Pisałem tu już kiedyś (raz i drugi) o grupie badaczy takich jak Joshua Greene, Joshua Knobe, Jonathan Haidt czy Eric Schwitzgebel, którzy od jakichś kilkunastu lat starają się usilnie przełamać monopol tradycyjnej filozofii na problemy etyczne. Ciekawsze rzeczy o etyce mogą ich zdaniem mieć do powiedzenia neurobiologia, genetyka, psychologia, biologia ewolucyjna czy nawet informatyka. Spora część uwagi tych badaczy poświęcona jest problemowi związku emocji z moralnymi sądami. Psychologowie David Pizarro, Jonathan Haidt, Yoel Inbar i Ravi Iyer opublikowali właśnie wyniki badania dotyczącego zależności między konkretną emocją – wstrętem, a konkretnymi moralnymi przekonaniami – poglądami politycznymi.
Badanie polegało na porównaniu deklarowanych poglądów politycznych ze współczynnikiem wrażliwości na to, co zwykle budzi wstręt (disgust sensitivity). Badanych (ponad 25 tysięcy Amerykanów) poproszono o umieszczenie się gdzieś na siedmiostopniowej skali poglądów, której skrajnymi pozycjami były „bardzo liberalne” i „bardzo konserwatywne”. Chodzi tu oczywiście o poglądy „liberalne” w amerykańskim znaczeniu, czyli w europejskim znaczeniu mniej więcej „lewicowe”. Poza tym badani ocenili 25 sytuacji za pomocą pięciostopniowej skali: od „w ogóle mnie to brzydzi” do „brzydzi mnie bardzo”. Okazało się, że korelacja wysokiej wrażliwości z konserwatyzmem jest bardzo wyraźna:
Poza ogólnym współczynnikiem wstrętu wyodrębniono też współczynniki trzech konkretnych rodzajów wstrętu. Pierwszy rodzaj to wstręt „elementarny” (core), czyli wstręt wywoływany przez takie widoki jak robaki, wymioty czy odchody; drugi to wstręt „przypominający naszą zwierzęcość” (animal-reminder), czyli wstręt na widok zwłok, wnętrzności, lejącej się krwi itp.; trzeci to wstręt „skażeniowy” (contamination), czyli wstręt wywoływany w sytuacji możliwego zarażenia się czymś paskudnym od innej osoby, np. przez picie z cudzej szklanki czy korzystanie z publicznej toalety. Tu okazuje się, że najsilniej skorelowany z konserwatyzmem jest wysoki poziom wstrętu „skażeniowego”, a najsłabiej wstrętu „zwierzęcego”.
Badani odpowiedzieli też na pytania dotyczących płci, wieku, wykształcenia, wyznania i religijności – okazało się, w ramach każdej z grup wyróżnionych na podstawie tych cech zależność między wysoką wrażliwością i konserwatyzmem się utrzymuje. Pytano też o preferencje wyborcze (było to przed ostatnimi wyborami prezydenckimi w USA) – tu, jak łatwo się domyślić, bardziej skłonni do obrzydzenia byli też bardziej skłonni do głosowania na McCaina. Podobnie łatwo domyślić się, że wysoka wrażliwość jest też najmocniej skorelowana z konserwatyzmem obyczajowym, słabiej z konserwatyzmem w kwestii polityki zagranicznej i najsłabiej z konserwatyzmem ekonomicznym (znowu proszono o samookreślenie). Poza tym przeprowadzono podobne badanie na ponad 5 tysiącach ludzi spoza USA, które pokazało, że zależność między konserwatyzmem a skłonnością do wstrętu jest na całym świecie podobna.
Jakie dokładnie pytania zadawano przy badaniu wstrętu można zobaczyć wchodząc na stronę YourMorals.org, rejestrując się i znajdując badanie Disgust Scale. Można też porównać swój wynik z liberalną i konserwatywną średnią.
Mój diagram obrzydzenia wygląda następująco (zielone słupki to mój wynik, niebieskie to wynik liberałów, a czerwone – konserwatystów):
Widać więc, że najbardziej brzydzą mnie robaki, wymioty i inne „elementarne” obrzydlistwa (minimalnie powyżej liberalnej średniej i minimalnie poniżej konserwatywnej), niespecjalnie już zwłoki i krew (mocno poniżej liberalnej średniej) ani picie z cudzej szklanki itp. (też mocno poniżej liberalnej średniej). Biorąc pod uwagę, że przy politycznym samookreśleniu wybrałbym pewnie very liberal, to wpisuję się w tendencję pod względem ogólnej wrażliwości (współczynnik 1.3, czyli znowu wyraźnie poniżej liberalnej średniej), ale już niespecjalnie jeśli chodzi o konkretne rodzaje wstrętu.
O tym, co z takich ciekawostek może filozoficznie istotnego wynikać – w następnym wpisie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz