Weźmy kilka zdań:
- 997 jest liczbą pierwszą.
- Merkury jest najmniejszą planetą Układu Słonecznego.
- Siorbanie przy stole jest niegrzeczne.
- Brukselka jest niesmaczna.
- Sonic Youth to lepsza muzyka niż Mozart.
- „Teksańska masakra piłą łańcuchową” to lepszy film niż „Bitwa warszawska 1920”.
- Aborcja jest niemoralna.
- Jedzenie ludzkiego mięsa jest niemoralne.
- Torturowanie małych dziewczynek dla zabawy jest niemoralne.
Większość ludzi powie pewnie, że różnica między zdaniami 1. i 2. a zdaniami 3. - 6. polega na tym, że prawdziwość lub fałszywość zdań 1. i 2. jest zależna od jakichś obiektywnych, czyli niezależnych od czyichkolwiek przekonań, faktów, natomiast prawdziwość lub fałszywość zdań 3. - 6. już nie. W powszechnej opinii nie ma żadnych faktów, które decydują o obiektywnej smaczności lub niesmaczności brukselki albo o obiektywnej niegrzeczności siorbania. Są ludzie, którym brukselka smakuje, a są ludzie, którym nie smakuje; są kultury, w których siorbanie jest grzeczne, a są kultury, w których wręcz przeciwnie i tyle – nie da się powiedzieć, żeby ktoś mógł tutaj się obiektywnie mylić albo mieć rację. Podobnie jest według większości z filmami, muzyką, obrazami i w ogóle sztuką – można powiedzieć, że dany film czy obraz jest lepszy od innego pod jakimś względem, ale nie da się raczej powiedzieć, które z tych względów są obiektywnie decydujące.
Do sądów moralnych (takich jak 7. 8. i 9.) można mieć stosunek taki, jak do zdań 1. 2., albo taki, jak do zdań 3. - 6. Ten pierwszy stosunek filozofowie nazywają najczęściej moralnym obiektywizmem albo moralnym realizmem, a ten drugi moralnym subiektywizmem (żeby nie było zbyt jasno, moralny irrealizm albo antyrealizm to już coś trochę pojemniejszego niż subiektywizm, o czym później). Co z kimś, kto stwierdzi, że np. o prawdziwości zdania 8. decydują nieobiektywne kulturowe zależności, ale już o prawdziwości zdania 9. decydują obiektywne moralne fakty? Taki ktoś będzie nazwany obiektywistą/realistą, który widocznie nie uznaje w ogóle kanibalizmu za kwestię moralności. Żeby być obiektywistą wystarczy wierzyć, że istnieją jakiekolwiek obiektywne moralne fakty.
Zwykle moralny realizm/obiektywizm zakłada jeszcze, że obiektywne fakty moralne są jakoś poznawalne. Raczej nie – bo niby jak? – empirycznie (jak w przypadku zdania 2.), tylko jakoś nieempirycznie (jak w przypadku zdania 1.), ale istnieje wiele sporów co do epistemologicznych szczegółów.
Jest oczywiście więcej możliwości niż tylko obiektywizm i subiektywizm. Można uznać, że sądom moralnym w ogóle nie da się przypisać wartości prawdy albo fałszu, że te sądy są np. tak naprawdę tylko sposobem wyrażania pewnych emocji. Taką postawę nazywa się akognitywizmem (non-cognitivism)* – obiektywizm i subiektywizm to natomiast rodzaje kognitywizmu. Różnica między subiektywistą a akognitywistą będzie mniej więcej taka, że wg tego pierwszego sądy moralne są jak zdanie „To mnie brzydzi!” na widok czegoś wstrętnego, a według tego drugiego są one raczej jak okrzyk „A fuj!”.
Co to w takim razie jest moralny relatywizm – o tym w dalszym ciągu, który nastąpi.
*Poza tradycyjnym akognitywizmem Alfreda Ayera czy Charlesa Stevensona jest też nowoczesny i bardziej subtelny akognitywizm Simona Blackburna czy Allana Gibbarda, którego nie można już scharakteryzować w taki prosty sposób, ale w te szczegóły nie będę się tutaj zagłębiał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz