sobota, 12 września 2015

Dlaczego granice powinny być otwarte (I)


J. Carens: Aliens and Citizens: The Case for Open Borders, The Review of Politics, Vol. 49, No. 2. (Spring, 1987), pp. 251-273.


Generalnie nigdy nie miałem złudzeń co do rasistowsko-ludobójczego potencjału w narodzie polskim – podobnie zresztą jak w każdym innym – ale nawet mnie trochę przeszły ciarki, kiedy sobie poczytałem reakcje na obecny kryzys imigracyjny. Setki wcale nie anonimowych wpisów wzywających do zatapiania, gazowania, rozstrzeliwania, palenia w piecach, zrzucania napalmu, zakopywania żywcem, siekania maczetą oraz nabijania na pal.
Nie mówię tylko o absolwentach Wyższej Szkoły Robienia Hałasu na fejsie – duża część głosów w mainstreamie wygląda zaskakująco podobnie, tyle że ich autorzy zazwyczaj (zazwyczaj, bo też nie zawsze) powstrzymują się od otwartego nawoływania do mordów. Publicysta gazety Polska The Times alarmuje, że nadciągają „dwa tysiące Arabów do rżnięcia naszych dziewczyn”. Publicysta Rzeczpospolitej zastanawia się, dokąd wysiedlić polskich Tatarów. Poseł postępowy nie chce, by jego kraj przyjmował „bydło z Afryki i Azji”. Poseł wolnościowy nie będzie wpuszczał muzułmanów, bo wie, że ci chcą „wysadzać nasze niemowlęta”. Żaden nawet nie udaje, że kiedykolwiek próbował konfrontować swoje fantazje na temat tych ludzi z rzeczywistością.
Katolicy nadciągają, by pożreć protestanckie dzieci i zniszczyć amerykańską cywilizację. Ilustracja Thomasa Nasta w Harper's Weekly, 1876.

Poza nurtem ciemniacko-rasistowskim zauważyłem też w debacie nurt pragmatyczno-merkantylny („[selekcja] Jest czymś zupełnie normalnym i od zawsze w migracji stosowanym - choćby pod względem wykształcenia, dostępności ofert pracy. Czy szukając opiekunek do dzieci, nie robimy selekcji?”). Do tego dochodzą głosy mówiące o solidarności, litości i miłosierdziu. Ale nawet najbardziej przychylne imigrantom opinie nigdy nie kwestionują sensu samych ograniczeń imigracji.
Na jakiej podstawie przyznaliśmy sobie prawo do decydowania, kogo nie wpuszczamy, a kogo wpuszczamy i na jakich warunkach? Takie pytanie w debacie publicznej jest w ogóle nie do pomyślenia – wszyscy, od prawa do lewa, po cichu wyznają dogmat prawa do zamykania granic i nikomu nie przyjdzie nawet do głowy, że można się zastanawiać nad jego etycznym uzasadnieniem (jeśli coś przeoczyłem, to będę wdzięczny za komentarz).
Tymczasem filozofowie zajmujący się etyką migracji często twierdzą, że takie uzasadnienie nie istnieje. Jednym z bardziej znanych jest Joseph Carens, który niedawno opublikował książkę The Ethics of Immigration. A dawno temu, w 1987, napisał klasyczny artykuł na ten temat zatytułowany Aliens and Citizens. Jego teza wygląda tak (moje tłumaczenie):

W eseju tym będę twierdził, że granice powinny być otwarte, a ludzie powinni mieć swobodę opuszczania swojego kraju i osiedlania się w innym. W nowym kraju powinny ich dotyczyć tylko te ograniczenia, które obowiązują pozostałych obywateli. Uważam, że mój argument będzie jeszcze silniejszy, kiedy zastosujemy go do migracji ludzi z Trzeciego Świata do Pierwszego Świata. Obywatelstwo w liberalnych demokracjach Zachodu jest współczesnym odpowiednikiem przywilejów feudalnych – odziedziczonym statusem, który w ogromnym stopniu podnosi szanse w życiu. I tak jak nabywane z urodzeniem przywileje feudalne, ciężko będzie ten status usprawiedliwić, kiedy się mu bliżej przyjrzymy.

Carens nie próbuje pokazać, że wynika to z jakiejś konkretnej teorii politycznej, którą on akurat przyjmuje. Twierdzi, że wynika to z wszystkich głównych teorii we współczesnej filozofii politycznej: z libertarianizmu Nozicka, liberalizmu Rawlsa i utylitaryzmu. A w mniej oczywisty sposób również z komunitaryzmu Walzera – wbrew temu, co się samemu Walzerowi wydaje.
Bardzo polecam cały tekst, ale jeśli się komuś nie chce, to podsumowanie będzie jakoś jutro.

20 komentarzy:

  1. Jedna uwaga, piszesz ciągle o imigrantach (kryzys imigracyjny, nawet najbardziej przychylne imigrantom opinie), ale ważnym punktem obecnie toczącej się debaty jest rozróżnienie na uchodźców i imigrantów. Osoby będące za otwieraniem granic i przyjmowaniem często argumentują w taki mniej więcej sposób: "Przyjmujmy, bo to uchodźcy a nie imigranci, więc ograniczenia imigracyjne ich nie dotyczą". Oczywiście, jeśli ktoś tak jak Carens jest za zupełnym otwarciem granic, to takie rozróżnienie staje się mniej istotne. Ale w obecnej sytuacji (tj. w sytuacji, gdzie stanowisko Carensa nie cieszy się powszechna akceptacją) nadal warto jednak podkreślać, że mamy do czynienia z uchodźcami a nie imigrantami, bo to trochę ułatwia argumentację na rzecz ich przyjmowania,

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie mam niczego przeciwko migracjom. Dlatego oczywiście zgadzam się z tym, co napisałeś. Jednak jeżeli mowa o obecnej sytuacji z "uchodźcami", to trzeba przyznać, że to, co proponuje Unia Europejska, jest jakimś kolosalnym absurdem. "Uchodźcy", a de facto zwykli imigranci, chcą dostać się do Niemiec, Dani i innych bogatych krajów zachodnich. Natomiast wiadomo, że prawie nikt z nich nie chce trafić do Polski, Czech i reszty krajów środka Europy. Tak więc przymusowe (!) rozdzielanie przybyłych do UE imigrantów między wszystkie kraje członkowskie - z jednoczesnym odebraniem im możliwości dalszego poruszaniu się pomiędzy krajami Unii Europejskiej - spowoduje, że migranci marzący o bogatych Niemczech trafią do dużo mniej zamożnej Polski, w której nigdy nie chciałby się znaleźć. I to jest clou. Skoro nawet o Polakach mówi się, że w ostatnim czasie uniknięto w Polsce jakichś większych niepokojów społecznych, bo młodzi Polacy mieli możliwość wyjazdu zagranicę, to można sobie wyobrazić, jak to będzie wyglądało z Syryjczykami - którzy będą mieli bardzo silne poczucie krzywdy, w końcu innym migrantom udało się zostać w Niemczech. Podsumowując: migracja jest OK, ale rozwiązania obecnie forsowane przez UE są fatalne, szczególnie dla krajów takich jak Polska.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Tomasz Markiewka

    Ale to tekst na trochę inny temat – raczej nie o tym, jak wzbudzić w obywatelach entuzjazm do (wszelkich) migrantów. Jeśli za moralny standard przyjmiemy otwarcie granic (a tekst traktuje o tym), to rozróżnienie na uchodźców i migrantów może być istotne co najwyżej dla zakresu pomocy udzielanej w kraju docelowym.

    W każdej innej sytuacji rozróżnienie na „migranta” i „uchodźcę” za podstawę ma właśnie to wątpliwe moralnie „prawo do decydowania, kogo nie wpuszczamy, a kogo wpuszczamy i na jakich warunkach”.

    A poza tym nie sądzę, żeby pana chcącego wysiedlać Tatarów z Polski oraz inne osoby wieszczące rychłą islamizację Europy chociaż trochę przekonał argument o „uchodźcach, a nie imigrantach”. Ale przyznaję, przeciętny, mniej nienawistny rodak ten argument kupuje.

    @skonczony

    Ale, jak rozumiem, jedyną sensowną alternatywą jest swobodne poruszanie się uchodźców – z dostarczeniem im całej niezbędnej pomocy po drodze – do dowolnie wybranego kraju. I, oczywiście, z obowiązkową i realną składką finansową innych państw członkowskich na te kraje, gdzie uchodźcy zdecydują się zamieszkać na dłużej. Bo innych alternatyw nie widzę.

    Naprawdę, na razie nikt nam nie będzie przywoził, wbrew ich woli, uchodźców, którzy już dostali się do Niemiec, chodzi o pomoc tym krajom, w których uchodźców jest na razie najwięcej, i które średnio sobie z tym radzą (Grecja, Włochy), albo intencjonalnie nie chcą nic sensownego zrobić, a problem mają (Węgry). Stosowna tabelka „relokacyjna” w tekście.

    A zakaz 'secondary movements' rzeczywiście nie w porządku, ale n bardzo rozumiem, jakie niepokoje społeczne odczuje Polska z powodu tych kilku tysięcy imigrantów? Ja odczułam niepokój dzisiaj, gdy na marszu organizowanym przez ONR było około 10 000 – „prawie samych młodych mężczyzn, bez kobiet i dzieci”

    OdpowiedzUsuń
  4. @skonczony

    Problem wydaje mi się trochę wydumany. Różnica między Polską a Niemcami jest mikroskopijna w porównaniu do różnicy między Polską a, powiedzmy, Erytreą. To już poważniejszym problemem w Polsce będzie chyba przemoc ze strony narodowych półgłówków.


    @Tomasz

    Miałem oczywiście na myśli imigrantów w szerokim sensie, tzn. ludzi, którzy opuszczają swój kraj i chcą się osiedlić w innym z jakiegokolwiek powodu.
    Problem z podziałem na uchodźców i imigrantów jest trochę taki, że właśnie część z tych obecnych imigrantów nie spełnia definicji uchodźcy – bo np. ucieka przed głodem i nędzą, a nie wojną lub prześladowaniami, ale ich sytuacja jest podobnie tragiczna. Więcej o problemach z tym rozróżnieniem pisał niedawno slwstr.

    OdpowiedzUsuń
  5. @b

    Przyznam szczerze - ja się nie bardzo znam na imigracji, nie jestem też mocno obeznany z obecną sytuacją w Europie. Ale mam takie wrażenie, że sytuacja już dawno wymknęła się spod kontroli. Chyba pewne jest to, że na obecnych "kwotach" się nie skończy, bo do Europy cały czas przypływają nowi przybysze (w tym uchodźcy, ale również zwykli imigranci zarobkowi), a uwzględnić trzeba jeszcze to, że później liczbę imigrantów (uchodźców) trzeba będzie kilkukrotnie przemnożyć, w związku z akcją łączenia rodzin.

    Problem polega na tym, że każdy byłby rozczarowany, gdyby trafił do Polski zamiast do Niemiec. Ci ludzie nie mają niczego do stracenia. Połączenie tych dwóch rzeczy może być bardzo niebezpieczne. Do tego dochodzi oczywiście kwestia nastawienia Polaków. Niezależnie od naszych poglądów fakty są takie, że wartości tej części Europy na ogół różnią się mocno od wartości arabskich i żadna ze stron nie ma w sobie wiele otwartości na innych.

