Niedawno pisałem tu złe rzeczy o
Timothym Williamsonie, ale nie należy z tego wyciągać wniosku, że
go generalnie nie lubię. Spodobała mi się ostatnio na przykład
jego polemika na temat naturalizmu z Alexem Rosenbergiem w książce
Philosophical Methodology: The Armchair or the Laboratory?
pod redakcją M. C. Hauga.
Naturalizm to, sądząc po
deklaracjach, chyba najbardziej rozpowszechniony światopogląd wśród
współczesnych filozofów. I całkiem możliwe, że również wśród
naukowców. Różni naturaliści różnie naturalizm definiują, ale
najczęściej można usłyszeć coś w tym rodzaju: istnieje tylko
świat naturalny, a nie istnieje świat nadprzyrodzony, tzn. bogowie,
duchy, demony, czary, magia, niebo, piekło itp. Nie ma też takich
zjawisk, do których nauka nie ma dostępu: świadomość, moralność,
normatywność, intencjonalność, wolna wola, obiekty abstrakcyjne
czy obiekty matematyczne to wszystko mogą być problemy trudne, ale
w pełni naukowo wytłumaczalne.
Z pierwszą częścią tej definicji
jest jednak taki kłopot, że nie mówi ona nic konkretnego na temat
tego, co to jest świat przyrodzony i czym różni się od
nadprzyrodzonego. Próby rozwiązania tego problemu kończą się
zazwyczaj utożsamieniem przyrodzonego z badanym albo odkrywanym
przez naukę. A więc według porządniejszej definicji istnieje
tylko to, co nauka mówi, że istnieje (naturalizm ontologiczny albo
metafizyczny), a metoda naukowa jest jedyną wiarygodną metodą
zdobywania wiedzy o czymkolwiek (naturalizm metodologiczny). Można
oczywiście być naturalistą ontologicznym, ale nie metodologicznym
i odwrotnie, jednak większość naturalistów to raczej naturaliści
w obu znaczeniach. Tak zdefiniowany naturalizm, twierdzi Williamson,
napotyka kilka zasadniczych trudności, z których jego zwolennicy
często nie zdają sobie sprawy.
Pierwsza trudność pojawia się, kiedy
zaczynamy się zastanawiać, o jaką naukę naturalistom chodzi.
Jeśli o naukę w obecnym stanie, to naturalizm jest prawie na pewno
fałszywy: jest mnóstwo rzeczy, których współczesna nauka nie
potrafi wyjaśnić, mnóstwo praw do odkrycia, są sprzeczności między obowiązującymi teoriami. Wszystko wskazuje na to, że
pewne teorie naukowe zostaną zmodyfikowane, a inne całkiem
odrzucone i zastąpione nowymi – tak jak wielokrotnie działo się
to w przeszłości. Naturalizm musi się więc odwoływać do jakiejś
przyszłej albo raczej idealnej nauki, która odkryła i wytłumaczyła
wszystko, co było do odkrycia i wytłumaczenia. Problem w tym, że
zupełnie nie wiadomo, jak taka nauka miałaby wyglądać. Skąd
właściwie wiadomo, że idealna nauka nie postulowałaby istnienia
bogów albo demonów dla wyjaśnienia jakichś zjawisk?
Po drugie, naturalistom ciężko się
zdecydować, które dyscypliny mają się do nauki zaliczać, a które
nie. Jako przykładu używają oni chętnie dyscyplin opartych na
metodzie, którą Williamson nazywa hipotetyczno-dedukcyjną:
„formułowaniu teoretycznych hipotez i testowaniu ich przewidywań
za pomocą systematycznej obserwacji i kontrolowanych eksperymentów.”
Jeśli jednak ograniczymy naukę do dyscyplin wykorzystujących tę
metodę, to zostaną nam tylko nauki przyrodnicze, i to też raczej
nie w całości.
Czy naprawdę nie można wiedzieć, w
którym roku powołano I Międzynarodówkę, albo jak się nazywał
główny bohater „Rzeźni numer pięć”, bo historia i nauka o
literaturze nie korzystają z metody hipotetyczno-dedukcyjnej?
Williamson pisze tak: „Kiedy [naturaliści] atakują, przyjmują
restrykcyjną definicję nauki jako dyscypliny
hipotetyczno-dedukcyjnej. Kiedy sami są atakowani, opierają się na
definicji bardziej inkluzywnej, co mocno rozmywa naturalizm. Takie
manewry czynią z naturalizmu mętne wyznanie wiary.”
Po trzecie, zupełnie już nie wiadomo,
co zrobić z matematyką. Nauki przyrodnicze opierają się na
matematyce, ale sama matematyka jest wybitnie nieempiryczna. W jaki
sposób matematycy są w stanie poszerzać wiedzę matematyczną, bez
obserwacji i eksperymentów? Czy może zdaniem naturalistów to nie
jest wiedza? Ale co w takim razie z wiarygodnością nauk
przyrodniczych, których powodzenie jest od matematyki uzależnione?
A może jednak matematyka jest empiryczna w jakimś sensie?
Po czwarte, naturalizm metodologiczny
pachnie wewnętrzną sprzecznością. Jeśli nauka jest jedynym
dobrym źródłem wiedzy, to skąd wiemy, że nauka jest jedynym
dobrym źródłem wiedzy? Nauka w żaden oczywisty sposób nie
potwierdza samej treści naturalistycznego dogmatu. Wygląda więc
trochę na to, że naturalizm sam siebie obala: zmusza do
jednoczesnego twierdzenia, że cała wiedza pochodzi z nauki i że
część wiedzy (mianowicie sama teza naturalizmu) nie pochodzi z
nauki.
Trzeba przyznać, że na wszystkie te
zastrzeżenia istnieją odpowiedzi. Nie wszystkie jednak wydają mi
się na tyle dobre, żebym się sam bez skrępowania nazywał
naturalistą – chociaż oczywiście nie wierzę w żadnych bogów,
ani nie uważam, że są jakieś tajemnice, których nauka nigdy nie
będzie w stanie rozwikłać. Bez skrępowania mógłbym się za to
podpisać pod tym, jak Williamson podsumowuję sprawę:
Naturalizm próbuje skondensować ducha nauki w teorii filozoficznej. Żadna teoria nie jest jednak w stanie zastąpić tego ducha, ponieważ każdej teorii można używać w duchu nienaukowym – jako narzędzia polemicznego, które jedynie wzmacnia uprzedzenia. Naturalizm jako dogmat to tylko kolejny wróg ducha nauki.Filozofię powinno się uprawiać w duchu naukowym. Nie powinniśmy jej więc uprawiać przez powtarzanie sloganów o naturalizmie, ani przez odrzucanie teorii czy metod filozoficznych na podstawie wyników badań nauk przyrodniczych, których filozoficzna istotność jest niejasna, ani przez popadanie w intelektualne lenistwo, do którego hasło „naturalizm” w jakiś dziwny sposób prowokuje.
Jako przykładu używają oni chętnie dyscyplin opartych na metodzie, którą Williamson nazywa hipotetyczno-dedukcyjną: „formułowaniu teoretycznych hipotez i testowaniu ich przewidywań za pomocą systematycznej obserwacji i kontrolowanych eksperymentów.”
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o ten ostatni warunek, to teoria ewolucji, a zwłaszcza dobór (wszakże) naturalny raczej się nie załapie;)
Dlaczego? Teoria ewolucji formułuje przewidywania dotyczące np. tego, w której warstwie geologicznej jakie skamieliny będzie można znaleźć, albo w którym regionie geograficznym jakie organizmy będzie można znaleźć. Przy projektowaniu antybiotyków wykorzystuje się przewidywania dotyczące tego, jak bakterie będą mutować, żeby się "obronić", przy projektowaniu roślin GMO wykorzystuje się przewidywania dotyczące tego, jak np. owady będą mutować, żeby móc je zjadać etc. Wszystkie te przewidywania można testować za pomocą systematycznej obserwacji.
OdpowiedzUsuń