Dzisiaj
najmniej wydumany eksperyment myślowy świata. Przez to, że jest
tak mało wydumany, ciężko powiedzieć, kto go pierwszy wymyślił
– historia funckjonuje w bardzo wielu wersjach w bardzo różnych
tekstach. Poniżej stosunkowo niedawna wersja psychologa Fiery'ego
Cushmana:
W śnieżne, niedzielne popołudnie Hal i Peter oglądają futbol pijąc piwo w lokalnej knajpie. Następnie nietrzeźwi wsiadają do swoich samochodów i obaj tracą nad nimi kontrolę na śliskich drogach. Hal uderza w drzewo sąsiada, natomiast Peter uderza w małą dziewczynkę bawiącą się w śniegu i ją zabija. W Massachusetts – stanie, z którego pochodzę – Hal może się spodziewać grzywny w wysokości kilkuset dolarów i czasowego zawieszenia prawa jazdy. Kara Petera będzie zdecydowanie inna: za spowodowanie śmierci w wypadku drogowym grozi mu od 2,5 do 15 lat więzienia.
Pytanie
brzmi: dlaczego mamy ich karać w różny sposób, skoro obaj
zawinili tak samo? Czy w porządku jest karanie kogoś surowiej tylko
dlatego, że miał pecha? Z jednej strony intuicja mówi, że za
zabicie dziecka kara powinna być większa niż za wjechanie w drzewo
(i ogólniej, że kara powinna być proporcjonalna do wyrządzonej
szkody). Z drugiej wydaje się, że ludzie są moralnie
odpowiedzialni tylko za to, nad czym mają kontrolę. Historia z
Halem i Peterem ma pokazywać, że między jednym a drugim jest
zgrzyt.
Możliwości
rozwiązania problemu jest kilka. Pierwsza jest taka, że odrzucamy
intuicję pierwszą i uzanajemy, że Hal i Peter powinni dostac taką
samą karę (oczywiście pozostaje pytanie jaką – obaj płacą
kilka stówek, obu zamykamy na lata, a może coś pomiędzy?). Druga
jest taka, że odrzucamy intuicję drugą i uznajemy, że stopień
moralnej odpowiedzialności może być zależny od czynników poza
naszą kontrolą, albo, inaczej mówiąc, można mieć moralnego pecha lub moralne szczęście. Trzecia jest taka, że próbujemy
pogodzić ze sobą obie intuicje dzieląc włos na czworo i
twierdząc, że np. „zasługuje na większą karę” to nie to
samo co „jest bardziej moralnie odpowiedzialny”, albo „jest
bardziej winny”, albo „zrobił coś gorszego”.
Druga
opcja została po raz pierwszy wzięta na poważnie chyba przez
Thomasa Nagela, który w swoim klasycznym artykule z 1979 wyróżnił
cztery rodzaje szczęścia moralnego: resultant
luck (czyli takie, jakie
miał Hal w porównaniu z Peterem), circumstantial
luck (czyli takie, jakie
ma ktoś, kto dzisiaj w Polsce prowadzi życie przykładnego
obywatela, ale gdyby urodził się w Niemczech osiemdziesiąt lat
wcześniej, byłby oficerem SS w obozie koncentracyjnym),
constitutive luck
(czyli takie, jakie ma ktoś, kto w genach odziedziczył skłonności
do moralnego postępowania) i causal
luck
(czyli takie, jakie ma ktoś, kogo moralne postępowanie zostało
zdeterminowane przez jakiekolwiek czynniki poza tego kogoś
kontrolą).
Nie
wiem, czy rezygnowanie z zasady wiążącej odpowiedzialność z
kontrolą to dobra droga (Nagel zresztą też nie), ale lubię ten
eksperyment myślowy za to, że jego celem na pewno nie jest
uruchomienie konkretnej intuicji, która ma potwierdzać jedną
teorię, a podważać inną (tak jak to robi, przynajmniej według
standardowej interpretacji, historia o Gödlu,
historia o maszynie doznań i generalnie większość historii, o
których pisałem w poprzednich odcinkach). Historia o kierowcach
uruchamia raczej dwie sprzeczne ze sobą intuicje i nie podsuwa
żadnego rozwiązania tej sprzeczności. I o ile jest mnóstwo
powodów, dla których należy być podejrzliwym wobec tej pierwszej
praktyki, to druga wydaje mi się tym, o co powinno chodzić w
filozofii.