Do buddyzmu nigdy nie
czułem wielkiej sympatii. Wydaje mi się, że jego potencjał
moralny jest podobnie przereklamowany jak moralny potencjał
chrześcijaństwa: nauki o wybaczaniu i miłości bliźniego
wyglądają może ładnie na papierze, ale kiedy spojrzeć na
historię cywilizacji chrześcijańskiej, to okazuje się, że jest
to nieprzerwane pasmo krwawych rzezi urządzanych z najgłupszych
powodów oraz bezwzględnego wyzysku jednych grup społecznych przez
inne. Nie chcę powiedzieć, że z buddyzmem jest aż tak źle (jak
by nie patrzeć, buddyści nie mają na swoim koncie np.
eksterminacji rdzennej ludności kilku kontynentów), ale że
rozdźwięk między teorią i praktyką jest tu też znaczący.
Utwierdziła mnie w tym przekonaniu lektura fragmentów książki
Buddhist Warfare, zbioru artykułów poświęconych historii
buddyjskiej przemocy wojennej i jej buddyjskich usprawiedliwień.
Czytałem też trochę o feudalno-teokratycznym Tybecie sprzed
chińskiej inwazji i ciarki mnie przechodziły wobec skali nędzy,
zacofania, zastraszenia, eksploatacji i opresji społeczeństwa ze
strony tamtejszej arystokracji i elity mnichów. Zresztą, o ile
wiem, w większości buddyjskich państw – Tajlandii, Kambodży,
Birmie, Sri Lance, Bhutanie – zawsze panował ponury zamordyzm w
takiej lub innej formie.
Od buddyzmu odrzuca mnie
też spora ilość wierzeń, które trudno brać na poważnie:
reinkarnacja, karma, nirwana, wyrocznie, dobre duchy, złe duchy itp.
Możliwe, że niektóre z tych pomysłów da się zinterpretować w
naturalistyczny sposób (nirwanę na przykład) i możliwe, że nie
jest to żadna esencja buddyzmu – ale faktem pozostaje, że wielu
(chyba większość) buddystów wierzy w te głupstwa.
Słuchałem też kilku
wystąpień Dalajlamy – w większej części były to mądrości na
poziomie Paulo Coelho. Próbowałem się wstępnie zapoznać z
buddyjską ontologią i epistemologią – moje wrażenie było
ogólnie takie, że jeśli jest tam coś interesującego, to można
to też znaleźć gdzie indziej, często w jaśniejszej i bardziej
precyzyjnej formie.
Wszystko to były jednak
bardzo powierzchowne kontakty. Zdecydowanie więcej czasu spędził
nad buddyzmem filozof Owen Flanagan, który opublikował niedawno książkę
Bodhisattva's Brain. Buddhism Naturalized.
Książka zajmuje się dwoma zasadniczymi problemami: (1) Czy
neurolobiogia potwierdza w jakikolwiek sposób, że buddyzm czyni ludzi
szczęśliwymi? (2) Czy można pogodzić buddyzm z naturalizmem i czy
taki znaturalizowany buddyzm może wnieść coś ciekawego do
współczesnej filozofii? Krótka odpowiedź na pytanie pierwsze to
„nie”, na drugie – dwa razy „tak”.
To,
że żadne naukowe badania nie potwierdziły (wbrew różnym
tabloidowym doniesieniom) pozytywnego wpływu buddyjskiej medytacji
ani innych buddyjskich praktyk na ludzkie życie, nie musi oznaczać,
że tego wpływu nie ma. Po pierwsze jednak, definiowanie szczęścia
w taki sposób, by można je było jakoś mierzyć, jest bardzo
problematyczne. Po drugie, istnieją istotne różnice między
pojęciami szczęścia w różnych kulturach i systemach etycznych.
Flanagan dużą część książki poświęca badaniu takich różnic,
zwłaszcza tych między etyką buddyzmu, którą uważa on za formę
etyki cnót, a podobnymi systemami, np. arystotelizmem. Po trzecie,
cały czas bardzo niewiele wiemy o funkcjonowaniu mózgu. Po czwarte,
nawet gdybyśmy wiedzieli wszystko, i tak nie jest jasne, czy samo
obserwowanie mózgu może powiedzieć wszystko o szczęściu w całej
jego wielowymiarowości. Flanagan jest co prawda materialistą, ale
zdaje się, że również eksternalistą jeśli chodzi o nastawienia
typu „jestem szczęśliwy, że x”.
