czwartek, 28 września 2017

Etyka aborcji #11: Argument z esencjalnej własności

Etyka aborcji” to cykl, w którym podsumowuję i komentuję książkę Davida Boonina „A Defense of Abortion”. Jeśli jesteś tu nowa/-y, zacznij od Wstępu.


Za argumentem z esencjalnej własności stoi taka mniej więcej myśl: „Zygota, z której się rozwinąłem, to już byłem ja – ja na bardzo wczesnym etapie rozwoju. Więc skoro teraz mam prawo do życia, to miałem je też będąc zygotą.” Nietrudno jednak zauważyć, że w tej formie logicznie nie trzyma się to kupy. Z tego, że mam jakąś własność teraz, nie wynika w żaden sposób, że miałem ją wczoraj, a co dopiero będąc zygotą. Zwolennicy argumentu próbują rozwiązać ten problem twierdząc, że bycie osobą jest własnością esencjalną – to znaczy taką, której utrata oznacza utratę tożsamości, a więc ma się ją przez cały okres swojego istnienia. Boonin pisze, że w najmocniejszej formie argument wygląda następująco:

P1: Jestem tą samą żywą jednostką, co zygota, z której się rozwinąłem.
P2: Esencjalnie jestem osobą.
P3: Jeśli żywa jednostka ma własność esencjalną w jednym punkcie czasu, to ma ją w każdym momencie swojej egzystencji.
____________________________________________________
W: Zygota, z której się rozwinąłem, była osobą.

Co jest z tym argumentem nie tak? Przede wszystkim to, pisze Boonin, że pojęcie „osoby” w P2 jest wieloznaczne. „Osoba” może oznaczać „biologiczny organizm należący do gatunku homo sapiens”, ale może też oznaczać „jednostkę mającą prawo do życia, taką jak ty czy ja”. Jeśli wybierzemy to pierwsze znaczenie, to P2 będziemy mogli chyba uznać za prawdziwe. To znaczy można się zastanawiać, czy utrata przynależności gatunkowej zawsze musi oznaczać utratę jednostkowej tożsamości, ale nie musimy się w to zagłębiać – nie musimy, bo nawet jeśli uznamy P2 z tym znaczeniem słowa „osoba” za bezdyskusyjnie pradziwe, to „osoba” we wniosku będzie musiała mieć to samo znaczenie, więc wniosek będzie oznaczał tylko tyle, że należałem do gatunku homo sapiens na etapie bycia zygotą. Co raczej nie jest specjalnie kontrowersyjne. Pewnie, że nie była to zygota szympansa ani krewetki, wszyscy się chyba z tym zgodzą. Tylko co z tego? Od twierdzenia, że zygota należy do homo sapiens, do twierdzenia, że zygota ma prawo do życia, jest daleka droga. W odcinkach 5., 6., 7. i 8. piszę o próbach przejścia tej drogi i o tym, dlaczego wszystkie kończą się fiaskiem.
A co jeśli wybierzemy drugie znaczenie słowa „osoba”? Wtedy wniosek z pewnością będzie oznaczał, że ludzka zygota, z której powstałem, miała prawo do życia. Problem tylko w tym, że nie będziemy mieli powodów, by uznać P2 za prawdziwe. Dlaczego mamy przyjmować, że prawo do życia przysługuje na każdym etapie istnienia jednostki? Z czego to ma wynikać? Fani argumentu z esencjalnej własności (tacy jak zupełnie mi skądinąd nieznani James Humber, Robert Joyce czy Paul Ramsey) tego nie uzasadniają.
Poza tym są, pisze Boonin, powody, by sądzić, że P2 w tym sensie jest fałszywe. Powody te to implikacje P2, które trudno będzie przełknąć nie tylko zwolennikom, ale też wielu przeciwnikom aborcji. Weźmy np. osobę w stanie wegetatywnym z nieodwracalnie uszkodzonym mózgiem, która nigdy nie odzyska świadomości. Czy ma ona takie samo prawo do życia jak ty czy ja? Być może, ale – powiada Boonin – „dla wielu twierdzenie to będzie bardzo dalekie od oczywistej prawdy, a dla wielu innych będzie ono oczywistym fałszem”. Innym przykładem może być jakiś wyjątkowo brutalny i pozbawiony skrupułów morderca. Wielu przeciwników aborcji uważa, że kara śmierci będzie dla kogoś takiego odpowiednia, ponieważ mamy tu do czynienia z jakiegoś rodzaju zawieszeniem czy zniesieniem własnego prawa do życia przez naruszenie tego prawa u innych. Z P2 wynika jednak, że takie zniesienie nie jest możliwe, dopóki pozostaje się tą samą osobą – a według tego rozumowania morderca z pewnością pozostaje samym sobą po dokonaniu zbrodni. Zresztą nawet jeśli przeciwnik aborcji uważa karę śmierci za niedopuszczalną, to raczej nie dlatego, że według niego morderca jest ludzką jednostką z prawem do życia będącym częścią jego tożsamości. Tak przynajmniej twierdzi Boonin, ale ja nie jestem przekonany. Właściwie skąd wiadomo, że nie dlatego? Tak czy inaczej: to marginalna kwestia. Ważne jest to, że nie mamy powodów, by zaakceptować P2 w drugim znaczeniu.
Boonin skupia się na dwóch znaczeniach słowa „osoba”, ale tych jest oczywiście wiele więcej. Pojęcie osoby jest też kojarzone z samoświadomością, zdolnością do rozumowania, kierowania swoim postępowaniem, planowania przyszłości, używania języka, zawierania umów etc. Tu jednak nie ma raczej nad czym dumać, bo jest jasne, że u ludzkiej zygoty nie występuje żadna z tych cech. Jeśli więc potraktować „osobę” w argumencie w ten sposób, to okaże się, że któraś z przesłanek musi być fałszywa.
Argument jest zatem typowym w debacie aborcyjnej przykładem żonglowania różnymi znaczeniami słowa „osoba”. W przypadku jednego znaczenia przesłanki są (być może) akceptowalne, ale wtedy wniosek jest nie taki, o jaki obrońcom kryterium poczęcia chodzi. W przypadku innego znaczenia wniosek się zgadza, ale przesłanki już nie. Stosując jedno znaczenie w przesłankach, a inne we wniosku, otrzymujemy klasyczny przykład błędu ekwiwokacji. A więc argument nie działa – niezależnie od tego, jak się go interpretuje.