niedziela, 20 stycznia 2013

Wiedza a priori dla początkujących (II)

B. Russell: A priori justification and knowledge, "The Stanford Encyclopedia of Philosophy", 27.07.2012.


Filozofowie zajmujący się epistemologią w większości zgadzają się co do tego, że uzasadnienie a priori jest, po pierwsze, zawodne (fallible) i, po drugie, korygowalne (defeasible). Korygować można je w sposób aprioryczny albo empiryczny. Ktoś może np. mieć uzasadnienie a priori sądu „wiedza to prawdziwe i uzasadnione przekonanie”, ale skorygować je a priori za pomocą któregoś z wcześniej wspomnianych przykładów Gettiera. Ktoś inny może mieć uzasadnienie a priori sądu „każde wydarzenie ma swoją przyczynę”, ale skorygować je empirycznie za pomocą mechaniki kwantowej, która sugeruje, że na poziomie cząstek elementarnych pewne rzeczy dzieją się bez przyczyny. Ktoś jeszcze inny może mieć uzasadnienie a priori sądu „suma kątów w każdym trójkącie wynosi 180°”, ale skorygować je empirycznie obserwując trójkąt sferyczny, np. taki utworzony przez dwa południki i równoleżnik, gdzie suma ta jest większa od 180°.
Ten ostatni przypadek świadczy o nieprzystawalności geometrii euklidesowej do realnego świata w pewnych sytuacjach. Geometria euklidesowa to ulubiony przykład filozofów, prawdopodobnie ze względu na to, że grała ona ważną rolę u Kanta jako wzór syntetycznej wiedzy a priori oraz na to, że stworzenie modeli nieeuklidesowych umożliwiło Einsteinowi opracowanie ogólnej teorii względności. Ponieważ teoria ta jako jedyna jest w stanie wytłumaczyć pewne zjawiska (jak, powiedzmy, anomalie orbity Merkurego czy zakrzywienie światła przechodzącego obok Słońca), to zjawiska te potwierdzają, że czasoprzestrzeń jest zakrzywiona, a fizyczny świat nieeuklidesowy.
Ktoś może powiedzieć, że skoro uzasadnienie a priori może być empirycznie korygowalne, to nie jest ono całkiem a priori, czyli niezależne od doświadczenia zmysłowego. Można na to odpowiedzieć tylko tyle, że rzeczywiście, nie jest całkiem niezależne, ale większość filozofów nazywa to i tak uzasadnieniem a priori. Dalsze spieranie się o to będzie tylko spieraniem się o terminologię.
Z drugiej strony można też znaleźć filozofów, którzy wolą traktować każde uzasadnienie a priori jako empirycznie niekorygowalne (choć Bruce Russell* o nich nie wspomina). Przykładem może być niespecjalnie chyba znany fiński filozof Tuomas Tahko, który robi rozróżnienie między teorią „prawdziwą jako model” (true as a model) i „prawdziwą w świecie” (true in the world). Według niego geometria euklidesowa należy do tej pierwszej kategorii i jako taka może być traktowana jako a priori. Nie chodzi tu o to, że Tahko postanowił sobie tylko nazwać „prawdziwym” to, co się normalnie nazywa „spójnym”, chodzi o coś więcej niż terminologiczny spór, ale nie będę się tu nad tym rozwodził, zainteresowanym polecam jego artykuł o aprioryczności geometrii euklidesowej.
Świat potencjalnego aprioryzmu nie kończy się oczywiście na geometrii. Najmocniejszymi kandydatami do miana wiedzy a priori są sądy logiki i arytmetyki.
W 1968 Hilary Putnam opublikował dość słynny artykuł Is logic empirical?, w którym próbował pokazać, że pewne prawa klasycznej logiki (konkretnie prawo rozdzielności koniunkcji względem alternatywy i alternatywy względem koniunkcji) można empirycznie podważyć za pomocą pewnych odkryć mechaniki kwantowej w podobny sposób, w jaki empirycznie można podważyć euklidesową geometrię. Później skrytykował to Michael Dummett, według którego że Putnam (o ile dobrze rozumiem) kręci się w kółko zakładając prawdziwość prawa rozdzielności w opisie sytuacji, w której prawo rozdzielności nie obowiązuje. Poza tym Putnam i tak uważał wcześniej, że istnieje przynajmniej jedna prawda a priori odporna na jakąkolwiek empiryczną korekcję, mianowicie zasada niesprzeczności.
Putnam to oczywiście nie wyrocznia. Są filozofowie, którzy uważają, że nie ma takiego prawa logiki, które empirycznie byłoby nie do ruszenia. Nie trafiłem jednak na nikogo, kto byłby w stanie pokazać, jak mogłoby to być możliwe, np. z zasadą niesprzeczności.