    @Tomasz

    Nie wiem, po prostu piszę mając w pamięci obrazki z Grecji, Włoch i Węgier. Wszyscy jednak chcą do Niemiec albo Szwecji. Prawie nikt do Polski. Rodziny już tutaj sprowadzone z reguły szybko uciekły dalej na zachód. Ja bym powiedział, że rozczarowanie u nich musi jednak jakieś być. Jak duże? Tego nie wiem, ale mimo wszystko trochę się tego obawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "wartości tej części Europy na ogół różnią się mocno od wartości arabskich"
      Jakie wartości?

      Usuń
    2. Stosunek do świeckości państwa, kobiet, demokracji, wolności słowa (vide obrażanie proroka), itd. Nie chce arabów (czy muzułmanów) demonizować, po prostu zauważam, że są oni wychowani w innej kulturze, w dużej mierze odmiennej od naszej.

      Usuń
    3. Nie chce arabów (czy muzułmanów) demonizować

      No właśnie, najpierw chyba musisz się zdecydować, kogo „nie chcesz demonizować” – Arabów czy muzułmanów. Arabscy muzułmanie to tylko około 20% wszystkich muzułmanów, a jest też sporo Arabów, którzy nie są muzułmanami. Wśród migrantów, o których mówimy, jest bardzo wielu muzułmanów niearabskich (z Afganistanu, Erytrei, Nigerii). Zarówno Arabowie jak muzułmanie to bardzo zróżnicowane kulturowo grupy. Tymczasem dla przeciętnego komentatora fejsbukowego Arab i muzułmanin to to samo. Już samo to pokazuje, na jakiej przerażającej ignorancji opierają się te dyskusje.
      Sam znam kilkanaście muzułmanek i muzułmanów (akurat żadnego Araba, bo tych jest w Anglii bardzo niewielu) i generalnie ich stosunek do demokracji, świeckości państwa, praw kobiet i wolności słowa jest średnio zdecydowanie bardziej „europejski” niż u znanych mi konserwatywnych polskich katolików. Pewnie nie jest to bardzo reprezentatywna grupa, ale chciałbym poznać jakieś dane dające podstawy do myślenia, że różnice kulturowe prowadzą do przestępczości czy społecznej alienacji – a nie np. bieda, bezrobocie czy dyskryminacja, na którą imigranci są często narażeni. Niezależnie od tego, z jakiej kultury pochodzą.

      Usuń
    4. Znalazłam fajny fragment na temat wartości:

      "Kiedy skolonizowany zaczyna się szarpać na uwięzi i niepokoić kolonizatora, śle mu się dobre dusze, które na „kongresach kultury”odsłaniają przed nim specyfikę i bogactwo wartości zachodniego świata. Ale za każdym razem, gdy mowa o wartościach zachodniego świata, skolonizowany doznaje nagłego skurczu mięśni, tężeje. Kiedy rozpoczyna się proces dekolonizacji, skolonizowani otrzymują szereg propozycji. Tłumaczy im się szeroko, że dekolonizacja nie może być krokiem wstecz, że trzeba wesprzeć się na wypróbowanych, trwałych i opatentowanych wartościach. Bywa jednak, że skolonizowany na samą wzmiankę o zachodniej cywilizacji wyciąga maczetę, albo przynajmniej upewnia się, czy ma ją pod ręką. Przemoc, która legła u źródeł supremacji białych wartości, gwałt, jaki patronował ich zwycięskiej konfrontacji z trybem życia i myślenia tubylców, sprawiają, że w chwili, gdy proces zaczyna się odwracać, skolonizowany uśmiecha się drwiąco na dźwięk słów o wartościach zachodniego świata. W trakcie kolonizowania kolonizator tak długo urabia kolonizowanego, aż ten donośnym, wyraźnym głosem przyzna wyższość białym wartościom. Podczas dekolonizacji skolonizowana masa kpi sobie z nich, wyśmiewa je, rzyga nimi."

