Pisząc
drugą część tekstu o micie udowadniania nieistnienia, musiałem
się znowu zanurzyć w świat internetowego pop-ateizmu. Gdzie
zauważyłem, że z mitem tym ściśle związany jest inny mit, który
można by nazwać mitem o ateizmie wierzących. Oto jego kanoniczna
wersja z „Boga urojonego” Dawkinsa:
Odkryłem, że
całkiem dobrą strategią, gdy ktoś pyta mnie, czy jestem ateistą,
jest uświadomić mu, że on również jest ateistą, wszak nie
wierzy w Zeusa, Apollona, Amona Ra, Mitrę, Baala, Thora, Wotana,
Złotego Cielca ani w Latającego Potwora Spaghetti. Ja po prostu
poszedłem o jednego Boga dalej.
Podchwycił
to m.in. aktor Ricky Gervais (to i wszystkie następne tłumaczenia
moje):
Jest około 3000 bogów, z których można wybierać – bogów, w
których ludzie wierzyli w historii. Więc w zasadzie negujesz
istnienie tylko jednego boga mniej, niż ja. Ty nie wierzysz w 2999
bogów, a ja nie wierzę w jednego więcej.
Mówię im: powiedz mi, dlaczego nie wierzysz w innych bogów – to jest
właśnie powód, dla którego ja nie wierzę w twojego.
Czyli
ateista może pokonać teistę jego własną bronią zauważając, że
teista jako wyznawca religii x nie wierzy w tysiące bogów innych
religii, a jego powody, by tych bogów odrzucić, są też zapewne
dobrymi powodami, by odrzucić boga religii x. Ostatecznie dowody na
to, że np. Jezus jest tym prawdziwym bogiem, wydają się tak samo
liche jak dowody na to, że prawdziwym bogiem jest Amon Ra. Jeśli
więc teista chce być konsekwentny, to powinien zostać ateistą.
Wszystko
ładnie, problem tylko w tym, że ludzie religijni wcale nie
odrzucają bogów innych religii w taki sposób. Zrobiłem przegląd
tego, co chrześcijanie mówią i piszą o innych religiach – i
wynika z niego jednoznacznie, że Dawkins nie ma racji. Teorii jest
wiele, ale nie trafiłem na nic, co dałoby się podsumować jako
„jesteśmy ateistami wobec bogów innych religii”. Skupiłem się
na chrześcijanach, ale wydaje mi się, że z innymi religiami sprawa
wygląda podobnie.
To
samo odniesienie
W
przypadku religii spokrewnionych z
chrześcijaństwem (takich jak judaizm, islam,
zaratusztrianizm, gnostycyzm czy druzyzm) najczęściej pada
stwierdzenie, że religie te czczą tego samego Boga, tylko w
niedoskonały sposób go rozumieją. Weźmy np. popularnego
protestanckiego teologa Miroslava Volfa, który mówiąc o Bogu muzułmanów nawiązuje, zdaje się, do słynnego rozróżnienia na
znaczenie-sens (Sinn) i znaczenie-nominat (Bedeutung):
Nie
wszyscy chrześcijanie czczą tego samego Boga i nie wszyscy
muzułmanie czczą tego samego Boga. Myślę jednak, że muzułmanie
i chrześcijanie, którzy przyjmują normatywne tradycje swojej
wiary, odnoszą się do tego samego obiektu, tego samego Bytu, kiedy
się modlą, kiedy biorą udział w obrzędach i kiedy mówią o
Bogu. Odniesienie jest to samo. Jedynie opis Boga częściowo się
różni.
Według
Volfa opis chrześcijański jest trafniejszy i tyle. To na pewno nie
oznacza, że Allah nie istnieje.
Promień
Prawdy
To
może przynajmniej chrześcijanie są ateistami w stosunku do bogów
religii mocno różniących się od chrześcijaństwa, takich jak
hinduizm? Też niespecjalnie. Weźmy Nostra aetate,
deklarację Soboru Watykańskiego II o religiach innych niż
chrześcijańska:
Od
pradawnych czasów aż do naszej epoki znajdujemy u różnych narodów
jakieś rozpoznanie owej tajemniczej mocy, która obecna jest w biegu
spraw świata i wydarzeniach ludzkiego życia; nieraz nawet uznanie
Najwyższego Bóstwa lub też Ojca. (...)
Tak
więc w hinduizmie ludzie badają i wyrażają boską tajemnicę
poprzez niezmierną obfitość mitów i wnikliwe koncepcje
filozoficzne, a wyzwolenia z udręk naszego losu szukają albo w
różnych formach życia ascetycznego, albo w głębokiej medytacji,
albo w uciekaniu się do Boga z miłością i ufnością.
(...)
Kościół
katolicki nic nie odrzuca z tego, co w religiach owych prawdziwe jest
i święte. Ze szczerym szacunkiem odnosi się do owych sposobów
działania i życia, do owych nakazów i doktryn, które chociaż w
wielu wypadkach różnią się od zasad przez niego wyznawanych i
głoszonych, nierzadko jednak odbijają promień owej Prawdy, która
oświeca wszystkich ludzi.
Z
deklaracji nie wynika oczywiście, że hinduiści czczą tego samego
boga co chrześcijanie, ale na pewno nie można też powiedzieć, że
według Kościoła bogowie hinduizmu to fikcja literacka od a do z.
Kult
Szatana
Poza
podejściem „inne religie rozumieją Boga w niedoskonały sposób”
istnieje też podejście „inne religie czczą Szatana”. Dobrym
przykładem będzie Pat Robertson, popularny amerykański pastor,
komentator polityczny
i
magnat medialny, który przy okazji trzęsienia ziemi na Haiti w 2010
wyjawił, że owo trzęsienie to kara boża za oddawanie czci
Szatanowi w ramach vodou:
[Haitańczycy]
żyli pod francuskim butem. Wiesz, Napoleon Trzeci, czy który tam.
Więc zebrali się i zawarli pakt z Diabłem. Powiedzieli mu:
będziemy ci służyć, jeśli nas uwolnisz od Francuzów. Tak było!
Więc Diabeł powiedział: dobra, umowa stoi. No i wywalili tych
Francuzów. Widzisz, Haitańczycy zbuntowali się i wyzwolili. Ale od
tego czasu spada na nich jedna plaga za drugą i żyją w strasznej
nędzy.
Robertson
uczy, że vodou to tak naprawdę kult Szatana występującego pod
różnymi postaciami. Szatana, który jak najbardziej istnieje. Nie
można więc w żadnym razie powiedzieć, że Robertson jest „ateistą
wobec bogów vodou”, jak chciałby Dawkins.
Do wyrzynania walczących o niepodległość i zniesienie niewolnictwa Haitańczyków Napoleon posłał dzielnych Polaków, którzy przywieźli ze sobą kopie obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Wizerunek szybko zrobił się popularny, bo skojarzono go z Erzulie Dantor, boginią-mścicielką opiekującą się kobietami, które doświadczyły przemocy domowej (w końcu czarna i ma blizny na twarzy, więc wszystko się zgadza). W ten sposób Matka Boska została wcieleniem Diabła.
Kult
demonów
Dla
katolika niepokojący powinien być też stosunek buddyzmu do
złych duchów czy demonów i symbolów zła. Buddyzm zen
także posiada swoje doświadczenie tego, co demoniczne, a
nawet rozwija swoistą demonologię.
W tradycji buddyjskiej występuje rodzaj akceptacji, a nawet
kult złych duchów, charakterystyczny dla pogaństwa.
Buddyści
i poganie czczą więc złe duchy, które zdaniem księdza Posackiego
istnieją tak samo, jak istnieje Bóg Trójjedyny.
Wszyscy
mają rację
Na
jednym biegunie chrześcijańskiego ekumenizmu mamy Robertsonów i
Posackich, a na drugim różnych liberałów, pluralistów i
inkluzywistów, według których nie da się powiedzieć, że inne
religie są mniej prawdziwe, albo że bogowie tych religii są mniej
istniejący. Tu dobrym przykładem będzie John Shelby Spong, biskup
Kościoła Episkopalnego:
Bóg
nie jest chrześcijaninem. Bóg nie jest żydem, muzułmaninem,
hinduistą ani buddystą. Wszystko to są ludzkie systemy, które
ludzie stworzyli, próbując wejść w tajemnicę boską. Uznaję
moją tradycję. Idę poprzez moją tradycję. Nie uważam jednak, że
moja tradycja definiuje Boga. Ona tylko kieruje mnie do Boga.
Czy
to podejście ma sens? Nie wydaje mi się, co nie zmienia faktu, że
są teologowie i filozofowie, którzy bronią różnych jego
wersji.
Tak
to wygląda. Żadnego ateizmu (ani mocnego, ani słabego) w stosunku
do bogów innych religii. Nie twierdzę, że podejście, o którym
pisze Dawkins, absolutnie nigdy nie występuje. Nie twierdzę też,
że wierzący nie stosują podwójnego standardu do myślenia o
wiarygodności własnej religii – wydaje mi się dość oczywiste,
że to robią. Jednak odbijanie piłeczki w kierunki teisty i
wmawianie mu, że sam jest ateistą „wobec tysięcy bogów” nie
ma prawa być skuteczne – bo najczęściej zwyczajnie nim nie jest.