Frauen
können wohl gebildet sein, aber für die höheren Wissenschaften,
die Philosophie und für gewisse Produktionen der Kunst, die ein
Allgemeines fordern, sind sie nicht gemacht.
G.
W. F. Hegel
Kilka razy spotkałem się z twierdzeniem, że
kobiety nie bardzo się nadają do filozofii. Za każdym razem padało
ono z ust jakiegoś seksistowskiego buca, nie mającego większego
pojęcia ani o filozofii, ani o psychologicznych różnicach między
płciami. Najczęściej uzasadnieniem dla twierdzenia miał być
fakt, że po prostu mało jest filozofów płci żeńskiej. Nie
trzeba mieć jednak doktoratu z historii kultury, by wiedzieć, że
przez setki lat zajmowanie się filozofią było dla kobiet
praktycznie niemożliwe, a dzisiaj, choć jest możliwe, to nadal od
kobiet oczekuje się, że będą się zajmowały domem i wychowywały
dzieci, daje się im do zrozumienia, że pewne zajęcia są nie dla
nich, czy po prostu bezwstydnie się je dyskryminuje przy ocenianiu
osiągnięć i kompetencji, na co są twarde dane.
Nie tłumaczy to jednak tego, że w pewnych
akademickich dziedzinach kobiet jest tyle samo albo więcej niż
mężczyzn, a w filozofii cały czas mało. Jak można wyczytać z
poniższej tabelki autorstwa socjologa Kierana Healy'ego, tytuły
doktorskie przyznane kobietom w 2009 w Stanach stanowiły ponad 70%
dla psychologii, ponad 60% dla lingwistyki, ponad 50% dla neuronauki
i tylko mniej niż 30% dla filozofii.
Gdzie by nie popatrzeć, tam wychodzi, że kobiet
jest w filozofii wyraźnie mniej. W 2010 liczba kobiet posiadających
tzw. tenure-track position na 20 uznanych za najlepsze
amerykańskich wydziałach filozofii wynosiła ok. 20%: od 10% na
University of Texas do 33% w Yale.*
Co do nadreprezentacji mężczyzn nie powinno być
chyba wątpliwości. Inna sprawa to przyczyna tej nadreprezentacji i
jej braku w wielu innych dyscyplinach.
Wesley Buckwalter i Stephen Stich (swoją drogą, co
trafię ostatnio na coś ciekawego, to jest w to zamieszany Stich)
napisali niedawno artykuł, w którym podsuwają takie wyjaśnienie:
kobiety mogą się rzeczywiście gorzej nadawać do filozofii, ale
nie ze względu na gorsze rozumowanie, tylko ze względu na
nieodpowiednią intuicję.
Artykuł składa się w większej części z wyników badań
ujawniających statystycznie istotne różnice w reakcjach kobiet i
mężczyzn na najpopularniejsze filozoficzne eksperymenty myślowe.
Eksperymenty myślowe, czyli mniej lub bardziej wydumane scenariusze,
które mają wywoływać jakąś intuicyjną odpowiedź, która ma
później służyć za przesłankę argumentu za lub przeciw jakiemuś
filozoficznemu stanowisku.
Dla przykładu: eksperyment myślowy z tzw. chińskim pokojem ma wywoływać intuicyjną reakcję „Przecież ten facet
nie rozumie chińskiego!”, co ma przemawiać przeciwko
funkcjonalizmowi, eksperymenty Gettiera mają wywoływać intuicyjną
reakcję „To nie jest wiedza!”, co ma przemawiać przeciwko
klasycznej definicji wiedzy, eksperyment ze skrzypkiem z dysfunkcją nerek ma wywoływać reakcję „Nie ma nic złego w odłączeniu
skrzypka!”, co przemawiać przeciwko zakazowi aborcji, eksperyment z filozoficznymi zombie ma wywoływać reakcję „Takie istoty
mogłyby istnieć!”, co ma przemawiać przeciwko fizykalizmowi,
eksperyment z Ziemią Bliźniaczą ma wywoływać reakcję „Oni rozumieją różne rzeczy mówiąc *woda*!”, co ma przemawiać przeciwko znaczeniowemu
internalizmowi itd.
Niektórzy filozofowie mają wątpliwości co do
tego, na ile tym intuicyjnym reakcjom można ufać i ile są w ogóle
warte tego typu argumenty, ale wszyscy raczej akceptują istnienie
dominującej, „właściwej intuicji”. Kiedy już ktoś próbuje
krytykować któryś z argumentów powyższego typu, to zazwyczaj
przyjmuje postawę „Mnie też tak intuicja podpowiada, ale...”
albo „Rozumiem, że większość ma taką intuicję, ale...”.
Nietrudno się domyślić, że osoba, która nie
będzie miała „właściwych” intuicji, będzie się czuć raczej
zagubiona podczas omawiania eksperymentów myślowych na zajęciach z
filozofii. Możliwe, że zacznie podejrzewać, że nie rozumie
czegoś, co inni rozumieją – chociaż oczywiście nie ma tu nic do
rozumienia, albo się ma tę intuicję, albo nie. Najprawdopodobniej
perspektywa poszukiwań teorii odpowiadającej wszystkim „właściwym”
intuicjom wyda się takiej osobie średnio ekscytująca. Krótko
mówiąc, ktoś taki nie będzie chciał studiować filozofii.
Hipoteza Buckwaltera i Sticha jest taka, że osób z
„niewłaściwymi” intuicjami jest więcej wśród kobiet, co może
być wytłumaczeniem (częściowym) liczebnej przewagi
mężczyzn-filozofów nad kobietami-filozofami. Produkowanie
eksperymentów myślowych i wykorzystywanie intuicji jako
uzasadnienia jest charakterystyczne tylko dla filozofii i stąd
(między innymi stąd) może się brać wyraźna nadreprezentacja
mężczyzn w filozofii przy braku takiej nadreprezentacji np. w
biologii molekularnej.
Wszystko ładnie, tylko niektóre z badań
przywoływanych przez Buckwaltera i Sticha pokazują, że kobiety
częściej, a nie rzadziej, mają „właściwe intuicje”. Weźmy
np. badanie Geoffreya Holtzmana, w którym ludziom bez wcześniejszej
styczności z akademicką filozofią przedstawiono taki scenariusz:
Wyobraź sobie, że
spotykasz człowieka z przyszłości, który wie wszystko, co tylko
nauka może odkryć. Człowiek ten mówi, że nie lubi jabłek,
chociaż nigdy w życiu nie jadł jabłka. Wywnioskował to jednak
studiując odpowiednie dane i twierdzenia naukowe. Czy
ktoś taki może wiedzieć jak smakują jabłka bez brania ich do
ust?
[moje tłumaczenie]
W oryginalnym
eksperymencie myślowym Franka Jacksona mamy nie człowieka
nielubiącego jabłek, tylko Mary w czarno-białym pokoju, która
studiując odpowiednią naukę dochodzi do wniosku, że wie wszystko,
co można wiedzieć o kolorach. Odpowiedź, której oczekuje
Jackson**, to „nie”, co ma pokazywać, że istnieje jakaś sfera
subiektywnych doświadczeń, która nie jest i nigdy nie będzie
dostępna dla naukowego poznania, a więc nie wszystko, co umysłowe,
jest fizyczne, a więc fizykalizm jest fałszywy, a prawdziwy jakiś
rodzaj dualizmu. Okazuje się, że kobieca intuicja jest w przypadku
powyższego pytania wyraźnie bardziej dualistyczna: „tak”
odpowiedziało 17% kobiet i aż 39% mężczyzn (p<0.005, dokładny
test Fishera). Wygląda więc na to, że kobiety lepiej „rozumieją
o co chodzi” w dualistycznym argumencie z wiedzy. Oczywiście przy
założeniu, że odpowiedzi na inne wersje tego eksperymentu
myślowego (np. na wersję z Mary) byłyby podobne, co wcale nie jest
takie oczywiste – często mała i pozornie nieistotna różnica w
sformułowaniu pytania bardzo zmienia odpowiedzi. Ale tak czy
inaczej, wynik badania Holtzmana przemawia przeciw hipotezie
Buckwaltera i Sticha.
I nie jest to jedyny taki
przypadek: kobiety częściej dają też np. Putnamowską odpowiedź
na eksperyment z Ziemią Bliźniaczą i Searle'owską odpowiedź na
eksperyment z chińskim pokojem, czyli znowu jakby „lepiej
rozumieją”, co miał autor przykładu na myśli.
Są też oczywiście inne eksperymenty myślowe, w przypadku których „właściwa” intuicja częściej występuje się u mężczyzn, ale po przejrzeniu wszystkich wyników pojawiających się w artykule wygląda mi to mniej więcej na remis.
t(82) = 2.205, p < 0.05 |
t(125) = 2.05, p < 0.05 |
Są też oczywiście inne eksperymenty myślowe, w przypadku których „właściwa” intuicja częściej występuje się u mężczyzn, ale po przejrzeniu wszystkich wyników pojawiających się w artykule wygląda mi to mniej więcej na remis.
Buckwalter i Stich sami
jakby dostrzegają tę trudność, chociaż piszą oni raczej o tym,
że nie ma badań pokazujących, jakie są dominujące intuicje
zawodowych filozofów – czyli nie uważają, że jest to koniecznie
to samo, co ja nazywam tu „właściwą” intuicją. Nie do końca
chyba rozumiem to podejście – wydawało mi się, że skoro jakiś
eksperyment myślowy zrobił się w filozofii popularny, to właśnie
dlatego, że wywołuje intuicję większości filozofów. Możemy to
jednak zostawić na boku, bo Buckwalter i Stich mają takiego asa w
rękawie: nawet jeśli „właściwe” intuicje nie pojawiają się
rzadziej u kobiet, to kobiety częściej posiadają cechy, które w
połączeniu z brakiem „właściwej” intuicji powodują
szybsze odpadanie od akademickiej filozofii. Buckwalter i Stich piszą
o badaniach Carol Dweck, z których wynika, że u kobiet częściej
występuje tzw. fixed mindset, co oznacza postrzeganie
zdolności intelektualnych w różnych dziedzinach jako czegoś, z
czym człowiek się rodzi i nie da się tego specjalnie zmienić.
Osoby z fixed mindset gorzej reagują na napotkane trudności
w danej dyscyplinie, tzn. kilka dziwnych i problematycznych zadań
wpływa u nich negatywnie na wyniki zadań nieproblematycznych i
często prowadzi do utraty zainteresowania całą dyscypliną. Kiedy
więc ktoś z fixed mindset raz i drugi wpadnie w zakłopotanie
spowodowane posiadaniem „niewłaściwej” intuicji filozoficznej,
to będzie też osiągał gorsze wyniki w innych filozoficznych
zadaniach i będzie bardziej skłonny do porzucenia filozofii.
Niespecjalnie mnie to
przekonuje, jest to już bardzo okrężna droga i trzeba na pewno
wielu bardziej szczegółowych badań, żeby to potwierdzić. Czy
jednak jest tu coś na rzeczy, czy nie ma, to zgodzę się z
Buckwalterem i Stichem, że wypadałoby przede wszystkim poważnie
zastanowić się nad rolą i wiarygodnością intuicji w filozofii –
bo jeśli jest tu jakiś problem, to raczej z filozofią niż z
kobietami.
*Dane Buckwaltera i
Sticha na podstawie rankingu Philosophical Gourmet Report.
**Czy raczej „oczekiwał”,
bo Jackson ostatnio zwątpił w swój argument i nawrócił się na fizykalizm.
Natomiast ja mogę powiedzieć o ciekawym doświadczeniu, gdyż zdarzyło mi się zmieniać płeć podczas studiowania na uczelni, i w tym czasie rozmawiać na tematy różne, w tym filozoficzne, z ludźmi którzy o owej zmianie nie wiedzieli (zarówno przed, jak i po). Kiedy funkjonowałam jako mężczyzna, używano przeciwko mnie rozmaitych argumentów, ale dopiero gdy ludzie zaczęli odbierać mnie jako kobietę, zaczęło padać nieśmiertelne "bo ty masz takie kobiece myślenie".
OdpowiedzUsuńTo się pewnie jeszcze długo nie zmieni, dlatego dobrym pomysłem wydaje mi się wprowadzanie anonimowego oceniania gdzie się da. Ale nie wszędzie się da, oczywiście.
Usuń@anonimowy
UsuńTo jest najwyższej próby doświadczenie badawcze :) byłoby świetnie, gdybyś napisała jakiś większy tekst o Twoich odczuciach dotyczących społecznego funkcjonowania w ramach każdej z płci.
Chyba rzeczywiście trzebaby lepiej – niż w tych badaniach - wykazać przełożenie pomiędzy np. „folks morality” a tym, co się uznaje za „właściwą intuicję” na kursach filozofii (o czym zresztą piszą). Chyba że i tak większość badań robi się wśród studentów…
OdpowiedzUsuń...wypadałoby przede wszystkim poważnie zastanowić się nad rolą i wiarygodnością intuicji w filozofii – bo jeśli jest tu jakiś problem, to raczej z filozofią niż z kobietami.