      Usuń
    5. @tomasz

      Ja nie demonizuję ani arabów, ani muzułmanów (ani muzułmańskich arabów). Nie przeczę, że część arabów może się tutaj zasymilować i nie stwarzać jakichś większych zagrożeń. Jeżeli jednak chodzi o kulturę arabską, to należy zauważyć, że tam gdzie jest ona dominująca, nie jest możliwe zaistnienie demokracji, wolności słowa, itp. Podobnie jest z całym światem muzułmańskim, gdzie wyróżnia się nieznacznie może tylko Turcja. Nie mówię, że to jest jakiś decydujący argument, ale należy wziąć go pod uwagę.

      @Anonimowy

      Skłonność do przemocy nie dotyczy tylko "białych", ale właściwie wszystkich (vide Czyngis-Chan, rzezie w Afryce, itd). Poza tym nie da się zaprzeczyć, że istnieją również inne wartości, nie tak uniwersalne. Jeżeli szukać gdzieś sukcesu białych, to IMO nie można się ograniczać tylko do naszej skłonności do przemocy

      Usuń
    6. @skonczony

      Podobnie jest z całym światem muzułmańskim, gdzie wyróżnia się nieznacznie może tylko Turcja.

      Sprawdź Democracy Index i okaże się, że Turcję wyprzedzają Indonezja, Malezja, Bangladesz, Senegal, Tunezja, Albania, Mali i Kirgistan. Poza tym w wielu muzułmańskich państwach demokracja nie jest lub nie była możliwa, bo Zachód aktywnie wspierał tam krwawe, autorytarne reżimy: Suharto w Indonezji, Saddama w latach 80. w Iraku, dynastię w Arabii Saudyjskiej (obecnie jednym z najmniej demokratycznych państw świata) – długo by można wyliczać.


      @Anonimowy

      A z czego to?

      Usuń
    7. Nawet nie wiedziałem, że z Turcją jest tak źle, nawet gdy porówna się ją do innych państw muzułmańskich. Zauważ jednak, że ostatnio Zachód bardzo aktywnie wspierał jednak procesy demokratyzacji tamtego regionu, w przeciwieństwie choćby do takiej Rosji. Te próby się jednak kompletnie nie udały.

      Usuń
    8. Nawet nie wiedziałem, że z Turcją jest tak źle, nawet gdy porówna się ją do innych państw muzułmańskich.

      Albo że z innymi państwami muzułmańskimi jest tak dobrze. Indonezja wyprzedza np. kilka państw Unii, w tym dzielnie ostatnio broniące europejskiej cywilizacji przed islamską nawałą Węgry i Rumunię.

      Zauważ jednak, że ostatnio Zachód bardzo aktywnie wspierał jednak procesy demokratyzacji tamtego regionu, w przeciwieństwie choćby do takiej Rosji.

      No właśnie ciężko to zauważyć. Gdzie wspierał, w Arabii Saudyjskiej? Której poziom respektu dla demokracji i praw człowieka można porównywać chyba tylko z Koreą Północną? Jeśli chodzi Ci o Afrykę Północną, to tam też wyglądało to bardzo niejednoznacznie. W Egipcie Amerykanie zaczęli wspierać rewolucję dopiero kiedy stało się jasne, że nie da się jej stłumić. Wcześniej reżim Mubaraka był drugim po Izraelu amerykańskim wasalem pod względem otrzymywanego hajsu (jakieś 1,3 miliarda dolarów rocznie, głównie na broń).

      Usuń
  6. @skonczony

    Wiesz, ja się też na migracjach nie znam, i nie mam pomysłu na optymalną politykę UE w tym zakresie. Sytuacja wszystkim wymknęła się spod kontroli, ale wobec skali problemu to nie dziwi, więc z tą krytyką Komisji Europejskiej na razie bym się wstrzymała.

