Frauen
können wohl gebildet sein, aber für die höheren Wissenschaften,
die Philosophie und für gewisse Produktionen der Kunst, die ein
Allgemeines fordern, sind sie nicht gemacht.
G.
W. F. Hegel
Kilka razy spotkałem się z twierdzeniem, że
kobiety nie bardzo się nadają do filozofii. Za każdym razem padało
ono z ust jakiegoś seksistowskiego buca, nie mającego większego
pojęcia ani o filozofii, ani o psychologicznych różnicach między
płciami. Najczęściej uzasadnieniem dla twierdzenia miał być
fakt, że po prostu mało jest filozofów płci żeńskiej. Nie
trzeba mieć jednak doktoratu z historii kultury, by wiedzieć, że
przez setki lat zajmowanie się filozofią było dla kobiet
praktycznie niemożliwe, a dzisiaj, choć jest możliwe, to nadal od
kobiet oczekuje się, że będą się zajmowały domem i wychowywały
dzieci, daje się im do zrozumienia, że pewne zajęcia są nie dla
nich, czy po prostu bezwstydnie się je dyskryminuje przy ocenianiu
osiągnięć i kompetencji, na co są
twarde dane.
Nie tłumaczy to jednak tego, że w pewnych
akademickich dziedzinach kobiet jest tyle samo albo więcej niż
mężczyzn, a w filozofii cały czas mało. Jak można wyczytać z
poniższej
tabelki autorstwa socjologa
Kierana Healy'ego, tytuły
doktorskie przyznane kobietom w 2009 w Stanach stanowiły ponad 70%
dla psychologii, ponad 60% dla lingwistyki, ponad 50% dla neuronauki
i tylko mniej niż 30% dla filozofii.
Gdzie by nie popatrzeć, tam wychodzi, że kobiet
jest w filozofii wyraźnie mniej. W 2010 liczba kobiet posiadających
tzw. tenure-track position na 20 uznanych za najlepsze
amerykańskich wydziałach filozofii wynosiła ok. 20%: od 10% na
University of Texas do 33% w Yale.*
Co do nadreprezentacji mężczyzn nie powinno być
chyba wątpliwości. Inna sprawa to przyczyna tej nadreprezentacji i
jej braku w wielu innych dyscyplinach.
Wesley Buckwalter i Stephen Stich (swoją drogą, co
trafię ostatnio na coś ciekawego, to jest w to zamieszany Stich)
napisali niedawno artykuł, w którym podsuwają takie wyjaśnienie:
kobiety mogą się rzeczywiście gorzej nadawać do filozofii, ale
nie ze względu na gorsze rozumowanie, tylko ze względu na
nieodpowiednią intuicję.
Artykuł składa się w większej części z wyników badań
ujawniających statystycznie istotne różnice w reakcjach kobiet i
mężczyzn na najpopularniejsze filozoficzne eksperymenty myślowe.
Eksperymenty myślowe, czyli mniej lub bardziej wydumane scenariusze,
które mają wywoływać jakąś intuicyjną odpowiedź, która ma
później służyć za przesłankę argumentu za lub przeciw jakiemuś
filozoficznemu stanowisku.
Dla przykładu: eksperyment myślowy z tzw.
chińskim pokojem ma wywoływać intuicyjną reakcję „Przecież ten facet
nie rozumie chińskiego!”, co ma przemawiać przeciwko
funkcjonalizmowi,
eksperymenty Gettiera mają wywoływać intuicyjną
reakcję „To nie jest wiedza!”, co ma przemawiać przeciwko
klasycznej definicji wiedzy,
eksperyment ze skrzypkiem z dysfunkcją nerek ma wywoływać reakcję „Nie ma nic złego w odłączeniu
skrzypka!”, co przemawiać przeciwko zakazowi aborcji,
eksperyment z filozoficznymi zombie ma wywoływać reakcję „Takie istoty
mogłyby istnieć!”, co ma przemawiać przeciwko fizykalizmowi,
eksperyment z Ziemią Bliźniaczą ma wywoływać reakcję „Oni rozumieją różne rzeczy mówiąc *woda*!”, co ma przemawiać przeciwko znaczeniowemu
internalizmowi itd.
Niektórzy filozofowie mają wątpliwości co do
tego, na ile tym intuicyjnym reakcjom można ufać i ile są w ogóle
warte tego typu argumenty, ale wszyscy raczej akceptują istnienie
dominującej, „właściwej intuicji”. Kiedy już ktoś próbuje
krytykować któryś z argumentów powyższego typu, to zazwyczaj
przyjmuje postawę „Mnie też tak intuicja podpowiada, ale...”
albo „Rozumiem, że większość ma taką intuicję, ale...”.
Nietrudno się domyślić, że osoba, która nie
będzie miała „właściwych” intuicji, będzie się czuć raczej
zagubiona podczas omawiania eksperymentów myślowych na zajęciach z
filozofii. Możliwe, że zacznie podejrzewać, że nie rozumie
czegoś, co inni rozumieją – chociaż oczywiście nie ma tu nic do
rozumienia, albo się ma tę intuicję, albo nie. Najprawdopodobniej
perspektywa poszukiwań teorii odpowiadającej wszystkim „właściwym”
intuicjom wyda się takiej osobie średnio ekscytująca. Krótko
mówiąc, ktoś taki nie będzie chciał studiować filozofii.
Hipoteza Buckwaltera i Sticha jest taka, że osób z
„niewłaściwymi” intuicjami jest więcej wśród kobiet, co może
być wytłumaczeniem (częściowym) liczebnej przewagi
mężczyzn-filozofów nad kobietami-filozofami. Produkowanie
eksperymentów myślowych i wykorzystywanie intuicji jako
uzasadnienia jest charakterystyczne tylko dla filozofii i stąd
(między innymi stąd) może się brać wyraźna nadreprezentacja
mężczyzn w filozofii przy braku takiej nadreprezentacji np. w
biologii molekularnej.
Wszystko ładnie, tylko niektóre z badań
przywoływanych przez Buckwaltera i Sticha pokazują, że kobiety
częściej, a nie rzadziej, mają „właściwe intuicje”.
Weźmy
np. badanie Geoffreya Holtzmana, w którym ludziom bez wcześniejszej
styczności z akademicką filozofią przedstawiono taki scenariusz:
Wyobraź sobie, że
spotykasz człowieka z przyszłości, który wie wszystko, co tylko
nauka może odkryć. Człowiek ten mówi, że nie lubi jabłek,
chociaż nigdy w życiu nie jadł jabłka. Wywnioskował to jednak
studiując odpowiednie dane i twierdzenia naukowe. Czy
ktoś taki może wiedzieć jak smakują jabłka bez brania ich do
ust?
[moje tłumaczenie]
W oryginalnym
eksperymencie myślowym Franka Jacksona mamy nie człowieka
nielubiącego jabłek, tylko Mary w czarno-białym pokoju, która
studiując odpowiednią naukę dochodzi do wniosku, że wie wszystko,
co można wiedzieć o kolorach. Odpowiedź, której oczekuje
Jackson**, to „nie”, co ma pokazywać, że istnieje jakaś sfera
subiektywnych doświadczeń, która nie jest i nigdy nie będzie
dostępna dla naukowego poznania, a więc nie wszystko, co umysłowe,
jest fizyczne, a więc fizykalizm jest fałszywy, a prawdziwy jakiś
rodzaj dualizmu. Okazuje się, że kobieca intuicja jest w przypadku
powyższego pytania wyraźnie bardziej dualistyczna: „tak”
odpowiedziało 17% kobiet i aż 39% mężczyzn (p<0.005, dokładny
test Fishera). Wygląda więc na to, że kobiety lepiej „rozumieją
o co chodzi” w
dualistycznym argumencie z wiedzy. Oczywiście przy
założeniu, że odpowiedzi na inne wersje tego eksperymentu
myślowego (np. na wersję z Mary) byłyby podobne, co wcale nie jest
takie oczywiste – często mała i pozornie nieistotna różnica w
sformułowaniu pytania bardzo zmienia odpowiedzi. Ale tak czy
inaczej, wynik badania Holtzmana przemawia przeciw hipotezie
Buckwaltera i Sticha.
I nie jest to jedyny taki
przypadek: kobiety częściej dają też np. Putnamowską odpowiedź
na eksperyment z Ziemią Bliźniaczą i Searle'owską odpowiedź na
eksperyment z chińskim pokojem, czyli znowu jakby „lepiej
rozumieją”, co miał autor przykładu na myśli.
|
t(82) = 2.205, p < 0.05 |
|
t(125) = 2.05, p < 0.05 |
Są też
oczywiście inne eksperymenty myślowe, w przypadku których
„właściwa” intuicja częściej występuje się u mężczyzn,
ale po przejrzeniu wszystkich wyników pojawiających się w artykule
wygląda mi to mniej więcej na remis.
Buckwalter i Stich sami
jakby dostrzegają tę trudność, chociaż piszą oni raczej o tym,
że nie ma badań pokazujących, jakie są dominujące intuicje
zawodowych filozofów – czyli nie uważają, że jest to koniecznie
to samo, co ja nazywam tu „właściwą” intuicją. Nie do końca
chyba rozumiem to podejście – wydawało mi się, że skoro jakiś
eksperyment myślowy zrobił się w filozofii popularny, to właśnie
dlatego, że wywołuje intuicję większości filozofów. Możemy to
jednak zostawić na boku, bo Buckwalter i Stich mają takiego asa w
rękawie: nawet jeśli „właściwe” intuicje nie pojawiają się
rzadziej u kobiet, to kobiety częściej posiadają cechy, które
w
połączeniu z brakiem „właściwej” intuicji powodują
szybsze odpadanie od akademickiej filozofii. Buckwalter i Stich piszą
o badaniach
Carol Dweck, z których wynika, że u kobiet częściej
występuje tzw.
fixed mindset, co oznacza postrzeganie
zdolności intelektualnych w różnych dziedzinach jako czegoś, z
czym człowiek się rodzi i nie da się tego specjalnie zmienić.
Osoby z
fixed mindset gorzej reagują na napotkane trudności
w danej dyscyplinie, tzn. kilka dziwnych i problematycznych zadań
wpływa u nich negatywnie na wyniki zadań nieproblematycznych i
często prowadzi do utraty zainteresowania całą dyscypliną. Kiedy
więc ktoś z
fixed mindset raz i drugi wpadnie w zakłopotanie
spowodowane posiadaniem „niewłaściwej” intuicji filozoficznej,
to będzie też osiągał gorsze wyniki w innych filozoficznych
zadaniach i będzie bardziej skłonny do porzucenia filozofii.
Niespecjalnie mnie to
przekonuje, jest to już bardzo okrężna droga i trzeba na pewno
wielu bardziej szczegółowych badań, żeby to potwierdzić. Czy
jednak jest tu coś na rzeczy, czy nie ma, to zgodzę się z
Buckwalterem i Stichem, że wypadałoby przede wszystkim poważnie
zastanowić się nad rolą i wiarygodnością intuicji w filozofii –
bo jeśli jest tu jakiś problem, to raczej z filozofią niż z
kobietami.