Właśnie, jest jakiś problem z intuicjami… Bo jeśli przy analizie z uwzględnieniem jakichkolwiek cech „demograficznych” okazuje się , że są duże zróżnicowania, to chyba jednak stawia pod znakiem zapytania „właściwość” danej intuicji. Tym bardziej, że te „vignettes” nie są tak bardzo abstrakcyjne, ale (przynajmniej w przypadku „moral issues”) odpowiedź może zahaczać o czyjeś życiowe konkrety. Mam taką intuicję;), że poza płcią, istotną zmienną może być np. wiek (to zresztą czasami badają, ale raczej w odniesieniu do dzieci).
Jeśli jednak, jak twierdzą Buckwalter i Stich, rzeczywiście te niektóre istotne intuicje tak bardzo różnią się w zależności od płci (a kobiety mają te „niewłaściwe”, tj. inne niż wykładowcy? większość badanych?), to wydaje się, że wnioski są znacznie dalej idące, niż autorzy mają odwagę przyznać. Bo problem nie ogranicza się tylko do tego (co nasi autorzy próbowali dokładnie wybadać), jakie ćwiczenia z ex –phi dziewczynki i chłopcy przerabiają na pierwszych latach studiów, i na jakich kazusach pracują, i jakie ich rozwiązania mogą zniechęcać. Jeśli intuicje filozoficzne mają jednak świadczyć o „fundamentach”, „naturalnym” podejściu do problemów filozoficznych na szerszą skalę, to chyba nieuchronna jest konkluzja, że podejście do najważniejszych „philosophical issues” jest jakoś skrojone pod jedną płeć. I to może zniechęcać, a nie sam tylko zbiór ćwiczeń z gatunku ex – phi. Wiem, że to trochę jak z Luce Irigaray, i E = mc(2) jako „męski dyskurs”, ale jak inaczej interpretować te „niewłaściwe” intuicje kobiet?
Ale, ponownie, najpierw trzeba ustalić, co to jest ta właściwa intuicja (czy „folks”, czy raczej wykładowcy?).
No i jednak pocieszające jest to, że chyba stawiana teza raczej nie do końca im się potwierdziła:)
A, i tak w ogóle, to z relacji mojej koleżanki, która studiowała filozofię na UW, wynika, że jednak najcięższym doświadczeniem była taka mocno rywalizacyjna postawa kolegów (między sobą, koleżanki schodziły z linii strzału); „koguty” (sorry, tak ich określała ;) raczej nie czerpały satysfakcji z samej dyskusji i dojścia do sensownego rozwiązania, ale z „wygranej”.
OdpowiedzUsuńA, i fajnie, że pojawił się tag „feminizm”;)
Mam taką intuicję;), że poza płcią, istotną zmienną może być np. wiek (to zresztą czasami badają, ale raczej w odniesieniu do dzieci).
UsuńNajwięcej badań pokazuje różnice między kulturami i różnice między grupami odpowiadającymi na różne wersje tego samego problemu (tzw. framing effects), jest też trochę o różnicach między klasami społecznymi, ale o różnicach między grupami wiekowymi nic chyba nie czytałem.
Bo problem nie ogranicza się tylko do tego (co nasi autorzy próbowali dokładnie wybadać), jakie ćwiczenia z ex –phi dziewczynki i chłopcy przerabiają na pierwszych latach studiów
Nie wiem, czy dobrze Cię rozumiem, ale samo przedstawianie eksperymentów myślowych to jeszcze nie x-phi. X-phi to mogą być empiryczne badania reakcji na te eksperymenty myślowe. Na pierwszych latach filozoficznych studiów nie ma, o ile wiem, żadnego x-phi.
wydaje się, że wnioski są znacznie dalej idące, niż autorzy mają odwagę przyznać (...) Jeśli intuicje filozoficzne mają jednak świadczyć o „fundamentach”, „naturalnym” podejściu do problemów filozoficznych na szerszą skalę, to chyba nieuchronna jest konkluzja, że podejście do najważniejszych „philosophical issues” jest jakoś skrojone pod jedną płeć.
Wydaje mi się, że oni to właśnie przyznają. Dlaczego „znacznie dalej idące, niż mają odwagę przyznać”?
Poza tym nie wiem, czy nie przesadzają trochę (jak zresztą wielu innych entuzjastów x-phi) przedstawiając tradycyjną akademicką filozofię jako dyscyplinę opartą przede wszystkim na eksperymentach myślowych i wykorzystywaniu intuicji. Uczy się też przecież kupy rzeczy, które nie wpadają w tę kategorię.
A, i fajnie, że pojawił się tag „feminizm”;)
Fajnie, że myślisz, że fajnie, ale to raczej nie znaczy, że będę się tym jeszcze zajmował w przewidywalnej przyszłości.
samo przedstawianie eksperymentów myślowych to jeszcze nie x-phi. X-phi to mogą być empiryczne badania reakcji na te eksperymenty myślowe.
UsuńJak zrozumiałam, to wynikanie idzie mniej więcej tak:
1.W badaniu (na próbie 298 os.) reakcji na sytuację np. „Skrzypka” wyszło na to, że kobiety częściej uznają odłączenie się od skrzypka za niedopuszczalne. Jednocześnie (chyba) badanie wykazuje, że ogół badanych uznaje inny pogląd (może męskie opinie były „silniejsze” w skali 1 - 7).
2. „Skrzypek” to najczęściej wykorzystywany eksperyment myślowy na zajęciach (oczywiście tak z grubsza, zob. s. 30). Wykładowca jest często mężczyzną (też s. 30). Pewnie też się studentom/tkom mówi, jakie wyniki przyniosły badania „folks morality”.
3. I studentki czują dyskomfort, bo im się rozmijają własne intuicje z intuicjami wykładowcy, względnie: „obowiązującymi” w świetle badań.
Czy chodzi o to, że ex – phi to pkt 1, a nie 2 ? Jeśli tak, to ok, rozumiem.
Wydaje mi się, że oni to właśnie przyznają (…)Poza tym nie wiem, czy nie przesadzają trochę (...) przedstawiając tradycyjną akademicką filozofię jako dyscyplinę opartą przede wszystkim na eksperymentach myślowych i wykorzystywaniu intuicji. Uczy się też przecież kupy rzeczy, które nie wpadają w tę kategorię.
