W poprzedniej części pisałem o przepaści między fejsbukowo-polityczno-publicystyczną a
filozoficzną debatą o imigracji. Wydaje mi się, że ta pierwsza w całości opiera
się na milczącym założeniu, że jako obywatele mamy prawo decydować, kogo
wpuścić i na jakich warunkach. W tej drugiej etyczne uzasadnienie prawa do
ograniczania imigracji jest czymś mocno dyskusyjnym.
Joseph Carens stara się pokazać, że takiego uzasadnienia nie można znaleźć w żadnej z głównych teorii we współczesnej filozofii polityki – ani w libertarianizmie, ani liberalizmie Rawlsa, ani w utylitaryzmie, ani w komunitaryzmie. Poniżej krótkie podsumowanie jego artykułu.
libertarianizm Nozicka
Joseph Carens stara się pokazać, że takiego uzasadnienia nie można znaleźć w żadnej z głównych teorii we współczesnej filozofii polityki – ani w libertarianizmie, ani liberalizmie Rawlsa, ani w utylitaryzmie, ani w komunitaryzmie. Poniżej krótkie podsumowanie jego artykułu.
libertarianizm Nozicka
Nozick twierdzi,
że wszystkie prawa moralne są prawami własności. Każdy jest posiadaczem własnej
osoby – czyli swojego ciała, umiejętności, pracy itd., a także tego, co nabył w
sposób sprawiedliwy, czyli albo poprzez pierwotne przywłaszczenie, albo poprzez
dobrowolny transfer, albo poprzez zadośćuczynienie za niesprawiedliwe
przywłaszczenie. Wynika z tego, pisze Carens, że ludzie mogą się swobodnie
przemieszczać, jeśli tylko nie naruszają niczyjej własności – nie kradną, nie
wchodzą na posesję bez pozwolenia itd. Jeśli ktoś ma ochotę np. zatrudnić osobę
z zewnątrz, państwo nie ma prawa, by to w jakikolwiek sposób utrudniać – byłoby
to naruszeniem wolności obu stron.
Poza teorią Nozicka jest oczywiście kilka innych wersji libertarianizmu, ale jakiej wersji byśmy nie wzięli, pogodzenie zasady samoposiadania z prawem państwa do zamykania granic wydaje się beznadziejnym zadaniem.
Poza teorią Nozicka jest oczywiście kilka innych wersji libertarianizmu, ale jakiej wersji byśmy nie wzięli, pogodzenie zasady samoposiadania z prawem państwa do zamykania granic wydaje się beznadziejnym zadaniem.
liberalizm Rawlsa
Problem z
Rawlsem polega na tym, że on sam w Teorii sprawiedliwości nie mówi nic
na temat relacji międzynarodowych. Interesują go sprawiedliwe relacje wewnątrz
społeczeństwa, ale już nie sprawiedliwe relacje między społeczeństwami. Carens
uważa jednak, że można teorię Rawlsa dość łatwo rozszerzyć tak, by te drugie
relacje obejmowała.
Według Rawlsa sprawiedliwość jest umową, którą zawarłyby ze sobą racjonalne jednostki znajdujące się za tzw. zasłoną ignorancji – czyli nie wiedzące o swoich talentach, umiejętnościach, inteligencji, preferencjach, wieku, płci, rasie, pozycji społecznej itp. Rawls uważa, że taka umowa będzie oparta na dwóch ogólnych zasady sprawiedliwości: zasadzie wolności (każdemu należy się tyle podstawowej wolności, ile jest do pogodzenia z podobną wolnością innych) i zasadzie różnicy (nierówności są uprawnione tylko wtedy, kiedy przynoszą korzyść tym w najgorszym położeniu).
Carens twierdzi, że żeby uzyskać wersję teorii obejmującą stosunki międzynarodowe, wystarczy za zasłoną ignorancji schować jeszcze wiedzę o miejscu urodzenia i o tym, jakiego kraju jest się obywatelem. A wtedy okaże się, że racjonalne jednostki za zasłoną ignorancji nigdy nie przyjęłyby obecnych zasad nabywania obywatelstwa – tak jak nie przyjęłyby instytucjonalnych przywilejów związanych z byciem mężczyzną albo byciem białym. Urodzenie się w określonym miejscu albo z określonych rodziców jest moralnie nieistotne tak samo jak płeć czy rasa i nie może być podstawą do lepszego traktowania kogokolwiek. Odmawianie innym obywatelstwa lub utrudnianie jego zdobycia tylko dlatego, że urodzili się nie tam gdzie trzeba, albo mieli rodziców nie takich jak trzeba, jest dyskryminacją taką samą jak np. odmawianie kobietom prawa do studiowania na uniwersytecie. Sprawiedliwe społeczeństwo powinno przyznawać obywatelstwo każdemu, kto o to poprosi.
Czy wynika z tego, że w realnym świecie powinniśmy natychmiast otworzyć wszystkie granice? Niekoniecznie. Rawls używa rozróżnienia na tzw. teorię idealną i teorię nieidealną – ta druga ma brać pod uwagę m. in. historyczne zaszłości uniemożliwiające natychmiastową realizację ideału sprawiedliwości i wskazać, jak go ostatecznie osiągnąć. W przypadku imigracji teoria nieidealna weźmie więc pod uwagę, że mamy obecnie olbrzymią przepaść między krajami bezpiecznymi i bogatymi a niebezpiecznymi i biednymi. Jeśli migracja z tych drugich do pierwszych mogłaby prowadzić do destabilizacji i upadku systemu sprawiedliwości gwarantującego wolność obywateli (np. ze względu na różnice kulturowe albo zwyczajnie ze względu na zbyt gwałtowny napływ), to będzie to powód, by migrację ograniczyć. Innym powodem może być pogorszenie się sytuacji osób, które zostają w biednych krajach, podczas gdy inni z nich emigrują (zasada różnicy obowiązuje też w nieidealnej teorii). Carens uważa jednak, że w realnym świecie byłoby to średnio prawdopodobne. A nawet jeśli imigrację trzeba by przez jakiś czas ograniczać, to bardzo możliwe, że musiałoby to iść w parze z odszkodowaniami, które ograniczające i bogate kraje musiałyby płacić krajom pozostałym.
utylitaryzm
Według Rawlsa sprawiedliwość jest umową, którą zawarłyby ze sobą racjonalne jednostki znajdujące się za tzw. zasłoną ignorancji – czyli nie wiedzące o swoich talentach, umiejętnościach, inteligencji, preferencjach, wieku, płci, rasie, pozycji społecznej itp. Rawls uważa, że taka umowa będzie oparta na dwóch ogólnych zasady sprawiedliwości: zasadzie wolności (każdemu należy się tyle podstawowej wolności, ile jest do pogodzenia z podobną wolnością innych) i zasadzie różnicy (nierówności są uprawnione tylko wtedy, kiedy przynoszą korzyść tym w najgorszym położeniu).
Carens twierdzi, że żeby uzyskać wersję teorii obejmującą stosunki międzynarodowe, wystarczy za zasłoną ignorancji schować jeszcze wiedzę o miejscu urodzenia i o tym, jakiego kraju jest się obywatelem. A wtedy okaże się, że racjonalne jednostki za zasłoną ignorancji nigdy nie przyjęłyby obecnych zasad nabywania obywatelstwa – tak jak nie przyjęłyby instytucjonalnych przywilejów związanych z byciem mężczyzną albo byciem białym. Urodzenie się w określonym miejscu albo z określonych rodziców jest moralnie nieistotne tak samo jak płeć czy rasa i nie może być podstawą do lepszego traktowania kogokolwiek. Odmawianie innym obywatelstwa lub utrudnianie jego zdobycia tylko dlatego, że urodzili się nie tam gdzie trzeba, albo mieli rodziców nie takich jak trzeba, jest dyskryminacją taką samą jak np. odmawianie kobietom prawa do studiowania na uniwersytecie. Sprawiedliwe społeczeństwo powinno przyznawać obywatelstwo każdemu, kto o to poprosi.
Czy wynika z tego, że w realnym świecie powinniśmy natychmiast otworzyć wszystkie granice? Niekoniecznie. Rawls używa rozróżnienia na tzw. teorię idealną i teorię nieidealną – ta druga ma brać pod uwagę m. in. historyczne zaszłości uniemożliwiające natychmiastową realizację ideału sprawiedliwości i wskazać, jak go ostatecznie osiągnąć. W przypadku imigracji teoria nieidealna weźmie więc pod uwagę, że mamy obecnie olbrzymią przepaść między krajami bezpiecznymi i bogatymi a niebezpiecznymi i biednymi. Jeśli migracja z tych drugich do pierwszych mogłaby prowadzić do destabilizacji i upadku systemu sprawiedliwości gwarantującego wolność obywateli (np. ze względu na różnice kulturowe albo zwyczajnie ze względu na zbyt gwałtowny napływ), to będzie to powód, by migrację ograniczyć. Innym powodem może być pogorszenie się sytuacji osób, które zostają w biednych krajach, podczas gdy inni z nich emigrują (zasada różnicy obowiązuje też w nieidealnej teorii). Carens uważa jednak, że w realnym świecie byłoby to średnio prawdopodobne. A nawet jeśli imigrację trzeba by przez jakiś czas ograniczać, to bardzo możliwe, że musiałoby to iść w parze z odszkodowaniami, które ograniczające i bogate kraje musiałyby płacić krajom pozostałym.
utylitaryzm
Według
utylitarystów system społeczny powinien być tak urządzony, by maksymalizował
sumę szczęścia, albo przyjemności, albo zaspokojonych preferencji, albo
zaspokojonych preferencji opartych na prawdziwych przekonaniach, albo jeszcze
innego dobra. Trzeba tylko pamiętać o tym, że chodzi o sumę tego dobra w
świecie, a nie, jak niektórym się wydaje, sumę w danym kraju – ta druga opcja
byłaby sprzeczna z podstawową zasadą utylitaryzmu mówiącą, że dobro każdego
liczy się tak samo. Niezależnie od wersji utylitaryzmu, twierdzi Carens,
największą sumę dobra dadzą nam otwarte, ewentualnie prawie otwarte granice –
nawet jeśli przyjmiemy bardziej surową wersję teorii, w której muszą się liczyć
preferencje rasistów oparte na absurdalnych przekonaniach o imigrantach.
Wygląda więc na
to, że z punktu widzenia trzech głównych teorii w filozofii politycznej praktycznie
wszystkie popularne uzasadnienia ograniczeń imigracji („my się tu urodziliśmy,
więc mamy więcej do powiedzenia”, „mamy swoje problemy”, „sami są sobie winni”,
„zabiorą nam pracę”, „nie opłaca nam się”, „poziom bezpieczeństwa się obniży”,
„musimy bronić naszej kultury”, „wszyscy tak robią”, „inni przyjmują jeszcze
mniej”) są bezwartościowe lub w najlepszym razie bardzo słabe. Tym bardziej
słabe, kiedy weźmie się pod uwagę, że według tych teorii granice niekoniecznie
należy otworzyć natychmiast. Nawet jeśli teraz się nie da, to powinno się dążyć
do tego, by zrobiono to tak szybko, jak to możliwe.
komunitaryzm Walzera
komunitaryzm Walzera
Ostatnią deską
filozoficznego ratunku dla kogoś chcącego uzasadnić zamknięte granice wydaje
się być komunitaryzm. Carens zajmuje się tu konkretnie teorią Michaela Walzera,
czyli chyba najbardziej znanego przedstawiciela tego nurtu. Według Walzera
wspólnoty (w tym państwa) mają prawo do decydowania o sobie i prawo to nie jest
pochodną praw jednostek, które tworzą tę wspólnotę. Z tego wynika prawo do
decydowania o tym, kto zostanie do kraju wpuszczony.
Carens ma przeciwko różnym elementom tej teorii kilka argumentów, z których najciekawszy wydaje mi się ten mówiący, że Walzer wpada w pewnego rodzaju paradoks: przeciwstawia on tradycję i kulturę wspólnoty liberalizmowi i twierdzi, że to pierwsze powinno liczyć się bardziej niż to drugie. Nie zauważa jednak, że jego własna kultura jest liberalna. A w szeroko rozumianej liberalnej kulturze (czyli takiej, w której w ten czy inny sposób każdej jednostce – i tylko jednostce – przyznaje się taką samą wartość moralną, co stanowi punkt wyjścia do dalszego teoretyzowania) nie ma miejsca na zamykanie granic – co pokazuje analiza tradycji libertariańskiej, Rawlsowskiej i utylitarystycznej. Nawet jeśli jakieś państwa mają prawo do ograniczania imigracji, na pewno nie są to państwa Zachodu.
Oczywiście nie wszyscy biorący udział w tej debacie zgadzają się z Carensem. Ale już szybki rzut oka na jej stan pozwala się zorientować, że filozofowie piszący o etyce imigracji i politycy decydujący o losie imigrantów żyją na dwóch różnych planetach. To, co dla pierwszych jest często elementarną sprawiedliwością, dla drugich jest herezją nie do pomyślenia. I nic nie wskazuje na to, by miało się to szybko zmienić. Filozofowie będą sobie dalej pisać swoje artykuły i organizować konferencje, a o polityce imigracyjnej będą dalej decydować ciemne, rasistowskie buce.
Carens ma przeciwko różnym elementom tej teorii kilka argumentów, z których najciekawszy wydaje mi się ten mówiący, że Walzer wpada w pewnego rodzaju paradoks: przeciwstawia on tradycję i kulturę wspólnoty liberalizmowi i twierdzi, że to pierwsze powinno liczyć się bardziej niż to drugie. Nie zauważa jednak, że jego własna kultura jest liberalna. A w szeroko rozumianej liberalnej kulturze (czyli takiej, w której w ten czy inny sposób każdej jednostce – i tylko jednostce – przyznaje się taką samą wartość moralną, co stanowi punkt wyjścia do dalszego teoretyzowania) nie ma miejsca na zamykanie granic – co pokazuje analiza tradycji libertariańskiej, Rawlsowskiej i utylitarystycznej. Nawet jeśli jakieś państwa mają prawo do ograniczania imigracji, na pewno nie są to państwa Zachodu.
Oczywiście nie wszyscy biorący udział w tej debacie zgadzają się z Carensem. Ale już szybki rzut oka na jej stan pozwala się zorientować, że filozofowie piszący o etyce imigracji i politycy decydujący o losie imigrantów żyją na dwóch różnych planetach. To, co dla pierwszych jest często elementarną sprawiedliwością, dla drugich jest herezją nie do pomyślenia. I nic nie wskazuje na to, by miało się to szybko zmienić. Filozofowie będą sobie dalej pisać swoje artykuły i organizować konferencje, a o polityce imigracyjnej będą dalej decydować ciemne, rasistowskie buce.
O tym, że politycy nie słuchają się filozofów, to wiemy już co najmniej od czasów, gdy władca Sycylii najpierw zaprosił Platona jako doradcę, żeby po kilku sprzeczkach sprzedać go jako niewolnika (ciekawa historia, między innymi dlatego, że Platon dał się nabrać dwukrotnie na życzliwość polityków Sycylii - raz ojcu, raz synowi). Chociaż, a propos wspomnianego trzy notki wcześniej Laclau, czytałem (chyba w Guardianie), że liderzy Syrizy i Podemosu inspirowali się jego teorią, ale, właśnie, chodziło raczej o luźne inspiracje.
OdpowiedzUsuńW ogóle jeśli idzie o zdolność filozofów do przekonywania ludzi, aby ci zmienili swoje postępowanie, to zgadzam się z Richardem Rortym, że o wiele większymi sukcesami w tej materii mogą się pochwalić pisarze, dziennikarze czy filmowcy - tych ostatnich dodaję od siebie, Rorty nie miał nawet telewizora w domu, na YouTube'ie filmików też nie oglądał. :) Mam nawet o tym notkę na blogu, ale nie będę robił autopromocji.
Tak czy inaczej, filozofowie - niezależnie od tego, jakie stanowisko reprezentują - są najczęściej olewani.
Mam nawet o tym notkę na blogu, ale nie będę robił autopromocji.
UsuńŚmiało, tylko żeby tu zrobić linka, to trzeba znać zaklęcie: < a href="URL" > tekst < /a > – coś takiego, tylko bez spacji.
Tak czy inaczej, filozofowie - niezależnie od tego, jakie stanowisko reprezentują - są najczęściej olewani.
Jasne, ale chodziło mi o to, że w wielu kwestiach filozofowie są podobnie podzieleni jak politycy – różnica nie polega na tym, że filozofowie mają radykalnie inne stanowiska, tylko na tym, że mają lepsze argumenty, nie robią takich błędów logicznych, formułują swoje tezy w dużo bardziej precyzyjny i zniuansowany sposób, dyskusja jest bardziej uporządkowana itd. Weźmy np. debaty na temat prostytucji, pornografii, hazardu czy narkotyków: i wśród polityków, i wśród filozofów są tacy, którzy chcą zakazaywać, są tacy, którzy chcą ograniczać i są tacy, którzy chcą puścić na żywioł. W przypadku imigracji jest inaczej – tutaj dla wielu filozofów ograniczanie imigracji jest mocno problematyczne, a dla polityków praktycznie nigdy.
W utylitaryźmie to dążenie do rozwoju technologii dziś daje największą sumę dobra. Nie ryba, nie wędka a wymyślenie sieci. Filozofowie to w większości szarlataneria.
OdpowiedzUsuńNie bardzo rozumiem, co to ma do argumentu za otwartymi granicami. Niemniej fajne masz tekno na blogu.
UsuńPonieważ otwieranie granic to jest ryba. To anarchiczny pomysł, który by jedynie doprowadził do totalnej rozpierduchy. Nie wyobrażam sobie jak miliardy ludzi nie skorzystałyby z okazji, a na miejscu nie kradłyby co się da.
OdpowiedzUsuńCo do "Tekna", to najlepiej słucha się przez słuchawki z bogatą sceną w środku głowy. A reszta bloga jak wypada?
Zakładasz że każdy postępuje jak ty sam postąpiłbyś na jego miejscu? (błędna teoria umysłu?)
UsuńSkąd taki pomysł? Wystarczy, że zacznie parę procent a potem to już pójdzie na całego. A co myślisz, że by dostali pracę z IQ 60-80 i bez znajomości języka i tubylczą konkurencją. https://iq-research.org/en/page/average-iq-by-country Granice można otworzyć jak poziom życia będzie miej-więcej równy. Socjal też by musiał być zlikwidowany bo nie udźwignęłoby go społeczeństwo. Tubylcy byliby z imigrantów zadowoleni? Jezu ale wy jesteście utopijni.
UsuńNa Allaha, ale ty jesteś głupi.
UsuńI na tym skończmy.
UsuńTo bardzo niefajnie, że kończymy na tym, że jestem głupi. ;-)
UsuńZawsze możecie kontynuować gdzieś indziej.
UsuńNie wiem, czy jest to choć trochę bardziej anarchiczny pomysł niż wolny handel, albo różne formy deregulacji. (Mnie wciąż uderza, że fanatyczni zwolennicy wolności pieniędzy, są jednocześnie często fanatycznymi zwolennikami niewoli ludzi...)
UsuńŻebyśmy się dobrze rozumieli -- widzę w przyjmowaniu imigrantów wiele problemów praktycznych (choćby takich, że adaptacja do warunków życia w innym społeczeństwie musi trwać...). Ale jest ogromna różnica między problemami praktycznymi (które zwykle są do rozwiązania, choć mogą wymagać czasu i pieniędzy), a filozoficznym założeniem o prawomocności decydowania, kto w danym państwie ma prawo mieszkać i pracować.
Super trafna uwaga ;) Ale tak myślę, że "problemy praktyczne" mogą wpłynąć na filozoficzne założenia - np. w utylitaryzmie jak sumujesz te ilości szczęścia, które możesz zapewnić itd.
UsuńOczywiście, że mogą. Tyle, że aby zmieniły wnioski należałoby założyć, że chcą migrować nieliczne jednostki (i przynosi im to korzyść), podczas gdy większości sprawia to szkody. I taka sytuacja występuje w nielicznych wypadkach -- ciężkich przestępców (których lepiej mieć pod kontrolą), czy nosicieli zakaźnych chorób. Tutaj istnieją ograniczenia, zupełnie zresztą niezależne (więzienia i kwarantanna) od granic.
UsuńCała reszta wpływa jedynie na postać akceptowanej formy samego procesu migracji.
@PAK
Usuń"Nie wiem, czy jest to choć trochę bardziej anarchiczny pomysł niż wolny handel, albo różne formy deregulacji."
Zgadzam się. Prawdziwa anarchia nie może istnieć bez wolnego rynku i z jakimiś regulacjami.Tylko ciekawe czy @Tomasz się z Twoją opinią zgodzi :)
@PAK
UsuńMnie wciąż uderza, że fanatyczni zwolennicy wolności pieniędzy, są jednocześnie często fanatycznymi zwolennikami niewoli ludzi...
Tak, też to zauważyłem. To wynika oczywiście z popularnego u nas połączenia miłości do kapitalizmu z nacjonalizmem. Ale dlaczego tym ludziom tak często przeszkadza tylko swobodny przepływ ludzi, ale już nie swobodny przepływ kapitału?
@skonczony
UsuńZgadzam się. Prawdziwa anarchia nie może istnieć bez wolnego rynku i z jakimiś regulacjami.Tylko ciekawe czy @Tomasz się z Twoją opinią zgodzi :)
Przede wszystkim myślę, że PAK przez "anarchiczny" rozumiał "prowadzący do chaosu".
To anarchiczny pomysł, który by jedynie doprowadził do totalnej rozpierduchy. Nie wyobrażam sobie jak miliardy ludzi nie skorzystałyby z okazji, a na miejscu nie kradłyby co się da.