Jeśli
chodzi o naturalizację buddyzmu, to sprawa jest dla Flanagana dość
jasna – większość elementarnych nauk, wierzeń czy postaw
buddyzmu nie zakłada wiary w nadprzyrodzone istoty, niematerialne
dusze, ani nic podobnego (Cztery Szlachetne Prawdy, Ośmioraka
Ścieżka, anatman, ahimsa). Inne (reinkarnacja, karma, nirwana)
można podobno w mniej lub bardziej naciągany i nieortodoksyjny
sposób zinterpretować tak, żeby się z naturalizmem nie kłóciły.
Choć w przypadku reinkarnacji naturalistyczna interpretacja wydaje
mi się tak naciągana, że nazywanie tego czegoś dalej reinkarnacją
przestaje mieć praktyczny sens.
Znaturalizowany
buddyzm może być dla współczesnego filozofa interesujący pod
kilkoma względami. Względnie najmniej przekonuje chyba Flanagana
buddyjska etyka, która według niego przesadza ze współczuciem,
natomiast nie docenia sprawiedliwości (czym być może da się
wytłumaczyć wyżej wspomniany zamordyzm w buddyjskich krajach).
Poza tym nie wiadomo dlaczego „nietrwałość wszystkiego łącznie
z samym sobą miałaby powodować, że życie pełne współczucia
będzie bardziej racjonalne niż życie hedonistyczne”. Inaczej
mówiąc, nie bardzo wiadomo, w jaki sposób buddyjska etyka wynika
z buddyjskiej ontologii i epistemologii.
Jednym
z najbardziej wartościowych aspektów buddyjskiej filozofii jest
natomiast bogactwo taksonomii pierwszoosobowych stanów mentalnych.
Klasyczne buddyjskie teksty, takie jak Abhidharma,
zawierają np. bardzo szczegółowe klasyfikacje i opisy różnych
emocji, podczas gdy niczego podobnego nie można znaleźć w
filozofii Zachodu. Te szczegółowe opisy mają zasadniczo umożliwić
poskromienie emocji poprzez praktykę medytacyjną, ale według
Flanagana pomóc mogą też w badaniu umysłu. Zresztą badanie samej
medytacji też może być bardzo odkrywcze, co sugerują ostatnie
badania dotyczące neuroplastyczności.
Jeśli
o mnie chodzi, to jestem wobec każdej introspekcji skrajnie
podejrzliwy; myślę, że jest ona jedną z głównych przyczyn
zawstydzającego braku postępu w filozofii na przestrzeni kilku
tysięcy lat. Flanagan nie twierdzi jednak, że samą introspekcją
można wiele osiągnąć, ale że w połączeniu z metodami
trzecioosobowymi może być ona skuteczniejsza niż same metody
trzecioosobowe.
Flanagan
zachwala jeszcze kilka innych buddyjskich koncepcji, jak np. naukę o
iluzoryczności tożsamości (anatman), która jest zbieżna z
pewnymi odkryciami współczesnej nauki. To jednak, że jest zbieżna,
nie musi koniecznie świadczyć o tym, że metody buddyjskiej
filozofii są wyjątkowo wiarygodne – może też chodzić o zwykły
przypadek. Podobnie może być np. ze wschodnimi wyobrażeniami o
różnicy między człowiekiem a innymi zwierzętami, które też
przystają do współczesnej nauki dużo lepiej niż tradycyjne
wyobrażenia zachodnie. Jeśli miałbym stawiać ma któreś z tych
wytłumaczeń, to wybrałbym przypadek. Tradycyjny buddyzm wydaje mi
się za bardzo przesiąknięty zaufaniem do subiektywnych,
introspekcyjnych i nieempirycznych metod badania rzeczywistości,
żeby mogło się z niego urodzić coś naprawdę wartościowego.
Religie dharmiczne nie są raczej aż takim poznawczym i moralnym
nieporozumieniem jak religie abrahamowe, ale to jeszcze nie znaczy,
że warto się w którąś z nich angażować.
Moim skromnym zdaniem jest sporo punktów w których notka (i być może recenzowana pozycja) trafia nieco obok nie tylko buddyzmu, ogólnej filozofii ale nawet zdrowego rozsądku.
OdpowiedzUsuń1. Wrzucanie do jednego wora "religii dharmicznych" i ich dyskusja jest podobnie sensowna jak potraktowanie jako całości "religii abrahamowych" albo np. "całej filozofii". To jest dosyć kiepskie, niechęć do filozofii i odrzucanie Poppera czy Wittgensteina, bo Hegel uważał tak czy owak, a hitleryzm wywiódł coś tam z filozofii Nietzsch'ego - to jest analogia dla skali generalizacji w notce. A porównanie religii dharmicznych i abrahamowych, no to naprawdę, sam nie wiem, to coś jak "Matematyka nie jest raczej aż takim poznawczym nieporozumieniem jak filozofia, ale to nie znaczy, że warto się w którąś angażować".
2. (1) Czy neurologia potwierdza w jakikolwiek sposób, że buddyzm czyni ludzi szczęśliwymi?
Po pierwsze, czy na pewno i w jakim sensie mówimy o szczęściu (co to jest well-being). Jak to ustalimy, to dopiero warto rozważać powiązanie właściwego pytania "co neurologia mówi o stanach mentalnych miszczów czy medytujących?" (bo TO się bada i podobno coś tam odkrywa) i ew. odpowiedzi, z pytaniem (1).
3 (2) Czy można pogodzić buddyzm z naturalizmem i czy taki znaturalizowany buddyzm może wnieść coś ciekawego do współczesnej filozofii?
Nie wiem czy z naturalizmem as is, ale co do empiryczności i przypadku w "słusznościach" buddyzmu - myślę, że buddyzm jest empiryczny i naturalistyczny w takim sensie, że weryfikuje (od samego Buddy przez wszystkie co bardziej duchowe, a nie teokratyczne i hierarchiczne, odmiany, po dziś dzień) te wszystkie introspekcje i subiektywizmy, które tak ci się nie podobają, trochę bardziej intersubiektywnie niż cała reszta religii. To znaczy - za największych mistrzów, następców, oświeconych uważa się tych którzy "dostarczają", tutaj "po owocach ich poznacie" niekoniecznie jest zakurzonym sloganem politycznej hierarchii, ale bywa istotnym kryterium, co pokolenie. A jeśli mistrzowie, bywa, różnią się od innych ludzi obiektywnie, co podobno da się zmierzyć tomografem i testami, i jest, przynajmniej w niektórych buddyzmach, nie-teizm i pewna dowolność praktyki, a uczniowie "głosują nogami" za mistrzami - to chyba nie ma bardziej empirycznej i naturalistycznej religii. Zresztą, jak się zastanowić, to całkiem podobnie jest z każdą filozofią i sporymi kawałkami nauki.
Może jeszcze taka uwaga, że buddyzm w sensach o których piszesz w notce, jest pokrewny bardzo wielu religiom czy praktykom medytacyjnym i mistycznym; i czy mówimy o zen, stoikach, wczesnych cystersach, kwakrach, sufich, nawet niektórych animistycznych może, itd itd to jest prawie ta sama śpiewka, to jest Leibniza i Huxley'a "philosophia perennis". Jedyna różnica, że buddyzm jest duży, stary, poukładany, chyba najmniej skłócony z nauką i jeszcze żywy, przynajmniej miejscami.
1. No tak, są to bardzo szerokie kategorie, ale zupełnie nie rozumiem, co jest nie tak np. z twierdzeniem, że wyobrażenie o różnicy między homo sapiens a innymi gatunkami jest w religiach dharmicznych generalnie trafniejsze niż w religiach abrahamowych. Wydaje mi się, że w sumie tych trafniejszych wyobrażeń o człowieku i świecie jest w religiach dharmicznych więcej i stąd to ostatnie zdanie w tekście powyżej.
OdpowiedzUsuńTwoja analogia z niechęcią do filozofii byłaby udana, gdybym wybrał sobie jedną z wielu religii dharmicznych, skrytykował jej jakieś mało charakterystyczne dla tej grupy cechy i na tej podstawie krytykował całą grupę.
Analogia z matematyką byłaby udana, gdyby matematyka i filozofia miały mniej więcej taki sam przedmiot czy funkcję.
2. Tak jak napisałem powyżej, duża część książki jest poświęcona roztrząsaniu różnic między buddyjskimi i niebuddyjskimi pojęciami szczęścia (jako well-being, happiness, flourishing, eudaimonia etc.) a także temu, co te wszystkie badania buddyjskich mózgów naprawdę pokazują.
3. Nie chcesz chyba powiedzieć, że empiryzm i naturalizm polegają na tym, że rację ma ten, kto zgromadzi większą publikę?
Dowolność praktyki czy niedogmatyczność, o których piszesz, nie mają tu wiele do rzeczy. Tradycyjny buddyzm jest nieempiryczny, bo nie próbuje konfrontować wyników introspekcji z doświadczeniem.
Tak w ogóle to szczerze polecam tę książkę. Skoro jesteś buddystą i naturalistą (?), to powinien być dla Ciebie must have sezonu.
"Analogia z matematyką byłaby udana, gdyby matematyka i filozofia miały mniej więcej taki sam przedmiot czy funkcję."
OdpowiedzUsuńW pewnym sensie i aspektach mają podobne funkcje, a nawet, w jakiejś części, przedmiot i narzędzia, dlatego wydaje mi się to dobrą analogią. Ale to na pewno temat na inną rozmowę.
"2. Tak jak napisałem powyżej, duża część książki jest poświęcona roztrząsaniu różnic między buddyjskimi i niebuddyjskimi pojęciami szczęścia (jako well-being, happiness, flourishing, eudaimonia etc.) a także temu, co te wszystkie badania buddyjskich mózgów naprawdę pokazują."
Mam nadzieję. Bo jeśli ktoś upraszcza do "czy X powoduje, że buddysta jest szczęśliwy?" to jest dosyć epicki fail. I nie idzie tu nawet o spór eksternalizm/internalizm w kontekście buddyzmu, tylko już o te "szczęście". Hint - nie bez powodu centralnym pojęciem buddyzmu jest "oświecenie" a nie "szczęście".
"3. Nie chcesz chyba powiedzieć, że empiryzm i naturalizm polegają na tym, że rację ma ten, kto zgromadzi większą publikę? Dowolność praktyki czy niedogmatyczność, o których piszesz, nie mają tu wiele do rzeczy. Tradycyjny buddyzm jest nieempiryczny, bo nie próbuje konfrontować wyników introspekcji z doświadczeniem."
Nie rozumiemy się - co w tym kontekście (stanów mentalnych, umysłu, introspekcji, czy tam "duchowych") jest dla ciebie "doświadczeniem"? Jak weryfikuje się "doświadczeniem" zmiany umysłów? Negujesz możliwości ich zmiany nauką, treningiem, medytacją, itp? Chyba nie. Jak zweryfikować zmiany jakie nastąpiły w twoim umyśle (niekoniecznie i nie tylko zmiany wiedzy) pomiędzy momentem, kiedy miałeś lat 15 a teraz? Jakie "doświadczenie" zmierzy je jakościowo i ilościowo? To co przeczytałeś, tytuły, ukończone szkoły, publikacje? No to właśnie jest "kto zgromadzi większą publikę" i ma lepsze kwity, i nie o to chodzi. Włożymy cię w tomograf itp. narzędzia neurologii? Nie damy rady, nie mamy jeszcze wiedzy i materiału, żeby takie doświadczenie było rozstrzygające (bo przecież recenzenci będą równie marudni wobec odpowiedzi na "co neurologia mówi o filozofie?" jak "co neurologia mówi o buddyście?"). Więc jak weryfikujesz swoje subiektywne i introspekcyjne poczucie, że twój umysł jest inny niż kiedyś, i czym to się różni od poczucia buddysty, że po iluś tam latach praktyki funkcjonuje inaczej, ew. plus jakieś tam intersubiektywne wsparcie otoczenia, które mówi "Tomasz wyrósł nam na niezłego filozofa" całkiem podobne do "Tomasz wyrósł nam na nieźle oświeconego roshi"?