Usuń1.Buckwalter i Stich idą w ten sposób: na zajęciach z filozofii wykorzystuje się wiele eksperymentów myślowych, bazujących na intuicji -> w tych eksperymentach studentki wskazują inne (niech będzie, niż wykładowcy, i rosnąca z roku na rok grupa studentów m) rozwiązania-> to powoduje i pogłębia selection effect
2. A ja myślę o czymś takim: na intuicji opartych jest wiele proponowanych rozwiązań, koncepcji filozoficznych -> także ta „kupa rzeczy”, która nie wpada w kategorię eksperymentów myślowych -> ta intuicja różni się w zależności od płci-> studentki wymiękają na wielu zajęciach, nie tylko na tych, na których omawia się „skrzypka”, bo wielu koncepcji intuicyjnie „nie czują” -> to powoduje i pogłębia selection effect
Coś takiego, o czym mówił cytowany przez nich Sosa: „the way intuition is supposed to function in epistemology and in philosophy more generally … is by analogy with the way observation is supposed to function in empirical science.”
I może rzeczywiście przesadzają z tym „przedstawianiem tradycyjnej akademickiej filozofii jako dyscypliny opartej przede wszystkim na (...) wykorzystywaniu intuicji”. Ale konsekwentnie, w ramach tej przesady, to pkt 1 jest zbyt skromny. Już mniejsza o skutki dla kobiet, chodzi o efekt dla filozofii jako takiej ;)
to raczej nie znaczy, że będę się tym jeszcze zajmował w przewidywalnej przyszłości.
UsuńAha, to trafi do tej samej grupy zaszeregowania co „postmodernizm” i „filozofia Wschodu” (1). Jednak liczę na to, że na coś ciekawego z kategorii „f” to się jednak kiedyś natkniesz ;)
I też rozumiem z tego powodu, że ta tematyka – przynajmniej w Polsce - rzadko interesuje kogokolwiek poza kilkoma kobietami, i nie będziesz miał z kim dyskutować ;). Co widać także po komentarzach w tej dyskusji. A szkoda, bo nałożenie tego „f” filtra często daje ciekawą perspektywę.
Wykładowca jest często mężczyzną (też s. 30). Pewnie też się studentom/tkom mówi, jakie wyniki przyniosły badania „folks morality”.
UsuńNo właśnie się nie mówi, te badania są przecież bardzo świeże. I tak czy inaczej mało kto chyba uznaje za stosowne o nich wspominać na zajęciach niepoświęconych eksperymentalnej filozofii.
Czy chodzi o to, że ex – phi to pkt 1, a nie 2 ?
Samo wymyślanie i omawianie wszystkich tych dziwnych scenariuszy ze skrzypkami, bliźniaczymi Ziemiami i chińskimi pokojami to tradycyjne podejście. Filozofia eksperymentalna to (głównie) empiryczne, psychologiczne badania nad filozoficznymi intuicjami u różnych grup – z dobieraniem grup, określaniem zmiennych, szukaniem statystycznej istotności itd.
A ja myślę o czymś takim: na intuicji opartych jest wiele proponowanych rozwiązań, koncepcji filozoficznych -> także ta „kupa rzeczy”, która nie wpada w kategorię eksperymentów myślowych
Szczerze mówiąc miałem na myśli taką bardziej naturalistyczną „kupę rzeczy”, które nie są oparte na intuicji, dlatego nie widzę zasadniczej różnicy między (1) a (2). Mogłabyś podać jakiś przykład „opartej na intuicji koncepcji niewpadającej w kategorię eksperymentów myślowych”?
I też rozumiem z tego powodu, że ta tematyka – przynajmniej w Polsce - rzadko interesuje kogokolwiek poza kilkoma kobietami, i nie będziesz miał z kim dyskutować
Kilkoma kobietami? Tematyka feminizmu? Ja znam tuziny – fakt, że zajmują się najczęściej bredniami w stylu Irigaray czy Butler – ale mnóstwo ich przecież jest. Chyba że chodziło Ci konkretnie o feministyczne x-phi?
Filozofia eksperymentalna to (głównie) empiryczne, psychologiczne badania nad filozoficznymi intuicjami u różnych grup – z dobieraniem grup, określaniem zmiennych, szukaniem statystycznej istotności itd.
UsuńOj, oczywiście, ale ta pierwsza warstwa też jest w użyciu – bez rozbijania na grupy, używania zmiennych itp. Na przykład J. Knobe zaczepia ludzi w Manhattan Public Park ;)
Ale pewnie masz rację, tych badań pewnie się nie przedstawia na zajęciach.
Mogłabyś podać jakiś przykład „opartej na intuicji koncepcji niewpadającej w kategorię eksperymentów myślowych”?
Nie wiem, czy dobrze rozumiem pytanie, i w ogóle dla mnie teren dość grząski, bo się na tym nie znam, ale spróbuję:
Czy nie jest tak, że naturalistyczne koncepcje na źródła moralności (np. hume’owska) to tak jakby wykorzystują intuicje kompatybilstyczne: spośród naturalnych (zdeterminowanych przecież) skłonności (jednak) możemy wybrać te służące dobru wspólnemu.
A np. „intuicje fizykalne” są przydatne w wielu koncepcjach materialistycznych. A z tych badań wychodzi, że kobiety mają intuicje bardziej „dualistyczne”.
A tak w ogóle, to chyba te wynik badań Sticha & al. to najsensowniej porównać z tym, jakie podejścia dominują. No ale to już się totalnie rozjeżdża, z kompatybilizmem to już u kobiet tak samo jak u filozofów, nawet procenty zbliżone :) A spojrzyj na „fizykalizm”, tu już na odwrót… - mimo że to kobiety lepiej rozumieją "o co chodzi" w dualistycznym argumencie z wiedzy.
Ja znam tuziny
Po prostu denerwuje mnie to, że poważni i poważani np. socjolodzy pomijają tematykę i perspektywę genderową. Z paroma wyjątkami, jak Henryk Domański – incydentalnie – w Polsce, czy Michael Kimmel – obsesyjnie – w Stanach. I wychodzą potem takie dziwactwa jak „teoria gangów” tłumacząca przestępczość z użyciem przemocy, podczas gdy sprawcy przemocy domowej do gangów nie należą.
Jak już ktoś u nas się tym zajmuje, to jest to, oczywiście, kobieta, i z reguły z przypiętą łatką ideolo. To tak, jakby żaden WASP nie zajmował się problemem biedy czy rasizmu.
Jak to wygląda w filozofii, to nie wiem, to znaczy wiem tylko o Marcie Nussbaum.
