Pisałem
tu w paru miejscach, że postęp w filozofii wydaje mi się bardzo
trudny do wykrycia. Nie
chodzi mi o postęp w mnożeniu teorii, pojęć i argumentów, tylko
o postęp w poszerzaniu wiedzy. Istnieje oczywiście możliwość, że
w filozofii na tym on nie polega i nie powinien polegać, ale wygląda
na to, że większość filozofów ma na ten temat inne zdanie.
Przeczytałem
ostatnio książkę, która trochę dotyka tego tematu. Książka
nazywa się The Philosophy of Philosophy,
a jej autorem jest Timothy Williamson, filozof z Oksfordu. Samej
książki raczej nie polecam – czyta się to strasznie, zwłaszcza
bez dobrej znajomości logiki i filozofii języka. A nawet z ich
znajomością wydaje mi się, że łatwo się w paru miejscach
zgubić. Williamson lubi brnąć w różne techniczne szczegóły
trochę jakby tracąc z oczu swoje metafilozoficzne tezy. Same tezy
też są problematyczne – więcej na ten temat można przeczytać w
krytycznej – delikatnie mówiąc – recenzji Petera Hackera.
Wracając
do postępu w filozofii, Williamson jest optymistą:
W
wielu obszarach filozofii wiemy więcej w 2007 niż było wiadomo w
1957, w 1957 było wiadomo więcej niż w 1907, a w 1907 więcej niż
1857. Tak jak w naukach przyrodniczych, w środowisku badaczy może
istnieć pewna wspólna wiedza, nawet jeśli od czasu do czasu jest
ona kwestionowana przez ekscentrycznych członków tego środowiska.
Chociaż fundamentalna niezgoda w większości dziedzin
filozoficznych wygląda podejrzanie, najlepsze teorie w danej
dziedzinie są w większości przypadków dużo lepiej rozwinięte w
2007 w porównaniu z najlepiej rozwiniętymi teoriami w tej
dziedzinie w 1957 itd. Duża część tej wiedzy jest w treści dość
szczegółowa. Na przykład o możliwości i konieczności wiemy dużo
więcej niż było wiadomo przed rozwinięciem się współczesnej
logiki modalnej i związanych z nią badań filozoficznych. W 2007
powszechnie wiadomo – a nie było powszechnie wiadomo w 1957 – że
przygodność nie jest równoważna z aposteriorycznością oraz że
twierdzenia przygodnej lub czasowej tożsamości wymagają
odrzucenia standardowych praw logiki. (…)
Inny
przykład: dzięki technicznym pracom filozofów-logików i
matematyków-logików takich jak Saul Kripke, Solomon Feferman, Anil
Gupta, Vann McGee, Volker Halbach i wielu innych w 2007 wiemy dużo
więcej niż w 1957 na temat tego, do jakiego stopnia predykat w
języku może spełnić całkowity schemat dyskwotacyjny dla tego
języka nie powodując paradoksów semantycznych. Wyniki tych badań
mają istotne i złożone – choć nie do końca jeszcze
przyswojone – implikacje dla współczesnych debat na temat
deflacjonizmu i minimalizmu odnośnie prawdy.
[s.
279-281, moje tłumaczenie, bardzo możliwe, że w paru miejscach
kijowe]
Mam
jednak wrażenie, że z jednej strony przedstawia on pewne ustalenia
jako bardziej pewne niż są w rzeczywistości, a z drugiej próbuje
sprzedać postęp w logice jako postęp w filozofii. Nie jest to moja
działka i mogę się mylić, ale wydaje mi się, że ktoś, kto
będzie uważał przygodność i aposterioryczność za równoważne,
nie będzie w filozoficznym środowisku traktowany jak np. ktoś, kto
by w środowisku biologicznym kwestionował ewolucję przez dobór
naturalny. A wspomniane wyżej odkrycia logiki pozostaną tylko
odkryciami logiki, dopóki ich implikacje nie zostaną
zidentyfikowane i zaakceptowane przez większość filozofów
zajmujących się tematem. Czy
dzięki wymienonym pracom wiadomo, że jakaś forma deflacjonizmu
czy minimalizmu jest poprawna, a inne teorie prawdy niepoprawne? Albo
czy chociaż znacząco zawęziło się pole poszukiwań?
Albo
ja się nie znam, albo Williamson wybrał kiepskie przykłady, albo z
postępem w filozofii jest naprawdę problem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz