sobota, 18 sierpnia 2012

Niewidzialna ręka

A. Smith: Of Restraints Upon the Importation from Foreign Countries of Such Goods as Can Be Produced at Home.


Witold Gadomski, publicysta Gazety Wyborczej, napisał kilka lat temu coś takiego:

To nie żaden cud, tylko skutek mechanizmu rynkowego, tej "niewidzialnej ręki rynku", o której pisał Adam Smith. Jednostka, kierując się egoizmem, czyli (...) pogonią za zyskiem, produkuje i sprzedaje to, co potrafi, z korzyścią dla konsumentów. Rynek wyzwala inicjatywę, zmusza do wysiłku, eliminuje produkujących drożej. Nie ma żadnej sprzeczności między "pogonią za zyskiem" a zaspokojeniem potrzeb społeczeństwa. Przeciwnie, im bardziej "kapitaliście" zależy na zysku, tym bardziej rośnie dobrobyt wszystkich.

Wszyscy znają tę teorię, Gadomski opisuje ją na różne sposoby w co drugim felietonie: na wolnym rynku producenci muszą ze sobą konkurować, więc starają się produkować jak najwydajniej i sprzedawać jak najtaniej, z czego konsumenci mają same korzyści. Problem w tym, że Adam Smith nie pisał o żadnej „niewidzialnej ręce rynku”, a co najwyżej o „niewidzialnej ręce”, i rozumiał przez nią coś zupełnie innego, niż to, co się wydaje Gadomskiemu. 
Nie będę się tutaj zajmował rzekomym brakiem sprzeczności między chęcią zysku a zaspokajaniem potrzeb społeczeństwa (trochę na ten temat było tu już wcześniej), ani tym, co Smith naprawdę myślał o kapitalizmie, ani ortografią Gadomskiego, która kwalifikuje się na „Bloga” z „niepotrzebnymi” cudzysłowami. Chodzi mi tylko o nieporozumienie z „niewidzialną ręką”.
W „Badaniach nad naturą i przyczynami bogactwa narodów” Smith używa frazy „niewidzialna ręka” dosłownie raz*:

Ponieważ zaś każdy człowiek stara się, jak tylko może, aby użyć swego kapitału w wytwórczości krajowej oraz tak pokierować tą wytwórczością, ażeby jej produkt posiadał możliwie największą wartość, przeto (...) pracuje z konieczności nad tym, by dochód społeczny był jak największy. Co prawda, nie zamierza on na ogół popierać interesów społecznych ani też nie wie, w jakim stopniu je popiera. Kiedy woli popierać wytwórczość krajową, a nie zagraniczną, ma wyłącznie na uwadze swe własne bezpieczeństwo, a gdy kieruje wytwórczością tak, aby jej produkt posiadał możliwie najwyższą wartość, myśli tylko o swym własnym zarobku, a jednak w tym, jak i w wielu innych przypadkach, jakaś niewidzialna ręka kieruje nim tak, aby zdążał do celu, którego wcale nie zamierzał osiągnąć. Społeczeństwo zaś, które wcale w tym nie bierze udziału, nie zawsze na tym źle wychodzi. Mając na celu swój własny interes człowiek często popiera interesy społeczeństwa skuteczniej niż wtedy, gdy zamierza służyć im rzeczywiście.
[IV, 2, przeł. A. Prejbisz]

Kluczowe są w tym fragmencie pojęcia „wytwórczości krajowej” i „wytwórczości zagranicznej”. Gdyby Gadomski czytał Adama Smitha, wiedziałby, że to fragment rozdziału pt. „O ograniczeniach importu z obcych krajów tych dóbr, które można produkować u siebie”. Smith zastanawia się w nim, czy państwowa ochrona rodzimej gospodarki, np. poprzez cła, ma sens i dochodzi do wniosku, że nie bardzo. Nie należy się, twierdzi Smith, obawiać, że kiedy zlikwidujemy cła, krajowi producenci od razu przeniosą swoje firmy za granicę, a kupcy będą automatycznie bardziej zainteresowani handlem zagranicznym niż krajowym. Niewidzialna ręka to metafora siły, która uchroni gospodarkę przed odpływem kapitału za granicę. Jest to siła, której działania nie są zazwyczaj świadomi producenci i kupcy starający się tylko realizować własny interes.
Smith nie pisze tutaj nic o rynkowej rywalizacji, która wyzwala inicjatywę i eliminuje producentów mało wydajnych, towary za drogie albo zbyt niskiej jakości itd. na korzyść całego społeczeństwa. Niewidzialna ręka chroni nie społeczeństwo jako takie, tylko krajową gospodarkę przed zagrożeniem ze strony gospodarki zagranicznej.
Fragment „Bogactwa narodów” często wyrywa się z kontekstu eliminując zdania o wytwórczości krajowej i zagranicznej, robi tak np. niewidzialna ręka prawicowego polskiego wikipedysty. Na podstawie tak okrojonego cytatu można rzeczywiście odnieść wrażenie, że Smithowi chodzi o tezę na temat rynku, który automatycznie zamienia egoizm i pogoń za zyskiem na społeczne korzyści.
„Niewidzialna ręka” pojawia się też u Smitha w „Teorii uczuć moralnych”, ale tu tym bardziej nie ma ona z tezą o rynku nic wspólnego:

Kieruje nimi [bogaczami] niewidzialna ręka, która dokonuje niemal takiej samej dystrybucji środków do życia, jaka miałaby miejsce, gdyby zasoby Ziemi były podzielone na równe części między wszystkich jej mieszkańców. W ten sposób bez ich zamiaru ani wiedzy realizowany jest interes społeczny.
[IV, I, 10, tłumaczenie moje]

Tu Smith przedstawia coś w rodzaju tzw. trickle-down theory, czyli teorii o tym, że istnienie egoistycznych bogaczy służy całemu społeczeństwu, ponieważ bogacze ci chcą sobie ze swoich egoistycznych pobudek stawiać wymyślne pałace itp., co daje okazję do zarobku dużej liczbie osób (teoria nie jest oczywiście zbyt mądra, podobnie zresztą jak, myślę, wszystkie inne, o których tutaj wspominam, ale nie o tym ten post). Znów nie ma tu nic na temat rynkowej konkurencji i jej związku z interesem konsumentów.
Nie wydaje mi się, że ignorancja w sprawie „niewidzialnej ręki rynku” jest charakterystyczna dla polskich liberalnych publicystów, w przeinaczaniu Smitha duże zasługi ma amerykańska prawica i to z Ameryki prawdopodobnie to przeinaczanie do nas dotarło. Nieznajomość własnych autorytatywnych tekstów nie ogranicza się też na pewno do gospodarczych liberałów, co najmniej tak samo źle jest na przykład ze znajomością Biblii u chrześcijan. Jeśli chodzi o moje podwórko, to pisałem tu kiedyś o rozpowszechnionym nieporozumieniu dotyczącym „opium ludu”. Nie chcę pierwszy rzucać kamieniem, bo wiem, że gdyby mnie ktoś przepytał z, powiedzmy, Bakunina, to też mogłoby wyjść coś kompromitującego. Wydaje mi się jednak, że Gadomski przekracza dopuszczalne granice nieuctwa. Jeśli nie czytał Adama Smitha, jeśli nawet najsłynniejszych fragmentów Adama Smitha nie czytał, to co on czytał właściwie?
Nie mogę się pozbyć wrażenia, że kiedy czołowy polski apologeta kapitalizmu próbuje przeczytać książkę, to jakaś niewidzialna ręka mu ją złośliwie zamyka, a robi to tym złośliwiej, im bardziej chodzi o klasyczne teksty jego własnego idola.

*Przegrzebując internet w poszukiwaniu co smaczniejszych przykładów nieznajomości Smitha przez prawicę trafiłem na kuriozalny tekst „Adam Smith non-fiction” Witolda Jarzyńskiego, który twierdzi, że w „Bogactwie narodów” pojęcie „niewidzialna ręka rynku” pojawia się trzy razy. Dalej ubolewa nad tym, że Smitha nikt (zwłaszcza Krytyka Polityczna) nie czyta i nie rozumie, co dobrze pokazuje skalę problemu.

6 komentarzy:

  1. Myślę, że liberalni ekonomiści pod pojęciem "niewidzialnej ręki rynku" widzą przede wszystkim zjawisko (rzekomego) dążenia gospodarki przedstawionej jako krzywe popytu i podaży do punktu przecięcia tych krzywych i jednocześnie zwracają oni przy tym uwagę, że wszelkie ingerencje państwa, dążące np. do ustalania cen minimalnych czy maksymalnych, burzą tę równowagę i przynoszą same złe skutki. To był (i pewnie jest) podstawowy wykład z ekonomii klasycznej czy liberalnej na uniwersytetach polskich w oparciu naturalnie o podręczniki będące tłumaczeniami amerykańskich autorów. Wszelkie interpretacje, że dzięki temu jest tanio i dobrze, i nie ma mięsa albo benzyny na kartki itp. to są tylko wskazaniem korzyści płynących z naturalnego mechanizmu, polegającego na tym, że rynek dąży sam z siebie do punku przecięcia się krzywych S i D, i w tym punkcie każdemu jest najlepiej. Oczywiście nie mówi się np. o kwestii takiej, że nie całe społeczeństwo jest reprezentowane przez krzywą popytu, bo żeby się na niej znaleźć i skorzystać z dobrodziejstw punktu równowagi, o ile rynek ją osiągnie, to trzeba jeszcze mieć odpowiednią ilość pieniędzy... Uważam, że powoływanie się na Smitha jest przy tym raczej chwytem retorycznym, niby że jakiś mityczny autorytet. Uważam, że potrzebna jest rzetelna krytyka modeli "pseudo"-matematycznych (w tym założeń przyjętych do ich budowy np. racjonalnego wyboru), służących do "udowadniania" poprawności teorii rynkowych tego czy innego nurtu czy szkoły ekonomicznej, bo to jest przede wszystkim obecne w dyskursie akademickim. Przynajmniej na to wskazuje moje doświadczenia z okresu studiowania ekonomii.
    Marcin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To był (i pewnie jest) podstawowy wykład z ekonomii klasycznej czy liberalnej na uniwersytetach polskich w oparciu naturalnie o podręczniki będące tłumaczeniami amerykańskich autorów. Wszelkie interpretacje, że dzięki temu jest tanio i dobrze, i nie ma mięsa albo benzyny na kartki itp. to są tylko wskazaniem korzyści płynących z naturalnego mechanizmu, polegającego na tym, że rynek dąży sam z siebie do punku przecięcia się krzywych S i D, i w tym punkcie każdemu jest najlepiej. Oczywiście nie mówi się np. o kwestii takiej, że nie całe społeczeństwo jest reprezentowane przez krzywą popytu, bo żeby się na niej znaleźć i skorzystać z dobrodziejstw punktu równowagi, o ile rynek ją osiągnie, to trzeba jeszcze mieć odpowiednią ilość pieniędzy...

      To nie jedyny problem – nawet mając odpowiednią ilość pieniędzy jest się narażonym na różne nieprzyjemności związane z niedostatkiem informacji. Teza o tym, że wolny rynek to samo dobrodziejstwo dla konsumenta może mogłaby mieć jakiś sens, gdyby konsumenci byli wszechwiedzący. W realnym świecie nie są i często potrzebują różnych ograniczeń rynku w postaci np. kontroli sanepidu w restauracjach, wymagania specjalnych uprawnień od lekarzy itd.
      Zostaje więc banalna teza o tym, że podaż dostosowuje się do popytu z dodatkiem tautologii w rodzaju „zaburzenia podaży i popytu zaburzają podaż i popyt”.

      Uważam, że potrzebna jest rzetelna krytyka modeli "pseudo"-matematycznych

      Ja bym nie powiedział, że „pseudo”, nigdy nie spotkałem się z poważnymi zastrzeżeniami co do ich zdolności matematycznych. Problem w tym, że te modele nie przydają się do niczego w realnym świecie, właśnie ze względu na fałszywe założenia i olbrzymie uproszczenia.

      (w tym założeń przyjętych do ich budowy np. racjonalnego wyboru),

      Jest jakaś nadzieja w rozwijającej się ostatnio intensywnie ekonomii behawioralnej, która bierze pod uwagę różne przejawy irracjonalności.

      Usuń
  2. Chomsky na temat Smitha: "I didn't do any research at all on Smith. I just read him. There's no research. Just read it. He's pre-capitalist, a figure of the Enlightenment. What we would call capitalism he despised."

    http://www.chomsky.info/books/warfare02.htm

    OdpowiedzUsuń