Mam na myśli coś w rodzaju naukowego „gender mainstreaming” (straszna ONZ – owska nazwa), to znaczy, żeby w badaniach jakichś kwestii np. psychologicznych czy społecznych – np. biedy - w zasadzie rutynowo uwzględniać problematykę płci. Bo jak się to robi, to zwykle okazuje się, że to jednak istotna zmienna. Chociaż jest ryzyko, że rykoszetem te różnice utrwalą stereotypy. Przyznaję, że dziedziną, która bardzo uczciwie dzieli na płeć w trakcie badań, to moja nieulubiona psychologia ewolucyjna. Ale o tym kiedy indziej.
coś znów nie wyszło z linkami,
Usuń1. jakie podejścia dominują to oczywiście:
http://utilitymon.blogspot.com/2012/12/moje-poglady-filozoficzne-i.html
2. a Michael Kimmel to chodziło mi o http://edition.cnn.com/2012/12/19/living/men-guns-violence
no tak, chociaż raz chciałam się zmieścić w jednym komentarzu, i znów nie wyszło ;)
Oj, oczywiście, ale ta pierwsza warstwa też jest w użyciu – bez rozbijania na grupy, używania zmiennych itp. Na przykład J. Knobe zaczepia ludzi w Manhattan Public Park ;)
UsuńNic o tym nie wiem, żeby tak sobie tylko zaczepiał, a potem coś o tym pisał. Wydaje mi się, że zawsze jak zaczepia, to w ramach badania z grupami, zmiennymi itp.
Czy nie jest tak, że naturalistyczne koncepcje na źródła moralności (np. hume’owska) to tak jakby wykorzystują intuicje kompatybilstyczne: spośród naturalnych (zdeterminowanych przecież) skłonności (jednak) możemy wybrać te służące dobru wspólnemu.
Hume najpewniej był kompatybilistą, ale czy wykorzystywał intuicje kompatybilistyczne, i to bez eksperymentów myślowych? To, o czym tu piszesz, to co najwyżej wykorzystywanie intuicji mówiącej, że wolna wola istnieje. Nie intuicji, że kompatybilizm jest prawdziwy.
A tak w ogóle, to chyba te wynik badań Sticha & al. to najsensowniej porównać z tym, jakie podejścia dominują.
Wydaje mi się, że niekoniecznie najsensowniej - właśnie dlatego, że filozofia to nie tylko eksperymenty myślowe. Np. fizykalistów jest bardzo dużo, ale raczej nie dlatego, że są jakieś świetne eksperymenty myślowe uruchamiające fizykalistyczną intuicję.
Po prostu denerwuje mnie to, że poważni i poważani np. socjolodzy pomijają tematykę i perspektywę genderową.
Bardzo możliwe, na tym ja z kolei się nie znam.
Nic o tym nie wiem, żeby tak sobie tylko zaczepiał
UsuńWydaje mi się, że coś o tym wiesz ;)
http://www.unc.edu/~knobe/Side-Effect.pdf
http://www.unc.edu/~knobe/AdamsSteadmanReply.pdf
Przepraszam, wymiękam z linakmi, cały czas podaje mi informację, że "http:" to niedopuszczalne kodowanie, czy coś takiego.
Ale gdzie on tu niby pisze o zaczepianiu nie w ramach badania?
UsuńTo address this issue, I ran a second experiment. Subjects were 63 people spending time in a Manhattan public park. As in previous experiments, each subject was randomly assigned either to the harm condition or to the help condition.
To przecież normalne kwantytatywne badanie jak pan Bóg przykazał, z losowym doborem, grupami, statystyką itd.
To przecież normalne kwantytatywne badanie jak pan Bóg przykazał, z losowym doborem, grupami, statystyką itd.
UsuńJakieś mocne nieporozumienie wyszło, najwyraźniej nie ma drogi na skróty ;) Nie chodziło mi o to, że Knobe nie robi badań, ale o to, że akurat w tych dwóch badaniach używa najmniej złożonej metody ilościowej. To znaczy, dba tylko o losowy dobór próby (Manhattan Public Park) i jej odpowiednią wielkość (chociaż tej ostatniej nie wyjaśnia bliżej, i nie jest tutaj wyjątkiem), co – w założeniu – pozwala odnosić wyniki badań statystycznych tej próby do prawdopodobnych wyników całej populacji.
Natomiast nie używa żadnych zmiennych niezależnych (np. tych określających cechy demograficzne) ale pyta wyłącznie o jeden/ dwa poglądy, które są tą badaną wartością. Ta badana wartość to zmienna zależna – ale w zasadzie nie można mówić o takiej, jeśli w badaniu nie używamy żadnej zmiennej niezależnej (tzn. nie rozbijamy badanej grupy w oparciu o jakiekolwiek cechy, i nie badamy korelacji pomiędzy np. płcią a intuicją moralną).
Mało znam temat, ale akurat te teksty, na które trafiłam, to operują także na „subjects” tak po prostu. Najwyżej biorą kilka zmiennych z tych czynników, które właśnie badają (np. jak chcą karać ci, co przypisali intencję).
Chyba trochę bez sensu rozwijam marginalny wątek, ale chyba trzeba było to wyjaśnić.
...to co najwyżej wykorzystywanie intuicji mówiącej, że wolna wola istnieje. Nie intuicji, że kompatybilizm jest prawdziwy.
UsuńJa bym to jednak nazwała intuicją kompatybilistyczną, tj. że wolna wola istnieje w warunkach wyznaczanych przez czynniki poza kontrolą wybierającego, czy coś w tym rodzaju. Można to równie dobrze (fachowo) nazwać intuicją, że kompatybilizm jest prawdziwy, aczkolwiek nie tak się formułuje pytania w eksperymentach myślowych;)
Wydaje mi się, że niekoniecznie najsensowniej - właśnie dlatego, że filozofia to nie tylko eksperymenty myślowe. Np. fizykalistów jest bardzo dużo, ale raczej nie dlatego, że są jakieś świetne eksperymenty myślowe uruchamiające fizykalistyczną intuicję.
No to wracamy do początku: czy eksperymenty myślowe są jakąś zupełnie odrębną działką filozofii, czy jednak (badane w ich ramach) intuicje filozoficzne mają jednak świadczyć o „fundamentach”, „naturalnym” podejściu do problemów filozoficznych na szerszą skalę. Może eksperymenty myślowe mają nie tyle uruchamiać (stworzyć?), ale raczej "wykryć" czy „wykrystalizować” taką intuicję.
Chodziło mi o coś takiego, na przykład: to już załóżmy, że wśród kobiet intuicje fizykalistyczne mniej rozpowszechnione, co wychodzi z badań, i co może przejawiać się chociażby np. w większej religijności kobiet, z reguły (chociaż tego przyczyny mogą być, oczywiście, różne). I wśród tych dominujących w branży fizykalistów mogą źle funkcjonować, bo to nie ich styl myślenia o świecie. W tym sensie takie zestawienie wydaje mi się sensowne – jeśli dociekać przyczyn małej liczby kobiet na wydziałach filozofii.
To znaczy, dba tylko o losowy dobór próby (Manhattan Public Park)
UsuńW losowym doborze (random assignment) nie chodzi o to, że ludzie byli losowo wyłapywani w tym parku, bo mogli się przecież zgodzić lub nie zgodzić na badanie. Chodzi o to, że badani zostali losowo podzieleni na dwie grupy.
Natomiast nie używa żadnych zmiennych niezależnych
Ależ używa. Jak sama piszesz kawałek dalej, jeśli jest zmienna zależna, to musi być też niezależna, nie może być jednej bez drugiej. Tutaj zmienną niezależną jest zmiana w przedstawianym scenariuszu, a zależną odpowiedzi.
Ja bym to jednak nazwała intuicją kompatybilistyczną, tj. że wolna wola istnieje w warunkach wyznaczanych przez czynniki poza kontrolą wybierającego, czy coś w tym rodzaju.
Nigdzie się chyba z czymś takim u Hume'a nie spotkałem, musiałabyś podać jakiś konkretny fragment.
No to wracamy do początku: czy eksperymenty myślowe są jakąś zupełnie odrębną działką filozofii, czy jednak (badane w ich ramach) intuicje filozoficzne mają jednak świadczyć o „fundamentach”, „naturalnym” podejściu do problemów filozoficznych na szerszą skalę.
Filozofowie niby bardzo lubią zastanawiać się nad wszystkim, nad czym się da, ale problem metod filozofii jest przez nich, wydaje mi się, słabo przemyślany. Nie ma np. precyzyjnej definicji eksperymentu myślowego. Różni filozofowie mają różne zdania na temat statusu intuicji. W każdym razie nie znam żadnych istotnych fizykalistycznych eksperymentów myślowych. Fizykalizm jest generalnie kontrintuicyjny, są jednak argumenty za fizykalizmem, które nie bazują
na intuicjach uruchamianych przez eksperymenty myślowe (przynajmniej żadne typowe eksperymenty myślowe), jak, powiedzmy, argument z zamknięcia przyczynowego.
Chodziło mi o coś takiego, na przykład: to już załóżmy, że wśród kobiet intuicje fizykalistyczne mniej rozpowszechnione, co wychodzi z badań
Może coś w tym być, chociaż, mówiąc dokładniej, z badań nie wychodzi, że fizykalistyczne intuicje są mniej rozpowszechnione, tylko że dualistyczne intuicje są bardziej rozpowszechnione, to niezupełnie to samo.
W każdym razie nie znam żadnych istotnych fizykalistycznych eksperymentów myślowych. Fizykalizm jest generalnie kontrintuicyjny, są jednak argumenty za fizykalizmem, które nie bazują
Usuńna intuicjach uruchamianych przez eksperymenty myślowe...
Jak rozumiem, eksperyment myślowy nie jest najlepszą drogą do konstruowania fizykalistycznej wizji świata. To o tyle się potwierdza, że w historii Mary (ta wersja ze smakiem jabłek – s. 9 u B & S) zawsze mniejszość – i kobiet, i mężczyzn – odczuwa taką intuicję. Czyli ta absolutna większość filozofów, która „wyznaje” fizykalizm, pewne dochodzi do tego innym ścieżkami.
W ogóle z tymi badaniami, cytowanymi przez B & S, to problem jest taki, że zwykle różnice pomiędzy kobietami i mężczyznami owszem, są, ale zwykle „both groups tended to think….” – czyli fundamentalnej różnicy w podejściu nie ma. I jakieś intuicje zwykle są w mniejszości/większości w obu grupach. I chyba trudno w ten sposób tłumaczyć małą liczbę kobiet na filozofii.
chociaż, mówiąc dokładniej, z badań nie wychodzi, że fizykalistyczne intuicje są mniej rozpowszechnione, tylko że dualistyczne intuicje są bardziej rozpowszechnione, to niezupełnie to samo.
No już nie wiem, bazowałam na historii Mary i problemie smaku jabłek (s. 9), i jak rozumiem, pytanie o możliwość poznania smaku bez jedzenia jabłek jest pytaniem o to, czy odczucie smaku jest jednak wartością dodaną w stosunku do jego (neuro)chemicznych uwarunkowań, czy też nie (to drugie to chyba podejście fizykalistyczne).
Problem znam raczej tylko z blogowego tekstu o zombie, ale, jak rozumiem, podejście dualistyczne to takie stanowisko, że stanów mentalnych nie da się zredukować do działania układu nerwowego.
Oni historię z Mary nazwali „philsicalsim study”, a historię z robotem i doświadczaniem miłości jako „dualism study” (s. 9 – 10). Nie jest to dla mnie jasne, dlaczego akurat tak. Jednak w obu historiach pytanie zadawane respondentom to (chyba) takie o odczuwanie intuicji fizykalistycznej. Na marginesie: nie wiem, skąd taka dramatyczna różnica pomiędzy doświadczaniem smaku a emocji, może to wynika z samej konstrukcji kazusu.
Przepraszam, wymiękam z linakmi, cały czas podaje mi informację, że "http:" to niedopuszczalne kodowanie, czy coś takiego.
OdpowiedzUsuńPierwszy link.
Drugi link.
Nie wiem, u mnie działa normalnie.
u mnie zadziałało jakoś przy trzeciej próbie, a zwykle dostaję komunikat: "Twój kod HTML nie może zostać zaakceptowany: Odwołanie "”http:" nie jest dozwolone: A"
UsuńA jak wykreślam http:, i zostawiam samo www, to link na podglądzie jest, ale wyrzuca gdzieś w sieciowy kosmos.
Nie wiem, o co chodzi, ale mniejsza.
Nie wiem naprawdę, może spróbuj innej przeglądarki?
UsuńW losowym doborze (random assignment) nie chodzi o to, że ludzie byli losowo wyłapywani w tym parku, bo mogli się przecież zgodzić lub nie zgodzić na badanie. Chodzi o to, że badani zostali losowo podzieleni na dwie grupy.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że w tym wypadku dobór losowy był ważny na obu etapach – chodzi i o to, że respondenci byli losowo „wyłapywani” w parku (to się chyba fachowo nazywa random sampling), i o to, że zupełnie losowo przypisywani do odpowiedzi na konkretne „vignettes”(random assignment).
Pierwszego etapu Knobe bliżej nie wyjaśnia, uznając – zapewne słusznie – za wystarczającą informację, że badanie przeprowadzał w parku, a nie np. wśród studentów filozofii.
Kwestia odmowy udziału w badaniu nie ma chyba większego znaczenia, to się zakłada zawsze, czy w doborze losowym, czy też np. przy kwotowym (gdzie w próbie odtwarzasz strukturę populacji), czy celowym (gdy badasz konkretną grupę).
Ależ używa. (...) Tutaj zmienną niezależną jest zmiana w przedstawianym scenariuszu, a zależną odpowiedzi.
OK, pełna zgoda. Zafiksowałam się na tych cechach osobniczych (płeć, wiek, poglądy polityczne itp.), bo z reguły z takimi mam do czynienia. I zwykle jedno zagadnienie dla respondenta, które potem wałkujesz przez poszczególne grupy. I jakoś to bez sensu zinterpretowałam, że on zrobił cztery odrębne badania, a potem porównał ich wyniki…
A rzeczywiście, specyfiką tych badań Knobe’a jest to, że manipulujesz samym pytaniem: dwa (cztery) warianty scenariusza, to jest ta zmienna niezależna. Jednak doprecyzowałabym, że tą zmienną zależną (kategorią, którą badamy) jest „przypisanie intencji”.
Nigdzie się chyba z czymś takim u Hume'a nie spotkałem, musiałabyś podać jakiś konkretny fragment.
Naprawdę, chodziło mi tylko (mniej więcej) o to: koncepcja „moral passions” opiera się na założeniu, że możemy wybierać spośród tych predyspozycji, w które wyposażyła nas natura. Wyposażenie poza kontrolą, ale w jego ramach wybór istnieje. Takie założenie wydaje mi się zgodne z intuicją kompatybilistyczną, aczkolwiek nie wiem, czy ona jest jego źródłem.
Ale w sumie bez sensu, komatybilizm to raczej nie jest „warstwowy determinizm/libertarianizm” (tzn. że wolna wola istnieje od pewnego momentu, np. nie możemy latać, ale możemy uderzyć bądź nie uderzyć).
Poddaję się, zostawmy to może już.
Problem znam raczej tylko z blogowego tekstu o zombie, ale, jak rozumiem, podejście dualistyczne to takie stanowisko, że stanów mentalnych nie da się zredukować do działania układu nerwowego.
UsuńNo tak. Nie licząc oczywiście fizykalizmu eliminatywistycznego, który nie jest dualizmem, a też mówi, że nie da się zredukować (dlatego, że nie ma żadnych stanów mentalnych).
Oni historię z Mary nazwali „philsicalsim study”, a historię z robotem i doświadczaniem miłości jako „dualism study” (s. 9 – 10). Nie jest to dla mnie jasne, dlaczego akurat tak.
Dla mnie też nie. W ogóle nie wiem, który filozof przedstawia podobny eksperyment z robotem i co chce nim osiągnąć (czy to ma przekonywać do fizykalizmu?).
Jednak w obu historiach pytanie zadawane respondentom to (chyba) takie o odczuwanie intuicji fizykalistycznej.
Nie wiem czy się tu dobrze rozumiemy – historia z Mary na pewno ma uruchamiać intuicję dualistyczną, a co do robota nie jestem pewien.
Na marginesie: nie wiem, skąd taka dramatyczna różnica pomiędzy doświadczaniem smaku a emocji, może to wynika z samej konstrukcji kazusu.
Prawdopodobnie większość odpowiadających myśli, że skoro ludzki mózg jest rekonstruowany kawałek po kawałku, to jest to po prostu ludzki mózg, a nie jakiś „elektroniczny”. A skoro ludzki, to zdolny do wszystkiego, do czego ludzkie mózgi są zdolne. Ludzie raczej nie myślą o sztucznych sieciach neuronowych, ani o niczym takim.
Wydaje mi się, że w tym wypadku dobór losowy był ważny na obu etapach – chodzi i o to, że respondenci byli losowo „wyłapywani” w parku (to się chyba fachowo nazywa random sampling),
No właśnie nie bardzo. Pomijając już problem z odmawiającymi, to żeby mówić o random sampling, trzeba użyć jakiegoś losującego programu (ewentualnie zrobić sobie urnę z losami). Losowy dobór na podstawie uznaniowego chybił-trafił się nie liczy. To, co zrobił Knobe, to raczej convenience sampling, które jest rodzajem nonprobability sampling – przynajmniej trzymając się terminologii z podręcznika Singletona i Straitsa, z którego się uczyłem na kursie metodologii.
Poza tym grupą braną pod uwagę (target population) nie byli ludzie w parku, tylko ludzie w ogóle (a przynajmniej ta grupa demograficzna) – Knobe nie chciał badać, jak ludzie chadzający do nowojorskiego parku rozumieją intencjonalne działanie, tylko jak ludzie w ogóle rozumieją intencjonalne działanie. A wybór parku też nie był losowy, więc tym bardziej nie ma tu random sampling.
Naprawdę, chodziło mi tylko (mniej więcej) o to: koncepcja „moral passions” opiera się na założeniu, że możemy wybierać spośród tych predyspozycji, w które wyposażyła nas natura. Wyposażenie poza kontrolą, ale w jego ramach wybór istnieje. Takie założenie wydaje mi się zgodne z intuicją kompatybilistyczną, aczkolwiek nie wiem, czy ona jest jego źródłem.
To, o czym piszesz, nie ma wiele wspólnego z kompatybilizmem. W sporze kompratybilizim/inkompatybilizm chodzi raczej o sam moment wyboru – o to, czy jest przez coś zdeterminowany i jeśli tak, to czy można mówić o wolnej woli. Nie o to, skąd się wzięły opcje, spośród których można wybierać.
W ogóle nie wiem, który filozof przedstawia podobny eksperyment z robotem i co chce nim osiągnąć (czy to ma przekonywać do fizykalizmu?)
UsuńCzy ten robot to przypadkiem nie była szansa na jakieś zombie? „Wszystkie jego połączenia nerwowe zadziałają jak u człowieka”. Wyniki „study” wskazują na to, że koncepcja zombie mało przekonująca: większość uważa, że jeśli „coś” ma mózg człowieka, to ma też jego świadomość.
Prawdopodobnie większość odpowiadających myśli, że (...) to jest to po prostu ludzki mózg, a nie jakiś „elektroniczny”. A skoro ludzki, to zdolny do wszystkiego, do czego ludzkie mózgi są zdolne.
Masz rację, główna różnica pomiędzy tymi dwoma eksperymentami to chyba polega na tym, że w drugim (z robotem) to jednak „bezpośredniość doświadczenia”: ludzie myślą, że to jest po prostu ludzki mózg, który może doświadczać wszystkiego ludzkiego. Ta dramatyczna różnica w wynikach eksperymentów pomiędzy "przypisywaniem doznania" smaku (Mary) i emocji (robot), co mnie wcześniej tak zafrapowało, to właśnie z tego. Jeśli podmienimy, i robot miałby znać smak jabłek tak jak człowiek, a Mary tylko by czytała o miłości, to pewnie statystyka byłaby podobna.
