„Etyka
aborcji” to cykl, w którym podsumowuję i komentuję książkę
Davida Boonina „A Defense of Abortion”. Jeśli jesteś tu
nowa/-y, zacznij od Wstępu.
Argument z potencjalności
wygląda mniej więcej tak:
P1: Posiadanie prawa
potencjalnie pociąga za sobą (entails) posiadanie tegoż
prawa rzeczywiście.
P2: Jeśli coś ma
potencjał rozwinięcia się w istotę mającą rzeczywiste prawo, to
to coś ma owo prawo potencjalnie.
P3: Każda ludzka zygota od
momentu swojego powstania ma potencjał rozwinięcia się w człowieka
mającego rzeczywiste prawo do życia.
P4 (z P2 i P3): Każda ludzka zygota od momentu swojego powstania ma potencjalne prawo do życia.
______________________________________________
W (z P1 i P4): Każda ludzka zygota od momentu swojego powstania ma rzeczywiste prawo do życia.
Ja widzę oczywiste
problemy z P1 i P3, P2 też może nie być takie całkiem niewinne,
ale Boonin skupia się tylko na krytyce P1, będzie więc tylko o P1.
Jakie właściwie mamy
powody, by uznać to twierdzenie prawdziwe? Z całą pewnością
podobna zasada nie działa w przypadku innych własności, więc
dlaczego miałaby działać w przypadku posiadania praw? Filozof
Burleigh Taylor Wilkins próbuje – w pewnym sensie – bronić P1
odnosząc się do popularnego kontrprzykładu, który wygląda
następująco: sześcioletni Jimmy Carter był potencjalnym
prezydentem USA, a więc można powiedzieć, że miał potencjalne
prawo do dowodzenia siłami zbrojnymi USA. W żaden sposób nie
wynika z tego, że miał on rzeczywiste prawo do dowodzenia siłami
zbrojnymi USA. Wilkins wylicza różnice między sytuacją
sześcioletniego Cartera a sytuacją zygoty: po pierwsze,
sześcioletni Carter mógł zostać prezydentem, ale mógł też
zostać kimś innym, podczas gdy ludzka zygota, jeśli się rozwinie,
to rozwinie się tylko w człowieka mającego bezdyskusyjne prawo do
życia (nie jest to oczywiście prawda w przypadku każdej zygoty,
ale zostawmy to na razie); po drugie, prawo do dowodzenia siłami
zbrojnymi jest prawem konwencjonalnym, obowiązującym na mocy
nadania przez innych ludzi, a prawo do życia jest prawem naturalnym.
Wilkins zdaje się nie
mówi tego całkiem wprost, ale chyba próbuje zasugerować, że w
przypadku Cartera chodzi o jakiś inny rodzaj potencjalności i/lub
jakiś inny rodzaj prawa. Być może P1 jest więc fałszywe, ale
jakaś jego uściślona wersja, ograniczająca się do pewnego
rodzaju potencjalności i/lub praw, już nie. Jak ta wersja miałaby
dokładnie wyglądać? Wilkins chyba tego nie mówi (cały czas piszę
„chyba” i „zdaje się”, bo nie czytałem artykułu Wilkinsa,
znam go tylko z podsumowania – wierzę, że rzetelnego i życzliwego
– w książce Boonina), ale za to podaje inny przykład przyznania
praw na podstawie potencjalnego posiadania praw, który jego zdaniem
przypomina sytuację ludzkiej zygoty. Przykład wygląda tak:
studentka medycyny jest potencjalną lekarką i ma ona prawo do
uczestniczenia w diagnozowaniu i leczeniu chorób pod odpowiednim
nadzorem. Prawo to jest, pisze Wilkins, ograniczone, ale „nie jest
ono prawem częściowym, słabym, czy quasi-prawem”. Jeśli więc
ludzka zygota jest bardziej jak studentka medycyny niż jak
sześcioletni Carter i jeśli prawo studentki do diagnozowania i
leczenia wynika z jej potencjalnego bycia kimś, kto ma prawo do
diagnozowania i leczenia, to argument z potencjalności da się
uratować.
Problem w tym, że się
nie da. Po pierwsze, prawo do diagnozowania i leczenia też jest
prawem konwencjonalnym (ktoś, kto miałby odpowiednią wiedzę i
umiejętności, ale nie miałby odpowiednich papierów, nie miałby
tego prawa), więc nie ma pod tym względem różnicy między
studentką a Carterem. Po drugie, nie jest nawet jasne, czy mamy tu
do czynienia z prawem studentki. Jeśli może ona diagnozować
tylko pod nadzorem nauczycieli-lekarzy, to dlaczego np. nie
powiedzieć, że to raczej oni mają prawo pozwolić studentce, by im
asystowała w diagnozowaniu? Po trzecie, nawet jeśli chodzi o prawo,
to nie mamy dobrych powodów, by sądzić, że wynika ono z bycia
potencjalną lekarką bardziej niż z bycia rzeczywistą studentką
medycyny. I po czwarte: nawet jeśli powyższe zarzuty da się jakoś
odeprzeć – studentka to tylko jeden przykład. Bardzo łatwo
znaleźć przykłady, które wskazują na coś przeciwnego. Np. taki:
mam dzisiaj prawo do oglądania czego chcę w telewizji, ale z
pewnością nie miałem tego prawa będąc dzieckiem, choć dziecko
to było potencjalnym mną dzisiaj. Dlaczego studentka medycyny ma
bardziej przypominać zygotę niż dziecko zygotę? Wracamy tu do
wyżej wspomnianego problemu zasadniczego: Wilkins nie formułuje
zasady, której chce bronić. Bez tego nie wiadomo nawet, co
ewentualnie atakować kontrprzykładami i z czym się tu zgadzać lub
nie zgadzać.
W trochę inny sposób
próbuje bronić P1 filozof Alan Donagan. Pisze on, że „jeśli
jakiejś istocie należy się szacunek ze względu na to, w jakim
znajduje się ona stanie, to taki sam szacunek należy się
wszystkiemu, co z własnej natury rozwinie się w taką istotę”,
że „odrzucenie tej zasady byłoby arbitralne” i że nie da się
zrozumieć kogoś, kto „deklarowałby, że ceni racjonalną
sprawczość jako najwyższą wartość, ale uważałby za
dopuszczalne zniszczenie racjonalnej istoty, której zdolności nie
są jeszcze rozwinięte”. Donagan wydaje się tu popełniać błąd,
o którym było w poprzednim odcinku: myli on wartość egzystencji
z wartością integralną. Wyrażenie „ceni racjonalną sprawczość
jako najwyższą wartość” jest dwuznaczne: może chodzić o to,
że ktoś uważa fakt istnienia w świecie bytów charakteryzujących
się racjonalną sprawczością za coś dobrego, ale może też
chodzić o to, że ktoś uważa byty charakteryzujące się
racjonalną sprawczością za zasługujące na moralny szacunek. W
przypadku prawa do życia mamy do czynienia z tym drugim znaczeniem,
ale jakaś wersja P1 (podobnie jak jakaś wersja T, o którym pisałem
poprzednio) – może być prawdziwa tylko dla pierwszego znaczenia.
W odmawianiu istotom potencjalnie racjonalnym, ale w tej chwili nie
racjonalnym, wartości integralnej w postaci prawa do życia, nie ma
niczego arbitralnego, tak jak nie ma niczego arbitralnego w
odmawianiu żołędziowi wartości integralnej w postaci statusu
pomnika przyrody.
Podsumowując: co najmniej
jedna przesłanka argumentu z potencjalności jest fałszywa. Być
może da się sformułować jakąś jej ograniczoną wersję, która
okaże się prawdziwa i będzie obejmowała prawo do życia w
przypadku ludzkich zygot, ale nikt tego dotąd nie zrobił. Argument
więc nie działa i nie można na jego podstawie uznać, że ludzka
zygota ma prawo do życia.