Idea wrodzonego zmysłu
moralnego pojawiła się, czy może raczej stała się popularna,
gdzieś w XVIII wieku – pisali o niej wtedy Hume, Rousseau czy
(zapomniany dzisiaj pod tym względem) Adam Smith. Później, kiedy
Darwin opracował teorię ewolucji, zaczęto doszukiwać się
adaptacyjnego wyjaśnienia dla tego moralnego zmysłu. Jeszcze
później, kiedy Chomsky opracował swoją teorię języka, pojawiły
się próby robienia analogii między chomskistowskim (tak się mówi,
„chomskistowski”?) wyobrażeniem o kompetencji językowej a
wyobrażeniem o kompetencji moralnej. Wynikałoby z tej analogii, że
ludzie rodzą się z zestawem moralnych reguł, który umożliwia im
formułowanie nieskończonej liczby moralnych sądów oraz
odróżnianie ich od sądów niedotyczących sfery moralnej.
Urodziła się z tego w
końcu pewna psychologiczna wizja, którą Stephen Stich w wyżej
podlinkowanym artykule nazywa wizją „eleganckiej maszyny” (mnie
się bardziej podoba „moralna gramatyka” i tak będę to dalej
nazywał). Stich pisze, że wizja ta opiera się na trzech
przekonaniach:
(1) Nasze moralne
zdolności są możliwe dzięki zintegrowanemu zestawowi reguł czy
zasad, które, tak jak reguły gramatyki, zaprojektowane zostały, by
razem bezproblemowo funkcjonować.
(2) Istotne cechy tychże
reguł czy zasad są wrodzone, a głębokie różnice w moralnych
opiniach można wytłumaczyć tym, że niektóre z wrodzonych
moralnych uniwersaliów są dysjunktywne.
(3) Istnienie tych
moralnych uniwersaliów ma adaptacyjne wyjaśnienie.
Punkt drugi może brzmieć
trochę hermetycznie. Przez „głęboką różnicę” Stich rozumie
różnicę, która istniałaby nawet jeśli obie strony sporu znałyby
wszystkie fakty i były idealnie racjonalne. W przypadku
„dysjunktywnych uniwersaliów” odwołuje się on natomiast do
językoznawczego modelu principles and parameters w ramach
gramatyki generatywnej. Model ten ma umożliwiać pogodzenie
istnienia poważnych różnic między gramatykami różnych języków
z teorią wspólnego dla wszystkich języków zestawu gramatycznych
reguł. Według niego istnieją tzw. parametry, czyli wrodzone
gramatyczne opcje do wyboru, przy czym ich zakres w danym przypadku
nie jest wielki (rzadko przekracza dwie). O tym, która z opcji
zostanie przyjęta, decyduje doświadczenie, jednak nie dostarcza ono
żadnej treści reguły, a tylko „uruchamia” tę regułę lub
inną. Kiedy np. dziecko uczy się mówić po polsku, to pod wpływem
mówiącego po polsku otoczenia uruchamia się u niego reguła
„przyimek przed dopełnieniem”; kiedy uczy się mówić po
japońsku, to uruchamia się reguła „przyimek po dopełnieniu”,
ale jest to zawsze wybór spośród wrodzonych możliwości.
Zwolennicy (2) uważają, że z regułami moralnymi jest podobnie –
różne parametry są uruchamiane przez różne środowiska (krąg
kulturowy, rodzinę, klasę społeczną itp.) i stąd biorą się
głębokie moralne spory.
Powyższy trzypunktowy
zestaw stał się może nie ortodoksją, ale bardzo popularnym
stanowiskiem w dyskusji na temat empiryczności i ewolucji
moralności. Każdy z tych punktów można jednak śmiało
kwestionować. Jeśli chodzi o (1), to setki lat filozoficznych prób
uporządkowania naszych moralnych intuicji za pomocą jakiejś
ogólnej reguły czy reguł nie przyniosły oszałamiających
rezultatów. Jeśli chodzi o (2), to skala zróżnicowania moralnych
opinii między kulturami i innymi środowiskami, ilość sporów co
do tego, co w ogóle uznać za problem moralny i tempo zmian
moralnych opinii w ramach jednego środowiska sugerują, że treść
moralnych reguł może jednak w większym stopniu pochodzić z
doświadczenia. Jeśli chodzi o (3), to najpierw należałoby
uściślić o jaki rodzaj adaptacji chodzi – zderza się tu np.
teoria doboru krewniaczego z mniej mainstreamową teorią doboru
grupowego. Do obu jednak można mieć zastrzeżenia i na ich
podstawie uznać, że moralność jest raczej produktem ubocznym
zdolności, które wyewoluowały z jakichś innych przyczyn. Wizję
moralności, która wyłania się z tego typu zastrzeżeń Stich
nazywa „moralną prowizorką” (kludge).
Do wizji „moralnej
gramatyki” będzie więc bliżej, jak się rzekło, większości
współczesnych filozofów, psychologów i innych badaczy moralności.
Takiemu np. Johnowi Rawlsowi, który uważał, że muszą istnieć
uniwersalne reguły, które pasują do wszystkich ludzkich moralnych
intuicji. Albo takiemu Oliverowi Curry'emu, który pisze o
„hume'owsko-darwinowskiej metaetyce”. Z drugiej strony bliżej do
„moralnej prowizorki” będzie np. Shaunowi Nicholsowi, który
uważa, że moralność bierze się ze zbioru niespójnych intuicji
generowanych przez „niesamowicie różnorodny zestaw ukrytych
mechanizmów”. Albo takiemu Jesse Prinzowi, który posuwa się do
stwierdzenia, że moralność w ogóle nie jest wrodzona.
Mówiąc o konflikcie
między tymi dwiema wizjami trzeba jednak pamiętać o dwóch
rzeczach. Po pierwsze, żaden z powyższych trzech punktów nie jest
sprawą zero-jedynkową, każdy można akceptować w jakimś stopniu.
Po drugie, chociaż punkty te są w jakimś stopniu ze sobą
powiązane, to można akceptować jedne, a innych nie. Dla mnie np.
bardzo podejrzane są (1) i (2), ale już nie (3). Wydaje mi
prawdopodobna teoria, według której najpierw wyewoluowały intuicje
– nazwijmy je – Kantowskie, a później utylitarystyczne, przy
czym jednych z drugimi nie da się w niektórych sytuacjach pogodzić, a to prowadzi do
autentycznych, nierozwiązywalnych moralnych dylematów. Co można by
nazwać prowizorką wrodzoną.
Ekhem.
OdpowiedzUsuńIRL jest to warunkowane przez definicję sytuacji , która może być całkowicie inna wobec wielu zmiennych. Np. strzał w głowę innego człowieka będzie całkowicie inaczej definiowany i oceniany z uwagi na to, czy trwa wojna i strzelający jest snajperem naszych, czy też jest pokój i strzelający jest psychopatą.
Ogólnie prowadzi mnie to w kierunku zupełnej względności moralności, jako systemu wspierającego własną grupę przeciwko obcym.
Nie bardzo rozumiem to zdanie o definicji sytuacji. Nie wiem też jakiego rodzaju względność moralności masz na myśli; napisałem tu kiedyś przydługi tekst o rodzajach moralnego relatywizmu - w Twoim przypadku można mówić tylko o relatywizmie w sensie 3. Chyba każda z głównych normatywnych teorii dopuszcza zabijanie ludzi w pewnych sytuacjach (samoobrona, sprawiedliwa wojna), ale zupełnie nie musi się to odbywać kosztem moralnego obiektywizmu czy realizmu.
UsuńPoza tym w wielu moralnych problemach żaden konflikt między grupą swoich i obcych nie wchodzi w grę, więc trudno sprowadzać całą moralność do takich rozgrywek.
Autor/ka komentarza używa klasycznego pojęcia z teorii (chyba w sumie bardziej socjo, niż psychologicznej) symbolicznego interakcjonizmu. I podręcznikowy przykład, że zabicie człowieka jest „gołym” faktem, a dopiero rzeczywistość społeczna (tworzona na bazie "interakcji pomiędzy jednostkami") nadaje mu znaczenie: czy to był lincz, czy uprawniona egzekucja, czy bohaterski czyn wojenny itd.
OdpowiedzUsuńWięc chyba w sumie chodziło o to, że moralność nie ma podstawy „obiektywnej” – czyli ewentualnie najbliżej relatywizm w sensie 2 (bo sens 1, o ile dobrze rozumiem, odnosi się wyłącznie do „zakresu podmiotowego”). Czyli także biologicznej.
W symbolicznym interakcjonizmie stawia się tezę o czysto społecznym czy kulturowym źródle zasad (a nie biologicznym czy metafizycznym). Z tym ważnym zastrzeżeniem, że efekty interakcji często spontaniczne i przypadkowe, czyli też prowizorka.
A tak w ogóle, to koncepcja „gołych faktów” i „nadawanych im znaczeń” to pewnie bardziej pasuje do tekstu o „pytaniu nadrzędnym” ; )
OK, dzięki, to już brzmi konkretniej niż ten artykulik w Wiki. Z twierdzenia, że nie ma żadnych biologicznych podstaw moralności nie wynika jeszcze moralny antyrealizm. Ale rozumiem, że ten symboliczny interakcjonizm, poprzez jakąś przypadkowość i spontaniczność ocen do tego moralnego antyrealizmu prowadzi. Problem tylko w tym, że przykłady z różnymi interpretacjami zabijania zupełnie tego nie pokazują.
Usuń- Dla mnie np. bardzo podejrzane są (1) i (2), ale już nie (3). Wydaje mi prawdopodobna teoria, według której najpierw wyewoluowały intuicje – nazwijmy je – Kantowskie, a później utylitarystyczne, przy czym jednych z drugimi nie da się w niektórych sytuacjach pogodzić, a to prowadzi do autentycznych, nierozwiązywalnych moralnych dylematów.
OdpowiedzUsuń(jak tu się robi italic, underline, bold???)
To bardzo ciekawy wybór. Czy to nie jest tak, że pkt 1 i 2 przydane są właśnie dlatego, że jakoś „ratują” pkt 3 ? Przez swój formalny charakter (OK, pkt 2 raczej „materialny” – i na tyle, bo byłoby za długo). Bo inaczej zawsze pada pytanie o konkret, czyli w jaki sposób dany pogląd (np. intuicje Kantowskie) sprzyja przetrwaniu jednostki – „krewniaków”- grupy (w zależności od koncepcji ewolucyjnej), a pogląd przeciwny byłby szkodliwy. A chyba nie zawsze się uda.
I przy Twoim wyborze nieunikniona jest teza, że w s z y s t k i e istniejące kiedykolwiek koncepcje moralne mają adaptacyjny charakter. Niezależnie od „autentycznych, nierozwiązywalnych moralnych dylematów” ? Jak to wyjaśnisz bez pkt 2? (który też mało wyjaśnia ;)
przepraszam za bałagan, pomyliłam komentarz z odpowiedzią...
To bardzo ciekawy wybór. Czy to nie jest tak, że pkt 1 i 2 przydane są właśnie dlatego, że jakoś „ratują” pkt 3 ?
UsuńMyślę, że pewne moralne reguły są wrodzone i da się to adaptacyjnie wyjaśnić. Nie wydaje mi się jednak, żeby doświadczenie „włączało” jedną moralną regułę i jednocześnie „wyłączało” inną (inne). Moralne dylematy i głębokie moralne spory zdarzają się w końcu nawet w najbardziej homogenicznych kulturach. Zresztą nie sądzę też, żeby ta metafora przełącznika była trafna w opisie uczenia się języka, ale tu już na pewno prędzej niż w wypadku moralności.
I przy Twoim wyborze nieunikniona jest teza, że w s z y s t k i e istniejące kiedykolwiek koncepcje moralne mają adaptacyjny charakter. Niezależnie od „autentycznych, nierozwiązywalnych moralnych dylematów” ?
Nie wiem, czy dobrze Cię tu rozumiem. Jeśli chodzi o konkretne moralne opinie, to nie sądzę, że istnienie każdej ma adaptacyjne wytłumaczenie i nie uważam też, żeby kłóciło się to z moim wyobrażeniem o moralności.
Dżiniści uważają na przykład, że niemoralne jest jedzenie cebuli. Świadkowie Jehowy, że przetaczanie krwi. Katolicy, że zapłodnienie in vitro. Ciężko powiedzieć, żeby sprzyjało to promocji czyichkolwiek genów, jest raczej odwrotnie. Myślę jednak, że jest biologiczna podstawa, od której zależy, co może się stać sądem moralnym, a co nie. Istnienie tej podstawy ma natomiast adaptacyjne wyjaśnienie. Szaloną różnorodność moralnych opinii i to, że wiele z nich wcale nie sprzyja przekazywaniu genów, można wyjaśnić nieporozumieniami dotyczącymi faktów i tym, że te wrodzone mechanizmy nie są idealnie precyzyjne – generalnie sprzyjają przekazywaniu genów, ale w pewnych sytuacjach zawodzą.
Ponadto podstawa ta nie jest jednorodna, co prowadzi do nierozwiązywalnych dylematów.
Mamy intuicję mówiącą „nie zabijaj jednej osoby, nawet jeśli miałoby to uratować pięć innych” oraz inną intuicję mówiącą „zabij jedną osobę, żeby uratować pięć innych”. Myślę, że reguły dla obu są wrodzone oraz zasadniczo adaptacyjnie korzystne, ale oczywiście nie da się ich pogodzić.
@Tomasz
UsuńSzaloną różnorodność moralnych opinii i to, że wiele z nich wcale nie sprzyja przekazywaniu genów, można wyjaśnić nieporozumieniami dotyczącymi faktów i tym, że te wrodzone mechanizmy nie są idealnie precyzyjne – generalnie sprzyjają przekazywaniu genów, ale w pewnych sytuacjach zawodzą.
Ja się ogólnie z tobą zgadam, a raczej zgadzałem, bo po komentarzach, mam takie zastrzeżenie, że moim zdaniem teraz argumentujesz i rozmawiacie o adaptacjach na o wiele za wysokim poziomie abstrakcji czy adaptacji czy "ewolucji". Moim zdaniem istnieje pewna przestrzeń rozwiązań umysłowych, które warunkują czy są predyspozycjami (albo tylko zostają tak uznane i nazwane) "moralności", rozciągająca się od prawie-punktu, na prawdziwej #sawanna, czyli jakiegoś twardego rdzenia genetyczno-neurologicznego, wspólnego nie tylko dla wszystkich ludzi, ale może nawet z naczelnymi, W RÓŻNYCH KIERUNKACH, przez kolejne coraz "luźniejsze" (mające coraz więcej możliwości i rozwiązań) warstwy neurologii, psychologii, aż do socjologii, kultur, religii, których może być i było bardzo bardzo wiele, i prawie dowolnie odległych i sprzecznych. I w tym sensie mamy pkt 3 czyli cholerny bałagan i prowizorkę.
I teraz - nie widzę sensu w próbie ujednolicenia argumentacji "genetycznej" czy "adaptacyjnej" czy podobnej dla wszystkich, szczególnie "zewnętrzych", "luźnych", czyli kulturowych poziomów moralności. W ogóle nie wydaje mi się, żeby była możliwość rozmawiania o tej całej przestrzeni rozwiązań w jednym paradygmacie. Bo na samym "dole", w rdzeniu, na #sawanna, można rozmawiać o adaptacji ściśle ewolucyjnej (dobór krewniaczy, jakieś pierwociny altruizmu i empatii, wbudowane mechanizmy wstrętu, agresji, itp) i próbować wywieść z tego "nie zabijaj" czy "najpierw kobiety i dzieci", ale tu jest jeszcze daleko do tego, co masz za "moralne intuicje" (o ile cię rozumiem). Bo już intuicje jak "nie zabijaj jednego dla pięciu" czy "zabij czterech zamiast dziesięciu", no, to już jest o parę leveli wyżej, na przykład trzeba umieć liczyć nieco lepiej niż "1, 2, 3, mnóstwo". A potem jest jeszcze więcej przestrzeni i rozwiązań, no bo może jeden z czterech to szwagier wujka albo Wielki Lord Admiralicji, a dwu z dziesięciu to Romowie czy heloci czy Murzyni. A te "intuicje moralne" jak cebula dżinistów, koszerność Żydów czy in vitro katolików, to znowu, znacznie dalsze od "neurologicznego rdzenia", dla mnie to już nie są w ogóle problemy moralne, tylko postawy, memy, zwyczaje, bajki i opowieści, generowane i propagujące się przez kultury; i trudno mi sobie wyobrazić, że mają wiele wspólnego z genami czy adaptacją w sensie #sawanna.