Nie wiem czy się tu dobrze rozumiemy – historia z Mary na pewno ma uruchamiać intuicję dualistyczną, a co do robota nie jestem pewien.
OdpowiedzUsuńTak mi się wydaje, że pytania „Czy Mary może poznać smak jabłka, jeśli nigdy żadnego nie zjadła, ale przyswoiła pełną naukową wiedzę na temat jabłek?” oraz „Czy robot dysponujący zrekonstruowanym idealnie mózgiem ludzkim może odczuwać emocje?” – oba – są pytaniami o pogląd (istnienie intuicji?) fizykalny/ej. Jeśli odpowiesz „tak”, to to jest „tak” dla fizykalizmu. Dlatego zdziwiła mnie ta różnica w nazwie „studies”.
Ale rozumiem, że Tobie chodzi o to, że ten, kto wymyślił eksperyment z Mary, wolał usłyszeć od ludzi „nie” (chciał „uruchomić” intuicję dualistyczną). Sądząc z wyników statys., to mu dobrze wyszło ;)
Ale jeśli tak, to oni nazwali to na odwrót (?)- "physicalism study" pompuje dualizm, a "dualism study" - fizykalim. Ale już mniejsza.
A tak ogólniej: to znów pytanie o naturę eksperymentu myślowego: najpierw sądziłam, że eksperymenty myślowe to nie tyle mają „wypompować” (sugerować?) określoną intuicję, ale raczej obserwować ją „w stanie naturalnym”. Czyli eksperymentator raczej chce coś wykryć (pogląd, opinię badanego), a nie stworzyć. Ale, jak rozumiem, w tym „naturalnym stanie” to się intuicje bada od niedawna (to jest ten rozwój ex – phi), a ci, co tworzyli (przynajmniej te klasyczne) eksperymenty to używali ich jako „pomp”.
Tak wnioskuję (może mylnie) z tego, że statystyka przedstawiana przez B & S to raczej nie jest statystyka prezentująca sprawność konkretnej pompy (czy eksperyment dobrze uruchamia jakąś intuicję, i w dodatku z podziałem na płeć), ale poglądy.
Ale z dziesiątej już chyba strony, to jednak „pompy” – w tym sensie, że jak stworzysz eksperyment na dualizm, to wyjdzie dualizm, a jak na fizykalizm – to analogicznie.
No właśnie nie bardzo.(...) To, co zrobił Knobe, to raczej convenience sampling, które jest rodzajem nonprobability sampling
OdpowiedzUsuńOK, OK, jest tak, jak mówisz, już to porządnie sprawdziłam, i wyłapywanie ludzi w parku to jest jedna z metod doboru nielosowego (nieprobabilistycznego), tzw. próba wygodna, oparta na dostępności badanych. „Convenience sampling is used in exploratory research where the researcher is interested in getting an inexpensive :) approximation of the truth”.
A porządny dobór losowy (jedna z probabilistycznych metod doboru), random sampling, to już dzisiaj się robi najczęściej przez programy komp., wymyślając dla tych programów algorytmy na losowość ;)
Aczkolwiek w convenience sampling też chcesz przecież osiągnąć reprezentatywność próby, ale wiesz, że będzie to obarczone dużym błędem.
A wracając do początku: pozostaje pytanie, co daje random assignement (i czy rzeczywiście takie było), skoro wcześniej było tylko convenience sampling ? To raczej było nonpropability assignement ;)
A o Bogu i dzieciach, kompatyblizmie itd. to już kiedy indziej.
Czy ten robot to przypadkiem nie była szansa na jakieś zombie?
UsuńNo chyba nie, ten robot to raczej nie miało być coś fizycznie nieodróżnialnego od człowieka.
Ale jeśli tak, to oni nazwali to na odwrót (?)- "physicalism study" pompuje dualizm, a "dualism study" - fizykalim. Ale już mniejsza.
Ja naprawdę nie wiem, czemu ten scenariusz z robotem miał służyć, nie znalazłem żadnej filozoficznej literatury, w której by się pojawiał.
A tak ogólniej: to znów pytanie o naturę eksperymentu myślowego: najpierw sądziłam, że eksperymenty myślowe to nie tyle mają „wypompować” (sugerować?) określoną intuicję, ale raczej obserwować ją „w stanie naturalnym”. Czyli eksperymentator raczej chce coś wykryć (pogląd, opinię badanego), a nie stworzyć. Ale, jak rozumiem, w tym „naturalnym stanie” to się intuicje bada od niedawna (to jest ten rozwój ex – phi), a ci, co tworzyli (przynajmniej te klasyczne) eksperymenty to używali ich jako „pomp”.
No tak, zdaje się, że zmyliła Cię trochę nazwa „eksperyment myślowy”. EM to tylko wymyślony scenariusz. W tradycyjnej filozofii wymyśla się EM i z góry się zakłada, że u (prawie) wszystkich wywoła on taką lub inną intuicję. Ale nikt tego empirycznie nie bada, tzn. nie przedstawia się tych scenariuszy żadnym grupom i nie liczy się, u kogo jaka intuicja wystąpiła. To robi dopiero filozofia eksperymentalna. Ani „eksperyment myślowy”, ani „filozofia eksperymantalna” to nie są chyba najszczęśliwsze nazwy.
A wracając do początku: pozostaje pytanie, co daje random assignement (i czy rzeczywiście takie było), skoro wcześniej było tylko convenience sampling ? To raczej było nonpropability assignement ;)
No przecież random sampling jest całkowicie niezależny od random assignment. Można wybrać badanych nielosowo, a następnie podzielić na grupy losowo, można odwrotnie, można i wybierać i dzielić losowo, można i wybierać i dzielić nielosowo, wszystkie cztery możliwości są tak samo wykonalne.
No przecież random sampling jest całkowicie niezależny od random assignment.
UsuńOczywiście. Chodziło mi tylko o to, że jak robimy "non - probability sampling", a potem - już w ramach wybranej grupy - "probability sampling", to chyba i tak źle lądujemy z tą "probability", o ile chcemy uogólnić wyniki na osoby spoza parku.
Na przykład, jeśli robisz badanie tylko wśród mieszkańców Ursynowa, to mało da, jeśli później podzielisz ich totalnie "at random". Wynik i tak będzie skrzywiony przez pierwotny nielosowy dobór.
Ale w sumie nie wiem, czy tak to działa.
I nie jestem pewna, czy w tym parku Knobe rzeczywiście stosował rygorystycznie "random assignement" :)