„Etyka aborcji”
to cykl, w którym podsumowuję i komentuję książkę Davida
Boonina „A Defense of Abortion”. Jeśli jesteś tu nowa/-y,
zacznij od Wstępu.
Za argumentem z
esencjalnej własności stoi taka mniej więcej myśl: „Zygota, z
której się rozwinąłem, to już byłem ja – ja na bardzo
wczesnym etapie rozwoju. Więc skoro teraz mam prawo do życia, to
miałem je też będąc zygotą.” Nietrudno jednak zauważyć, że
w tej formie logicznie nie trzyma się to kupy. Z tego, że mam jakąś
własność teraz, nie wynika w żaden sposób, że miałem ją
wczoraj, a co dopiero będąc zygotą. Zwolennicy argumentu próbują
rozwiązać ten problem twierdząc, że bycie osobą jest własnością
esencjalną – to znaczy taką, której utrata oznacza utratę
tożsamości, a więc ma się ją przez cały okres swojego
istnienia. Boonin pisze, że w najmocniejszej formie argument wygląda
następująco:
P1: Jestem tą samą żywą
jednostką, co zygota, z której się rozwinąłem.
P2: Esencjalnie jestem
osobą.
P3: Jeśli żywa jednostka
ma własność esencjalną w jednym punkcie czasu, to ma ją w każdym
momencie swojej egzystencji.
____________________________________________________
W: Zygota, z której się
rozwinąłem, była osobą.
Co jest z tym argumentem
nie tak? Przede wszystkim to, pisze Boonin, że pojęcie „osoby”
w P2 jest wieloznaczne. „Osoba” może oznaczać „biologiczny
organizm należący do gatunku homo sapiens”, ale może też
oznaczać „jednostkę mającą prawo do życia, taką jak ty czy
ja”. Jeśli wybierzemy to pierwsze znaczenie, to P2 będziemy mogli
chyba uznać za prawdziwe. To znaczy można się zastanawiać, czy
utrata przynależności gatunkowej zawsze musi oznaczać utratę
jednostkowej tożsamości, ale nie musimy się w to zagłębiać –
nie musimy, bo nawet jeśli uznamy P2 z tym znaczeniem słowa „osoba”
za bezdyskusyjnie pradziwe, to „osoba” we wniosku będzie musiała
mieć to samo znaczenie, więc wniosek będzie oznaczał tylko tyle,
że należałem do gatunku homo sapiens na etapie bycia
zygotą. Co raczej nie jest specjalnie kontrowersyjne. Pewnie, że
nie była to zygota szympansa ani krewetki, wszyscy się chyba z tym
zgodzą. Tylko co z tego? Od twierdzenia, że zygota należy do homo
sapiens, do twierdzenia, że zygota ma prawo do życia, jest
daleka droga. W odcinkach 5., 6., 7. i 8. piszę o próbach przejścia
tej drogi i o tym, dlaczego wszystkie kończą się fiaskiem.
A co jeśli wybierzemy
drugie znaczenie słowa „osoba”? Wtedy wniosek z pewnością
będzie oznaczał, że ludzka zygota, z której powstałem, miała
prawo do życia. Problem tylko w tym, że nie będziemy mieli
powodów, by uznać P2 za prawdziwe. Dlaczego mamy przyjmować, że
prawo do życia przysługuje na każdym etapie istnienia jednostki? Z
czego to ma wynikać? Fani argumentu z esencjalnej własności (tacy
jak zupełnie mi skądinąd nieznani James Humber, Robert Joyce czy
Paul Ramsey) tego nie uzasadniają.
Poza tym są, pisze
Boonin, powody, by sądzić, że P2 w tym sensie jest fałszywe.
Powody te to implikacje P2, które trudno będzie przełknąć nie
tylko zwolennikom, ale też wielu przeciwnikom aborcji. Weźmy np.
osobę w stanie wegetatywnym z nieodwracalnie uszkodzonym mózgiem,
która nigdy nie odzyska świadomości. Czy ma ona takie samo prawo
do życia jak ty czy ja? Być może, ale – powiada Boonin – „dla
wielu twierdzenie to będzie bardzo dalekie od oczywistej prawdy, a
dla wielu innych będzie ono oczywistym fałszem”. Innym przykładem
może być jakiś wyjątkowo brutalny i pozbawiony skrupułów
morderca. Wielu przeciwników aborcji uważa, że kara śmierci
będzie dla kogoś takiego odpowiednia, ponieważ mamy tu do
czynienia z jakiegoś rodzaju zawieszeniem czy zniesieniem własnego
prawa do życia przez naruszenie tego prawa u innych. Z P2 wynika
jednak, że takie zniesienie nie jest możliwe, dopóki pozostaje się
tą samą osobą – a według tego rozumowania morderca z pewnością
pozostaje samym sobą po dokonaniu zbrodni. Zresztą nawet jeśli
przeciwnik aborcji uważa karę śmierci za niedopuszczalną, to
raczej nie dlatego, że według niego morderca jest ludzką jednostką
z prawem do życia będącym częścią jego tożsamości. Tak
przynajmniej twierdzi Boonin, ale ja nie jestem przekonany. Właściwie
skąd wiadomo, że nie dlatego? Tak czy inaczej: to marginalna
kwestia. Ważne jest to, że nie mamy powodów, by zaakceptować P2 w
drugim znaczeniu.
Boonin skupia się na
dwóch znaczeniach słowa „osoba”, ale tych jest oczywiście
wiele więcej. Pojęcie osoby jest też kojarzone z samoświadomością,
zdolnością do rozumowania, kierowania swoim postępowaniem,
planowania przyszłości, używania języka, zawierania umów etc. Tu
jednak nie ma raczej nad czym dumać, bo jest jasne, że u ludzkiej
zygoty nie występuje żadna z tych cech. Jeśli więc potraktować
„osobę” w argumencie w ten sposób, to okaże się, że któraś
z przesłanek musi być fałszywa.
Argument jest zatem
typowym w debacie aborcyjnej przykładem żonglowania różnymi
znaczeniami słowa „osoba”. W przypadku jednego znaczenia
przesłanki są (być może) akceptowalne, ale wtedy wniosek jest nie
taki, o jaki obrońcom kryterium poczęcia chodzi. W przypadku innego
znaczenia wniosek się zgadza, ale przesłanki już nie. Stosując
jedno znaczenie w przesłankach, a inne we wniosku, otrzymujemy
klasyczny przykład błędu ekwiwokacji. A więc argument nie działa
– niezależnie od tego, jak się go interpretuje.