Wpadła mi niedawno w ręce wydana
rok temu książka Simona (nie mylić z Sachą) Barona-Cohena, brytyjskiego
psychologa i neurologa, pt. Zero Degrees Of Empathy. W Ameryce wydano ją
pod bardziej pretensjonalnym, ale i bardziej wymownym tytułem The Science of
Evil. Jak sugeruje ten drugi, ma to być próba naukowego podejścia do
problemu zła, a konkretnie ludzkiego okrucieństwa. Baron-Cohen twierdzi, że
tradycyjne religijno-filozoficzne wyjaśnienia są nawet nie tyle błędne, co
bezwartościowe – nic one nie wyjaśniają, większość z nich można sprowadzić do
tautologii typu: „Ludzie robiący okropne rzeczy robią okropne rzeczy”.
Zamiast mówić o ciężko uchwytnym
złu, lepiej według Barona-Cohena mówić o braku empatii, która jest mierzalna i
można w mózgu zlokalizować ośrodki za nią odpowiedzialne. Definicja jest tu
dosyć szeroka: „Empatia to zdolność do rozpoznawania, co
ktoś inny myśli lub czuje i do reagowania na jego myśli i odczucia za pomocą
odpowiednich emocji” (s. 8, tłumaczenie moje).
Empatia ma więc dwa składniki –
kognitywny (rozpoznawanie cudzych stanów umysłu) i afektywny (odczuwanie emocji,
takich jak współczucie). Bez jednego lub drugiego nie ma empatii. Baron-Cohen opisuje
dwa główne sposoby jej mierzenia: jedna to opracowany przez niego i
współpracowników kwestionariusz z pytaniami typu „Często ciężko mi ocenić, czy
coś jest grzeczne, czy niegrzeczne”, „Sprawia mi przyjemność troszczenie się o
innych ludzi” (jedną z wersji można znaleźć tu; mnie wyszło 53, czyli „powyżej
średniej”, 5 w sześciostopniowej skali); druga to testy, w których rozpoznaje
się stany emocjonalne patrząc na zdjęcia twarzy albo tylko oczu innych osób
(jedna z wersji obok; trzeba wybrać jedną z czterech opcji w rogach zdjęcia).
Wyniki tych testów układają się w krzywą
Gaussa – im bardziej przypadki odbiegają od średniej, tym mniej są liczne.
Ludzie z lewego końca tej krzywej, czyli ci o poziomie empatii zbliżonym do
zera, są najczęściej uznawani za chorych psychicznie, ale granica między nimi a
zdrowymi nie jest ostra. W grę wchodzi tu kilka jednostek chorobowych,
Baron-Cohen dzieli je na zero negative (w tych przypadkach brak empatii
prowadzi do okrucieństwa) i na zero positive (tutaj brak empatii nie
prowadzi do okrucieństwa, a w dodatku może łączyć się z posiadaniem jakichś
niezwykłych talentów). Kategoria zero negative obejmuje psychopatię, osobowość
chwiejną emocjonalnie typu borderline (BPD) i narcystyczne zaburzenie
osobowości (NPD). Zero positive to różne postacie autyzmu. Autycy mają
problem przede wszystkim z kognitywnym elementem empatii – nie odczytują dobrze
cudzych myśli i emocji, przez co unikają relacji społecznych, bo ludzie
wprawiają ich w zakłopotanie. To odróżnia autyków od psychopatów, u których
zaburzona jest zdolność afektywna. Psychopaci dobrze rozumieją, co myślą i
czują inni, ale nie potrafią im współczuć. Brak empatii nie jest więc
równoznaczny z okrucieństwem, prędzej z jej afektywnym elementem.
Odpowiedź Barona-Cohena na
pytanie o zło jest, w skrócie, mniej więcej taka: okrucieństwo bierze się z
dysfunkcji brzusznośrodkowej części kory przedczołowej i kilkunastu innych regionów
mózgu (m. in. wieczka czołowego, kory oczodołowo-czołowej, dolnego zakrętu
czołowego). Konsekwencją tej dysfunkcji jest niezdolność lub mocne ograniczenie
zdolności odczuwania empatii. Przyczyny mogą być zarówno genetyczne (np. gen
warunkujący niską aktywność monoaminooksydazy A), jak środowiskowe (np. wychowywanie
się bez kochającego rodzica). Na temat tego, dlaczego niewielka grupa
„nieempatycznych” genów utrzymała się w ludzkiej populacji wiemy na razie bardzo
niewiele.
Po przejrzeniu tej książki nie
jestem do niej całkiem przekonany. Wydaje mi się, że twierdzenia o zaburzeniach
borderline i narcystycznym są zbyt zdecydowane biorąc pod uwagę to, jak słabo
są one zbadane i opisane. Baron-Cohen
przecenia też chyba trochę instrumenty, którymi mierzy poziom empatii, zwłaszcza
kwestionariusz. Wiadomo np., że psychopaci nagminnie kłamią w takich testach. Poza
tym wrażenie strasznie psuje pojawiająca się na pierwszej stronie bezwstydna
legenda miejska o Żydówce, której naziści zamienili dłoń lewą z prawą (tak
jakby mało było rzeczywistych przykładów nazistowskich okrucieństw). Jak można
było się na coś takiego nabrać?
Tak czy inaczej, myślę, że książka
wystarcza do pokazania, że zło (w każdym razie zło w postaci ludzkiego
okrucieństwa) to całkiem naturalne, empirycznie poznawalne zjawisko. Kilka razy
zżymałem się tu na popularne twierdzenie, że na pewne pytania („Skąd zło?”, „Co
będzie po śmierci?”, „Jaki jest sens życia?”) nauka nie może odpowiadać,
natomiast może to z powodzeniem robić religia czy jakaś spekulatywna filozofia.
W przypadku zła jest raczej odwrotnie – religiom udało się przez tysiące lat
wyprodukować szereg tautologicznych pseudoodpowiedzi („W ludziach jest
pierwiastek zła”) wymieszanych z mitologicznym fantazjowaniem (złota era bez
zła zakończona buntem przeciwko Bogu); czegoś zasługującego na miano sensownego
wyjaśnienia można się spodziewać tylko ze strony nauki.
- Empatia ma więc dwa składniki – kognitywny (rozpoznawanie cudzych stanów umysłu) i afektywny (odczuwanie emocji, takich jak współczucie).
OdpowiedzUsuńNa ten szkielet pewnie da się nałożyć autyzm – element kognitywny zaburzony, element afektywny – pewnie w porządku, chociaż licho wie, raczej brak jest ścieżki dostępu. Ale już z psychopatią to nie jest tak prosto, sam B. – C. uczciwie podaje, że psychopata miewa jednak zaburzony element kognitywny, np. z reguły nadinterpretowuje zachowania innych, przypisuje im intencje (uczucia?), których nie mają (s. 46, 54 w moim egzemplarzu).
No i tak ogólnie, to psychopata chyba sam musiałby mieć w miarę sprawny „układ uczuciowy”, żeby trafnie odczytywać uczucia innych. To chyba jednak konstrukt niemożliwy, aby osoba, która: sama odczuwa (np. na pewno złość, różnego rodzaju deficyty) –> sprawnie rozpoznaje uczucia u innych –> jednak nie jest w stanie poczuć, co czują inni. No i on/ ona musi wiedzieć, co to współczucie, skoro umie je wykorzystywać:) Może ostatecznie to postawa wobec uczuć innych (trzeci element, „wolitywny” :), jest decydująca ?
Problem z tego rodzaju zgrabnymi definicjami jest zwykle taki, że wyodrębniają coś, co w psychice oddzielone nie jest.
Masz rację, z psychopatami sprawa jest trochę bardziej zawiła. Z jednej strony są oni na ogół dość sprawni w manipulowaniu ludźmi, do czego potrzeba trafnego czytania cudzych emocji, ale z drugiej zdarza się też, że się pomylą, i to w sposób dość dziwny dla zdrowego człowieka.
UsuńMam taki problem z tą książką od samego początku: B. – C. posługuje się przykładami ludobójstwa, które chyba jednak trudno tłumaczyć „zaburzeniem układu (obwodu ?) empatii”. Jak ma się rzeź Ormian w Turcji, pewnie 1,5 mln ofiar, do kwestii zaburzeń u 3 – 6 % społeczeństwa, bo takie są mniej więcej ilościowe proporcje wskazywanych przez niego zaburzeń osobowości (zero negative, i nie każdy dochodzi aż tak daleko). Pomijam już, że wielu sprawców ma potem PTSD, co świadczy o tym, że układ empatii nie był u nich zupełnie zwichnięty.
UsuńJa rozumiem, że u B. - C. to miało być „wejście smoka”, i – konstrukcyjnie – zgrabne rozprowadzenie tematu, ale:
- po pierwsze, to jednak mechanizmy społeczne nie mogą być tłumaczone w kategoriach indywidualnych psychopatologii, grupa zawsze tworzy jakąś wartość dodaną (może – inną, nie zawsze dodaną :),
- po drugie, nawet w kategoriach psychologii jednostki (którą jednak psychologia społeczna w dużej mierze pozostaje) to wydaje się, że nie tylko w przypadku tych masowych czy też wyrafinowanych mordów, ale w jakiejkolwiek liczącej się skali społecznej na pytanie „skąd okrucieństwo” chyba trafniejsze wytłumaczenie daje np. koncepcja redukcji dysonansu poznawczego: raczej większość czuje prawidłowo, i wymyśla usprawiedliwienia. I Sykes i Matza, i ich techniki neutralizacji (http://www.d.umn.edu/~bmork/2306/Theories/BAMneutralization.htm - sorry, materiał skromny, ale pod ręką, a pełny tekst, klasyk, raczej już (pół) wiekowy: http://www.socqrl.niu.edu/miller/courses/soci380/sykes&matza.pdf). To na początku używane było do tłumaczenia "juvenile deliquency", obecnie modne podejście w badaniach "white collar crime", ale ma raczej walor bardziej uniwersalny. A zwłaszcza „zaprzeczenie ofiary” i „odwołanie do wartości wyższych”. Przy tej ostatniej technice ciekawe jest podejście: „jak ja cierpię, że muszę zadawać ból”. A zero negative często korzystają z techniki zaprzeczenia odpowiedzialności („mnie też skrzywdzono”, „w dzieciństwie nikt mnie nie kochał”), co by świadczyło o tym, że jednak może coś czują :).
Oczywiście, w sumie można to potraktować jako wieloczynnikową genezę zła (jedni zła „nie czują”, inni – pewnie większość – neutralizują), ale dlatego brytyjski tytuł książki trafniejszy niż amerykański…
ups, trochę za długo, ale spojrzałam na to po "opublikuj" :( sorry.
UsuńW jakim sensie za długo, limit znaków się wyczerpał? Jeśli chodzi o obawy przed tl;dr, to proszę się nie krępować, to bardzo ciekawe.
UsuńJeśli chodzi o ludobójstwo, to podobne zastrzeżenie pojawia się np. tutaj (22:33). Baron-Cohen odpowiada, że być może ci ludobójcy mieli wyjściowo przeciętny poziom empatii, ale ideologia, propaganda itp. im go obniżyła. Co wydaje mi się o tyle niezadowalające, że przecież ci Turcy nie pozbyli się empatii w ogóle, tylko co najwyżej empatii wobec pewnej grupy - Ormian. I bardzo podobnie było z mordowaniem Żydów przez Niemców, Indian przez Hiszpanów, Aborygenów przez Brytyjczyków itd. Poza tym tak czy inaczej to obniżenie poziomu empatii przez ideologię to na razie chyba tylko domysły Barona-Cohena, nie ma żadnych badań.
UsuńW pewnym sensie to może jest jakiś trop: podobno istnieją badania neurologiczne, że na widok osób pogardzanych i w jakiś sposób „nieczystych” (np. kloszardów) uruchamiają się nam – niestety - takie obszary ogólnie w oun, jakie są aktywne np. przy spotkaniu szczurów, robaków itp. I wtedy łatwiej nam „zdehumanizować” ten obiekt, w tym wypadku człowieka, i nie odczuwać empatii. Ten mechanizm – zapewne nie zawsze świadomie - wykorzystywała np. goebelsowska propaganda, chociażby plakaty „Żydzi = wszy = tyfus”.
UsuńNiestety, namiarów na badania nie mam, mówił o tym na wykładzie taki mądry psycholog od uprzedzeń Michał Bilewicz.
I nie tylko goebbelsowska zresztą.
UsuńMasz oczywiście rację, tylko wtedy niewiele warta robi się metoda, którą Baron-Cohen mierzy i bada empatię, bo metoda ta nie uwzględnia żadnych rozróżnień typu swój-obcy. Czy np. rasiści będą gorzej czytać emocje z twarzy kogoś o innym kolorze skóry? Czy można określić kilka poziomów empatii u tego samego człowieka? Nic na ten temat nie wiemy.
- Czy np. rasiści będą gorzej czytać emocje z twarzy kogoś o innym kolorze skóry?
UsuńZ samym rozpoznawaniem rysów twarzy kluczowa jest podobno nawet nie tyle nawet przynależność do rasy, ale właśnie postrzeganie ludzi w kategoriach przynależności do tych nieszczęsnych ingroup lub outgroups. Wydaje się, że z rozpoznawaniem emocji może być podobnie, dla każdej grupy – różna głębokość (takie gdybanie).
Aha, i ten autor nazywa się Jay van Bavel. To jest chyba ten artykuł. On jednak też trochę bada neurologicznie (ale raczej te social perceptions), jak wynika z bibliografii
Chyba linki się udały ; )
- tylko wtedy niewiele warta robi się metoda, którą Baron-Cohen mierzy i bada empatię, bo metoda ta nie uwzględnia żadnych rozróżnień typu swój-obcy.
UsuńA tak „na czuja” to pewnie jest tak, że rzeczywiście są typy – ogólnie – mniej lub bardziej empatyczne (i w tym sensie ogólna teoria B. – C. może być poprawna), ale każdy z tych typów, w ramach swoich emocjonalnych możliwości, pewnie lepiej czyta i reaguje na uczucia osób, z którymi jest jakoś emocjonalnie związany (krawędzią już zupełnie zewnętrzną będzie ta outgroup). Czyli kluczowa byłaby skala dystansu do „obiektu empatii”. A ten problem B. - C. totalnie pomija, bo kłóciłby się z założeniem jednolitej konstrukcji psychicznej. No i wyszłoby może na to, że ten „dystans” jest bardziej uniwersalnym kryterium modyfikacji (empatii) niż różnice osobnicze. A na to wskazywałby różne opisywane przez niego „atrocities” i np. stosunek ludzi do cierpienia zwierząt. I wtedy, masz rację, metoda B. - C. raczej się sypie.
No i chyba rzeczywistość skrzeczy, bo Adam Lanza prezentowany jest jako zero positive (autyzm). Chociaż oczywiście, dzisiaj to już za późno na diagnozę,i a nawet jeśli, to może wyjątkowy pech..
OdpowiedzUsuńA o czym do licha ma świadczyć obawa przed roller coaster (pyt. 47 w teście) ???
Zdaje się, że czasami dodaje się w takich testach pytania, których celem jest tylko zmylenie badanego co do przedmiotu i zmniejszenie przez to prawdopodobieństwa oszukiwania (jest tu też np. dziwne pytanie o sny, nr 5).
OdpowiedzUsuńAle może też chodzić o strachliwość, opanowanie i skłonność do podejmowania ryzyka, co wiąże się z ogólną zdolnością do odczuwania emocji.
Co do Lanzy - Baron-Cohen nie twierdzi chyba, że to zupełnie niemożliwe, żeby ktoś z autyzmem urządził masakrę; twierdzi tylko, że to mało prawdopodobne.
Ale w ogóle wydaje mi się, że posługuje się tymi kategoriami psychiatrycznymi ze zbyt dużą pewnością siebie, jakby było to coś dużo lepiej zdefiniowanego i zbadanego, niż jest w rzeczywistości.
I chyba nie jest jedyny :( - to są kategorie z DSM czy ICD(chociaż psychopatia jest opisana trochę inaczej i ostrożniej, jako asocjalne zaburzenie osobowości), co poniekąd zwalnia większość z szerszych tłumaczeń.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie też, że skoro już za zero - negaitve traktuje narcyzm, to czemu nie także np. osobowość histrioniczną... Seligman i Rosenhan w Psychopatologii twierdzą, że to taka wersja psychopatii diagnozowana u kobiet… Opisują takie badanie psychiatrów :), gdzie dawano im zanonimizowany opis objawów (m. in zachowanie nieempatyczne). I tendencja była taka, że te same objawy u mężczyzn diagnozowane były jako psychopatia, a u kobiet – jako osobowość histrioniczna :) I stąd ta mniejsza liczba psychopatów wśród kobiet. To tak na marginesie :)
I może coś jeszcze się wyjaśni, bo jestem dopiero w połowie książki…
Też tego za bardzo nie rozumiem. Angielska wikipedia podaje, że wg badań Seligmana te same objawy są diagnozowane u kobiet jako histrionizm (HPD), a u mężczyzn nie tyle jako psychopatia (ASPD), co jako narcyzm (NPD).
UsuńAle tak czy inaczej, przemawiałoby to za podciągnięciem HPD pod zero-negative.
I tak: Seligman odwoływał się do badań Ford i Widgera, publ. 1989, tu jest też skrót. Powoływał też Warnera „The diagnosis of antisocial and hysterical personality disorders: An example of sex bias” – to on zaczął, tekst z 1978 r.
UsuńW ogóle pełno tego, jakieś ostatnie teksty z 2003 r., jak wygooglujesz “scholarly articles for sex bias in the diagnosis of histrionic and antisocial personality disorders”. A to ci dopiero “gender mainstreaming” :) Są też problemy „race bias diagnosis” itd., a tak na serio, to doby przyczynek do rozmyślań - natury ogólnej - nad sensem tych klasyfikacji…
I chyba się rąbneli w Wikipedii z tym sex bias NPD, bo źródło, które podają, to dokładnie to samo, z którego korzystałam, tylko Wiki powołuje się na pierwsze wydanie z 1984 r. (w sumie przed badaniami z 1989 r.). Tak to bywa z Wikipedią… ale dobrze, że jest :)
no niestety,łącza nie wyszły :(, adresy tutaj:
Usuńhttp://www.slideshare.net/harilouise/ford-and-widiger
http://franthompson.files.wordpress.com/2012/01/ford-and-widiger-origional-study-gender-differences.pdf
Trzeba tu używać takiego zaklęcia:
Usuń[im]https://lh6.googleusercontent.com/-OLYPHb7MavU/T2twzXwFjBI/AAAAAAAAAbA/g__kVaoV-5g/s221/a%2520href%2520url%2520title%2520a.png[/im]
http://www.slideshare.net/harilouise/ford-and-widiger
Usuńhttp://franthompson.files.wordpress.com/2012/01/ford-and-widiger-origional-study-gender-differences.pdf
I dzięki za sprawdzenie.
ups, to sprawdzę jeszcze raz tego Seligmana; z tego co pamiętam (jednakże jeszcze sprawdzę:),to w przypadku HPD podawał też brak empatii jako jeden z symptomów, chociaż DSM tego nie wskazuje (w ICD ewentualnie jako "lack of consideration for others").
OdpowiedzUsuńNo i z tego co widzę, DSM wskazuje brak empatii wyraźnie tylko przy NPD :)
To jeszcze sprawdzę.