czwartek, 8 września 2011

Najszczęśliwsze plemię na Ziemi to ateiści i anarchokomuniści

D. Everett: The Pirahã: People Who Define Happiness Without God, "Freethought Today" 27/3, April 2010.


W dodatku nie umiejący policzyć do dwóch. 
Przekonał się o tym Daniel Everett, lingwista i były misjonarz, który w 1978 trafił do amazońskiej dżungli, by od zera nauczyć się języka Indian nazywanych przez Brazylijczyków Pirahã i nawrócić ich na chrześcijaństwo. Lata tam spędzone zmieniły jednak bardziej system przekonań i wartości Everetta niż Indian.
Po pierwsze, Everett doszedł do wniosku, że język Pirahã falsyfikuje teorię uniwersalnej gramatyki Chomskiego, której początkowo był entuzjastą, m. in. przez to, że nie zawiera wspomnianych liczebników, ale przede wszystkim przez to, że nie jest rekurencyjny.
Po micie uniwersalności gramatyki przyszedł czas na mit uniwersalności religii i mitologii. Epistemologia Indianina Pirahã jest dość prosta: interesuje go tylko to, czego sam empirycznie doświadczył lub to, czego empirycznie doświadczył ktoś, kogo zna. Wszystko inne nie tyle nie istnieje, co nie zasługuje na jakąkolwiek uwagę. Kiedy więc Everett próbował opowiadać Pirahã o Jezusie, ci odpowiadali mu, że fajny z niego (tzn. z Everetta, nie z Jezusa) chłop, ale jeśli chce u nich zostać, to z chrześcijańskimi historiami powinien dać sobie spokój.
Z ewangelizacją istniał też inny, jeszcze chyba większy problem. Pirahã nie mogli zrozumieć, do czego chrześcijańskie zbawienie miałoby im być potrzebne. Nie czuli żadnego braku, żadnego niedosytu, żadnej „metafizycznej tęsknoty”. Nie uważali, że cokolwiek jest z nimi nie w porządku. Everett za nic nie mógł ich przekonać, że ich natura jest „skażona” i że potrzebują ratunku, który oferuje religia. Jego znajomy i uczeń, profesor psychologii z MIT, stwierdził, że to najszczęśliwsze społeczeństwo na Ziemi, jeśli szczęście mierzyć ilością czasu spędzanego na żartowaniu i śmianiu się.
Everett wspomina o kursach dla misjonarzy, na których uczono go prawdy, o której wspominałem w poprzednim wpisie – że na religię bardziej podatni są ludzie gnębieni, wykorzystywani, biedni, pozbawieni uczucia życiowego bezpieczeństwa i stabilności oraz nie mający kontroli nad własnym życiem. Mówi też o tym, że w traumatyzowaniu społeczeństwa nic nie pomaga tak, jak kapitalizm, co zauważył podobno już słynny dziewiętnastowieczny misjonarz David Livingstone:
That’s why David Livingstone, when he went to Africa as a missionary, said that the first step of missions is to destroy the local culture. Destroy it through capitalism, because as you create a desire for Western goods, they will realize how worthless they are and they will listen to the missionary about their god. That is an effective strategy, by the way. The church growth movement that was alluded to earlier is also a movement in missionaries, among missionaries, and it says that the groups most likely to respond to the message of the gospel are groups that have been traumatized.
Usilnie próbowałem znaleźć u Livingstone’a ten fragment, ale nie udało mi się. Możliwe, że Everettowi chodziło o zdanie:
 The promotion of commerce ought to be specially attended to, as this, more speedily than any thing else, demolishes that sense of isolation which heathenism engenders, and makes the tribes feel themselves mutually dependent on, and mutually beneficial to each other.
(Missionary Travels and Researches in South Africa, s. 34)
Z Livingstonem i kapitalizmem Everett prawdopodobnie więc trochę przesadził, co nie znaczy, że religijności faktycznie nie sprzyja podział społeczeństwa na skonfliktowane klasy i propagowanie poglądu, że drogą do szczęścia i spełnienia jest pomnażanie osobistego majątku.
Trzecim mitem o uniwersalności, który istnienie Pirahã podkopuje, może być mit uniwersalności autorytaryzmu i społecznej hierarchii, ale w tym przypadku innych podkopujących danych jest dużo więcej.
Tekst Everetta jest w zasadzie transkrypcją wykładu, który można zobaczyć tutaj.

4 komentarze:

  1. Sukces cywilizacyjny tego plemienia aż poraża...

    zastanawia mnie ten ich stan szczęścia - są szczęśliwi w tym stanie w jakim są, nie chcą poznać czegoś innego, doświadczyć czegoś innego - co mogłoby dać im szczęście lub nie dać, stwierdzić jednak mogliby to dopiero po doświadczeniu tego
    bardzo upraszczając sprawę - to plemię przypomina oddział dla osób chorych psychicznie i w dodatku niedorozwiniętych
    ich kultura jest może ciekawa - jak to ciekawostka
    ale poza tym głupia i bezsensowna, nieprowadząca do niczego poza jakimś bezrefleksyjnym trwaniem
    i jest to ewidentny przykład na to, że są kultury i cywilizacje lepsze i gorsze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepsze i gorsze według jakich kryteriów? I w jaki sposób są one ewidentne? Na razie ogłaszasz tylko, że Twoja cywilizacja jest lepsza, bo tak. Dla Piraha to Twoje życie może być głupie i bezsensowne i to Ty możesz im przypominać niedorozwiniętego/niedorozwiniętą.

      Usuń
  2. "są szczęśliwi w tym stanie w jakim są, nie chcą poznać czegoś innego, doświadczyć czegoś innego"
    A dlaczego mieliby chcieć poznać coś innego, skoro już są szczęśliwi? Wydaje mi się, że podstawową cechą "naszej" cywilizacji jest zachłanność, może dlatego tak niewielu z nas może powiedzieć, że jego życie jest naprawdę szczęśliwe.
    Jakie są wg Ciebie kryteria oceny, czy czyjeś życie jest "bezrefleksyjnym trwaniem" czy może... hmm.. no właśnie? Istnieje coś takiego jak świadoma, "refleksyjna", egzystencja? Jeśli tak, to czym ona się cechuje? Nauką nowego języka? Odkryciem zasad mechaniki kwantowej? Czym jeszcze?

    OdpowiedzUsuń
  3. Naszs cywilizacja odbiera nam godność, radość życia poczucie własnej wartości w zamian za obsesyjnym dążeniem do spełnienia w podsuwanych nam sztucznych substytutach szczęścia.

    OdpowiedzUsuń