BTW analogia ze zdolnościami językowymi i językami jest nadal dobra - owszem, mamy wbudowane mechanizmy neurologiczno-językowe, które nas predestynują, może nawet odróżniają od naczelnych. No ale skądinąd wiadomo, że nie rozwijają się bez interakcji społecznej (podobnie moralność) i chyba nikt nie próbuje szukać uzasadnienia np. różnic w polskim i anglosaskim akcencie sylabicznym (coś jak koszerność czy cebula) w neurologii i genetyce, tylko raczej w socjologii i kulturach.
"najpierw kobiety i dzieci"
Usuńoj nie wiem, moja babcia mówiła, że to mężczyźni muszą się najpierw najeść, a dopiero potem kobiety i dzieci ;) I tak często siadaliśmy do stołu :(
Szaloną różnorodność moralnych opinii i to, że wiele z nich wcale nie sprzyja przekazywaniu genów, można wyjaśnić nieporozumieniami dotyczącymi faktów i tym, że te wrodzone mechanizmy nie są idealnie precyzyjne – generalnie sprzyjają przekazywaniu genów, ale w pewnych sytuacjach zawodzą.
UsuńEwentualnie taki paradoks: może wyjaśnienia adaptacyjne często są efektem tego ewolucyjnego zamiłowania do fabuł:) – to chyba nie zawsze dotyczy poszukiwania celów, ale i przyczyn. To znaczy: skoro coś istnieje, to próbujemy odkryć, dlaczego to jest ewolucyjnie korzystne. I nie godzimy się z tym, że może neutralne. A potem wprowadzamy szereg wytłumaczeń, dlaczego w konkretnym wypadku nie możemy zaobserwować działania postulowanej zasady:
- nieporozumienia dotyczące faktów,
- brak precyzji mechanizmów służących przekazywaniu genów,
- twierdzenie o braku rzeczywistej kolizji w działaniu sprzecznych zasad, z których każda jest adaptacyjnie korzystna.
- wskazywanie na biologiczną „meta-podstawę” szczegółowych zasad, których nijak już nie możemy uzasadnić przekazywaniem genów.
To nie jest tak, że się z tym zupełnie nie zgadzam. Zwłaszcza to ostanie możliwe, pewnie np. te szaleństwa z zakazem in vitro czy z zabójstwami honorowymi własnych krewnych mogą wynikać z „meta-zasady” kontroli nad transmisją genów i gwarancji ich korzystnego lokowania, która w większości wypadków działa (a w przypadku tych dwóch szaleństw – geny giną). Ale zobacz, to kultura wypacza ten mechanizm ;)
Jednak o wiele bardziej niż „zasada z wyjątkami” przekonują mnie dwie ostanie strony tekstu Sticha i teoria epidemiologiczna Nicholsa (Dan Sperbera), którą on przywołuje – moralność, jak religia, jako „by – product” umysłu, stworzonego przez naturę dla innych niż moralne zadań.
Wyjaśnienia adaptacyjne może działają na poziomie kilku zasad. Tymczasem za często na siłę doszukujemy się tych wyjaśnień dla norm zupełnie peryferycznych z punktu widzenia dziedziczenia. W tym sensie zgadzam się z @Boni. Ale @Tomasz w sumie też piszesz o „pewnych” regułach jako wrodzonych (niektórych?).
Myślę, że reguły dla obu są wrodzone oraz zasadniczo adaptacyjnie korzystne, ale oczywiście nie da się ich pogodzić.
UsuńJuż prawie jestem przekonana, że adaptacyjnie korzystne cechy mogą być sprzeczne. Tak grubą fastrygą, i nie wiem, czy dobrze rozumiem ten mechanizm: raz przekaże geny ten, kto zachowa się dobrodusznie, i wybaczy, a w innych sytuacji ten, który jest sprawiedliwy, i ukarze. W zależności od okoliczności, jedna z cech (dobroduszność, poczucie sprawiedliwości) okaże się bardziej przydatna. To pewnie tłumaczy zróżnicowanie osobnicze pod względem postaw moralnych, inaczej niż np. z czystą fizjologią.
