Entuzjaści kapitalizmu lubią powtarzać, że społeczne nierówności tego systemu są sprawiedliwe, ponieważ wynikają z różnic w talencie, pracowitości, skłonności do oszczędzania czy podejmowania ryzyka. Nawet gdyby była to prawda, sprawiedliwość kapitalizmu nie wydawałaby mi się taka oczywista – można się np. zastanawiać, dlaczego mielibyśmy nagradzać utalentowanych i karać nieutalentowanych za to, jakimi się urodzili. Bardziej zasadniczy problem z tym argumentem polega jednak na tym, że nie jest to prawda. Skupię się tutaj tylko na kwestii ryzyka.
W książce „Anarchia, państwo, utopia” Roberta Nozicka, czyli biblii leseferystycznego kapitalizmu, można przeczytać:
Zakładanie nowej firmy jest ryzykowne. Nie można łatwo odkryć przedsiębiorczego talentu i wiele zależy od oszacowania przyszłego popytu, od dostępności zasobów, nieprzewidzianych przeszkód, przypadku itd. Wyspecjalizowane instytucje inwestycyjne i źródła inwestycyjnego kapitału powstają właśnie po to, by podejmować to ryzyko. Niektóre osoby nie chcą podejmować ryzyka inwestowania w nowe przedsięwzięcia lub inicjowania tych przedsięwzięć. Kapitalistyczne społeczeństwo pozwala na oddzielenie ponoszenia tego rodzaju ryzyka od innej aktywności. Pracownicy firmy Edsel (gałęzi Ford Motor Company) nie ponieśli ryzyka związanego z jej założeniem i kiedy firma przyniosła stratę, nie musieli oddawać części swoich pensji. W społeczeństwie socjalistycznym albo trzeba ponosić ryzyko związane z działalnością firmy, w której się pracuje, albo ponosić ryzyko związane z decyzjami inwestycyjnymi podejmowanymi przez zarządców zajmujących się centralnym planowaniem. Nie ma tam możliwości, żeby zrzec się tego rodzaju ryzyka lub wybrać tylko niektóre jego formy, odrzucając inne (zyskując specjalistyczną wiedzę w niektórych dziedzinach), tak jak jest to możliwe w społeczeństwie kapitalistycznym.
[tłumaczenie moje]
Nozick chce powiedzieć, że pracownicy najemni w kapitalizmie nie tyle nie mogą przejąć kontroli nad środkami produkcji, co nie do końca chcą to zrobić, żeby uniknąć nieprzyjemności związanych z ponoszeniem ryzyka (Nozick fantazjuje wcześniej o osobistych oszczędnościach i budżetach związków zawodowych, z których można by jego zdaniem finansować zakładanie spółdzielni posiadanych i kontrolowanych przez pracowników; to, że takie spółdzielnie powstają bardzo rzadko, ma być dowodem na to, że pracownicy raczej nie chcą niż nie mogą).
Z argumentem z ryzyka jest sporo problemów, wspomnę tu tylko o trzech.
Po pierwsze, poza ryzykiem inwestycji istnieje wiele innych rodzajów ryzyka, za które nie ma w kapitalizmie żadnej specjalnej nagrody. Robotnicy np. często ryzykują własnym zdrowiem lub życiem i nic ich za to miłego nie spotyka; a ryzykować muszą, bo praca w niebezpiecznych i niezdrowych warunkach oznacza zwykle większe zyski kapitalisty. W porównaniu z tym stawka ryzyka kapitalistów jest mało imponująca: bankructwo mogło kiedyś oznaczać głód, bezdomność czy więzienie, w dzisiejszych czasach spółek z ograniczoną odpowiedzialnością wiąże się najczęściej z jeszcze mniej (i dużo mniej) przykrymi konsekwencjami.
Po drugie, to zwyczajnie nieprawda, że pracownicy najemni nie ponoszą konsekwencji nieudanej inwestycji. Nieudana inwestycja kończy się dla nich obcięciem pensji, bezpłatnym urlopem, albo w końcu zwolnieniem oraz perspektywą bezrobocia. Jeśli ktoś nie ponosi tych konsekwencji, to jest to często prezes i kadra zarządzająca wysokiego szczebla, która za doprowadzenie firmy do upadku dostaje nagrodę w postaci tzw. severence package. Chyba można sobie wyobrazić kapitalizm bez tego typu absurdów, ale raczej nie można bez przykrych konsekwencji bankructwa dla szeregowych pracowników.
Po trzecie, inwestowanie często wcale nie jest specjalnie ryzykowne. Obrońcy kapitalizmu posługują się zazwyczaj przykładem młodego, ambitnego przedsiębiorcy, który zamiast pracować na „bezpiecznym etacie” woli zebrać oszczędności, walczyć o kredyt i otworzyć firemkę, która później rozrośnie się dzięki jego talentom. Ktoś taki rzeczywiście sporo ryzykuje, ale nie jest to typowy dla kapitalizmu przykład. Bardziej typowy będzie multimilioner, który może dywersyfikować ryzyko inwestując w wiele różnych przedsięwzięć naraz i przeczekiwać niesprzyjające okoliczności, które wykończą drobnego, aspirującego przedsiębiorcę. Multimilioner musi się naprawdę mocno postarać, żeby się w dalszym ciągu nie bogacić. Ktoś może powiedzieć, że łatwość jego bogacenia się jest nagrodą za ryzyko, które było związane ze zdobyciem jego fortuny, ale to też nie może być prawda. Ktoś, kto, powiedzmy, odkrył przypadkiem złoża ropy na swoim polu albo cenne rękopisy Marksa na swoim strychu będzie w takiej samej sytuacji jak ktoś, kto identyczny kapitał zdobył poprzez ryzykowne inwestycje. Kapitalizm wynagradza tak naprawdę przede wszystkim za dostęp do zasobów, a nie za skłonność do ryzyka, pracowitość, oszczędność czy coś podobnego. Naprawdę ryzykowna jest próba awansu klasowego, a nie samo inwestowanie.
