piątek, 14 sierpnia 2015

Do czego zmusza libertarianizm?


 
Internet Encyclopedia of Philosophy to na pewno nie Stanford Encyclopedia of Philosophy, ale można tam znaleźć parę pomocnych artykułów. Trafiłem ostatnio na przykład na niezły artykuł o Robercie Nozicku autorstwa Edwarda Fesera (sam Feser to dośc ciekawa postać – bycie w miarę kompetentnym filozofem łączy z byciem katolickim talibem oraz sobowtórem młodego Davida Lyncha). Jak można się było domyślić, zdecydowana większość tekstu jest poświęcona książce “Anarchia, państwo i utopia”, czyli jeśli nie najpełniejszej, to na pewno najpopularniejszej wykładni filozoficznego libertarianizmu (a mówiąc dokładniej, jego prawicowej odmiany). Część dotyczącą tytułowej utopii Feser podsumowuje w taki sposób (moje tłumaczenie): 

Według popularnego przekonania libertarianizm zakłada, że każdy musi żyć zgodnie z etosem leseferystycznego kapitalizmu, ale to nieprawda. Libertarianizm wymaga tylko, że nikt nie będzie narzucał swojego etosu innym bez ich zgody – bez względu na to, co to za etos. Jeśli jakieś jednostki czy grupy chcą żyć według socjalistycznych czy egalitarystycznych zasad, mogą sobie tak żyć, Nozick nie ma nic przeciwko temu. Mogą oni założyć społeczność, jakichkolwiek rozmiarów, w granicach państwa minimalnego [czyli z grubsza takiego ograniczonego do policji i sądów choniących indywidualne prawa – TH], gdzie od każdego, kto będzie chciał żyć w jej ramach, będzie się wymagać, że zgodzi się na redystrybucję części swojego majątku. Nie wolno im tylko zmuszać ludzi, żeby przyłączali się do tej społeczności lub przyczyniali się do jej ustanowienia wbrew własnej woli.
Państwo minimalne stanowi zatem “ramy dla utopii”, czyli wszechogarniający system, w granicach którego dowolna liczba społecznych, moralnych i religijnych wizji utopijnych może być realizowana. Umożliwia ono więc nawet ludziom o skrajnie różnych punktach widzenia – socjalistom i zwolennikom kapitalizmu, liberałom i konserwatystom, ateistom i wierzącym, i to obojętne, czy żydom, chrześcijanom, muzułmanom, buddystom czy hinduistom – próbę urzeczywistnienia ich koncepcji tego, jak żyć, w ramach ich własnych społeczności, które mogą pokojowo współistnieć jedna obok drugiej.


Inspirujące, prawda? 

Problem w tym, że ta wolnościowa sielanka nie może wyglądać tak, jak Nozick to sobie wyobraża, a pozornie neutralne zasady i hasło niezmuszania nikogo do niczego to  - jak dla mnie - tylko zasłona dymna dla kapitalistycznej opresji.
Wyobraźmy sobie na przykład, że w państwie minimalnym Nozicka wszyscy pracownicy najemni są marksistami – a więc są przekonani, że kapitaliści okradają ich z produktu ich pracy, gwałcą ich wolność i unimożliwiają realizację ich ludzkiego potencjału. Pracownicy ci chcieliby spóbować zorganizować społeczność wolną od tego, co uznają za wyzysk i alienację. Co mogą zrobić? Oczywistym krokiem w kierunku realizacji ich ideału będzie wyproszenie posiadaczy i ustanowienie pracowniczej kontroli nad produkcją – ale właśnie przed tym powstrzymuje ich państwowy aparat przymusu. Każda taka próba będzie prowadziła do niechybnego pałowania (i to w najbardziej delikatnym scenariuszu). Gdzie, jak i za co mają realizować swoją wizję sprawiedliwości, jeśli środki produkcji są w rękach grupki ludzi, którzy nie mają ochoty na takie eksperymenty?
Możliwość realizacji egalistarystycznej wizji jest dla większości chętnych praktycznie niedostępna, i to bez względu na to, czy jest to 1, 10 czy 95% społeczeństwa. Wyjątkiem będzie najwyżej sytuacja – jakże psychologicznie prawdopodobna – kiedy duża liczba kapitalistów nagle nawróci się na socjalizm. Bez tego co najwyżej dzieci bogatych rodziców będą sobie mogły zakładać hipisowskie komuny – zupełnie zresztą tak jak teraz. Krótko mówiąc, sam fakt istnienia aparatu przemocy chroniącego prywatną własność wyklucza możliwość realizacji wielu wizji sprawiedliwości i wielu sposobów życia. W libertariańskim raju większość może sobie realizować taką utopię, jaką tylko chce, pod warunkiem, że jest to utopia dzikiego kapitalizmu.


4 komentarze:

  1. "Umożliwia ono więc nawet ludziom o skrajnie różnych punktach widzenia – socjalistom i zwolennikom kapitalizmu, liberałom i konserwatystom, ateistom i wierzącym, i to obojętne, czy żydom, chrześcijanom, muzułmanom, buddystom czy hinduistom – próbę urzeczywistnienia ich koncepcji tego, jak żyć, w ramach ich własnych społeczności, które mogą pokojowo współistnieć jedna obok drugiej".

    Już sam pomysł na to, że te różne społeczeństwa będą żyły każde na własnych warunkach, mógł przyjść do głowy tylko komuś, kto życie polityczno-społeczna zna głównie z tekstów. Bo w tekście to ładnie wygląda, tu napiszę "liberałowie", postawię przecinek, i dalej napiszę o "konserwatystach". Wszystko ładnie obok siebie i oddzielone. Ale w rzeczywistości interakcje, a przez to konflikty i trudne problemy negocjacji są nieuniknione. Zresztą pokazuje to już twój przykład, gdzie posiadacze i pracownicy, skazani na jakąś tam współzależność, mają zupełnie inne interesy, a przez to najpewniej inne przekonania (no chyba, że ci pierwsi w ten czy inny sposób narzucą swoją ideologię tym drugim, ale to też wygląda mało utopijnie).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc nie wiem, czy Nozick życie społeczno-polityczne znał głównie z tekstów, ale zgadzam się, że libertarianie jakby nie zauważają pewnych mniej oczywistych rodzajów relacji między ludźmi (a w najlepszym razie odmawiają im moralnego znaczenia). I przez to kończą z tym, z czym kończą, czyli z karykaturą pojęcia wolności.

      Usuń
  2. Jasne, że nie znał tylko z tekstów - to tylko taka hiperbola. :) Nie wiem też, czy te relacje, których Nozick nie uwzględnia, są "mniej oczywiste". Dla mnie to, że socjalista może być pracownikiem liberała (a w związku z tym mogą wejść w konflikt, jak powinny wyglądać stosunki pracy), żyd może mieszkać na tym samym osiedlu co katolik (a w związku z tym mogą wejść w konflikt, nie wiem, w związku z tym, czy postawić na nim kościół), że muzułmanin może żyć w kraju, w którym w sferze publicznej nagminnie pojawiają się rzeczy sprzeczne z jego wiarą-kulturą (na przykład epatowanie seksualnością) - jest oczywiste. Nie chodzi mi o to, że ci ludzie muszą od razu prać się po pysku, ale (1) tych grup nie da się od siebie zupełnie odseparować, (2) a przez to nie da się uniknąć konfliktów ideowych między nimi. Jedynym sposobem ich uniknięcia byłoby narzucenie przemocą wartości jednej z tych grup wszystkim innym grupom, no ale to nie ma już niczego wspólnego z rysowaną przez Nozicka utopią "pokojowego współistnienia" i "urzeczywistniania ich koncepcji tego, jak żyć".

    Dlatego wolę - choć pewnie się na to skrzywisz - koncepcje takie jak ta Ernesta Laclau i Chantal Mouffe, którzy mówią coś w rodzaju: Ok, porzućmy mit pokojowego współżycia między ludźmi wyznającymi rożne wartości, porzućmy mit zbudowania jednolitego, szerokiego zestawu wartości wyznawanych przez wszystkich obywateli, a zastanówmy się, jak urządzić społeczeństwo w taki sposób, żeby jak najlepiej radziło sobie z zarządzaniem konfliktami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie Nozick wyobraża sobie te wspólnoty jako w bardzo dużym stopniu odseparowane od siebie:
      Utopia will consist of utopias, of many different and divergent communities in which people lead different kinds of lives under different institutions. Some kinds of communities will be more attractive to most than others; communities will wax and wane. People will leave some for others or spend their whole lives in one. (315)
      A czy wewnątrz tych wspólnot będą musiały istnieć ideologiczne konflikty? Nozick twierdzi, że nie wie. Jego podejście wygląda mniej więcej tak: Jeśli coś ci się nie podoba w twojej wspólnocie, to możesz próbować ją zreformować. Jeśli to niemożliwe, to możesz sobie pójść do innej. Jeśli żadna ci nie odpowiada, to możesz założyć własną. Jeśli nikt nie chce się do ciebie przyłączyć, to masz pecha.

      Jeśli chodzi Laclau i Mouffe, to nie mogę się krzywić, bo nie znam. Brzmi sensownie, ale oczywiście wszystko zależy od tego, na czym dokładnie ma polegać "zarządzanie konfliktami".

      Usuń