sobota, 10 marca 2012

Porcelana i światopogląd

B. Garvey: Absence of Evidence, Evidence of Absence, and the Atheist’s Teapot, "Ars Disputandi" 10: 9–22, 2010.


Szukając jakiegoś istotnego filozoficznego tekstu na temat czajniczka Russella przy okazji pisania poprzedniej notki, trafiłem na dość świeży artykuł zupełnie mi nieznanego irlandzkiego filozofa Briana Garveya. Artykuł zaczynał się obiecująco, ale w miarę czytania moje zakłopotanie rosło.
Garvey uważa, że jeżeli analogia czajniczek-Bóg ma pokazywać, że rozsądnie jest założyć nieistnienie Boga, to jest to kiepska analogia. Jego argumenty są jednak całkiem inne od tych, o których pisałem ostatnio.
Argumenty są zasadniczo dwa. Po pierwsze: to, co w przypadku czajniczka na orbicie Słońca i w przypadku Boga nazywamy „uzasadnieniem (evidence) istnienia” to dwa zupełnie różne rodzaje uzasadnienia. Po drugie: o ile w przypadku kwestionowania istnienia czajniczka chodzi o samo kwestionowanie istnienia czajniczka, w przypadku kwestionowania istnienia Boga chodzi o coś więcej. Jedno i drugie ma sprawiać, że analogia czajniczek-Bóg się sypie.
Różnica między uzasadnieniem istnienia czajniczka a uzasadnieniem istnienia Boga polega na tym, że czajniczek jako coś materialnego byłby bezpośrednio empirycznie poznawalny (przeszkodą jest tylko obecny stan zaawansowania technologicznego, czyli zbyt słabe teleskopy), a Bóg już nie bardzo (przynajmniej jeśli pominąć kwestię doświadczeń mistycznych). Bóg jest częściej postulowany jako najlepsze wytłumaczenie dla pewnych bezpośrednio empirycznie poznawalnych zjawisk – jak biologiczne zróżnicowanie, określone wartości stałych fizycznych, świadomość, samo istnienie świata itd. – tymczasem postulowanie czajniczka nie może stanowić wytłumaczenia dla czegokolwiek.
Garvey ma tu oczywiście rację, problem tylko w tym, że te różnice w żadnym stopniu nie psują analogii Russella. Russellowi chodzi o to, że i w jednym i w drugim przypadku brak uzasadnienia. To, czy przedmiot jest materialny i czy można go zobaczyć albo dotknąć nie ma znaczenia. Garvey sam to zresztą w pewnym momencie zauważa, ale tłumaczy już, dlaczego w ogóle o tym pisze.  
Dalej twierdzi on, że różnica polega tak naprawdę na tym, że hipoteza czajniczka jest w przeciwieństwie do hipotezy Boga „ostentacyjnie naciągana” (manifestly far-fetched) i żeby to zilustrować, wprowadza hipotezę istnienia skrzynki na listy na końcu ulicy. Założenie, że na końcu ulicy jest skrzynka nie jest naciągane, ponieważ skrzynki przy ulicach zdarzają się dość często. Czajniczki na orbicie Słońca nie zdarzają się tymczasem nigdy. W związku z tym brak uzasadnienia istnienia czajniczka wystarczy, żeby uznać, że czajniczek nie istnieje.
Wygląda na to, że Garvey popełnia tu dwa błędy. Po pierwsze, nie wiemy, że czajniczki na orbicie Słońca się nie zdarzają. Być może wokół Słońca krążą w różnych miejscach setki czajniczków, nasze teleskopy nie są tego w stanie zauważyć (tak przynajmniej wynika z mojej lichej znajomości astrofizyki, będę wdzięczny za ewentualne sprostowanie). Po drugie, tak czy inaczej przypadek Boga jest zupełnie różny od przypadku skrzynki na listy. Żeby był podobny, potrzebowalibyśmy do porównania setek innych wszechświatów i w dodatku musielibyśmy wiedzieć, czy zostały one stworzone przez Boga. W przypadku Boga nie mamy jednak tego porównania i zdaje się, że porównania nie mamy też w przypadku czajniczka. A zatem w lepszym dla Garveya przypadku Bóg nie jest ani jak czajniczek, ani jak skrzynka na listy, a w gorszym nie jest jak skrzynka na listy, ale jest jak czajniczek.
Dalej Garvey przechodzi do drugiego argumentu, który wygląda tak: skoro Bóg jest najczęściej postulowany jako najlepsze wyjaśnienie dla pewnych zjawisk (patrz wyżej), to kwestionowanie jego istnienia zobowiązuje kwestionującego do znalezienia alternatywnego wyjaśnienia dla tych zjawisk. Co innego z czajniczkiem – tutaj kwestionujący nie jest już do niczego zobowiązany, bo czajniczek nie może stanowić wyjaśnienia dla niczego. Stosunek do hipotetycznego kawałka porcelany w kosmosie to nie kwestia światopoglądowa, stosunek do Boga – owszem.
Tutaj Garveyowi wyraźnie myli się ateizm z naturalizmem. Ateizm to pogląd, że Bóg nie istnieje. Naturalizm to pogląd, że wszystko, co istnieje, to natura, rządzona określonymi prawami. Naturalizm to światopogląd, ateizm to co najwyżej składnik światopoglądu. Nie wiadomo dlaczego właściwie ateista miałby być zobowiązany do odpowiedzi na pytanie „Jakie jest wytłumaczenie dla istnienia takich a nie innych praw natury?”. Ktoś, kto twierdzi, że pewne fundamentalne prawa trzeba przyjąć jako niewytłumaczalny goły fakt (brute fact) lub ewentualnie odwołać się do hipotezy wielu wszechświatów z różnymi prawami, to naturalista, a nie, jak pisze Garvey, ateista. Ateista może np. spokojnie poprzestać na stwierdzeniu, że brak wyjaśnienia jest zawsze lepszy niż złe wyjaśnienie (którym jest w tym wypadku Bóg).  
Poza tym Garvey nie zwraca też uwagi na to, że ateista wcale nie musi być naturalistą; wydaje mi się nawet, że większość ateistów to nie naturaliści. Ateista może twierdzić, że obok natury z jej prawami może istnieć jeszcze jakiś nienaturalny świat faktów moralnych, albo faktów estetycznych, albo platońskich obiektów matematycznych, albo świadomości, albo jeszcze czegoś innego. Kwestionowanie istnienia Boga nie ma więc bezpośredniego związku z wytłumaczeniem dla istnienia takich a nie innych praw natury, a ateizm nie jest niczym więcej niż tym kwestionowaniem. I zupełnie tak samo sprawa wygląda z kwestionowaniem istnienia czajniczka.
Na koniec Garvey wspomina o sporze między realizmem a antyrealizmem w ramach filozofii nauki. Naukowy realizm to pogląd, że tak samo jak obserwowalne przedmioty istnieją różne nieobserwowalne obiekty postulowane przez naukowców (jak kwarki, fale elektromagnetyczne, antymateria itp.). Garvey pisze o możliwości istnienia jakiejś „bardziej fundamentalnej rzeczywistości”, która wyjaśniałaby wspomniane realne nieobserwowalne obiekty i o której istnieniu nauka nie mogłaby już rozstrzygać. Jak w takim razie można w ogóle mówić o „wyjaśnieniu” i tym bardziej o „istnieniu”, tego już nie tłumaczy, cytuje natomiast zdanie Heideggera, które ma chyba jakoś uzasadniać to twierdzenie. Zdanie Heideggera, jak to u Heideggera, raz, że przez wprowadzenie tajemniczych neologizmów nie wiadomo co dokładnie znaczy; dwa, że nie jest poparte żadnym argumentem, więc idealnie nadaje się do uzasadnienia czegokolwiek, zwłaszcza czegoś, co też nie wiadomo, co znaczy.
Podsumowując: tak jak Garvey myślę, że jeśli analogia czajniczek-Bóg ma uzasadniać ateizm, to jest to zła analogia. Problem w tym, że nie wynika to z argumentów Garveya. Jego tekst wygląda mi na przykład łapczywego rzucenia się do wyliczania wszystkich różnic między dwoma elementami porównania bez dostatecznie głębokiej refleksji nad tym, na ile te różnice psują to, co porównanie ma pokazywać (innym przykładem tego błędu może być tekst o czajniczku na blogu filozofa Billa Vallicelli). Banalne jest stwierdzenie, że jakieś różnice między elementami porównania muszą być, bo gdyby ich nie było, to porównanie nie byłoby już porównaniem, tylko tożsamością, ale zaskakująco wielu ludzi wydaje się o tym banale zapominać.

3 komentarze:

  1. Dzięki za wpis, mi metafora Russela odpowiada, ale zawsze dobrze zerknąć na problem inaczej.

    "Zdanie Heideggera, jak to u Heideggera, raz, że przez wprowadzenie tajemniczych neologizmów nie wiadomo co dokładnie znaczy; dwa, że nie jest poparte żadnym argumentem, więc idealnie nadaje się do uzasadnienia czegokolwiek, zwłaszcza czegoś, co też nie wiadomo, co znaczy."

    Nie wyrzucą Cię z pracy za takie twierdzenia? Zawsze myślałem, że tylko prostym ściślakom wolno takie herezje głosić.

    Co do badań Słońca - seria sond Pioneer, potem obserwacje Skylaba, potem misje Solar Maximus i obserwatorium Słoneczno-Heliosferyczne NASA/ESA.
    Myślę, że słoneczne czajniczki musiałyby być bardzo podstępne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wyrzucą Cię z pracy za takie twierdzenia? Zawsze myślałem, że tylko prostym ściślakom wolno takie herezje głosić.

    W mojej pracy nikt raczej nie wie, kto to był Heidegger. Nie pracuję na uniwersytecie.

    Co do badań Słońca - seria sond Pioneer, potem obserwacje Skylaba, potem misje Solar Maximus i obserwatorium Słoneczno-Heliosferyczne NASA/ESA.
    Myślę, że słoneczne czajniczki musiałyby być bardzo podstępne.


    Wydawało mi się, że kilkaset czajniczków porozrzucanych w różnych miejscach, zwłaszcza gdzieś daleko od Słońca, byłoby nie do wyłapania, ale masz pewnie rację.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje mi się, że nikt by nie zauważył żadnych czajniczków, no chyba, że jako porcelana odbijałyby wyjątkowo dużo światła i to by zwróciło czyjąś uwagę.

    OdpowiedzUsuń