Filozofowie zajmujący
się pytaniem o istnienie wolnej woli woli dorobili się w ostatnich
kilku dziesięcioleciach czegoś w rodzaju procedury rozwiązywania
problemu. Nie chcę powiedzieć, że wszyscy się jej trzymają, ani
że trzymanie się jej to na pewno najlepsza droga do uzyskania
dobrej odpowiedzi, ale zawsze to jakiś sposób na uchwycenie tej
dość mętnej kwestii. Z mojego punktu widzenia procedura wygląda
mniej więcej tak:
- Sprawdzamy, czy konieczna do moralnej odpowiedzialności zdolność do powodowania i kontrolowania swojego postępowania musi zakładać możliwość postąpienia inaczej, niż się postąpiło.
- Sprawdzamy, czy ta tak lub inaczej rozumiana zdolność do bycia osobą moralnie odpowiedzialną jest logicznie do pogodzenia z determinizmem przyczynowym.
- Sprawdzamy, czy ta tak lub inaczej rozumiana zdolność do bycia osobą moralnie odpowiedzialną jest logicznie do pogodzenia z indeterminizmem (a przynajmniej z jakimś jego rodzajem).
- Jeśli się okaże, że zdolność do bycia osobą moralnie odpowiedzialną nie jest do pogodzenia ani z determinizmem, ani z żadnym indeterminizmem, to zabawa się kończy: wolna wola nie istnieje tak jak nie istnieje kwadratowe koło (ewentualnie ma taki sam ontologiczny status jak kwadratowe koło). Jeśli się tak nie okaże, to sprawdzamy, czy świat, w którym żyjemy, jest deterministyczny, czy nie.
- Stwierdzamy, że wolna wola istnieje jako zgodna z rodzajem przyczynowości obowiązującej w naszym świecie, albo że nie istnieje jako niezgodna z rodzajem przyczynowości obowiązującej w naszym świecie.
Można się tego
oczywiście czepiać na kilka sposobów. Dałoby się na pewno
dopisać kilka dodatkowych kroków, ale te powyższe uchodzą chyba
za najważniejsze. Większość przyjmuje, że wypada zacząć od
punktu 1., czyli od problemu alternatywnych możliwości. Od
rozwiązania tego problemu w dużym stopniu zależy, co zrobimy
dalej. Na przykład odpowiedź „nie” w punkcie 1. jest
skorelowana z odpowiedzią „tak” w punkcie 2.: jeśli ktoś
sądzi, że moralna odpowiedzialność nie wymaga alternatywnych
możliwości, to częściej jest kompatybilistą, tzn. uważa, że da
się pogodzić determinizm w wolną wolą. Bronienie kompatybilizmu
przy założeniu, że moralna odpowiedzialność wymaga
alternatywnych możliwości, wydaje się beznadziejnym zadaniem
(chociaż są śmiałkowie, którzy próbują).
Cała ta historia z
alternatywnymi możliwościami może na początku brzmieć dziwnie.
Wydaje się jasne i oczywiste, że jeśli ktoś jest za coś moralnie
odpowiedzialny, to musiał mieć możliwość postąpienia inaczej,
niż postąpił. Wszyscy tak też sądzili do roku 1969, kiedy to
Harry Frankfurt opublikował słynny artykuł na ten temat. Teza
artykułu jest taka, że dla moralnej odpowiedzialności nie jest
istotne to, czy mogło się postąpić inaczej. Wystarczy, że jakąś
osobą kierowały tylko jej własne przekonania i preferencje. Ma to
pokazywać następujący eksperyment myślowy:
Przypuśćmy, że ktoś
– nazwijmy go Black – chce, by Jones podjął pewne działanie.
Black nie cofnie się przed użyciem odpowiednich środków, by
uzyskać to, czego chce, wolałby jednak nie odkrywać kart, o ile
nie okaże się to konieczne. Czeka więc, aż Jones zdecyduje się,
co robić, i nie czyni nic, o ile nie stanie się dlań jasne (a
Black znakomicie potrafi to ocenić), że Jones postanowi uczynić
coś innego niż Black
odeń oczekuje. Jeśli stanie się jasne, iż Jones zamierza uczynić
coś innego, Black poczyni skuteczne kroki zmierzające do tego, by
Jones zdecydował się uczynić i by faktycznie uczynił to, czego
Black odeń oczekuje. Jakiekolwiek byłyby zatem początkowe
preferencje i upodobania Jonesa, Black i tak dopnie swego.
(...) Black może na
przykład sformułować jakąś przerażającą groźbę i w ten
sposób zarówno zmusić Jonesa, by ten podjął pożądane przez
Blacka działanie, jak i zapobiec podjęciu przezeń działania
niepożądanego. Black może też podać Jonesowi jakiś środek
odurzający, wprowadzić go w stan hipnozy, czy w inny podobny sposób
wytworzyć w Jonesie stan wewnętrznego przymusu, popychający go do
czynu pożądanego przez Blacka i odwodzący go od innych działań.
Black może wreszcie w jakiś bardziej bezpośredni sposób
posterować mikroskopijnymi procesami zachodzącymi w mózgu i
układzie nerwowym Jonesa, tak by oddziaływania przyczynowe
wychodzące i wchodzące do jego synaps i biegnące wzdłuż nerwów
biedaka sprawiły, iż wybierze on i faktycznie podejmie takie a nie
inne działanie.
(„Alternatywne możliwości i
odpowiedzialność moralna”, przeł. J. Nowotniak)
Jones albo sam z siebie
zrobi to, czego chce Black, albo Black mu w tym pomoże, np.
stymulując jego mózg, niczym ci sympatyczni profesorzy, którzy
stworzyli szczura zdalnie sterowanego przez elektrody wszczepione do
mózgu. Jones nie ma możliwości postąpienia inaczej, niż chce
Black. Jeśli jednak zrobi to sam z siebie, to może być za swoje
działanie moralnie odpowiedzialny – w każdym razie taką intuicję
ma przykład Frankfurta wywoływać. Można więc, twierdzi
Frankfurt, być moralnie odpowiedzialnym, chociaż nie miało się
możliwości postąpienia inaczej. A więc z zasadą alternatywnych
możliwości jest coś nie w porządku.
Kiedy pierwszy raz
usłyszałem o argumencie Frankfurta, to nie mogłem zrozumieć,
czemu wszyscy się tak nim podniecają (a podniecają się
niezmiernie; napisano do niego jakieś setki komentarzy i komentarzy
do komentarzy, do dzisiaj wychodzą całe książki tylko na ten
temat). Rozwiązanie wydawało mi się śmiesznie proste: Jones może
i nie ma możliwości alternatywnego działania, ale ma możliwość
podjęcia alternatywnej decyzji i to dzięki tej możliwości jest
moralnie odpowiedzialny. Myliłem się jednak – jak się bliżej
przyjrzeć powyższemu cytatowi, to jest tam napisane „postanowi”,
nie „postanowił”. A więc Jones nie miał tak naprawdę nawet
możliwości podjęcia alternatywnej decyzji (może i jest tam jakaś
możliwość innego biegu zdarzeń, ale raczej nie można powiedzieć,
że Jones ma tę możliwość). Widać to lepiej, kiedy się
abstrakcyjny schemat Frankfurta wypełni jakąś konkretną,
kryminalno-fantastyczną fabułą. Na przykład taką:
Jones ma dosyć
wtrącania się we wszystko Smitha. Kusi go, by się odpłacić i
zastanawia się, czy Smitha nie zastrzelić. Black także ma dosyć
zachowania Smitha i również chciałby, żeby Smith ucierpiał.
Wiedząc jednak o zamiarach Jonesa, zdecydowanie wolałby, żeby
Jones sam zastrzelił Smitha. Black jest gotów zrobić wiele, żeby
doprowadzić to zastrzelenia Smitha przez Jonesa. W związku z tym,
że jest on neurochirurgiem zaznajomionym z działaniem mózgu
Jonesa, Black konstruuje wymyślne urządzenie, które pozwala na
monitorowanie aktywności umysłowej Jonesa, a także na
manipulowanie Jonesem, kiedy zajdzie potrzeba. Dzięki badaniu mózgu
Jonesa Black wie, że w czasie t1, tuż przed decyzją Jonesa, by
zastrzelić Smitha, mózg Jonesa wykazuje specyficzną aktywność
neuronalną (SAN). Jeśli u Jonesa wystąpi SAN w czasie t1, Black
będzie mógł w sposób wiarygodny przewidzieć, że w czasie t2
Jones zdecyduje się zastrzelić Smitha (t2 jest późniejsze niż
t1). Jeśli Black zobaczy, że u Jonesa nie występuje SAN w czasie
t1, będzie to oznaczało, że Jones zostawiony sam sobie nie
zdecyduje się zastrzelić Smitha w czasie t2. Jones nie wie
oczywiście niczego o planie Blacka. Ostatecznie okazuje się, że w
czasie t1 u Jonesa pojawia się SAN, w czasie t2 decyduje się on
zastrzelić Smitha i następne go rzeczywiście zabija. Black nie
interweniuje.
(M. McKenna, D. Widerker:
Introduction w: Moral Responsibility and Alternative
Possibilities, przeł. ja)
Mój główny problem z
tą historią jest taki: wątpię, czy wszyscy powiedzieliby, że w
tej sytuacji Jones jest moralnie odpowiedzialny – ja np. nie mam
takiej intuicji. Jones nie wydaje mi się moralnie odpowiedzialny i
to nawet bez względu na istnienie mechanizmu, Blacka i jego trików.
Pomyślałbym sobie, że może to tylko ja jestem jakiś dziwny,
gdyby nie np. Benjamin Libet. Libet w osiemdziesiątych latach odkrył
(choć można mieć wątpliwości, czy naprawdę odkrył), że przed
podjęciem świadomej decyzji o ruszeniu palcem jakieś 300 ms
wcześniej w mózgu pojawia się tzw. potencjał gotowości i na tej
podstawie stwierdził, że nie ma wolnej woli, co niejednego
przekonało. W powyższej historii jest podobnie jak w eksperymencie
Libeta: Black może poznać decyzję Jonesa, zanim Jones (świadomie)
podejmie tę decyzję. Mózg załatwia sprawę, zanim w świadomości
decyzja się pojawi.
Trochę mnie dziwi, że
nikt ze znanych mi krytyków Frankfurta nie wysuwa takiego
elementarnego zastrzeżenia. Za najlepszą odpowiedź wielu uznaje
tzw. dilemma defense,
co polega na tym, że najpierw obnaża się dwuznaczność SAN (albo
między SAN a podjęciem decyzji jest związek przyczynowy, albo SAN
jest tylko wiarygodnym wskaźnikiem mającej nastąpić decyzji), a
następnie pokazuje, że ostatecznie w żadnym z tych wypadków teza
Frankfurta nie będzie uzasadniona. Jeśli o mnie chodzi, to jak bym
nie interpretował SAN, powyższa historia nie wywołuje we mnie
intuicji, którą ma wywoływać, a to podstawowy warunek dla
eksperymentu myślowego. Bardzo bym się ucieszył, gdyby jacyś
eksperymentalni filozofowie zajęli się frankfurtowskimi
scenariuszami i zbadali, u ilu ludzi wywołują one „właściwe”
intuicje, jakie są (jeśli są) różnice w odpowiedziach między
scenariuszami oraz między różnymi grupami respondentów i czym te
różnice mogą być powodowane. Póki się tego nie dowiemy, to nie
będziemy też chyba wiedzieć jaki dokładnie jest sens w całej
ogromnej filozoficznej debacie na temat alternatywnych możliwości.