IMHO sytuacja jest bardzo podobna - dlatego sedno buddyzmu jest znacznie bliższe dowolnej "filozofii życiowej" niż "religii" - bo nawet te bardziej skostniałe i teokratyczne buddyzmy, jak lamaizm, przyznają, że w ostatniej instancji każdy musi oświecić się sam, tak jak sam musiałeś latami uprawiać filozofię, a inni oświeceni czy filozofowie mogą to ew. próbować ocenić. Więc w tym sensie buddyzm (czy, jak pisałem, większość medytacyjnych mistycyzmów, nawet jeśli w ramach bardzo solidnych fundamentalizmów) jest bardziej empiryczny niż inne religie - gdzie ścieżkę "rozwoju" i kryteria masz ustalone znacznie sztywniej i umocowane przeważnie tylko z autorytetu, jeszcze nie daj Bóg, transcendentnego, a "intersubiektywna ocena" to coś innego niż ocena w buddyzmie czy na uniwersytecie. IMHO empiryzm buddyzmu itp. to jest może empiryzm zaledwie szkoły, psychologii, itp, a nie ściśle nauki, no ale jednak niekoniecznie jest to poziom anty-empiryzmu jak w wielu innych religiach. BTW raczej nikt nie wymaga od tzw. normalnego życia empiryzmu na poziomie idealnie sferycznym w próżni, bo skądinąd od czasów Kuhna i Lakatosa to zdaje się nawet w naukach ścisłych empiryzm nie jest ostatnią instancją.
(cd. bo się rozpisałem, aż na mnie engine nakrzyczał)
OdpowiedzUsuń"Tak w ogóle to szczerze polecam tę książkę. Skoro jesteś buddystą i naturalistą (?), to powinien być dla Ciebie must have sezonu."
Pomyślę, nie mam czasu ogarnąć się z poprzednim tematem (epistemologia i wiedza a priori).
A jak już polecamy, to może polecę "Zamiatając skały, czesząc mech" Monety-Malewskiej, jeśli ktoś chce nieco lepiej pojąć dlaczego, po co i jak praktyka ori buddyzmu (no dobra, egzotycznego do kwadratu, zen rinzai made in Japan) przejawia się i wpływa zupełnie współcześnie na ludzi. To jest biograficzny zapis, napisany może niezbyt ciekawie i pewnie nudny dla przeciętnego czytelnika, ale mam wrażenie, że może sporo wyjaśnić w temacie "szczęścia", "oświecenia", introspekcji, "mądrości a la Coelho", itp. no i miejsca buddyzmu (a przynajmniej zen) pomiędzy religią a tzw. życiem, tu i teraz.
Jak weryfikuje się "doświadczeniem" zmiany umysłów?
OdpowiedzUsuńNie miałem na myśli badania zmian umysłu, ale badanie introspekcyjnych ustaleń dotyczących świata i tego, jak go postrzegamy i interpretujemy. Coseru w wyżej podlinkowanej recenzji podaje przykłady projekcji kolorów i ślepej plamki, ale zawodność introspekcji dotyczy nie tylko percepcji, tylko wszelkich operacji myślowych.
Choćby przyszło 1000 roszich i każdy przez 1000 godzin zagłębiał się w swoją świadomość i każdy nie wiem jak się natężał, to nie wymyślą, jak to jest z postrzeganiem kolorów, strukturą pola percepcyjnego, iluzoryczną korelacją, Bayesowskim konserwatyzmem i tysiącem innych błędów kognitywnych. Do tego potrzeba krojenia organizmów, skanów mózgu, eksperymentów psychologicznych itd. Żadna introspekcja czy inna fenomenologia nie pokaże nam, jak i co poznajemy, a tylko jak nam się wydaje, że poznajemy.
Żadna introspekcja czy inna fenomenologia nie pokaże nam, jak i co poznajemy, a tylko jak nam się wydaje, że poznajemy.
