wtorek, 7 sierpnia 2012

Ciężkie czasy dla analizy pojęciowej

K. Ahlstrom-Vij: Colin McGinn's Truth by Analysis: Games, Names, and Philosophy, "Notre Dame Philosophical Reviews", 5.06.2012.


Jeśli ktoś należy do tej grupy ludzi, która lubi dzielić ludzi na dwie grupy, to może też podzielić na dwie grupy filozofów, za kryterium biorąc ich stosunek do wyjątkowości własnej dyscypliny. Pierwsza grupa to filozofowie uważający, że filozofia nie ma (albo raczej nie powinna mieć) jakichś swoich specjalnych metod ani specjalnego przedmiotu, a granica między nią a empiryczną nauką jest dość płynna. To, co nazywa się filozofią, to po prostu problemy bardziej abstrakcyjne, słabiej zbadane i ogólnie trudne do ugryzienia. Według tych filozofów idealnym losem dla poszczególnych gałęzi filozofii jest ich wchłonięcie – w miarę dokonywania postępu –  przez odpowiednie gałęzie nauki, np. filozofii języka przez lingwistykę, epistemologii przez psychologię, filozofii umysłu przez neurologię itd. Śladów tego podejścia, nazywanego fachowo metodologicznym naturalizmem, można znaleźć w historii filozofii stosunkowo niewiele, ale w tej chwili jest ono dość mocno rozpowszechnione, przede wszystkim chyba za sprawą W. V. O. Quine’a i Hilarego Putnama.
Druga grupa to ci, którzy uważają, że w filozofii jest coś wyjątkowego i granica między nią a empirycznymi naukami jest wyraźna. Jednym z bardziej popularnych proponowanych wyróżników jest tzw. analiza pojęciowa (conceptual analysis), która polega na siedzeniu w mniej lub bardziej metaforycznym fotelu i apriorycznym wynajdywaniu wystarczających i koniecznych warunków użycia danego (zazwyczaj mocno abstrakcyjnego) pojęcia, jak „wiedza”, „uzasadnienie”, „wolna wola”, „umysł”, „sprawiedliwość” itp., w czym pomagają często tzw. eksperymenty myślowe odwołujące się do intuicji dotyczących użycia pojęcia. Analizę pojęciową uprawia np. Edmund Gettier, kiedy twierdzi, że pojęcia „wiedza” nie można klasycznie zdefiniować jako „uzasadnione i prawdziwe mniemanie”, ponieważ można sobie wyobrazić uzasadnione i prawdziwe mniemanie, którego jednak nasza językowa intuicja raczej nie uzna za wiedzę. Albo Robert Nozick, kiedy twierdzi, że pojęcia „moralny” nie można zdefiniować, jak by chcieli utylitaryści, jako „przyczyniający się do maksymalizacji sumy szczęścia”, bo możemy sobie wyobrazić postępowanie przyczyniające się do maksymalizacji sumy szczęścia, którego nasza intuicja nie nazwie moralnym. Obrońcy analizy pojęciowej twierdzą często, że dostarcza ona jakichś podstaw, które są warunkiem dalszego empirycznego dochodzenia.
Apologię analizy pojęciowej pt. Truth by Analysis opublikował niedawno filozof Colin McGinn, znany mi do tej pory głównie ze swojej mało mnie przekonującej teorii umysłu (którą można streścić jako umysł = nierozwiązywalna tajemnica) i trochę bardziej przekonującej obrony praw zwierząt. Niezbyt entuzjastyczną recenzję książki napisał natomiast inny filozof Kristoffer Ahlstrom-Vij.
McGinn określa swoje zadanie jako pokazanie, że analiza pojęciowa jest, po pierwsze, historycznie istotna, po drugie – możliwa, po trzecie – potrzebna i po czwarte – że powinna stanowić jedyne zajęcie filozofa. Co do tego pierwszego trudno się moim zdaniem kłócić, (zdaniem Ahlstroma-Vija chyba też, bo nawet nie próbuje tego robić), historia filozofii to w dużej mierze historia takich analiz. To drugie McGinn próbuje osiągnąć za pomocą praktycznego przykładu analizy pojęcia wiedzy, która to analiza według Ahlstroma-Vija nie jest specjalnie udana ze względu na pewną nieprecyzyjność związaną z pojęciem szczęśliwego trafu (fluke). Poza tym McGinn nie odnosi się do tradycyjnych zarzutów pod adresem obrońców możliwości określenia warunków stosowania pojęcia, takich jak zarzuty Wittgensteina i zwolenników teorii prototypu.
Najbardziej interesujące powinny być kwestie trzecia i czwarta, czyli czy jest w ogóle sens zajmować się analizą pojęciową, nawet jeśli jest to możliwe. McGinn pisze, że „nie ma podziału między pojęciem i rzeczą” i „analizowanie pojęcia oznacza analizowanie własności, które nadają mu treść”. Analiza pojęciowa jest więc poznawaniem rzeczywistości. Nie należy jej mylić z psychologicznymi badaniami dotyczącymi kategoryzacji rzeczywistości u ludzi – w odróżnieniu od nich analiza pojęciowa nie wymaga eksperymentów, obserwacji i doświadczeń.
Ahlstrom-Vij pisze, że uzasadnienie tego śmiałego twierdzenia jest raczej słabe. McGinn nie tłumaczy, dlaczego mielibyśmy w ogóle ufać intuicjom dotyczącym stosowania pojęć i zakładać z góry jakąś spójność u podstaw ich stosowania. Ostatnie lata przyniosły sporo eksperymentów pokazujących, że istnieją kulturowe i płciowe różnice w sposobie kategoryzacji, a także eksperymentów pokazujących, że kategoryzacja jest zależna od rożnych pozornie nieistotnych czynników (jak np. kolejność prezentowania przedmiotów). McGinn powątpiewa we wnioski wyprowadzane na podstawie tych eksperymentów wskazując na różne trudności z tymże wyprowadzaniem (jak np. problem z kontrolowaniem wszystkich innych istotnych zmiennych), ale nie wyjaśnia, dlaczego w ogóle z góry mielibyśmy zakładać spójność u podstaw stosowania pojęcia i czekać, aż eksperymentalna psychologia przedstawi ostateczny i bezdyskusyjny dowód niespójności.
Nie wiem, czy jesteśmy świadkami ostatnich przedśmiertnych konwulsji analizy pojęciowej i w ogóle tezy o wyjątkowości filozofii. Jest jeszcze kilku filozofów, którzy mają w ich obronie argumenty raczej lepsze od tych McGinna – jak, powiedzmy, David Chalmers, David Kellogg Lewis czy Frank Jackson. O tym, że nie mają oni jednak racji świadczy, wydaje mi się, to, jak beznadziejną porażką w ustaleniu czegokolwiek były setki lat roztrząsania filozoficznych problemów przez takich jak oni. W tym czasie w niesamowity sposób wiedzę o świecie udało się poszerzyć naukowcom, którzy najczęściej mieli gdzieś to, co Kartezjusz czy inny Husserl sądzą o filozoficznych podstawach i koniecznych warunkach wszelkiego badania rzeczywistości.

2 komentarze:

  1. Witam, fajny masz blog, tematykę bliską memu sercu poruszasz, pokręcę się przez czas jakiś tutaj. Jako czytelnik głównie.

    OdpowiedzUsuń