niedziela, 16 października 2016

EMNN #8: Dwaj pijani kierowcy



Dzisiaj najmniej wydumany eksperyment myślowy świata. Przez to, że jest tak mało wydumany, ciężko powiedzieć, kto go pierwszy wymyślił – historia funckjonuje w bardzo wielu wersjach w bardzo różnych tekstach. Poniżej stosunkowo niedawna wersja psychologa Fiery'ego Cushmana:

W śnieżne, niedzielne popołudnie Hal i Peter oglądają futbol pijąc piwo w lokalnej knajpie. Następnie nietrzeźwi wsiadają do swoich samochodów i obaj tracą nad nimi kontrolę na śliskich drogach. Hal uderza w drzewo sąsiada, natomiast Peter uderza w małą dziewczynkę bawiącą się w śniegu i ją zabija. W Massachusetts – stanie, z którego pochodzę – Hal może się spodziewać grzywny w wysokości kilkuset dolarów i czasowego zawieszenia prawa jazdy. Kara Petera będzie zdecydowanie inna: za spowodowanie śmierci w wypadku drogowym grozi mu od 2,5 do 15 lat więzienia.

Pytanie brzmi: dlaczego mamy ich karać w różny sposób, skoro obaj zawinili tak samo? Czy w porządku jest karanie kogoś surowiej tylko dlatego, że miał pecha? Z jednej strony intuicja mówi, że za zabicie dziecka kara powinna być większa niż za wjechanie w drzewo (i ogólniej, że kara powinna być proporcjonalna do wyrządzonej szkody). Z drugiej wydaje się, że ludzie są moralnie odpowiedzialni tylko za to, nad czym mają kontrolę. Historia z Halem i Peterem ma pokazywać, że między jednym a drugim jest zgrzyt.
Możliwości rozwiązania problemu jest kilka. Pierwsza jest taka, że odrzucamy intuicję pierwszą i uzanajemy, że Hal i Peter powinni dostac taką samą karę (oczywiście pozostaje pytanie jaką – obaj płacą kilka stówek, obu zamykamy na lata, a może coś pomiędzy?). Druga jest taka, że odrzucamy intuicję drugą i uznajemy, że stopień moralnej odpowiedzialności może być zależny od czynników poza naszą kontrolą, albo, inaczej mówiąc, można mieć moralnego pecha lub moralne szczęście. Trzecia jest taka, że próbujemy pogodzić ze sobą obie intuicje dzieląc włos na czworo i twierdząc, że np. „zasługuje na większą karę” to nie to samo co „jest bardziej moralnie odpowiedzialny”, albo „jest bardziej winny”, albo „zrobił coś gorszego”.
Druga opcja została po raz pierwszy wzięta na poważnie chyba przez Thomasa Nagela, który w swoim klasycznym artykule z 1979 wyróżnił cztery rodzaje szczęścia moralnego: resultant luck (czyli takie, jakie miał Hal w porównaniu z Peterem), circumstantial luck (czyli takie, jakie ma ktoś, kto dzisiaj w Polsce prowadzi życie przykładnego obywatela, ale gdyby urodził się w Niemczech osiemdziesiąt lat wcześniej, byłby oficerem SS w obozie koncentracyjnym), constitutive luck (czyli takie, jakie ma ktoś, kto w genach odziedziczył skłonności do moralnego postępowania) i causal luck (czyli takie, jakie ma ktoś, kogo moralne postępowanie zostało zdeterminowane przez jakiekolwiek czynniki poza tego kogoś kontrolą).
Nie wiem, czy rezygnowanie z zasady wiążącej odpowiedzialność z kontrolą to dobra droga (Nagel zresztą też nie), ale lubię ten eksperyment myślowy za to, że jego celem na pewno nie jest uruchomienie konkretnej intuicji, która ma potwierdzać jedną teorię, a podważać inną (tak jak to robi, przynajmniej według standardowej interpretacji, historia o Gödlu, historia o maszynie doznań i generalnie większość historii, o których pisałem w poprzednich odcinkach). Historia o kierowcach uruchamia raczej dwie sprzeczne ze sobą intuicje i nie podsuwa żadnego rozwiązania tej sprzeczności. I o ile jest mnóstwo powodów, dla których należy być podejrzliwym wobec tej pierwszej praktyki, to druga wydaje mi się tym, o co powinno chodzić w filozofii.