską, dla której polega on na zainteresowaniu dobrem wspólnym.
A mogę zapytać, skąd wziąłeś tę „definicję arystotelesowską”? Arystoteles nigdzie nie definiuje patriotyzmu, ani w ogóle nie używa tego pojęcia, o ile mi wiadomo.
Poza tym, jak wspomniałem, wspólnota wcale nie musi być wspólnotą narodową, samo zainteresowanie x nie musi się przekładać na działanie na rzecz x, w dodatku, jak również wspomniałem, nawet działanie na rzecz narodowego dobra wspólnego wcale nie musi się wiązać z patriotyzmem, więc definicja wydaje mi się fatalna.
Usuń>>>>>>> Nic takiego nie twierdzę. Chyba że przez „szowinizm” rozumiemy jakieś zupełnie odmienne rzeczy.
Szowinizm można chyba rozumieć jako stosowanie podwójnych standardów - inny dla "rodaków", inny dla "nierodaków". W literaturze fachowej (nie koniecznie w poruszanym tutaj temacie) to prawdopodobnie bardziej złożona sprawa, bo zapewne istnieją sytuacje, w których możemy preferować swoich, a w których jest to moralnie podejrzane - jednak nawet na kanwie konsekwencjalizmu sprawa będzie zagmatwana. Np. taki temat: czy wobec "zwyczajnego zjadacza chleba" (8 godz. pracy, wykształcenie średnie albo zawodowe, 2000 tys. miesięcznie) stosować równie wyśrubowane standardy oceny moralnej, jak przypuśćmy wobec polityka. (Może to egzotyczny pomysł).
>>>>>>>A mogę zapytać, skąd wziąłeś tę „definicję arystotelesowską”? Arystoteles nigdzie nie definiuje patriotyzmu, ani w ogóle nie używa tego pojęcia, o ile mi wiadomo.
Nie twierdzę, że Arystoteles definiuje patriotyzm, bo sam nie wiem, czy używa choć trochę analogicznego do współczesnych standardów pojęcia - natomiast pisze na temat ustroju, relacji jednostki do wspólnoty, etc., co w jakiejś mierze zostało przejęte przez rozmaitych myślicieli rozpatrujących kwestie warunków, realiów, wymogów i korzyści związanych z życiem wspólnotowym - również tych identyfikujących się w jakiś sposób z postawami patriotycznymi, rozumianymi jako typowo nowoczesne.
To wszystko z resztą mieści się w pojęciu dobra wspólnego i nie ważne, czy ktoś tu uznaje się za patriotę, czy nie, jeśli ma na uwadze dobro wspólne. Mniej więcej taki byłby mój przekaz, gdyby ktoś zaprosił mnie do Kuby Wojewódzkiego. Ale tak na serio, to moim zdaniem jakieś przemyślane zupełnie na nowo światopoglądowe centrum wyszło by wszystkim na dobre.
Na razie tyle, bo nie potrafię przewidzieć przebiegu dyskusji.