    Tak po kolei:

    1. Co do tego, że uchodźcy zostać u nas nie chcą. Może i – na dłuższą metę - nie chcą, ale na razie pojemność ośrodków niemieckich jest na wyczerpaniu, Grecja i Węgry (w każdym powyżej 50 000 uchodźców) nie wyrabiają, a u nas to cały czas problem jest abstrakcyjny, w sensie, że uchodźców na razie niewielu.
    Co do zakazu tzw. secondary movements (niemożności opuszczenia miejsca, do którego nastąpiła relokacja) to dyskutowane są różne rozwiązania. Jednym z poważnie branych pod uwagę jest takie, że osoby legalnie pracujące będę sią mogły swobodnie przemieszczać, ale pełny status uchodźcy i tzw. socjal będzie można uzyskać tylko w tym państwie, do którego uchodźca został „przypisany”. To może nie jest najlepsze, humanitarne, rozwiązanie, ale jakoś stabilizujące, po paru latach w Polsce może niekoniecznie wszyscy wyjadą. A emigrację pracowniczą Niemcy raczej dobrze tolerują.

    2. Argument o ewentualnych różnicach kulturowych uchodźcy – obywatele dotyczy każdego kraju tej części Europy. To może być problem aktualny nie tylko w Polsce, ale we wszystkich krajach, również tych preferowanych przez uchodźców. A to nie może być argument, żeby w ogóle uchodźców do Europy nie wpuszczać.
    Zresztą nie chce mi się wierzyć, że nawet milion uchodźców (w bieżącym exodusie jest to około 200 000 osób) jest w stanie zagrozić takim zasadom systemowym jak świeckość państwa, demokracja, równy status kobiet itd. w Unii Europejskiej, która ma ponad 500 mln ludności.
    Natomiast argument, że Polacy mniej tolerancyjni i „otwarci” niż Niemcy, i dlatego uchodźców lepiej skierować do Niemiec – to nie jest akceptowalny w debacie argument.

    W sytuacji, gdy od lat pozostajemy największym beneficjentem budżetu UE, i tak będzie przynajmniej do 2020 r., a np. Niemcy – jego największym płatnikiem, to kwestia naszej (polskiej) naprawdę porządnej, wieloletniej partycypacji w kosztach tego uchodźczego problemu, wydaje się oczywista. Pozostaje tylko pytanie o formę, tj. ilu przyjmujemy uchodźców, a w jakim stopniu finansujemy pobyt w innych krajach.



    OdpowiedzUsuń
  7. @b

    Jeżeli uchodźcy nie chcą u nas być, to nie powinni tutaj przymusem być sprowadzani. Inne myślenie jest po prostu nieetyczne i nie sądzę, że trzeba się nad tym jakoś specjalnie rozwodzić. Jeżeli nie będzie miejsca w Niemczech to może faktycznie wybiorą Polskę, ale to będzie już coś innego. Wtedy, nawet jeżeli będą rozczarowani, nie będą oni mogli winić wszystkich wokół (przede wszystkim Polski) za to, że nie trafili z syryjskiego piekła do niemieckiego raju, tylko do polskiego czyśćca , gdzie nie jest bardzo biednie, ale na pewno nie jest bogato.

    Kwestia socjalu. No właśnie. Polska ma go zdecydowanie mniejszy. Jeżeli Polska będzie płacić (używam przypuszczenia, bo nie wiem jak to będzie wyglądało) uchodźcom socjal na "zachodnim" poziomie, to będą oni dużo bardziej uprzywilejowani od rodzimych Polaków, co nie jest fair. Natomiast jeżeli będzie im płacone na polskim poziomie, to oni będą mieli prawo być ogromnie rozczarowani, bo gdzie indziej tacy sami uchodźcy jak oni będą dostawać dużo więcej.

    Jeżeli chodzi o kwestie kulturowe. Oczywiście masz rację. Ja tylko zauważam, że to może być pewna okoliczność, która przy rozczarowaniu imigrantów (lub Polaków), może prowadzić do nieszczęścia. Również nie sądzę, by zagrażało to demokracji (może trochę szkoda :P), ale i tak jest się czego obawiać. Wystarczy spojrzeć na statystyki z zachodu i wyciągnąć wniosek, że taki napływowy element (to nieładne słowo, ale nie umiem znaleźć lepszego) może być prawdziwą wylęgarnią przestępczości.

    Na koniec najważniejsze - argument, że nie należy brać pod uwagę opinii Polaków, szczególnie dlatego, że Niemcy nas dotują, jest trochę absurdalne. Rozumiem, że Niemcy nas kupili i kwestia nastawienia Polaków nie ma żadnego znaczenia, bo liczy się los Niemiec.To by mi pasowało do ostatnich wydarzeń w Europie, ale chyba nikt się na to nie umawiał. I to nie jest tak, że Niemcy robią nam jakąś łaskę, bo Polska otrzymała te fundusze za zgodą państw członkowskich i nikt na ich obywatelach nie wywierał nacisku, a już na pewno nikt z Polski. Już całkowicie abstrahując od tego, że wysyłanie do nas funduszy, jest dla Niemiec (i to przede wszystkim dla nich, bo na pewno nie tak bardzo dla Włoch) bardzo korzystne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (używam przypuszczenia, bo nie wiem jak to będzie wyglądało)

      I to jest zasadniczy problem z Twoim wywodem. Proszę najpierw sprawdzać takie dane, a później ewentualnie komentować. Na razie jest to beztroska, niczym nie poparta spekulacja.

      Na koniec najważniejsze - argument, że nie należy brać pod uwagę opinii Polaków, szczególnie dlatego, że Niemcy nas dotują, jest trochę absurdalne.

      Trochę absurdalne jest powoływanie się na „opinię Polaków” w sprawie imigrantów, ale już nie w sprawie członkostwa w Unii. Albo chcemy być w Unii i wtedy jesteśmy współodpowiedzialni za kryzys dotyczący Unii, albo się izolujemy i rezygnujemy z niemieckiego hajsu.

      Usuń
    2. Jeżeli uchodźcy nie chcą u nas być, to nie powinni tutaj przymusem być sprowadzani. Inne myślenie jest po prostu nieetyczne i nie sądzę, że trzeba się nad tym jakoś specjalnie rozwodzić

      Słuchałam dzisiaj w tok fm Rafała Trzaskowskiego z MSZ, i generalnie ma być tak, że przynajmniej w pierwszych rzutach do Polski mają przyjeżdżać te osoby, które przyjechać chcą. Nie sądzę, aby były ich tysiące, ale zawsze, może jest to jakaś alternatywa w stosunku do tego, co się teraz dzieje w ośrodkach na Węgrzech. Bo wybór będzie Węgry/Polska, Grecja/Polska, itd.

      Co jednak bardziej istotne, jeśli chodzi o system dubliński, który w dalszym obowiązuje w ramach UE – jest on z gruntu, jak to określasz, nieetyczny: jego założeniem jest to, że uchodźca powinien wystąpić o azyl w pierwszym kraju UE, do którego bezpiecznie dotarł. Od kilkudziesięciu lat (wcześniej obowiązywały, powiedzmy, podobne regulacje) nie jest już tak, że uchodźca swobodnie wybiera kraj, w którym chce zostać. Jeśli w trakcie postępowania azylowego zostanie ustalone, że uchodźca dostał do UE przez np. granicę słoweńską, to zostanie, niestety, z każdego innego kraju deportowany do Słowenii. Taka jest generalna zasada.

      Cała zmiana systemu dublińskiego w obecnej sytuacji ma polegać na tym, że nie wszyscy uchodźcy, którzy dostali się np. przez Serbię na Węgry, zostają na Węgrzech, ale mogą starać się o azyl w innym państwie, do którego ma nastąpić relokacja, np. w Polsce. Chodzi tylko o to, żeby „odciążyć” graniczne kraje UE.

      Niemcy przez chwilę w sierpniu zamierzali zawiesić u siebie wykonywanie konwencji dublińskiej, tzn. chcieli przyjmować każdego uchodźcę niezależnie od tego, jak się tam dostał, ale sytuacja ich przerosła.

      Innymi słowy – jeśli porównamy obecne propozycje nie ze stanem idealnym (każdy jedzie, gdzie chce), ale z dotychczasowym systemem, to dramatycznej różnicy nie ma.
      Reszta może jutro, bo idę spać.

      Usuń
    3. @Tomasz

      Zauważ, że moje rozumowanie nie jest oparte o fałszywe (czy niesprawdzone) założenie, tylko że rozpatruję wszystkie możliwości. Obecnie to Polska zapewnia socjal i "dyktuje" warunki, ale są pomysły, żeby socjal wyrównać. W każdym razie oba podejścia mają swoje wady, o których pisałem powyżej.

      Co do Unii. Podczas tej sprawy doszło do poważnego precedensu - narzucono w głosowaniu innym krajom swoją wolę. Gdy wstępowaliśmy do Unii taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia. Unia miała być polem współpracy państw członkowskich, a jest dyktaturą silniejszych państw nad słabszymi.

      @b

      Później odpiszę, bo muszę przejrzeć te artykuły.

      Usuń
  8. Wystarczy spojrzeć na statystyki z zachodu i wyciągnąć wniosek, że taki napływowy element (to nieładne słowo, ale nie umiem znaleźć lepszego) może być prawdziwą wylęgarnią przestępczości

    Różnie bywa, w Europie – rzeczywiście problem istnieje, w Stanach – współczynnik przestępczości jest wśród migrantów niższy niż wśród ogółu populacji. Dane masz tu, tu i tu w bardziej publicystycznej formie.

    Ale jak spojrzysz na dane europejskie, to intuicje @Tomasza się potwierdzają: generalnie chodzi o status socjalny, a nie różnice kulturowe. Spojrzyj sobie tutaj, zwłaszcza na 12 stronie na policy conclusions.
    I jeszcze na to warto spojrzeć, wystarczą key points na drugiej stronie. Jak widzisz, nawet w Europie są kraje, gdzie ta zależność imigranci/przestępczość nie jest oczywista.

    Jeśli chodzi o „różnice kulturowe”: wiesz, współcześnie naprawdę trudno znaleźć kulturę narodową czy o źródłach religijnych, w której normą są kradzieże, morderstwa, rozboje itd. Przestępstwa rzeczywiście „motywowane kulturą” – np. zabójstwa honorowe wśród Kurdów czy Pakistańczyków, niewspółmierne reakcje na „obrazę Proroka” – są bardzo spektakularne, ale statystycznie to jest jednak promil zabójstw.

    Problemem środowisk imigrantów np. we Francji są wyższe współczynniki przestępczości pospolitej. A źródła tych problemów – co wynika chociażby z podlinkowanych raportów – są jednak w zasadzie wyłącznie socjalne.

    Sensowna polityka integracji/asymilacji: miejsca pracy, szkolnictwo itd. to w zasadzie jedyna skuteczna droga. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, ale alternatywy nie ma. Zresztą nasze, nawet europejskie problemy są niewielkie: Turcja: 1,9 mln Syryjczyków, Liban: 1,2 mln Syryjczyków. Jordania: 630 tys.

    wysyłanie do nas funduszy, jest dla Niemiec (…) bardzo korzystne

    Poza słusznymi uwagami @Tomasza: @ skończony, chyba jednak przyznasz, że układ jest co najmniej win-win. Na to, że per capita zyskują na tym bardziej Niemcy, trzebaby mieć jakieś twarde dane.

    OdpowiedzUsuń