Szereg teorii w etyce opiera się na
założeniu, że jedyną rzeczą, która się moralnie liczy, jest
szczęście – szczęście rozumiane jako pozytywne doznania
(zadowolenie, radość, spełnienie, ulga itp.), albo brak
negatywnych doznań (takich jak ból, smutek, niepokój, frustracja
itp.), albo jedno i drugie. (Szczęściem nazywa się też inne
rzeczy – np. to, co Arystoteles rozumie przez eudaimonia –
ale tutaj skupię się tylko na szczęściu sprowadzalnym do
określonych stanów psychicznych, czyli szczęściu w ujęciu
hedonistycznym). Jak uzasadnić, że tylko szczęście się liczy?
Mill w Utylitaryzmie twierdzi na przykład, że jedynym
możliwym dowodem może być to, że ludzie pragną szczęścia i nie
pragną niczego innego. Czyli że, używając technicznych terminów,
hedonizm etyczny można uzasadnić hedonizmem psycholigicznym. Można
mieć jednak wątpliwości, czy jedno z drugiego wynika i można też
mieć wątpliwości, czy to prawda, że ostatecznie ludzie pragną
tylko szczęścia. I chyba najbardziej znanym eksperymentem myślowym
mającym ilustrować te drugie wątpliwości jest maszyna doznań
Roberta Nozicka:
Wyobraź sobie, że istnieje maszyna doznań, która może wyprodukować każde doznanie, jakiego tylko zapragniesz. Superzaawansowana neurobiologia pozwala tak stymulować twój mózg, że będziesz czuła i myślała, że właśnie piszesz świetną powieść, albo że się z kimś zaprzyjaźniasz, albo że czytasz interesującą książkę. Przez cały czas będziesz pływać w specjalnym zbiorniku z elektrodami przypiętymi do twojego mózgu. (…) Przebywając w zbiorniku nie będziesz oczywiście wiedzieć, że w nim jesteś; będziesz myślała, że wszystko dzieje się naprawdę. Inni też będą mogli się podłączyć i mieć takie doznania, jakie chcą, nie będzie więc trzeba rezygnować z podłączenia się ze względu na innych (pomińmy problemy takie jak kto będzie obsługiwał maszyny, kiedy wszyscy się podłączą). Podłączyłabyś się?
[Anarchy, State, and Utopia, 42-3, moje tłumaczenie]
Nozick by się nie
podłączył, bo uważa, że poza pozytywnymi
stanami pychicznymi zależy nam na innych
rzeczach: na tym, żeby
robić coś rzeczywiście, a nie tylko mieć poczucie robienia tego
czegoś; na tym, by móc być taką lub inną osobą z takimi lub
innymi cechami charakteru i na tym, by mieć możliwość kontaktu z
„głębszym wymiarem rzeczywistości”, cokolwiek przez to
dokładnie rozumie.
Kiedy rozmawiam
o tym na zajęciach
ze studentami, w każdej grupie znajdą się dwie-trzy osoby, które
twierdzą, że chętnie by się jednak podłączyły. A trzeba
pamiętać, że to w większości dwudziestoletni brytyjczycy z
uprzywilejowanych rodzin – czyli ludzie, których szanse na to, co
sobie wyobrażamy pod hasłem „udane życie”, są spore.
Zastanawiam się, ile osób wybrałoby życie w maszynie, gdyby
zapytać, powiedzmy, grupę schorowanych siedemdzisięciolatków,
albo pracowników ubojni drobiu, albo mieszkańców Erytrei? Nawet
jeśli procent chętnych do podłączenia się nie byłby tych grupach
dużo większy, to co zrobić z pewną liczbą hedonistów, która na pewno istnieje? Stosować
wobec nich osobną etykę?
Pokazuje to, wydaje mi się, że
Nozickowi nie do końca się ten eksperyment myślowy udał, a
konkretniej nie udało mu się pytanie: „Podłączyłabyś się?”
Bo Nozick nie chce powiedzieć,
że życie w maszynie nigdy nie jest lepsze od życia w
rzeczywistości, choćby to drugie było nie wiem jak ponure. On chce
powiedzieć, że życie w maszynie nigdy nie jest lepsze, ani nawet
tak samo dobre, jak identyczne
życie w rzeczywistości. Powinien więc zapytać „Mając wybór
między niewykrywalną iluzją robienia x w maszynie a robieniem x w
rzeczywistości, co byś wybrała?” Hedoniści muszą odpowiedzieć,
że wszystko im jedno. Ale przecież wiemy, powiada Nozick, że to
nie wszystko jedno.
Hedonizmu można
chyba jednak bronić przed tą intuicją (o ile intuicja ma tu być
uzasadnieniem) odwołując się do ograniczeń wyobraźni. Daniel
Dennett twierdzi – i myślę, że ma rację – że problem z
wieloma eksperymentami myślowymi polega na tym, że wyobrażamy
sobie często nie to, co ich autor chce, żebyśmy sobie wyobrazili.
Na zajęciach o hedonizmie miewam np. takie wymiany zdań:
studentka: Bałabym
się, że się zepsuje.
ja: Myślę, że
Nozick chce, żebyśmy wyobrazili sobie taką, która się na pewno
nie zepsuje.
studentka: I tak bym się bała.
Poza tym, że boimy
się nowych, niesprawdzonych technologii, maszyna podejrzanie
przypomina narkotyki, których też się boimy ze względu na skutki
uboczne. Czy wystarczy powiedzieć „wyobraź sobie, że w tym
przypadku nie będzie skutków ubocznych”, żebyśmy przestali się
bać? Myślę że w wielu wypadkach nie wystarczy i że taki strach
może mocno ograniczać wyobraźnię. Nie bardzo też chyba wiadomo,
w jaki dokładnie sposób odróżnić historię wyobrażoną poprawnie od
historii wyobrażonej niepoprawnie – co prowadzi do smutnego
wniosku, że cała filozoficzna zabawa w eksperymenty myślowe może
być mało konkluzywna.
Amen i 100% racji, panie redaktorze-gospodarzu. Większość eksperymentów myślowych, szczególniej "nowoczesnych", wydaje mi się wyjęta z bardzo bardzo ciemnych i niemądrych zakamarków główek filozofów; już nie mówiąc, ile trzeba nietrywialnych założeń dodatkowych i całych kultur, żeby te eksperymenty miały sens, o jednoznaczności nie myśląc nawet.
OdpowiedzUsuńW temacie np. wystarczy przeformułować:
"Budzisz się z amnezją, jako 20 letnia córka najbogatszego człowieka świata, właśnie wybudzona ze dwuletniej śpiączki po wypadku, w międzyczasie wyleczona, bez śladu, z wszelkich chorób i urazów, otoczona kochającą rodziną, z kochającym i kochanym narzeczonym. Po dwu latach wdrażasz się do "nowego" życia, szykujesz się do hucznego ślubu, pozbawiona trosk materialnych, zdrowotnych, itd itd, szczęśliwa jak nikt na świecie. Przed ślubem ktoś ci podrzuca informację, że właściwa córka była adoptowana w niemowlęctwie, a ty nawet nie jesteś ta "właściwa" adoptowana, ty jesteś bliźniaczką tej adoptowanej, która zginęła w wypadku, a ciebie odnaleziono (w slumsach i w biedzie, po niemowlęcej adopcji w patologicznej rodzinie) i podstawiono, po wyczyszczeniu pamięci, żeby rodzina nie odczuła straty i była szczęśliwa.
Czy od tej informacji stałabyś się mniej czy bardziej szczęśliwą? Czy powrót do "prawdziwego życia", którego wcale nie pamiętasz, uczyniłby cię szczęśliwszą?"
Mam wrażenie, że odpowiedzi byłyby mocno inne, niż na ten sam dylemat, w wersji Nozicka.
Pewnie masz dobre wrażenie, było empiryczne badanie z podobnym do Twojego scenariuszem i okazało się, że oczywiście prawie nikt nie chce wrócić do rzeczywistości, jeśli rzeczywistość jest kijowa. (Przy czym pytanie brzmiało "Czy chcesz wrócić? a nie "Czy powrót uczyniłby Cię szczęśliwszą?", bo zadając to drugie badamy coś zupełnie innego.) Autor twierdzi, że ludzie zarówno w przypadku scenariusza Nozicka jak i odwróconego scenariusza Nozicka generalnie nie chcą zmian, bo mają tzw. status quo bias i w związku z tym sam eksperyment myślowy niewiele mówi o tym, czy cenimy tylko pozytywne stany mentalne, czy może też dodatkowo kontakt z rzeczywistością. Ale ja myślę, że to trochę bardziej skomplikowane.
Usuń