niedziela, 2 grudnia 2012

Moje poglądy filozoficzne (II)

D. Bourget, D. Chalmers: On the Conception and Design of the PhilPapers Survey.

Moje poglądy nie są, jak widać, jakoś specjalnie kontrowersyjne w filozoficznym światku. Trzy przypadki, w których moja odpowiedź jest inna niż wyraźnej większości (nie licząc sytuacji, kiedy większość wybrała „inne”) to pytania o wolną wolę (7), o fakty moralne (14) i o wagonik (28). To drugie wydaje mi się w mniejszym stopniu sporem terminologicznym niż pierwsze i zdecydowanie chętniej bym się o nie pokłócił. W przypadku wagonika, jeśli to pytanie o moją intuicję, to mówi mi ona, tak jak większości ludzi, żeby przełączyć. Ankieta dotyczy jednak, jak rozumiem, poglądów filozoficznych, więc chodzi tu też o uzasadnienie takiego wyboru. Standardowe uzasadnienie jest utylitarystyczne, a ja nie jestem utylitarystą i mój stosunek do możliwości poszczególnych teorii normatywnych jest w ogóle sceptyczny (patrz 20).
Wielu filozofów upubliczniło też swoje odpowiedzi, z których kilka mnie zaskoczyło. Np. Peter Vallentyne, koryfeusz lewicowego libertarianizmu, nie wybrał libertarianizmu, tylko egalitaryzm (23). Inny lewicowy libertarianin Hillel Steiner też nie zaznaczył libertarianizmu, tylko „żadne z wymienionych”. Świadczy to o tym, że dobór opcji średnio się w tym pytaniu Bourgetowi i Chalmersowi udał, a to dlatego, że na siłę chcieli nawiązać do hasła „Wolność, równość, braterstwo”. Problem polega na tym, że egalitaryzm to nie jest żadna konkretna współczesna teoria polityczna, w przeciwieństwie do komunitaryzmu, libertarianizmu oraz kilku innych, które zostały pominięte (takich jak liberalizm, utylitaryzm czy marksizm). Niektóre z tych teorii mogą mieć w dodatku egalitarną i nieegalitarną postać, jak libertarianizm właśnie, i stąd zamieszanie.
Innym zaskoczeniem było dla mnie to, że Eric Schwitzgebel uznał zombie (30) za metafizycznie możliwe, ale w dopisku stwierdził, że materializmu to nie przekreśla. Zarys uzasadnienia znalazłem na jego blogu w jednym tekście z zamierzchłych czasów. Coś podobnego musi sobie też chyba myśleć hardkorowy materialista Alex Rosenberg, który ku mojemu zdziwieniu wybrał tę samą odpowiedź.
Dziwne było też dla mnie, że Derek Parfit nie wybrał konsekwencjalizmu (20), tylko „żadne z powyższych”. Poza tym okazało się, że kilku filozofów rozumie pewne stanowiska, które wydawały mi się względnie jednoznaczne, inaczej niż ja. Np. Neil Sinhababu w kwestii umysłu (16) wybrał „żadne z powyższych”, ponieważ skłania się ku fizykalizmowi jeśli chodzi o przekonania i pragnienia, ale ku niefizykalizmowi jeśli chodzi o qualia. Ja byłem przekonany, że coś takiego to po prostu niefizykalizm. Podobnie Colin Allen nie uznał się ani za metaetycznego kognitywistę, ani za akognitywistę (17), bo uważa, że jednym sądom moralnym da się przypisać wartość prawdy lub fałszu, a innym nie – ja coś takiego traktowałem zawsze jako kognitywizm. Tak samo jest z Allena stosunkiem do podziału eksternalizm/internalizm w przypadku treści umysłowej (13). Ja nazwałbym go eksternalistą (chyba że chodzi mu o samą wiedzę, w kwestii której chyba każdy jest eksternalistą, więc standardowo nie bierze się jej pod uwagę w tym sporze).
Te pytania wydawały mi się w miarę jasne, a okazuje się, że nie do końca były. Poza nimi były też pytania, które niejasne wydawały mi się od początku. Weźmy np. te o wiedzę a priori (1) i empiryzm/racjonalizm (10). W pierwszym przypadku wybrałem „tak”, a w drugim „empiryzm”, co dla pewnej interpretacji może być sprzecznością. Wybrałem „tak”, ponieważ sądzę, że rzeczy takich jak 2+2=4, albo że jeśli moja siostra jest starsza ode mnie, to ja jestem od niej młodszy, nie wiem z doświadczenia, a w każdym razie najrozsądniej jest tak to ujmować. Chciałem się też w ten sposób odciąć od tabula rasa Locke'a, behawioryzmu Watsona i podobnych nonsensów. Z drugiej strony wybrałem empiryzm, ponieważ nie sądzę, że mam jakąś a priori wiedzę o fizycznym świecie, albo że uprawiając w fotelu analizę pojęciową mogę się czegoś istotnego dowiedzieć o naturze rzeczywistości. Pewien wpływ miało też pewnie to, że mój ulubiony David Papineau wybrał tę samą kombinację. Nie są to jednak dobrze przemyślane odpowiedzi.
Te i inne niejednoznaczności to na pewno nie wyłącznie wina Bourgeta i Chalmersa, wiele z nich wynika po prostu z natury dyscypliny. Poza tym nie sądzę, że w przypadku zwiększenia jednoznaczności zgodność wśród filozofów w ramach któregokolwiek z tych problemów byłaby wyraźnie większa. Jak widać na razie filozofom udało się z grubsza dojść do tego, że zewnętrzny świat istnieje. Żeby skończyć optymistycznie napiszę, że dobre i to.

18 komentarzy:

  1. @wiedza a priori
    "Wybrałem „tak”, ponieważ sądzę, że rzeczy takich jak 2+2=4, albo że jeśli moja siostra jest starsza ode mnie, to ja jestem od niej młodszy, nie wiem z doświadczenia, a w każdym razie najrozsądniej jest tak to ujmować. Chciałem się też w ten sposób odciąć od tabula rasa Locke'a, behawioryzmu Watsona i podobnych nonsensów."

    Może czegoś nie rozumiem - czy te przykładowe zdania i podobne u Papineau wydają ci się wiedzą a priori o świecie? Bo dla mnie to jest wiedza lingwistyczna o odpowiednim języku (matematyki albo predykatów dla relacji następnik-poprzednik, itp), ale nie jest a priori (bo ktoś was tego języka nauczył, przez doświadczenie) i niekoniecznie jest wiedzą o czymkolwiek istniejącym poza językiem. Dlatego mówię wiedzy a priori "nie". Stąd pewne wersje tabula rasa nie są dla mnie nonsensem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (Sprostowanie: Papineau nie podaje żadnych przykładów, udzielił tylko takich samych odpowiedzi na pytania 1. i 10.) Co do wiedzy o świecie - to chyba po prostu zależy od tego, co rozumiesz przez "o świecie". Nie kupuję np. twierdzenia Quine'a o tym, że zdania logiki też z zasady mogą podlegać empirycznej rewizji. Powiedziałbym np., źe wiem a priori, że najkrótszy dystans między Katowicami a Warszawą jest w linii prostej. Katowice i Warszawa to część świata, nie jest to wiedza o języku, prędzej umiejętność posługiwania się nim. Języka uczymy się empirycznie, ale mając do tego predyspozycje. Nie jestem też raczej chomskistą, ale zdaje się, że nie nauczysz języka bonobo i to nie przez to, że jest za mało inteligentny i także nie przez jakieś fizyczne ograniczenia (choć są co do tego kontrowersje, wiem).
      Tabula rasa to dla mnie głęboko błędne wyobrażanie sobie umysłu jako jakiejś pustej kartki albo pustego naczynia, które się potem zapełnia doświadczeniem. W rzeczywistości rzeczywistość jest przez pewne wrodzone właściwości filtrowana i zniekształcana na tysiąc sposobów.
      Pisząc (może niezbyt jasno), że nie wierzę w wiedzę a priori o fizycznym świecie miałem na myśli raczej coś w stylu filozofowania Leibniza o monadach i ich właściwościach, albo Spinozy o substancji. Nie wierzę też oczywiście w aprioryczną wiedzę o jakichś obiektywnych faktach moralnych albo estetycznych, czy tym bardziej o Bogu. To mnie skłoniło to wybrania "empiryzmu" w 10. pytaniu.

      Usuń
    2. (Sprostowanie do sprostowania: opieram się na tej pracy Papineau, w części 5 uzasadnia samo istnienie wiedzy a priori mniej więcej jak ty)

      Powiedziałbym np., że wiem a priori, że najkrótszy dystans między Katowicami a Warszawą jest w linii prostej. Katowice i Warszawa to część świata, nie jest to wiedza o języku, prędzej umiejętność posługiwania się nim.

      Ale to jest wiedza wywodząca się z języka, bo posługujesz się tu językiem geometrii euklidesowej, ok, bardzo naturalnej dla nas, ale nadal językiem. Bo już w języku geometrii nieeuklidesowej, nieco dokładniej opisującej ten aspekt "świata", najkrótszy dystans między Katowicami i Warszawą opisuje ortodroma, a nie linia prosta. Ba, być może istnieją jeszcze lepsze języki opisu "świata", i z lepszej WIEDZY da się mówić o jeszcze dokładniejszym i lepszym opisie "najkrótszego dystansu między Katowicami i Warszawą".

      Języka uczymy się empirycznie, ale mając do tego predyspozycje. Nie jestem też raczej chomskistą, ale zdaje się, że nie nauczysz języka bonobo i to nie przez to, że jest za mało inteligentny i także nie przez jakieś fizyczne ograniczenia (choć są co do tego kontrowersje, wiem).

      Tak, uważam, że mamy wyjątkowe predyspozycje językowe, ale dlatego właśnie trzeba tu wyjątkowo uważać. Bo podstawowe pytanie, to czy istnieje wiedza a priori czy raczej wbudowała nam ewolucja a prioryczne, "hardware'owe", mechanizmy językowe, rozpoznawania wzorców w przestrzeni 3 wymiarowej, interakcji społecznych dla stada pewnej górnej liczebności itd. itp. Podstawowa różnica jest taka, że te wbudowane mechanizmy prawie na pewno są mylące, niedoskonałe i nie obowiązują "dla wszystkich możliwych" przypadków w "świecie", no bo tak działa ewolucja (minimaxem); i nie są tożsame do "wiedzy" jak ją się rozumie w epistemologii (no chyba, że ja czegoś nie rozumiem, a ta cała "wiedza a priori" to tak naprawdę jest "podstawowa wiedza szkolno-językowa posiadana przez każdego filozofa w wieku od 20 do 60 lat, wywodzącego się z kultury judeochrześcijańskiej"). Co powyższy przykład z linią prostą i ortodromą ładnie ilustruje; a jeszcze bardziej problemy jakie mamy ze rozumieniem i wypowiedziami o przestrzeni 4 i więcej wymiarowej czy nieskończonościami, itp - przecież z samym pojmowaniem czasu i różnych zaszłości z nim związanych, mamy nieliche problemy.

      tabula rasa

      Ale tu idziesz brew empiryzmowi i empirii. Bo wszelkie doświadczenia z "dzikimi dziećmi" i ich badania mówią, że człowiek ma bazowe mechanizmy i wrodzone predyspozycje na poziomie właśnie niewiele wyższym niż bonobo - bez doświadczenia i interakcji z innymi homo i światem, dostajesz niezsocjalizowanego przerażonego hominida o "języku" na poziomie szympansa czy bonobo, a nie "normalnego" homo sapiensa sapiensa. I co gorsza, praktycznie nie można już takiego hominida, jeśli jest starszy niż nastolatek, nauczyć języka i zsocjalizować. Ba, co jeszcze gorsza, empirycznie wiadomo, że normalnego dorosłego człowieka w ciagu lat, góra dekady, da się zdesocjalizować i oduczyć mowy (przypadki jak pierwowzór Robinsona, czyli Selkirk, no i doświadczenia ciężkich kacetów itp).

      Więc sugerowałbym nie przeceniać tych wrodzonych predyspozycji - one same na 99% nie wystarczają do uprawiania nawet języka, a co dopiero filozofii, a tym bardziej na nazwanie ich "wiedzą" w rozumieniu filozofii. Dlatego wiedzy a priori mówię nie tylko jak Papineau, że jest insignificant, ale mówię wprost "nie", a tabula rasa mówię "na 99% niestety tak".

      Usuń
    3. O, dzięki za linka, odpiszę jak to przeczytam.

      Usuń
  2. Ale to jest wiedza wywodząca się z języka, bo posługujesz się tu językiem geometrii euklidesowej, ok, bardzo naturalnej dla nas, ale nadal językiem.

    W przypadku każdej wiedzy posługuję się językiem. Wydaje mi się, że chcesz powiedzieć, że ta moja wiedza może dotyczyć tylko twierdzeń analitycznych, tzn. takich wyrażanych przez zdania, których prawdziwość zależy wyłącznie od ich formy logicznej. Myślę, że to całkiem możliwe, ale nie wiem, w jaki sposób mogłoby to przeszkadzać w nazywaniu tego wiedzą a priori. Nie jest to najprawdopodobniej wiedza o świecie w Twoim sensie, choć wydaje mi się, że w pewnym innym sensie można mówić o wiedzy o świecie.

    Podstawowa różnica jest taka, że te wbudowane mechanizmy prawie na pewno są mylące, niedoskonałe i nie obowiązują "dla wszystkich możliwych" przypadków w "świecie"

    Masz absolutną rację, ale ja nigdzie nie pisałem, że te wrodzone intuicje zawsze dają nam wiedzę i że to jest ta wiedza a priori.

    Bo już w języku geometrii nieeuklidesowej, nieco dokładniej opisującej ten aspekt "świata", najkrótszy dystans między Katowicami i Warszawą opisuje ortodroma, a nie linia prosta. Ba, być może istnieją jeszcze lepsze języki opisu "świata"

    Niekoniecznie chodziło mi o dystans po powierzchni Ziemi, ale rzeczywiście, coś tu może być na rzeczy. Cały czas chyba nie rozumiem kilku zasadniczych spraw, muszę na ten temat zdecydowanie więcej przeczytać i pomyśleć, kiedy to zrobię, napiszę jakiś dalszy ciąg, albo coś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jest tu pewna symetria, bo ja też nie jestem pewien swego, czy może czegoś w tej wiedzy a priori fundamentalnie nie zrozumiałem - kiedyś naczytałem się i namyśliłem nad tym ohoho, i myślałem, że wiem, ale może jednak nie. Też muszę jeszcze raz porządnie przemyśleć, szczególnie to "język a wiedza", tyle, że wiem na czym się wyłożę, już na samej "wiedzy"...

      Usuń
    2. @Boni: być może taka zgrubna tematyzacja zagadnienia (czy: grupy zagadnień), jak w apriori kontra aposteriori, jest już po prostu przebrzmiała.

      Usuń
    3. Napiszę w wolnej chwili osobną notkę na ten temat.

      Usuń
  3. Bo wszelkie doświadczenia z "dzikimi dziećmi" i ich badania mówią, że człowiek ma bazowe mechanizmy i wrodzone predyspozycje na poziomie właśnie niewiele wyższym niż bonobo

    Te badania „dzikich dzieci”, o których piszesz, to, o ile wiem, niewiele więcej niż zbiór dwuznacznych anegdot, których interpretacje często pomijają w dodatku różne inne możliwie istotne czynniki.
    Nie wiem dokładnie, w jakim stopniu język i logika są wrodzone, a w jakim wyuczone. Raz, że mało na ten temat czytałem, dwa, że jest to w ogóle na razie słabo zbadane. Jednak nawet jeśli przyjąć najbardziej empiryczne wytłumaczenie, to i tak istnieje zasadnicza różnica między zdaniami typu „2+2=4” czy „Kawalerowie nie mają żon”, a zdaniami typu „Roman jest kawalerem”. Myślę, że najrozsądniej jest mówić o tych pierwszych, że są to rzeczy, które wiemy a priori. Nie wiem, w jaki sposób doświadczenie zmysłowe mogłoby je jakoś zrewidować.

    a tabula rasa mówię "na 99% niestety tak".

    Nie wiem, czy rozumiemy tabula rasa tak samo. Locke twierdził na przykład, że ludzie boją się ciemności tylko dlatego, że nianie im opowiadały o goblinach grasujących w ciemnościach, albo przez jakieś inne empiryczne skojarzenie. Prawdopodobnie powiedziałby, że psychopata zachowuje się tak jak się zachowuje, bo tak go wychowano i takie a nie inne miał w życiu doświadczenia, a równie dobrze można by z niego zrobić Mahatmę Gandhiego. Takie zaprzeczanie istnieniu wrodzonych cech, skłonności i zdolności, albo marginalizowanie ich znaczenia, jak właśnie u Locke’a, behawiorystów, czy feministek którejś fali, nazywa się zwykle tabula rasa. Samo to, co piszesz wcześniej o wbudowanych mechanizmach świadczy o tym, że nie kupujesz tej koncepcji w standardowym znaczeniu.
    Chociaż oczywiście same wrodzone skłonności to jeszcze nie żadna wiedza a priori.

    Ale tu idziesz brew empiryzmowi i empirii.

    Idę tu tylko wbrew temu rodzajowi empiryzmu, który został skompromitowany, i to skompromitowany empirycznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Te badania „dzikich dzieci”, o których piszesz, to, o ile wiem, niewiele więcej niż zbiór dwuznacznych anegdot, których interpretacje często pomijają w dodatku różne inne możliwie istotne czynniki. Nie wiem dokładnie, w jakim stopniu język i logika są wrodzone, a w jakim wyuczone. Raz, że mało na ten temat czytałem, dwa, że jest to w ogóle na razie słabo zbadane.""

      Masz chyba na myśli Kaspara Hausera itp. starocie czy jakąś beletrystykę, ja mówię o nowszych, przejrzyj choćby wikipedię pod "feral child", ale dla końca XX i dla XXIw, i wnioski. Generalnie, trzymam się tego co napisałem - bez odpowiedniej socjalizacji, nie ma nawet języka i motoryki człowieka, o logice czy wiedzy lepszej niż u naczelnych nie mówiąc.

      "Jednak nawet jeśli przyjąć najbardziej empiryczne wytłumaczenie, to i tak istnieje zasadnicza różnica między zdaniami typu „2+2=4” czy „Kawalerowie nie mają żon”, a zdaniami typu „Roman jest kawalerem”. Myślę, że najrozsądniej jest mówić o tych pierwszych, że są to rzeczy, które wiemy a priori. Nie wiem, w jaki sposób doświadczenie zmysłowe mogłoby je jakoś zrewidować."

      A ja nie wiem, jak mogły w tobie bez doświadczenia zmysłowego powstać.

      "Takie zaprzeczanie istnieniu wrodzonych cech, skłonności i zdolności, albo marginalizowanie ich znaczenia, jak właśnie u Locke’a, behawiorystów, czy feministek którejś fali, nazywa się zwykle tabula rasa. Samo to, co piszesz wcześniej o wbudowanych mechanizmach świadczy o tym, że nie kupujesz tej koncepcji w standardowym znaczeniu."

      Kupuję właśnie w sensie jw. - marginalizuję wrodzone zdolności do poziomu predyspozycji językowych, może pewnych mechanizmów emocjonalnych i odwzorowania struktur społecznych, może pamięci; kapeczkę lepszych niż u innych naczelnych. I niewiele więcej.

      "Idę tu tylko wbrew temu rodzajowi empiryzmu, który został skompromitowany, i to skompromitowany empirycznie."

      Znaczy, masz zamiar podważyć te wszystkie badania antropologii, pedagogiki, psychologii i last but not least, neurologii, mówiące, że brak socjalizacji, więzi, przykładu i nauki/wychowania, w ciężkich przypadkach (długi czas, wczesny początek dysfunkcji, przyzerowa więź i kontakt z ludźmi) owocuje zmianami, nawet nie to, że tylko zachowania czy braku języka, ale np. nieodwracalnymi neurologicznymi, motoryki, popędów, itd. zatrzymującymi człowieka na poziomie hominida; czasem dopiero po wieloletniej terapii, która aktywnego hominida zrobi, np. z psa czy autystycznej małpiatki? No to będzie raczej trudne, możesz zacząć od obalenia tej strony popularnonaukowej http://feralchildren.info/ , albo troszkę bardziej naukowego http://www.childtrauma.org/images/stories/Articles/traumaloss_bdp_final_7_09.pdf albo mogę cię przygnieść znacznie bogatszą bibliografią.

      IMHO "wrodzonego" mamy niewiele. Ale nie mówię, że to nieważne "niewiele"; tak jak procent czy dwa genomu różni nasze fenotypy od bonobo/szympansa, tak 1% wrodzonych zdolności językowych, pamięci, socjalizacji stanowi warunek konieczny potencjalnego bycia, kiedyś, człowiekiem. Ale to warunek dalece niewystarczający, 99% to socjalizacja i doświadczenie, szczególnie pierwszych 5-6 lat życia.

      A to wszystko nie jest najgorsze jeszcze - wyobraź sobie, jak będziesz się opierał i zapierał, jeśli z rozważania "apriorycznego"/wrodzonego języka i/lub wiedzy, przejdziemy do "apriorycznej" etyki u zdesocjalizowanych dzieci... której, wydaje się, wcale nie ma, poza zupełnie zwierzęcym behawioryzmem. Stąd na przykład WSZYSTKIE badania ankietowe o tych różnych etycznych eksperymentach myślowych, np. takie jak Schwitzgebel ostatnio opisywał na blogu, nie badają człowieka as is, tylko kawałek specyficzn(ej/ych) kultur(y) jakiegoś miejsca i czasu.

      BTW nic ci nie zarzucam, ale jednak zawsze mnie zadziwia, to gładkie odrzucenie, "wyparacie", przez humanistykę, w tym filozofię, sporych kawałków neurologii, jak te z badań nad zdesocjalizowanymi dziećmi. Nawet przez materialistów i empirystów.

      Usuń
    2. A ja nie wiem, jak mogły w tobie bez doświadczenia zmysłowego powstać.

      Oczywiście, że nie mogły. Nikt zdrowy na umyśle nie twierdzi, że rodzimy się z pojęciem kawalera w głowie. Nawet Jerry Fodor. Nie o to jednak chodzi w sporze o wiedzę a priori.

      przejrzyj choćby wikipedię pod "feral child", ale dla końca XX i dla XXIw, i wnioski.

      Przejrzałem to i linki poniżej i wydaje mi się, że potwierdza to to, co napisłem: że jest to zbiór dwuznacznych, kiepsko zbadanych anegdot.

      Znaczy, masz zamiar podważyć te wszystkie badania antropologii, pedagogiki, psychologii i last but not least, neurologii, mówiące, że brak socjalizacji, więzi, przykładu i nauki/wychowania, w ciężkich przypadkach (długi czas, wczesny początek dysfunkcji, przyzerowa więź i kontakt z ludźmi) owocuje zmianami, nawet nie to, że tylko zachowania czy braku języka, ale np. nieodwracalnymi neurologicznymi, motoryki, popędów, itd.

      Nie wiem dlaczego myślisz, że chcę coś takiego podważać. Nie chodziło mi broń Swarogu o kwestionowanie hipotezy krytycznego okresu w nauce języka czy jakichś badań dotyczących traumy. Pisałem o empiryzmie Locke’a i behawioryzmie Watsona. Jeśli chodzi o samą naukę języka, mógłbym wymienić teorię Skinnera, który sądził, że odbywa się to tylko przez bodźce i warunkowanie.

      BTW nic ci nie zarzucam, ale jednak zawsze mnie zadziwia, to gładkie odrzucenie, "wyparacie", przez humanistykę, w tym filozofię, sporych kawałków neurologii,

      Mógłbyś podać jakieś neurologiczne badanie, które wg Ciebie gładko odrzucam ja albo jakiś konkretny filozof-materialista?

      Usuń
    3. "Mógłbyś podać jakieś neurologiczne badanie, które wg Ciebie gładko odrzucam ja albo jakiś konkretny filozof-materialista?"

      Jeśli nie kwestionujesz hipotezy krytycznego okresu rozwoju języka czy krytycznej okresu więzi/socjalizacji, itp. sporej kupki z neurologii, to o kondycji, etyce, aktywnościach umysłowych JAKIEGO człowieka filozofujesz, tak naprawdę? bo czasem mam bardzo silne wrażenie, że jak gdzieś wyżej pisałem, "20-60 letniego wykształconego mężczyzny z kręgu kapitalistycznej kultury judeochrześcijańskiej" ew. tych studentów, których dopadł i przebadał ;) Np. napisałeś wiele fajnych i dobrych notek o etyce normatywnej i intuicjach moralnych, ale w świetle powyższego - CZYICH? Kowalskiego? Smitha? Hideyoshiego? Indianina z Amazonii? Bo w świetle powyższego nie mogło to być o "człowieku as is". A to, że zawodowcom zupełnie nie przeszkadza ten focus filozofować z raczej dużymi kwantyfikatorami, nazwam "wyparciem" czy "gładkim odrzuceniem" dość solidnych badań, więc chyba też empiryzmu.

      Usuń
    4. Skądinąd, wrzucanie publikacji z "Journal of Loss and Trauma" do "zbioru dwuznacznych kiepsko zbadanych anegdot" nie pomaga mi zrozumieć np. czemu wybierasz w ankiecie empiryzm. I czemu tępisz analizę pojęciową. Bo jak dla mnie coś podobnego właśnie uprawiasz, ok, na małą skalę, ale jednak - ZAWSZE z głebokości fotela da się powiedzieć "to jest słabo zbadany zbiór anegdot, pogadamy innym razem, jak zbadają to lepiej", i filozofować dalej, z dowolnego sufitu, jak przez ostatnie parę tysięcy lat.

      Usuń
    5. Jeśli nie kwestionujesz hipotezy krytycznego okresu rozwoju języka czy krytycznej okresu więzi/socjalizacji

      Nie kwestionuję w sensie "nie mam wyrobionego zdania, bo za słabo to znam".

      czasem mam bardzo silne wrażenie, że jak gdzieś wyżej pisałem, "20-60 letniego wykształconego mężczyzny z kręgu kapitalistycznej kultury judeochrześcijańskiej" ew. tych studentów, których dopadł i przebadał ;) Np. napisałeś wiele fajnych i dobrych notek o etyce normatywnej i intuicjach moralnych, ale w świetle powyższego - CZYICH? Kowalskiego? Smitha? Hideyoshiego? Indianina z Amazonii?

      Ostatnio robi się coraz więcej badań nad intuicjami moralnymi w różnych kulturach i ogólnie nad tym, co można uznać za moralne uniwersalia, zajmuje się tym np. Liane Young. Jeśli chcesz powiedzieć, że ja gdzieś bezpodstawnie zakładam uniwersalność jakichś intuicji, wartości czy sposobów myślenia, to musisz napisać, gdzie konkretnie. Ja mam do wszelkiej intuicji generalnie średnie zaufanie i uważam, że wynika z niej mniej, niż się wielu filozofom wydaje. Sam pisałem tu np. w jednym miejscu, że filozofowie często nie biorą pod uwagę, jak się te intuicje w różnych kulturach i czasach zmieniają.

      Usuń
    6. Skądinąd, wrzucanie publikacji z "Journal of Loss and Trauma" do "zbioru dwuznacznych kiepsko zbadanych anegdot" nie pomaga mi zrozumieć np. czemu wybierasz w ankiecie empiryzm.

      Zbiorem anegdot nazwałem historie o tzw. dzikich dzieciach. Wiele z nich to ordynarne fejki, poza tym jedne kończą się powrotem do w miarę normalnego życia, inne nie. Na liście w Wiki nie znalazłem żadnego przypadku badanego naukowo.
      Artykuł z JoLaT nie jest o dzikich dzieciach, tylko o dzieciach zaniedbywanych i krzywdzonych; nie mam do niego, na pierwszy rzut oka, zastrzeżeń.
      Nigdzie też nie pisałem, że skoro coś jest słabo empirycznie zbadane, to należy o tym "filozofować z sufitu", to jest jedna z ostatnich rzeczy, które by mi przeszły przez klawiaturę.

      Usuń
    7. "poza tym jedne kończą się powrotem do w miarę normalnego życia, inne nie"

      Pewnie, zdaje się, zależnie od czasu i "siły" desocjalizacji i deprywacji, co innego 5 latek zgubiony na 2 lata w lesie, co innego 12 latka, która prawie całe życie była przywiązana do krzesła w ciemnym pokoju.

      "Na liście w Wiki nie znalazłem żadnego przypadku badanego naukowo."

      O ile pamiętam, co najmniej Genie z 1970 i Danielle z 2005 były badane przez naukowców (USA). Obie zresztą nie wróciły do normalności, np. do języka, Danielle może jeszcze mieć jakieś szanse, ale po 6 latach od "odkrycia" i 13 latach życia nie mówiła i miała naturę autystycznego parolatka. Z Genie było podobnie, i wylądowała w instytucjach opieki zamkniętej, jak się skończyli najpierw naukowcy z grantami, a potem rodziny zastępcze.

      "Artykuł z JoLaT nie jest o dzikich dzieciach, tylko o dzieciach zaniedbywanych i krzywdzonych; nie mam do niego, na pierwszy rzut oka, zastrzeżeń."

      Ci sami ludzie i centra uniwersyteckie zajmują się też "dzikimi dziećmi", i przecież dzieci trzymane po klatkach, zamkniętych pokojach i piwnicach, to właśnie ekstremalne zaniedbanie aż do deprywacji; feral children to nie tylko dzieci z lasu czy wychowane przez małpy itp.

      Ogólnie, mniejsza. Pewnie wyczytuję ci za dużo między wierszami i z uproszczonej ankiety.

      Usuń
  4. Parfit zaznaczył "żadne z powyższych", bo ostatnio chce syntetyzować konsekwencjalizm i Kantyzm (cf. On What Matters). W Reasons and Persons też miał takie syntetyczne ciągotki (cf. part I).

    Standardowe uzasadnienie dla przełączenia wagonika (przynajmniej w non-looping cases) to doktryna doing/allowing albo intending/foreseeing.

    Skoro nie jesteś utylitarystą, to skąd nazwa bloga?

    OdpowiedzUsuń
  5. Parfit zaznaczył "żadne z powyższych", bo ostatnio chce syntetyzować konsekwencjalizm i Kantyzm (cf. On What Matters). W Reasons and Persons też miał takie syntetyczne ciągotki (cf. part I).

    Możliwe, że masz rację. Nie czytałem On What Matters, ale wydawało mi się, że to wszystko miało się dalej mieścić w ramach konsekwencjalizmu.

    Standardowe uzasadnienie dla przełączenia wagonika (przynajmniej w non-looping cases) to doktryna doing/allowing albo intending/foreseeing.

    Miałem tu na myśli raczej uzasadnienie standardowo przytaczane przez laików (czyli coś w rodzaju "lepszy jeden trup niż pięć trupów"). Na doktrynę podwójnego skutku (tak to się chyba nazywa po polsku) powołują się głównie filozofowie moralności, ale też chyba nie aż tak powszechnie.

    Skoro nie jesteś utylitarystą, to skąd nazwa bloga?

    Utilitymon to skrót od 'utility monster' (tak jak Pokemon to skrót od 'pocket monster'), czyli od potwora, którego wymyślił Nozick, żeby skrytykować utylitaryzm. Ale miłośnikiem Nozicka też nie jestem. Nazwa jest nieprzemyślana po prostu.

    OdpowiedzUsuń