OdpowiedzUsuńI jeszcze gwałciliby nasze kobiety.
A reszta bloga jak wypada?
Zatrzymałem się na teknie.
Załóżmy, że na granicy państwa A zbierają się masy ludności uciekające przed epidemią ospy prawdziwej w państwie B. Czy państwo ma moralne prawo ograniczać mobilność tej masy ludzi w celu ochrony innych przed rozwojem empidemii?
OdpowiedzUsuńJak na to patrzy libertarianizm Nozicka? (bo zdania Rawlsa i Walzera chyba byłyby tu oczywiste)
To pewnie pytanie do autora notki, ale pozwolę sobie odpowiedzieć :)
UsuńKwestia jest trochę dyskusyjna, bo wszystko zależy od interpretacji. Do Twojego przykładu można znaleźć dobrą analogię. Weźmy na warsztat taką sytuację: człowiek mierzy do Ciebie z pistoletu. Teoretycznie do chwili wystrzału nie inicjuje on agresji (w libertarianizmie agresja to czyny, które ograniczają zasadę samoposiadania i własności), ale zdrowy rozsądek mówi, że ten człowiek stwarza jednak poważne i uzasadnione zagrożenie dla życia. Nie sadzę, żeby znalazł się jakiś libertarianin, który uznałby obronę własną w tym przypadku za niemoralną. Intuicja mówi nam, że samo mierzenie do kogoś z broni jest już agresją i takie jest stanowisko znanych mi libertarian.
Wracając do Twojego pytania. Wiemy, że chory będzie zarażał i nawet jeżeli będzie robił to bezwolnie, to ludzie mają prawo użyć proporcjonalnych (to bardzo ważne) do skali zagrożenia środków obrony. Na przykład mogą nie wpuszczając ich w swoje pobliże.
@Hik
UsuńMinimalne państwo Nozicka nie ma nawet ustalonego terytorium, to raczej taka monopolistyczna firma zajmująca się ochroną praw własności. Jak dla mnie, to sprawa jest jasna: każdy może się przemieszczać, jak chce, jeśli tylko nie narusza indywidualnych praw. I nieważne, czy ma ospę, czy tyfus, czy dżumę.
Dziękuję za wpis.
OdpowiedzUsuńWidzę wiele problemów praktycznych a asymilacją uchodźców/imigrantów (i nie chodzi mi o 'obcość naszym wartościom', ale choćby o zdolność do podjęcia pracy w innym kraju, z obcym językiem, wymogami, realiami); uderzało mnie jednak wciąż, że osoby żądające wolności przystają (zwłaszcza gospodarczej) uważają za naturalne i nie związane z wartością, jaką jest wolność, uznawanie przemieszczania się (i podejmowania pracy) jako 'nielegalne'.
Te sooby opowiadające się za wolnościa gospodarczą o których mówimy rozumieją przez wolność swoją wolność do samoposiadania oraz posiadania rodziny (żon, dzieci) i różnych innych form własności, w tym stanowienia w całości prawa na swoim prywatnym terenie. Co do prawa do poruszania się na prywatnym terenie z którego ma się składać państwo chbya odpowiedź jest oczywista. żadnej innej wolności.
UsuńImigranci powinni mieć prawo do życia w dowolnym kraju, ale na dokładnie takich samych warunkach, jak miejscowi. Czyli przykładowo imigrant przybywający do Polski powinien mieć prawo wynająć mieszkanie na takich samych warunkach jak miejscowi, tak samo starać się o pracę (albo żyć z przywiezionych oszczędności), tak samo być traktowany przez opiekę społeczną i służbę zdrowia jak tubylcy, których wkład do "wspólnej puli" był dotąd zerowy itp. itd.
OdpowiedzUsuńProblem polega na tym, że coś takiego nie wchodzi w grę, a wpuszczenie imigranta jest niejako zobowiązaniem do czynienia mu prezentów. Nawet w bogatych krajach te prezenty stają się problemem powyżej pewnej wielkości imigracji. Natomiast w krajach stosunkowo biednych, które nie wywiązują się ze swoich zobowiązań wobec tubylców, już na wstępie prowadzi to do zantagonizowania przyjezdnych z miejscowymi.
Najgorsze dla teorii Michaela Walzera jest fakt, że nawet gdyby uznać naszą kulturę za bardziej chrześcijańską niż liberalną, to nadal sugeruje to raczej otwarte granice.
OdpowiedzUsuńSolidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.
OdpowiedzUsuń