Ale: to pewnie czysty przypadek, że raz przeżyje ten, który pomoże innym (odwzajemnią), a innym razem ten, który zadba o siebie. W zależności od okoliczności, jedna z cech (altruizm, egoizm) okaże się bardziej przydatna.
Tylko – jak widać – to dotyczy ogółu zachowań ludzkich, i cały czas nie wiem, jakie jest to biologiczne kryterium uznawania zasad za moralne. Co z tym egoizmem?
Ale może to bardziej subtelne, niż te przykłady.
A tak w ogóle: w tym sporze natura/kultura to jednak głównie chodzi o to, że jeśli coś „naturalne”, to mniej plastyczne, i jesteśmy na to – na razie - skazani. Ale skoro nie tylko kultura, ale i natura daje nam tyle wariantów, i nie jest to – jak twierdzisz – wybór pomiędzy dwoma stronami metaforycznego przełącznika, ale cała paleta możliwości, to – w sumie why not?
Ewentualnie taki paradoks: może wyjaśnienia adaptacyjne często są efektem tego ewolucyjnego zamiłowania do fabuł:) – to chyba nie zawsze dotyczy poszukiwania celów, ale i przyczyn. To znaczy: skoro coś istnieje, to próbujemy odkryć, dlaczego to jest ewolucyjnie korzystne. I nie godzimy się z tym, że może neutralne. A potem wprowadzamy szereg wytłumaczeń,
UsuńŻe niby mamy wrodzoną, adaptacyjnie wytłumaczalną skłonność to adaptacyjnego tłumaczenia??
Wyjaśnienia adaptacyjne może działają na poziomie kilku zasad. Tymczasem za często na siłę doszukujemy się tych wyjaśnień dla norm zupełnie peryferycznych z punktu widzenia dziedziczenia.
Jasne, że jest mnóstwo debili sprzedających jakąś karykaturę psychologii ewolucyjnej w wielu tysiącach egzemplarzy (z Twoim ulubionym Kanazawą na czele). Nie zmienia to jednak faktu, że paradygmat ewolucyjny właściwie nie ma konkurencji przy wyjaśnianiu wrodzonych psychicznych skłonności.
skoro nie tylko kultura, ale i natura daje nam tyle wariantów, i nie jest to – jak twierdzisz – wybór pomiędzy dwoma stronami metaforycznego przełącznika, ale cała paleta możliwości
Mój problem z metaforą przełącznika nie polega na tym, że wariantów jest mało, tylko na tym, że uaktywnienie jednego musi się wiązać z całkowitym wyeliminowaniem innych.
A co do tego, na czym te wrodzone moralne skłonności mogą polegać i jak mogło dojść do tego, że jedne są w konflikcie z innymi, postaram się napisać coś więcej w najbliższym czasie.
@Boni
Usuńrozciągająca się od prawie-punktu, na prawdziwej #sawanna, czyli jakiegoś twardego rdzenia genetyczno-neurologicznego, wspólnego nie tylko dla wszystkich ludzi, ale może nawet z naczelnymi, W RÓŻNYCH KIERUNKACH, przez kolejne coraz "luźniejsze" (mające coraz więcej możliwości i rozwiązań) warstwy neurologii, psychologii, aż do socjologii, kultur, religii, których może być i było bardzo bardzo wiele,
Jeśli przez te warstwy neurologii i psychologii rozumiesz jakieś moralne cechy, które wyewoluowały po wyjściu z Afryki i powstaniu odizolowanych grup, to jest z tym taki problem, że te kilkadziesiąt tysięcy lat to zdecydowanie za mało czasu, żeby pojawiły się jakieś istotne różnice.
Bo już intuicje jak "nie zabijaj jednego dla pięciu" czy "zabij czterech zamiast dziesięciu", no, to już jest o parę leveli wyżej, na przykład trzeba umieć liczyć nieco lepiej niż "1, 2, 3, mnóstwo".
W tych moich przykładach wystarczy raczej odróżniać „jeden”, „kilka” i ewentualnie „wiele”.
A potem jest jeszcze więcej przestrzeni i rozwiązań, no bo może jeden z czterech to szwagier wujka albo Wielki Lord Admiralicji, a dwu z dziesięciu to Romowie czy heloci czy Murzyni.
Na jedne zasady mogą się nakładać inne i stąd zamieszanie, o którym piszesz: do kwestii np. wzajemności, równego traktowania i niezadawania innym cierpienia może dochodzić posłuszeństwo wobec autorytetu, lojalność wobec grupy, jakieś zasady higieniczne etc.
A te "intuicje moralne" jak cebula dżinistów, koszerność Żydów czy in vitro katolików, to znowu, znacznie dalsze od "neurologicznego rdzenia", dla mnie to już nie są w ogóle problemy moralne
To jest właśnie problem w sporach ludzi o poglądach lewicowo-liberalnych z konserwatystami – ci pierwsi w ogóle różnych kwestii dotyczących czystości cielesnej („nieczystego” jedzenia, seksu, kontaktu z pewnymi osobami czy przedmiotami) nie chcą uznać za problemy moralne. Było ostatnio na ten temat trochę ciekawych badań.
No ale skądinąd wiadomo, że nie rozwijają się bez interakcji społecznej (podobnie moralność)
Z tym się raczej nikt nie będzie kłócił, nawet skrajni natywiści.
i chyba nikt nie próbuje szukać uzasadnienia np. różnic w polskim i anglosaskim akcencie sylabicznym (coś jak koszerność czy cebula) w neurologii i genetyce, tylko raczej w socjologii i kulturach.
Przede wszystkim: budowa i funkcjonowanie mózgu są zależne i od kultury, i od genów, więc nie ma sensu przeciwstawianie neurologii kulturze. A jeśli chodzi o akcent wyrazowy (który chyba miałeś na myśli pisząc „sylabiczny”) w uniwersalnej gramatyce, to zdaje się, że są jakieś próby, ale słabo się na tym znam.
Że niby mamy wrodzoną, adaptacyjnie wytłumaczalną skłonność to adaptacyjnego tłumaczenia??
Usuńno nie,nie tak trywialnie. Chodzi tylko o to, że doszukujemy się związków przyczynowych tam, gdzie ich może nie ma. To miał być dowcip, najwyraźniej nie wyszedł.
Nie zmienia to jednak faktu, że paradygmat ewolucyjny właściwie nie ma konkurencji przy wyjaśnianiu wrodzonych psychicznych skłonności.
Przy czym ewentualność mutacji neutralnych i adaptacji dla innych niż moralne zadań chyba cały czas pozostaje wyjaśnieniem ewolucyjnym? Pewnie są też nowsze rzeczy, to znalazłam jako odpowiedź na Wilsona, więc stare. Ten Gould trochę o tym pisał.
Au, wygooglowałam że Stephen Jay Gould ceniony wśród kreacjonistów za teorię "przerywanej równowagi" ("punctuated equilibria") :(
UsuńPrzy czym ewentualność mutacji neutralnych i adaptacji dla innych niż moralne zadań chyba cały czas pozostaje wyjaśnieniem ewolucyjnym?
UsuńJasne, że tak. Rozumiem, że te moje pomysły nt. wrodzonych reguł, konfliktu między nimi i ich funkcji mogą się wydawać obudowane taką ilością zastrzeżeń, że cała teoria przestaje być falsyfikowalna. Zanim napiszę o tym coś więcej, to bardzo polecam przeczytać artykuł Young i Cushmana o moralnych dylematach (ostatni link w poście).
(jak tu się robi italic, underline, bold???)
OdpowiedzUsuńItalic: < i > tekst < / i >
Bold: < b > tekst < / b >
Underline: < u > tekst < / u >
Tak, tylko bez spacji.
Z kolei <i> robi <i>, które blogspot wyświetli normalnie zamiast włączyć italica, a &lt;i&gt; pozwala na napisanie <i> :-)
UsuńAż się boję zapytać, jak napisać to ostatnie.
UsuńOj tam. Z tych dwóch przykładów już wszystko wynika. Aktywują się właściwe reguły gramatyczne i wszystko staje się jasne.
Usuń<serdecznie dziękuję, jestem w pełni usatysfakcjonowana:)>
Usuń