W kapitalizmie, jak w każdym innym autorytarnym systemie, ci, którzy są na górze społecznej hierarchii, potrzebują uzasadnienia faktu bycia na tej górze. Tak jak król w feudalizmie potrzebował legendy o tym, że został na swoje stanowisko wybrany przez Boga i tak jak kierownictwo KPZR w Związku Radzieckim potrzebowało legendy o byciu „awangardą proletariatu”, tak współcześni kapitaliści potrzebują legendy o nagrodzie za pracowitość, talent, oszczędność czy ryzyko. Ta ostatnia jest może bardziej subtelna, ale podobnie co pozostałe niezwiązana z rzeczywistością.
To celne uwagi, ale dużo bardziej dotyczą one klasycznej gospodarki przemysłowej.
OdpowiedzUsuńW odniesieniu do sektora wiedzy / wdrożeń pracownicy ponoszą podobne ryzyko co przedsiębiorcy - bo cztery lata wpadkowane w marny projekt to bardzo konkretna strata. Tak samo pieniądze wpakowane w nieaktualne kwalifikacje.
Tutaj metafora wiedzy jako kapitału działa prawie idealnie. Ten, kto już ma kompetencje / finanse może sobie pozwolić na ryzyko (w najgorszym razie będzie miał doświadczenie). Ten kto dopiero startuje ma dużo mniejszy margines.
A tak, w ogóle nasza dyskusja nie jest specjalnie aktualna, bo większa część dochodu z rynku finansowego pochodzi z inwestycji w rynki finansowe. Rozumowanie badające inwestycje w coś materialnego jest zupełnie nieadekwatna dla szajby derywatowej. Tymczasem - póki co - bardziej się opłaca nowy instrument pochodny niż nowa fabryka.
Chyba nie do końca rozumiem w jaki sposób miałoby to być bardziej adekwatne dla gospodarki opartej na przemyśle. Mógłbyś to jakoś rozwinąć?
OdpowiedzUsuńSytuacja, w której topi się pieniądze w marnym projekcie, na czym traci i kapitalista, i pracownik, zdarza się w każdym typie gospodarki.
Inwestowanie w różne instrumenty pochodne jest od jakiegoś czasu generalnie faktycznie bardziej dochodowe niż inwestowanie w fabryki, ale jak to się ma do ryzyka kapitalisty? Bogacenie się bardzo bogatych jest tu i tu łatwe (w przypadku sektora finansowego ostatnio łatwiejsze dzięki deregulacji rynku z jednej strony i publicznym bailoutom z drugiej), bogacenie się biednych jest tu i tu trudne lub bardzo trudne, a to przede wszystkim z powodu różnicy w dostępie do zasobów. Nie bardzo widzę różnicę.
Nie wiem, czy autor porawnie używa pojęcia ryzyka. Mówimy o ryzyku, gdy możliwe jest oszacowanie prawdopodobieństw zajścia wielu wariantów rozwoju sytuacji. W przeciwnym wypadku mamy do czynienia z działaniem w warunkach niepewności.
OdpowiedzUsuńA propos tezy tekstu podobne rzeczy pisał już Marks w Rękopisach ekonomiczno-filozoficznych w rozdziale Placa robocza.
@Jan
OdpowiedzUsuńAutor-Nozick czy autor-ja? Czy obaj?
Mógłbyś napisać skąd wziąłeś to rozróżnienie i podać jakiś przykład? Słowo "ryzyko" pojawia się tu w standardowym znaczeniu, a szacowanie prawdopodobieństwa jest w jakimś stopniu zawsze, wydaje mi się, możliwe.
Co do Marksa: coś podobnego można na pewno znaleźć i u Marksa, i u paru innych autorów. Post na pewno nie jest oryginalny; nie ma odsyłaczy, bo nie bardzo chciało mi się przypominać i szukać, co wziąłem od kogo.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńO można poczytać np. tutaj: Teoria ryzyka. Co do Marksa to nie był z mojej strony żaden zarzut. Tak mi się po prostu skojarzyło. Pisał tam Marks: "Niechybnym zwycięzcą kapitalista. Kapitalista może dłużej żyć bez robotnika niż robotnik bez kapitalisty"
OdpowiedzUsuńJeszcze o tym rozróżnieniu: wygoogluj sobie "Knightian uncertainty".
OdpowiedzUsuń@JD
OdpowiedzUsuńDzięki, nie znałem tego. Nie można w każdym razie powiedzieć, że używam słowa „ryzyko” w „niepoprawny” sposób, używam go po prostu w standardowy sposób, gdzie stopień ścisłości, z jaką można oszacować prawdopodobieństwo, nie ma znaczenia. Ty piszesz o pewnym technicznym znaczeniu, które jest w ogóle bezużyteczne w opisie podejmowania decyzji ekonomicznych w realnym świecie, bo tutaj nigdy nie da się precyzyjnie określić prawdopodobieństwa.
Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń