środa, 7 listopada 2012

Martin i ja (I)

G. Ryle: 'Sein und Zeit' by Martin Heidegger, "Mind" Vol. 38, no. 151, 1929, pp. 355-370.


Mój stosunek do Martina Heideggera bardzo celnie podsumowuje fragment wywiadu, którego Karl Popper udzielił Die Welt w 1990:

Istnieje coś w rodzaju przepisu na taką twórczość. Przepis ten wygląda następująco: mówi się rzeczy, które brzmią górnolotnie, ale nie mają żadnej treści i dodaje się kilka rodzynek – te rodzynki to truizmy. I czytelnik jest pełen podziwu, myśląc sobie: jaka to niesamowicie głęboka książka! A w dodatku ja sam też sobie coś podobnego myślałem! (...) Heidegger pisze na przykład: „Jaka jest istota dzbana? Dzban nalewa.” [Was ist das Wesen des Kruges? Der Krug schenkt.] Kto się z tym może nie zgodzić? Zazwyczaj jednak pisze on rzeczy, których w ogóle nie da się zrozumieć, i to strona za stroną!
[tłumaczenie moje]

Strona za stroną ciągną się nadęte zdania pełne tajemniczych neologizmów i pojęć używanych nie wiadomo w jakim znaczeniu, a Heidegger w swoim geniuszu nie zniża się do próby wyjaśnienia któregokolwiek z nich. Czasem pojawia się coś, co przy sporej dozie dobrej woli można uznać za definicję jakiegoś neologizmu, ale zwykle więcej ona zaciemnia niż rozjaśnia, bo zawiera szereg kolejnych dziwnych i niezrozumiałych wyrażeń: 
Byt z istoty konstytuowany przez bycie-w-świecie sam jest zawsze swoim „tu oto” („das Da”). Wedle przyjętego znaczenia słów „Da” wskazuje zarówno na „tu” („hier”), jak i „tam”. „Tu” pewnego „ja-tu” rozumiane jest zawsze na podstawie poręcznego „tam” w sensie oddalająco-ukierunkowująco-zatroskanego bycia ku niemu. Egzystencjalna przestrzenność jestestwa, która wyznacza mu w ten sposób jego „miejsce”, sama opiera się na byciu-w-świecie. „Tam” jest określnikiem tego, co spotykane wewnątrz świata. „Tu” i „tam” są możliwe tylko w pewnym „tu oto”, tzn. gdy jest byt, który jako bycie tego „tu oto” otworzył przestrzenność. Ten byt w swym najbardziej własnym byciu niesie charakter niezamkniętości. Wyrażenie „tu oto” oznacza tę istotową otwartość. Dzięki niej ów byt (jestestwo) jest wraz z byciem-tu-oto (Da-sein) świata dla samego siebie „tu oto”.
[„Bycie i czas”, przeł. B. Baran, s. 188-9]

Wiele z tych zdań robi też wrażenie, jakby autor próbował za ich pomocą wygrać konkurs „Kto upchnie najwięcej derywatów słowa być w jednym miejscu”:

Położenie nie tylko otwiera jestestwu jego rzucenie i zdanie na zawsze już wraz z byciem jestestwa otwarty świat, lecz samo jest egzystencjalnym sposobem bycia, w jaki jestestwo się „światu” ciągle oddaje, pozwala mu się tak nachodzić, że się samemu sobie w pewien sposób wymyka.
[„Bycie i czas”, przeł. B. Baran, s. 198]

W dodatku nie ma co zazwyczaj liczyć na jakiekolwiek argumenty popierające te uroczyste twierdzenia; po jednym takim twierdzeniu pojawia się zwykle po prostu następne. Kiedy raz na czas trafi się jakieś w miarę zrozumiałe zdanie, to jest ono albo banalne, albo oscylujące między banałem a fałszem.
Das Wesen des Kruges
Niektórzy krytycy Heideggera bardziej niż na bełkotliwości skupiają się na jego nazizmie. Emmanuel Faye wylicza np. fragmenty, w których podobno pobrzmiewa niechęć Heideggera do racjonalizmu, indywidualizmu czy nowoczesności i wiążąca się z nią sympatia dla koncepcji Volksgemeinschaft pod przewodnictwem nieomylnego Führera. Coś w tym pewnie jest – trudno, żeby człowiek tak zaangażowany w tę ideologię nie przemycił z niej czegoś do swojej filozoficznej twórczości, choćby nieświadomie. Jednak przy tym poziomie klarowności i argumentacji można śmiało doszukiwać się u Heideggera śladów dowolnej politycznej doktryny. Dlatego myślę, że raczej nie warto się nazizmem w jego tekstach jakoś bardzo szczegółowo zajmować.
Właściwie to powiedziałbym, że Heideggerem w ogóle nie warto się zajmować, gdyby nie fakt, że regularnie trafiam na całkiem, wydawałoby się, inteligentnych i dobrze wykształconych ludzi, którzy ni stąd ni zowąd ujawniają swoje uznanie dla geniuszu Heideggera. Jeśli mam być całkiem szczery, to sam dawno temu dopatrywałem się u niego nie wiadomo jakich głębi, ale byłem wtedy młody, głupi i słuchałem Metalliki. Tutaj chodzi tymczasem o dorosłych, rozsądnych i oczytanych ludzi. Najbardziej zdumiewającym do tej pory przypadkiem był dla mnie Gilbert Ryle, który w roku 1929 opublikował w Mind pozytywną recenzję „Bycia i czasu”. Nie jestem jakimś fanem Ryle'a, myślę, że nędzę jego filozoficznego behawioryzmu można już było dostrzec niedługo po wydaniu The Concept of Mind w 1949, a dzisiaj jego filozofia to najwyżej historyczna ciekawostka. Był to jednak człowiek z innej niż Heidegger planety jeśli chodzi o przywiązanie do logiki, jasnego i precyzyjnego wyrażania się i uzasadniania swoich twierdzeń. Od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem wygrzebania i przeczytania tej recenzji i właśnie mi się to udało. Ale o tym, czego takiego Ryle dopatrzył się u Heideggera, dopiero w następnej części.

9 komentarzy:

  1. W pełni się z Tobą zgadzam. Z tym, że ja znajomość z Heideggerem zacząłem od eseju o technologii. Przebrnąłem przez morze etymologii (idiotyczne, bo w samej Grecji było kilka wzajemnie sprzecznych wizji fizyki i techniki) aby dotrzeć do zupełnie banalnych tez i mętnych metafor.

    Żałośnie wyglądają też próby pogodzenia esencjonalizmu z przewrotem kwantowym Schroedingera i Heisenberga. Tutaj Heidegger ucieka w mętne wyjaśnienia, wyraźnie pomijając temat. Tekst jest z 1954 roku, więc ignorowanie Heisenberga jest błędem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, spora część twórczości Heideggera to też rozbudowane błędy etymologiczne - bzdurne sugerowanie, że pochodzenie słów takich jak ἀλήθεια, φύσις czy τέχνη w jakiś sposób determinuje ich znaczenie w klasycznej grece, a nawet znaczenie ich niemieckich odpowiedników.

      Usuń
  2. Ja zawsze się zastanawiałem na ile niejasność wywodów Heideggera jest kwestią jego sposobu pisania, a na ile kwestią tłumaczenia go na polski (nie znam niemieckiego). Sceptycyzm wielu anglojęzycznych filozofów wskazuje jednak na to, że to sam Heidegger jest niejasny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Amen, amen. Ja byłem albo jakiś odporniejszy za młodu, albo może przez niesłuchanie Metaliki, bo wyciepałem Martina prawie od ręki do śmietnika lektur - podszedłem raz czy drugi, bo była taka moda powiedzmy (zresztą, to rzeczywiście chyba potrzeba w pewnym wieku, żeby było mhrocznie i głęboooko, nie ważne co), przegryzałem się chwilę, ale szybko dochodziłem do wniosku, że to bełkot jest; że facet miał przypa(d)łość "głowa mi pęka od Wielkich i Głębokich myśli, więc koniecznie je przeleję na papier", niechlujnie i mętnie - a bieda tylko w tym, że niektórym / w pewnym wieku / stanie ducha, takie męty wydają się so true. Z naciskiem na wydają się.

    Klarowność i ścisłość wywodu może i nie są warunkiem wystarczającym sensu (patrz - Hegel...) ale jednak koniecznym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz, klarowność u Hegla? Dla mnie jest to tylko niewiele bardziej klarowne od Heideggera.

      Usuń
    2. No fakt, ten Hegel mi się wypsnął tylko w kontekście Heideggera, w sensie "klarowność i ścisłość jak na mętne mambodżambo w głównonurtowej filozofii, które jakimś cudem dobrze się sprzedało" niż w jakichś kryteriach, powiedzmy, bardziej obiektywnych.

      Usuń
    3. Hegel jest na pewno bardziej klarowny niż Heidegger. Próbowano go nawet przeszczepić na filozofię analityczną, podobnie jak Marksa. Co prawda niewiele z tego wyszło, ale jednak. No dobra, po prostu lubię Hegla.

      Usuń
  4. >Jednak przy tym poziomie klarowności i argumentacji można śmiało
    > doszukiwać się u Heideggera śladów dowolnej politycznej doktryny.
    I o to właśnie chodzi. Reżim lubi mieć podkładkę w postaci bełkotliwej filozofii, która uzasadni wszystko. Hegel też się na to załapał przecież, i niektórzy twierdzą nawet, że oszukiwał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, to nic nie wiem o tym, żeby nazistowski reżim próbował używać twórczości Heideggera jako uzasadnienia dla swojego istnienia.

      Usuń