OdpowiedzUsuńA zajmujesz się filozofią zamiast pure 100% kognitywistyką, tak w zasadzie na jakiej podstawie i w jakim celu?
Ja się zgadzam że introspekcja, fenomenologia itp. to słabe narzędzia, bo w sensie najogólniejszym mam silne przekonanie, że żaden realny system cybernetyczny nie jest i nie może być idealnie samozwrotny (nie może doskonale zmodelować samego siebie, model będzie zawsze obarczony znacznym błędem), że żaden umysł nie może SIĘ pojąć.
Ale równie dobrze - choćby przyszło 1000 etyków, ontologów, epistemologów itp. i przez 1000h zgłębiali to co zgłębiają, to przecież to tylko takie operacje myślowe; żeby dowiedzieć się, o co im "tak naprawdę" chodzi potrzeba tomografów, krojenia, eksperymentów. To co podnosisz jako "wady" buddyzmu czy innych nurtów religijno-medytacyjnych, to przecież da się przyłożyć do 90% typowej filozofii, np. epistemologii czy etyki. Są w zachodniej etyce przesłanki i rozumowania dużo ściślejsze niż w buddyzmie? Niby skąd, z tomografu czy z krojenia ludzi?
A zajmujesz się filozofią zamiast pure 100% kognitywistyką, tak w zasadzie na jakiej podstawie i w jakim celu?
UsuńPo pierwsze: nie ma wyraźnej granicy między filozofią a kognitywistyką. Po drugie: zanim się coś zacznie empirycznie badać, to trzeba wiedzieć co dokładnie i filozofia bardzo się do przydaje do takiego dzielenia włosa na czworo, analizowania pojęć i formułowania hipotez. Ale żeby sprawdzić, czy te pojęcia się do czegoś odnoszą, trzeba już się ruszyć z fotela.
żeby dowiedzieć się, o co im "tak naprawdę" chodzi
Może nie tyle o co im chodzi, tylko czy mają rację.
To co podnosisz jako "wady" buddyzmu czy innych nurtów religijno-medytacyjnych, to przecież da się przyłożyć do 90% typowej filozofii, np. epistemologii czy etyki.
Jasne, że tak. Nigdzie nie pisałem, że to wady wyłącznie buddyzmu.
Są w zachodniej etyce przesłanki i rozumowania dużo ściślejsze niż w buddyzmie?
Ścisłość, precyzja i jasność to jedna sprawa, a empiryczność to druga. Nie znam buddyjskiej filozofii na tyle dobrze, żeby powiedzieć, na ile jest bardziej lub mniej ścisła od filozofii Zachodu. To, z czym miałem do czynienia, wyraźnie pod względem jasności i precyzji przegrywało ze standardową współczesną filozofią analityczną, ale było tego mało, możliwe, że źle trafiłem, bardzo możliwe też, że nie znałem kontekstu, więc nie będę się upierał.
Kolego, to ze ty uwazasz ze reinkarnacja czy nirwana jest glupota to nie znaczy ze tak jest. Wszyscy jestesmy takim samym zyciem w sensie energetycznym. Pies tak samo zyje jk ja czy ty. Moze wszyscy jestesmy jednym i tylko ci sie wydaje ze jestes tylko i wylacznie soba? Patrz na mrowki. Cale mrowisko to jest jdno cialo w takim duchowym sensie, tylko podzielone na male mroweczki. Krolowa to - powiedzmy - mozg a robotnice - rece. Tak jak ty masz komorki skory - caly czas sie tworza nowe a stare umieraja. Ale to dalej jest ta sama skora ktora nosisz cale zycie. Tylko ze komorki skory nie maja mozgu wiec nie placza, ze jak umra to nic nie bedzie... w ogole spor w tej kwestii jest bez sensu bo jeden wierzy w to a drugi w co innego. Ale mozna ocenic skutki roznych wiar. Ty wierzysz ze mozesz robic co zechcesz bo i tak kiedys umrzesz. A ja wierze ze MUSZE byc dobrym czlowiekiem zeby moj gatunek kiedys sie nie pozabijal tylko zeby moi potomkowie byli szczesliwi. Naszym obowiazkiem jest przekazywac dzieciom obowiazek bycia dobrymi ludzmi. A nie "Mlody rob co chcesz, i tak umzesz wiec co cie obchodzi rezta".. Wiec dla mnienawet z logicznego punktuwidzenia moja wiara jest lepsza. Sorry za bledy ale pisze z tableta.
OdpowiedzUsuńJaki mózg, jakie ręce, jakie jedno ciało? Taki organizmalizm już dawno jest passe. Teraz rządzi nieliniowość, złożoność.
UsuńNo i jeszcze błąd naturalistyczny, założenie że z jakiegoś opisu (bez dokładania przesłanek etycznych) wynika że wszystko można.
Kolego od mrówek i energii,
UsuńMusiałbyś sprecyzować, co to znaczy "w sensie energetycznym" czy "w sensie duchowym" i spróbować wyjaśnić, jak się to ma do reinkarnacji, żebym mógł się do tego odnieść.
w ogole spor w tej kwestii jest bez sensu bo jeden wierzy w to a drugi w co innego
A spór w kwestii kształtu Ziemi jest też bez sensu, bo jeden wierzy w to, a drugi w co innego? Ja wątpię w reinkarnację nie tak po prostu, tylko na podstawie pewnych przesłanek.
Ty wierzysz ze mozesz robic co zechcesz bo i tak kiedys umrzesz.
Nie mam pojęcia skąd Ci to przyszło do głowy.
I czy naprawdę nie można sobie sobie wymyślić jakiejś innej ksywy niż "Anonimowy", kiedy już jest jeden "Anonimowy"? Mam czasami problem, żeby się połapać.
UsuńTaka skora co "mysli" ze moze wszystko zamienia sie w raka i powoduje smierc calego organizmu..
OdpowiedzUsuńOprócz komórek skóry jest jeszcze sporo innych ich rodzajów. Jakie wszystko? Fizyka wyklucza możliwość robienia wszystkiego, nawet na myślenie nakłada pewne ograniczenia.
UsuńNo z buddyzmem to jest tak, że ma sporą wiedze o umyśle, psychice, emocjach. W ogóle to ta wiedza przypisana jest do religii Wschodu, religii Indii, nie tylko do buddyzmu - bogata wiedza o panowaniu nad umysłem, nad emocjami, nauka o psychice wyprzedzająca o całe wieki doświadczeń i obserwacji zachodnią psychologie: np. hipnoze znali na całe wieki zanim zajęła się tym psychologia, znają medytacje, którą psychologia dopiero poznaje, znają samadhi - którego psychologia jeszcze nie zna itd.
OdpowiedzUsuń"Od buddyzmu odrzuca mnie też spora ilość wierzeń, które trudno brać na poważnie: reinkarnacja, karma, nirwana, wyrocznie, dobre duchy, złe duchy itp. Możliwe, że niektóre z tych pomysłów da się zinterpretować w naturalistyczny sposób (nirwanę na przykład) i możliwe, że nie jest to żadna esencja buddyzmu – ale faktem pozostaje, że wielu (chyba większość) buddystów wierzy w te głupstwa." - są różne "buddyzmy", i oczywiście, że niektóre przesiknięte są lokalnym folklorem - np. buddyzm tybetański. Inne, jak np. Zen, nie. W Zen, a zwłaszcza w szkole Soto, jest tylko medytacja, "tylko siedzenie", bez całej tej otoczki o reinkarnacjach i takich tam... Jeden z nauczycieli Zen uczył nawet: "Jeśli podczas medytacji spotkasz Budde, zabij go" - oznaczało to, że podczas medytacji nie zajmujemy się niczym innym niż medytacja - ani reinkarnacjami, ani filozofowaniem, ani nawet Buddą.
Odnośnie przydatności buddyzmu dla zachodu:
OdpowiedzUsuńhttp://aeon.co/magazine/world-views/logic-of-buddhist-philosophy/
To, co zostało w poście zasygnalizowane to czystej wody subiektywizm, ślizgający się po meritum. W ćwiczeniu pokory solennie zalecam lekturę książek prof. Ireneusza Kani.
OdpowiedzUsuń