niedziela, 31 lipca 2011

Czy ekonomia to nauka?

B. Leiter: Is Economics a "Science"?, "Leiter Reports" 08.10.2004.

Brian Leiter to filozof znany głównie z bycia autorem jednego z najpopularniejszych blogów filozoficznych w sieci oraz poświęcania wielkiej ilości uwagi twórczości Nietzschego, co bardzo rzadkie wśród anglojęzycznych filozofów. 
Temat, którym się tu zajmuje –   pseudonaukowość ekonomii (zwłaszcza ekonomii w jej mainstreamowym, neoklasycznym wydaniu) nie jest specjalnie popularny. Kiedy mowa jest o szarlatanerii uprawianej na uniwersytetach wymienia się najczęściej różne gałęzie psychologii (z psychoanalizą na czele) czy współczesną teorię literatury. Rzadko napiszą coś o ekonomii filozofowie nauki, a już chyba w ogóle różni pogromcy ciemnoty i zabobonu w rodzaju Michaela Shermera czy Richarda Dawkinsa. Wydaje mi się, że najwięcej na ten temat mają do powiedzenia sami co bardziej autorefleksyjni ekonomiści, jak Steve Keen, choć oczywiście stanowią oni bardzo niewielki ułamek całego ekonomicznego środowiska.
Leiter cytuje tu przede wszystkim dwa teksty: krytyczny If Economics Isn't Science, What Is It? filozofa nauki Alexandra Rosenberga i umiarkowanie apologetyczny The Problems of Jurisprudence jurysty Richarda Posnera. Główny zarzut Rosenberga dotyczy głównego kryterium naukowości – zdolności dyscypliny do formułowania trafnych i precyzyjnych przewidywań. Wg Rosenberga ekonomiści są do formułowania takich przewidywań zupełnie niezdolni i nic nie wskazuje na to, by mieli stać się do tego zdolni w przyszłości. W ekonomii nie istnieje zatem praktycznie żaden postęp. Posner podaje przykłady trafnych przewidywań formułowanych przez ekonomistów, które Leiter –  i trudno się z nim nie zgodzić – uważa za żenująco banalne. Na podstawie zdrowego rozsądku, twierdzi Leiter, codziennie dokonujemy dziesiątek takich przewidywań, lecz nikt nie ma ochoty nazywać naszej zdroworozsądkowej psychologii nauką. Nauka musi potrafić formułować przewidywania nie tylko kwalitatywne, ale też kwantytatywne (albo przynajmniej dawać nadzieję na te drugie) – nie wystarczy stwierdzić, że jeśli zaistnieje fenomen A, to, ceteris paribus, zaistnieje fenomen B, trzeba też umieć wyrazić tą zależność w liczbach. Krytycy ekonomii najczęściej twierdzą, że indolencja tej dyscypliny wynika z tego, że większość jej fundamentalnych teorii – jak teoria racjonalnego wyboru czy teoria równowagi ogólnej – zostały albo empirycznie obalone, albo są nawet dla samych ekonomistów niezrozumiałe, albo są tautologiami.
Co gorsza, w przeciwieństwie do takich teoretyków literatury, ekonomiści mają często ogromny wpływ na decyzje polityczne. Na decyzjach tych, jak nietrudno zauważyć, zazwyczaj korzysta bogata elita, a traci cała reszta, przy czym ekonomiści (zwłaszcza ci tzw. neoliberalni) wytrwale zapewniają, że zyskują wszyscy. Leiter domyśla się, że tu właśnie pies może być pogrzebany:

Perhaps the ascendancy of economics as a force in public policy has much more to do with its ability to rationalize policies that tangibly benefit ruling groups in American society than with its empirical and cognitive credentials. 

Trafiłem też ostatnio na ciekawą grafikę ilustrującą rolę amerykańskich profesorów ekonomii w doprowadzeniu do trwającego do dziś kryzysu finansowego i w jego „naprawianiu” oraz niemniej ciekawe badanie pokazujące, że 78,4% doktorów ekonomii nie potrafi rozwiązać prostego (wg nich samych) zadania dotyczącego innego fundamentalnego ekonomicznego konceptu - kosztu alternatywnego.