Każdy,
kto w jakikolwiek sposób zajmuje się filozofią, usłyszy w końcu
nieśmiertelne pytanie „To czym się właściwie ta dyscyplina
zajmuje?”. Nie mam na nie żadnej zgrabnej odpowiedzi, ale ostatnio
spodobało mi się (choć nie do końca), co na ten temat pisze John
Searle we wstępie jednego eseju o fenomenologii:
Istnieje
dokładnie jedno nadrzędne pytanie we współczesnej filozofii.
Wstępnie możemy to pytanie sformułować tak: Jak wyjaśnić nasze
wyobrażenia o nas samych jako pewnym rodzaju istot ludzkich w
świecie, który, jak wiemy, składa się wyłącznie z fizycznych
cząstek i pól siłowych? Bardziej dokładnie: biorąc pod uwagę,
że kartezjanizm czy inna forma metafizycznego dualizmu nie wchodzi w
grę, jak wyjaśnimy samych siebie jako świadome, intencjonalne,
racjonalne, zdolne do aktów mowy, etyczne, posiadające wolną wolę,
polityczne i społeczne zwierzęta w świecie, który składa się
wyłącznie z bezmyślnych, bezcelowych, surowych cząstek materii?
Większość istotnych pytań filozoficznych to odmiany tego
nadrzędnego pytania. Pytaniem o wolną wolę i determinizm będzie
zatem: Jak możemy działać w sposób wolny we wszechświecie, który
jest zdeterminowany poprzez przyczynowe prawa? Problemem etyki
będzie: Jak może istnieć etyczne dobro i zło w świecie
bezmyślnych, fizycznych cząstek? Pytaniem o świadomość będzie:
Jak nieświadome kawałki materii w czaszce mogą powodować
świadomość i jak subiektywne w nieredukowalny sposób stany
świadomości mogą istnieć w całkowicie „fizycznym” świecie?
Pytaniem filozofii języka będzie: Jak surowe, fizyczne dźwięki
wydobywające się z ust mówiącego mogą stać się sensownym aktem
mowy? Pytaniem o społeczeństwo będzie: Jak może istnieć
obiektywna rzeczywistość pieniędzy, własności, rządu i
małżeństwa, skoro wszystkie te zjawiska istnieją w pewnym sensie
tylko dlatego, że wierzymy, że istnieją? Jak to możliwe, że
ludzie potrafią za pomocą swoich subiektywnych procesów myślowych
kreować obiektywną rzeczywistość społeczną? I tak dalej z
pozostałymi pytaniami filozoficznymi, które są wariantami pytania
centralnego.
[tłumaczenie,
jak zwykle, moje]
Albo
więc przyjmiemy to, co fizyka ma nam do powiedzenia i spróbujemy
pogodzić to z tzw. ludzką rzeczywistością (świadomością,
etyką, wolną wolą, instytucjami społecznymi itd.), albo musimy
uciec w jakiś metafizyczny dualizm. Zgadzam się z Searlem, że
dualizm nie wchodzi w grę, ale nie zgadzam się, że godzenie
ludzkiej rzeczywistości z fizyką to jedyne wyjście dla
filozofa-naturalisty. Jest jeszcze trzecia opcja, o której Searle
nie wspomina: odrzucić element ludzkiej rzeczywistości jako fikcję.
Poświęciłem
tu wcześniej trochę miejsca Alexowi Rosenbergowi, który twierdzi,
że w świecie składającym się wyłącznie z fermionów i bozonów
(a wszystko wskazuje na to, że w takim właśnie świecie żyjemy)
nie ma już miejsca na wolną wolę, moralne prawdy czy
(filozoficznie rozumianą) intencjonalność. Rosenberg nie jest na
pewno pierwszym filozofem, który idzie tym tropem. W późnych
latach osiemdziesiątych Daniel Dennett próbował pokazać, że nie istnieją subiektywne doświadczenia zmysłowe. To samo o przekonaniach i pragnieniach twierdzili trochę wcześniej Patricia i
Paul Churchland. To samo o prawdach moralnych twierdził w latach
siedemdziesiątych J. L. Mackie. To samo o znaczeniach wypowiedzi w
latach pięćdziesiątych W. V. O. Quine. Że wolna wola (jako
sprzeczna z materializmem) nie istnieje, pisał już d'Holbach dwa i
pół wieku temu.
Formułuję tu te problemy (podobnie zresztą jak sam Searle) w bardzo toporny sposób. Jednak nawet kiedy czyta się na ten temat coś starannie i technicznie napisanego, to często ciężko powiedzieć, czy ktoś uważa, że jakiś element ludzkiej rzeczywistości nie istnieje, czy raczej, że da się go (przynajmniej w teorii) wyczerpująco opisać odwołując się tylko do naturalnych zjawisk. Mówiąc bardziej fachowo – często ciężko odróżnić eliminatywizm od redukcjonizmu.
Nie wydaje mi się jednak, że różnica między jednym a drugim jest całkiem pozorna, czy nieistotna. Można wyobrazić sobie neopoganina, który ogłasza, że głównym zadaniem filozofii powinno być wytłumaczenie, jak pogodzić wiedzę o siłach elektrostatycznych, swobodnych elektronach i czynnikach jonizujących z ideą Zeusa Gromowładnego. Komuś takiemu wypada odpowiedzieć, żeby wziął pod uwagę, że być może jednak nie da się tego pogodzić. Być może nie istnieje nic zasługującego na miano Zeusa i neopoganin będzie musiał się z tym zmierzyć, choćby ten Zeus pełnił nie wiadomo jak istotną i centralną rolę w jego światopoglądzie. Nie można z góry wykluczać, że podobnie będzie z różnymi elementami ludzkiej rzeczywistości, o których pisze Searle. Tak jak filozofia nie powinna być służącą teologii, tak nie powinna być służącą tzw. zdrowego rozsądku.
Formułuję tu te problemy (podobnie zresztą jak sam Searle) w bardzo toporny sposób. Jednak nawet kiedy czyta się na ten temat coś starannie i technicznie napisanego, to często ciężko powiedzieć, czy ktoś uważa, że jakiś element ludzkiej rzeczywistości nie istnieje, czy raczej, że da się go (przynajmniej w teorii) wyczerpująco opisać odwołując się tylko do naturalnych zjawisk. Mówiąc bardziej fachowo – często ciężko odróżnić eliminatywizm od redukcjonizmu.
Nie wydaje mi się jednak, że różnica między jednym a drugim jest całkiem pozorna, czy nieistotna. Można wyobrazić sobie neopoganina, który ogłasza, że głównym zadaniem filozofii powinno być wytłumaczenie, jak pogodzić wiedzę o siłach elektrostatycznych, swobodnych elektronach i czynnikach jonizujących z ideą Zeusa Gromowładnego. Komuś takiemu wypada odpowiedzieć, żeby wziął pod uwagę, że być może jednak nie da się tego pogodzić. Być może nie istnieje nic zasługującego na miano Zeusa i neopoganin będzie musiał się z tym zmierzyć, choćby ten Zeus pełnił nie wiadomo jak istotną i centralną rolę w jego światopoglądzie. Nie można z góry wykluczać, że podobnie będzie z różnymi elementami ludzkiej rzeczywistości, o których pisze Searle. Tak jak filozofia nie powinna być służącą teologii, tak nie powinna być służącą tzw. zdrowego rozsądku.