piątek, 22 czerwca 2018

Mierzenie utylitaryzmu



Na stronie psychologa Jima Everetta można sobie zrobić test na utylitaryzm.* Test oparty jest na „Oksfordzkiej Skali Utylitaryzmu” (dalej OSU), którą tenże Everett opracował właśnie z G. Kahane'em i kilkorgiem innych psychologów/filozofów. W teście mamy dziewięć twierdzeń, z którymi można się bardziej lub mniej zgodzić, mając do dyspozycji siedmiostopniową skalę. Im bardziej się zgadzasz, tym bardziej utylitarystyczne jest twoje myślenie – tak przynajmniej zakładają autorzy, ale ja myślę, że nie jest to takie proste. Problem polega na tym, że z każdym z tych twierdzeń można się albo zgodzić z nieutylitarystycznych powodów, albo nie zgodzić z utylitarystycznych powodów – albo nawet jedno i drugie. 

Weźmy np. twierdzenie piąte: „Z moralnego punktu widzenia, ludzie powinni troszczyć się o dobro innych ludzi na naszej planecie w taki sam sposób, nie powinno się faworyzować dobra osób szczególnie komuś bliskich – czy to fizycznie, czy emocjonalnie.” 
Łatwo mogę sobie wyobrazić utylitarystkę, która zupełnie się nie zgadza, bo uważa, że w świecie, w którym wszyscy przejmują się szczęściem obcych tak samo jak szczęściem bliskich, będzie w sumie mniej szczęścia niż w świecie, w którym ludzie bardziej się przejmują szczęściem bliskich niż szczęściem obcych. W tym pierwszym bliscy w ogóle przestają być bliskimi, a że ludzie są średnio przystosowani do funkcjonowania bez bliskich, to robią się nieszczęśliwi – wiele osób tak myśli, chyba nie bez podstaw. 

Albo weźmy twierdzenie pierwsze: „Jeśli jedynym sposobem, by uratować komuś życie w nagłej sytuacji, jest poświęcenie własnej nogi, to jest się moralnie zobowiązaną, by ją poświęcić.” 
Utylitarystka może odpowiedzieć, że się nie zgadza, jeśli uważa, że ratując tego kogoś będziemy mieli jedną trwale nieszczęśliwą osobę z jedną nogą plus jedną pełnosprawną, co da w sumie mniej szczęścia niż jedna pełnosprawna osoba. Utylitarystyczna ocana tego twierdzenia zależy od całego szeregu założeń w kwestiach takich jak: na czym polega wartość życia, czy i dlaczego śmierć jest moralnie zła, na ile jest zła ze względu na samą umierającą, a na ile ze względu na innych, czy życie niepełnosprawnego/pełnosprawnego człowieka to więcej szczęścia niż nieszczęścia, czy powinniśmy maksymalizować szczęście per capita, czy może sumę szczęścia, czy w ogóle liczy się potencjalne szczęście itp. Różne założenia dadzą różne odpowiedzi, wszystkie utylitarystyczne. 

Albo twierdzenie dziewiąte: „Moralnie złe jest zachowanie pieniędzy, których tak naprawdę się nie potrzebuje, jeśli można je oddać organizacjom w efektywny sposób pomagającym tym, którzy bardzo by na tym skorzystali”. 
Wydaje mi się, że wiele osób może zrozumieć „których tak naprawdę się nie potrzebuje” tak, że będzie w tym pojęciu jakiś normatywny komponent. „Tak naprawdę tego nie potrzebuję” może po prostu znaczyć, że powinienem to oddać komuś, kto potrzebuje. A jeśli tak, to pytanie sprowadza się trochę do „Czy nie powinno się robić rzeczy, których nie powinno się robić?”. Pozytywna odpowiedź na takie pytanie nie będzie wynikać z utylitaryzmu, tylko z logiki. Ale nawet jeśli się mylę i w „tak naprawdę nie potrzebuję” nie ma tego normatywnego komponentu, to nadal nie rozumiem, dlaczego nieutylitaryści mieli by koniecznie mieć coś przeciwko temu twierdzeniu. 
Weźmy np. Kanta, powszechnie przedstawianego jako Największy Antyutylitarysta, Jakiego Można Sobie Wyobazić. Jeśli spojrzymy na to, co Kant pisze o obowiązku dobroczynności, to okaże się, że on sam byłbry chyba skłonny zgodzić się z powyższym zdaniem. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego np. z teorii deontologicznych miałoby wynikać, że nie istnieje moralny obowiązek dzielenia się z potrzebującymi tym, czego się nie potrzebuje. 

To tylko trzy przykłady, ale widzę takich potencjalnych false positives i false negatives dużo więcej. Żeby porządnie zbadać, czy ktoś myśli utylitarystycznie, czy nieutylitarystycznie, trzeba by moim zdaniem sprawdzić, jak ten ktoś dochodzi do konkretnej oceny moralnej, a nie tylko pytać o samą ocenę. Rozmawiałem nawet o tym kiedyś na konferencji z Kahane’em, ale chyba nie trafiłem mu do przekonania. On zdaje się sądzi, że są pytania o ocenę konkretnych sytuacji, na które (prawie) każda utylitarystka musi odpowiedzieć „x”, a (prawie) każda nieutylitarystka – „nie-x”. I być może ma nawet rację, problem tylko w tym, że nie są to powyższe pytania. Wynika to m. in. z tego, że odpowiedź na te pytania zależy często od przyjęcia różnych założeń, które z utylitaryzmem nie mają wiele wspólnego. Ale również z czegoś poważniejszego: Kahane et al. wyróżniają dwie cechy myślenia utylitarystycznego – pierwszą jest coś, co nazywają „bezstronną dobroczynnością” (Impartial Beneficience), a drugą coś, co nazywają „instrumentalną krzywdą” (Instrumental Harm) – OSU ma testować obecność tych dwóch cech w myśleniu badanych. Szkopuł w tym, że ani jedno, ani drugie nie jest jak dla mnie cechą myślenia utylitarystycznego – to, co autorzy piszą o roli bezstronności i krzywdzenia innych w imię „wyższego dobra” w klasycznym utylitaryzmie wydaje mi się być oparte na pewnym nieporozumieniu (napiszę może kiedyś o tym coś więcej). Z drugiej strony istnieją cechy rzeczywiste klasycznego utylitaryzmu, takie jak konsekwencjalizm czy hedonizm, obecności których OSU nie testuje. Z tego wszystkiego wiarygodny test na utylitaryzm zrodzić się nie może.

* Wyszło mi 18, ale szczerze mówiąc parę razy klikałem "disagree" głównie po to, żeby strollować znajomego utylitarystę, który podsunął mi linka do tego testu. Tak naprawdę to najczęściej chyba nie miałem zdania.

3 komentarze:

  1. Z utylitaryzmem mam jeszcze taki problem, że moim zdaniem nie jest możliwe poprawna ocena wszystkich konsekwencji. Na przykład, zakładając, że w ogóle możliwe są krótkotrwałe, pożyteczne rządy despoty, to czy zniesienie praw obywatelskich choćby na krótki czas nie będzie miało efektu zwiększenia szansy na krwawą dyktaturę w dłuższej perspektywie? Czy jednostkowe przyzwolenie na tortury w wyjątkowej sytuacji nie doprowadzi do społecznej akceptacji tortur i kar cielesnych?

    Dodatkowo dochodzi dla mnie element informacji: jaką pewność mam jeśli chodzi o przewidywane skutki? Świetną demonstracją jest tu przykład z torturami: wiadomo, że torturami można człowieka złamać i sprawić, by przyznał się do dowolnego czynu. Dlatego większość ludzi jest przekonana, że przydają się do śledztwa. Jest to jednak nieprawda, właśnie dlatego, że torturami można wymusić dowolne zeznania, zatem podjęta na podstawie fałszywych przesłanek decyzja o torturowaniu podejrzanego będzie błędna z punktu widzenia dobrze poinformowanego utylitarysty.

    Swoją drogą, czy utylitaryzm bierze pod uwagę rachunek prawdopodobieństwa, a zwłaszcza pojęcie wartości oczekiwanej? Bo "zyski" i "straty" należałoby przemnożyć np. przez prawdopodobieństwo omyłki. Dajmy na to, że mamy zabić niewinnego człowieka, żeby uratować stu ludzi. Sprawa mogłaby być prosta, gdybyśmy mieli stuprocentową pewność; ale w życiu jej nigdy nie mamy. Z pewnym prawdopodobieństwem zabijemy niewinnego człowieka nie ratując nikogo, z konsekwencjami, które mogą być dla nas o wiele bardziej dramatyczne niż śmierć stu obcych osób (to zależy od odcienia utylitaryzmu, który wyznajemy, prawda?). Wartość oczekiwana - czyli konsekwencje pomyłki przemnożone przez jej prawdopodobieństwo, plus konsekwencje poprawnej decyzji przemnożone przez jej prawdopodobieństwo może być mniejsza od zera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więcej, przecież w ogóle można działać na podstawie zupełnie błędnego modelu rzeczywistości, np. utylitarne ludobójstwo u Azteków i zresztą wszelkie ofiary dowolnym "siłom wyższym".

      Usuń
    2. Dodatkowo dochodzi dla mnie element informacji: jaką pewność mam jeśli chodzi o przewidywane skutki?

      Autorzy testu zakładają, jak sądzę, stuprocentową, ale oczywiście nie mówią tego wprost, w związku z czym wielu badanych może to zrozumieć inaczej, co z kolei może sprawić, że utylitarystyczna lub nieutylitarystyczna odpowiedź będzie inna, niż chcieliby autorzy. To jest po prostu kolejne z tysiąca założeń, o których piszę wyżej.

      Na przykład, zakładając, że w ogóle możliwe są krótkotrwałe, pożyteczne rządy despoty, to czy zniesienie praw obywatelskich choćby na krótki czas nie będzie miało efektu zwiększenia szansy na krwawą dyktaturę w dłuższej perspektywie? 

      To samo dotyczy tych konsekwencji w dłuższej perspektywie – autorzy zakładają zapewne, że szanse na kolejną krwawą dyktaturę pozostaną niezmienione, ale badani niekoniecznie zrobią takie założenie.


      Swoją drogą, czy utylitaryzm bierze pod uwagę rachunek prawdopodobieństwa, a zwłaszcza pojęcie wartości oczekiwanej?

      Jasne że bierze. Tzn. bierze w takim sensie, że jeśli znasz wartości prawdopodobieństwa, albo przynajmniej możesz je jakoś oszacować, to utylitaryści generalnie zgodzą się, że powinieneś wybrać opcję, która ma największą wartość oczekiwaną. Są jednak sytuacje, w których nie masz pojęcia, jaka może być wartość prawdopodobieństwa. Co wtedy robić – tu generalnie nie ma zgody w teorii decyzji, w związku z czym nie ma jej też wśród utylitarystów. Jedni twierdzą, że należy przyjąć wartość 0.5 i liczyć wartość oczekiwaną, a inni mówią o maximinach, minimaxach i innych rozwiązaniach.

      Usuń