Z empirycznym podważaniem arytmetyki sprawa wydaje się chyba jeszcze mniej obiecująca. Weźmy np. przekonanie, że 159+14=173. Większość ludzi powie chyba, że to uzasadniona prawda i że wie to niezależnie od doświadczenia (bo raczej nikt nigdy nie sprawdzał tego doświadczalnie). Mamy więc twierdzenie uzasadnione a priori, i to w dodatku stosowalne w realnym, fizycznym świecie. Kiedy np. ktoś ma stado 159 baranów (wie, bo empirycznie policzył) i dokupi 14 (wie, bo policzył), to może chyba wiedzieć, że ma teraz 173 barany bez liczenia całego stada od początku?
Radykalny empirysta może powiedzieć, że to nie tak. Sądy typu „159+14=173” nie są zupełnie niezależne od doświadczenia, ponieważ są rodzajem generalizacji tego, co wiemy z doświadczenia. Gdyby doświadczenie było inne, inna byłaby arytmetyka, choć może trudno sobie takie doświadczenie wyobrazić. Inaczej mówiąc, nie są to sądy konieczne, tylko przygodne. Trzeba być przygotowanym na to, że jakieś obserwacje będą niezgodne z arytmetycznym sądem. Połączymy na przykład 159 i 14 czegoś tam, policzymy i okaże się, że nie wychodzi 173. Tutaj znowu radykalnym empirystom przychodzi na myśl mechanika kwantowa, chociaż sugestie z niej płynące są jeszcze bardziej wątłe, niż te mające podważać klasyczną logikę. Jest też jednak poważniejszy problem – samo empiryczne liczenie po kolei (nieważne, fotonów czy baranów) nie jest takie całkiem empiryczne. Żeby zaufać procesowi liczenia, trzeba wierzyć w to, że np. 1+1+1+1+1+1+1=7, nie wystarczy tylko odwołanie się do zmysłów. Wygląda więc na to, że żeby zakwestionować aprioryczność jednego arytmetycznego sądu, trzeba apriorycznie przyjąć inny arytmetyczny sąd. Tu znowu, tak jak w przypadku logiki, nie bardzo potrafimy sobie wyobrazić, jak można by to zrobić czysto empirycznie.
Generalnie nie sądzę jednak, że „nie potrafimy sobie wyobrazić” to mocny argument. Ostatecznie w czasach Kanta też nikt nie mógł sobie wyobrazić, jak euklidesowa geometria mogłaby być skorygowana przez doświadczenie. Możliwe, że z empirycznością arytmetyki i logiki będzie podobnie jak z euklidesową geometrią. Możliwe nawet, że nie ma takiego przekonania, które racjonalnie jest uznać za odporne na jakąkolwiek korekcję.** Istnieje jednak, myślę, filozoficznie istotna różnica między sądami typu „159+14=173” a sądami typu „Pasterz pasie 173 barany”. Różnicę tę ma wyrażać podział na sądy a priori i a posteriori.
Trzeba jednak przyznać, że nie jest wcale tak łatwo podzielić wszystkie sądy na te dwie grupy. Zazwyczaj mówi się np., że za wiedzę a priori można uznać definicje przynajmniej niektórych pojęć – dlatego, że można te pojęcia zastąpić ich synonimami i w ten sposób otrzymać tautologię, prawdziwą na mocy prawa logiki („Kawalerowie to nieżonaci mężczyźni” = „Nieżonaci mężczyźni to nieżonaci mężczyźni”).
Kiedy jednak próbuje się to samo robić z pojęciami uchodzącymi za filozoficznie kontrowersyjne (jak „świadomość”, „moralny”, „prawda”, „wiedza” itp.), napotyka się na zasadnicze trudności. Możliwe, że wynikają one po prostu z dużego stopnia skomplikowania sprawy i kiedyś ktoś mądry będzie w stanie sobie z tym skomplikowaniem poradzić. Możliwe też jednak, że całe przedsięwzięcie analizy pojęciowej jest skazane na porażkę.
Ktoś, kto (jak ja) jest sceptycznie nastawiony do analizy pojęciowej musi być też sceptycznie nastawiony do tradycyjnej epistemologii, która w głównej mierze polega na analizie pojęcia wiedzy. Jak pokazują różne empiryczne badania z ostatnich lat, nasze mózgi nie działają w ten sposób, że przechowują pojęcia wraz z koniecznymi i wystarczającymi warunkami ich używania. Wynikałoby z tego, że dyskusja o tym, czy uzasadnienie przekonania wystarczy do nazwania go wiedzą, które przekonania mogą być uzasadnione, jakie są rodzaje uzasadniania, czy każde z nich musi opierać się na doświadczeniu etc. jest trochę jałową dyskusją. Całkiem niewykluczone, że zamiast tego powinniśmy spróbować zintegrować psychologię z epistemologią, skupiając się na empirycznym odkrywaniu w jaki sposób najlepiej dochodzić do prawdziwych przekonań.


*Tutaj kończy się moje streszczanie Russella, pomijam przede wszystkim jego listę argumentów za i przeciw wiedzy a priori oraz dokładniejszy opis tego, czym może być uzasadnienie a priori.
** Niezbyt przekonuje mnie popularne holistyczne podejście do tego problemu wymyślone przez Quine’a, ale nie dam sobie nic uciąć, że coś bardziej przekonującego pojawi się w przyszłości.

5 komentarzy:

  1. Dawno nie miałem, żebym się tak fundamentalnie nie zgadzał z taką ilością czyjegoś bloga, jak twoje dwie notki :) Przypominam - dla mnie wiedza a priori w ogóle nie istnieje.

    W skrócie:

    Ktoś może powiedzieć, że skoro uzasadnienie a priori może być empirycznie korygowalne, to nie jest ono całkiem a priori, czyli niezależne od doświadczenia zmysłowego. Można na to odpowiedzieć tylko tyle, że rzeczywiście, nie jest całkiem niezależne, ale większość filozofów nazywa to i tak uzasadnieniem a priori. Dalsze spieranie się o to będzie tylko spieraniem się o terminologię.

    No to większość filozofów w takim razie pobredza, bo nie jest to wcale spór o terminologię, tylko o sedno.

    Z empirycznym podważaniem arytmetyki sprawa wydaje się chyba jeszcze mniej obiecująca. Weźmy np. przekonanie, że 159+14=173. Większość ludzi powie chyba, że to uzasadniona prawda i że wie to niezależnie od doświadczenia (bo raczej nikt nigdy nie sprawdzał tego doświadczalnie).

    Nawet bez przyciągania namysłu nad teorią vs. praktyką zbiorów, arytmetyką itd itd, to np. z mojej praktyki 159+14 bywa, że równa się 16D więc ktoś tu komuś jest winien 6 owiec. Już nie mówiąc, że nie podoba mi się jak lekceważysz kwantówkę w kontekście, bo jednak nie policzymy tak elektronów czy innych fotonów jak owiec. Więc ostrożnie z argumentacją z większości ludzi liczących elementów większości zbiorów - chyba, że w sądach i twierdzeniach o wiedzy stawiasz wszędzie małe kwantyfikatory, że "przeważnie", że "większość", że "czasem" itp. to ok, zgadzam się, czasem wydaje się nam, że mamy jakąś wiedzę a priori.

    Są filozofowie, którzy uważają, że nie ma takiego prawa logiki, które empirycznie byłoby nie do ruszenia. Nie trafiłem jednak na nikogo, kto byłby w stanie pokazać, jak mogłoby to być możliwe, np. z zasadą niesprzeczności.

    No proszę cię.
    http://plato.stanford.edu/entries/logic-paraconsistent/
    i znowu - dla mnie logiki rozmyte, wielowartościowe itd. to jest prawie chleb powszedni, więc co to za generalizacje-arystotelizacje. O ile pamiętam, już w logice trójwartościowej Łukasiewicza nie ma zasady niesprzeczności, no bo być nie może.

    Istnieje jednak, myślę, filozoficznie istotna różnica między sądami typu „159+14=173” a sądami typu „Pasterz pasie 173 barany”. Różnicę tę ma wyrażać podział na sądy a priori i a posteriori.

    Dla mnie jej nie ma, i to są sądy a posteriori, jak w ogóle wszystkie.

    Skądinąd mam też wrażenie, że moje podejście lepiej radzi sobie ze "skomplikowanymi" pojęciami jak "sprawiedliwość", "prawda", "wiedza", itd. - jeśli nie fiksować się na logice dwuwartościowej i "wiedzy a priori empirycznie korygowalnej" a tak naprawdę wdrukowanej nam kulturowo i cywilizacyjnie, to np. nie ma problemu, że konkretna akcja jest sprawiedliwa w 57% a miłosierna w 32%, gdy dla ludzi binarnych jest wielkim paradoksem sprawiedliwość vs. miłosierdzie.

    Nie można też powiedzieć, że jeden spór [wiedza wrodzona a nabyta] jest częścią drugiego. Można wierzyć w wiedzę a priori, która nie jest wrodzona.

    Wierzyć można, ale z religią dyskusja jest raczej trudna. Ja wierzę, że z każdą "wiedzą a priori która nie jest wrodzona" da się przeprowadzić eksperyment (ok, czasem myślowy) pokazujący, że jest z nią jak z geometrią euklidesową, która była "a priori nie-wrodzona" dosyć długo, ale do czasu.

    (Pytanko techniczne - życzysz sobie dyskusję tutaj w wyimkach, czy żebym napisał porządną krytykę u siebie na blogu?)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to większość filozofów w takim razie pobredza, bo nie jest to wcale spór o terminologię, tylko o sedno.

    Jest to zdecydowanie spór o terminologię. Po prostu większość filozofów umówiła się, że będzie to nazywać a priori. Jeśli Ci się ta konwencja nie podoba, możesz to nazywać jak chcesz, ale będzie wtedy łatwiej o nieporozumienie.

    Już nie mówiąc, że nie podoba mi się jak lekceważysz kwantówkę w kontekście, bo jednak nie policzymy tak elektronów czy innych fotonów jak owiec. Więc ostrożnie z argumentacją z większości ludzi liczących elementów większości zbiorów - chyba, że w sądach i twierdzeniach o wiedzy stawiasz wszędzie małe kwantyfikatory, że "przeważnie", że "większość", że "czasem" itp. to ok, zgadzam się, czasem wydaje się nam, że mamy jakąś wiedzę a priori.

    W jaki sposób lekceważę? W jaki sposób nie policzymy tak samo? Jaka argumentacja z większości ludzi? Nic z tego nie rozumiem, obawiam się.

    No proszę cię.
    http://plato.stanford.edu/entries/logic-paraconsistent/


    Nie do ruszenia empirycznie. Tzn. jakieś obserwacje prowadzą do wniosku, że to samo zdanie jest prawdziwe i fałszywe jednocześnie (a jeśli weźmiemy zasadę niesprzeczności w minimalnej wersji, to jakieś obserwacje będą musiały prowadzić do wniosku, że wszystkie zdania takie są).

    i znowu - dla mnie logiki rozmyte, wielowartościowe itd. to jest prawie chleb powszedni, więc co to za generalizacje-arystotelizacje. O ile pamiętam, już w logice trójwartościowej Łukasiewicza nie ma zasady niesprzeczności, no bo być nie może.

    Może być i jest tzw. rozszerzona (extended) zasada niesprzeczności. Ale przede wszystkim: to tylko formalne systemy. Nam chodzi o sytuację, w której taki system zostałby wykorzystany w ramach jakiejś fizycznej teorii, wyjaśniającej zjawiska i prowadzącej do trafnych przewidywań.

    Skądinąd mam też wrażenie, że moje podejście lepiej radzi sobie ze "skomplikowanymi" pojęciami jak "sprawiedliwość", "prawda", "wiedza", itd. - jeśli nie fiksować się na logice dwuwartościowej i "wiedzy a priori empirycznie korygowalnej" a tak naprawdę wdrukowanej nam kulturowo i cywilizacyjnie, to np. nie ma problemu, że konkretna akcja jest sprawiedliwa w 57% a miłosierna w 32%, gdy dla ludzi binarnych jest wielkim paradoksem sprawiedliwość vs. miłosierdzie.

    Tu znowu nic nie rozumiem. Co to ma wspólnego z analizą pojęciową, o której pisałem przy okazji sprawiedliwości, wiedzy itp.? Wydaje Ci się, że ja sądzę, że coś nie może być sprawiedliwe w jakimś stopniu? I że wynika to z jakiegoś mojego stosunku do logiki wielowartościowej?

    Wierzyć można, ale z religią dyskusja jest raczej trudna.

    Wierzyć w sensie „być przekonanym”, bez religijnych konotacji.

    (Pytanko techniczne - życzysz sobie dyskusję tutaj w wyimkach, czy żebym napisał porządną krytykę u siebie na blogu?)

    Zawsze porządna krytyka lepsza niż nieporządna, ale zanim się do tego zabierzesz, kilka uwag: nie jestem żadnym czempionem epistemologii ani tym bardziej nieklasycznej logiki, w wielu bardziej szczegółowych kwestiach, które zostały wyżej wspomniane, zwyczajnie nie mam zdania, ten tekst jest w ogóle w dużym stopniu referowaniem różnych cudzych poglądów, i to w dość powierzchowny sposób. Wydaje mi się, że byłoby dużo rozsądniej, gdybyś zaczął od przeczytania jakiegoś dobrego, konkretnego tekstu broniącego wiedzy a priori (np. podlinkowanego There is at least one a priori truth Putnama; nie ma go w całości online, ale mogę Ci posłać mailem) i z nim najpierw popolemizował.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze porządna krytyka lepsza niż nieporządna, ale zanim się do tego zabierzesz, kilka uwag: nie jestem żadnym czempionem epistemologii ani tym bardziej nieklasycznej logiki

    Ja tym bardziej.

    w wielu bardziej szczegółowych kwestiach, które zostały wyżej wspomniane, zwyczajnie nie mam zdania, ten tekst jest w ogóle w dużym stopniu referowaniem różnych cudzych poglądów, i to w dość powierzchowny sposób.

    Zapewne, i chciałem o tym luźno i powierzchownie porozmawiać, w sensie - krytyki nie tyle twojej notki, co artykułu Russela, ale pomyślałem (i utwierdzam się), że temat jest przyciężki na komcie, stąd pytanie; bo jeśli mamy robić flejma z niezrozumienia (mam wrażenie, że co dla ciebie oczywiste, to dla mnie nie, i vice versa), to zupełnie bez sensu. Ba, temat nawet na notki jest trochę przyciężki.

    Wydaje mi się, że byłoby dużo rozsądniej, gdybyś zaczął od przeczytania jakiegoś dobrego, konkretnego tekstu broniącego wiedzy a priori (np. podlinkowanego There is at least one a priori truth Putnama; nie ma go w całości online, ale mogę Ci posłać mailem) i z nim najpierw popolemizował.

    Możesz podesłać na boni at clouds-forge dot eu - znam Putnama trochę z omówień, bardziej jako umiarkowany fan Quine'a (ale to wszystko było dawno i pozapominałem). Jak znajdę czas, to poczytam i może coś sklecę porządniejszego. Tylko nie wiem czy warto, bo bogiem a prawdą, tak ja ty zreferowałeś powyżej aprioryzm, tak ja prawdopodobnie zreferuję z małymi modyfikacjami i nieścisłościami relatywizm Quine'a, i tyle z tego będzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam trochę wrażenie, że próbujesz ze mnie zrobić obrońcę wiedzy a priori w jakiejś mocnej wersji. Mnie jest generalnie dużo milszy Quine niż taki, powiedzmy, BonJour. Po prostu myślę, że różnica między a priori a a posteriori jest nieco wyraźniejsza i istotniejsza, niż się Quine'owi wydawało.
      Wyślę Ci Putnama, to niezły tekst na początek, jest w miarę krótki i napisany ludzkim językiem, a poza tym bezpośrednio odnosi się do Quine'a.

      Usuń
  4. "Tylko nie wiem czy warto, bo bogiem a prawdą, tak ja ty zreferowałeś powyżej aprioryzm, tak ja prawdopodobnie zreferuję z małymi modyfikacjami i nieścisłościami relatywizm Quine'a, i tyle z tego będzie."

    Bring it on. Mi się nie chce tych kawałków czytać, więc chętnie obczaję Wasz skrót i dyskusję.

    OdpowiedzUsuń