sobota, 26 stycznia 2013

Pytanie nadrzędne

J. Searle: Phenomenological Illusion, in: M. E. Reicher, J. C. Marek (Hg.): Experience and Analysis/Erfahrung und Analyse, Wien 2005.


Każdy, kto w jakikolwiek sposób zajmuje się filozofią, usłyszy w końcu nieśmiertelne pytanie „To czym się właściwie ta dyscyplina zajmuje?”. Nie mam na nie żadnej zgrabnej odpowiedzi, ale ostatnio spodobało mi się (choć nie do końca), co na ten temat pisze John Searle we wstępie jednego eseju o fenomenologii:
 
Istnieje dokładnie jedno nadrzędne pytanie we współczesnej filozofii. Wstępnie możemy to pytanie sformułować tak: Jak wyjaśnić nasze wyobrażenia o nas samych jako pewnym rodzaju istot ludzkich w świecie, który, jak wiemy, składa się wyłącznie z fizycznych cząstek i pól siłowych? Bardziej dokładnie: biorąc pod uwagę, że kartezjanizm czy inna forma metafizycznego dualizmu nie wchodzi w grę, jak wyjaśnimy samych siebie jako świadome, intencjonalne, racjonalne, zdolne do aktów mowy, etyczne, posiadające wolną wolę, polityczne i społeczne zwierzęta w świecie, który składa się wyłącznie z bezmyślnych, bezcelowych, surowych cząstek materii? Większość istotnych pytań filozoficznych to odmiany tego nadrzędnego pytania. Pytaniem o wolną wolę i determinizm będzie zatem: Jak możemy działać w sposób wolny we wszechświecie, który jest zdeterminowany poprzez przyczynowe prawa? Problemem etyki będzie: Jak może istnieć etyczne dobro i zło w świecie bezmyślnych, fizycznych cząstek? Pytaniem o świadomość będzie: Jak nieświadome kawałki materii w czaszce mogą powodować świadomość i jak subiektywne w nieredukowalny sposób stany świadomości mogą istnieć w całkowicie „fizycznym” świecie? Pytaniem filozofii języka będzie: Jak surowe, fizyczne dźwięki wydobywające się z ust mówiącego mogą stać się sensownym aktem mowy? Pytaniem o społeczeństwo będzie: Jak może istnieć obiektywna rzeczywistość pieniędzy, własności, rządu i małżeństwa, skoro wszystkie te zjawiska istnieją w pewnym sensie tylko dlatego, że wierzymy, że istnieją? Jak to możliwe, że ludzie potrafią za pomocą swoich subiektywnych procesów myślowych kreować obiektywną rzeczywistość społeczną? I tak dalej z pozostałymi pytaniami filozoficznymi, które są wariantami pytania centralnego. 
[tłumaczenie, jak zwykle, moje]

Albo więc przyjmiemy to, co fizyka ma nam do powiedzenia i spróbujemy pogodzić to z tzw. ludzką rzeczywistością (świadomością, etyką, wolną wolą, instytucjami społecznymi itd.), albo musimy uciec w jakiś metafizyczny dualizm. Zgadzam się z Searlem, że dualizm nie wchodzi w grę, ale nie zgadzam się, że godzenie ludzkiej rzeczywistości z fizyką to jedyne wyjście dla filozofa-naturalisty. Jest jeszcze trzecia opcja, o której Searle nie wspomina: odrzucić element ludzkiej rzeczywistości jako fikcję.
Poświęciłem tu wcześniej trochę miejsca Alexowi Rosenbergowi, który twierdzi, że w świecie składającym się wyłącznie z fermionów i bozonów (a wszystko wskazuje na to, że w takim właśnie świecie żyjemy) nie ma już miejsca na wolną wolę, moralne prawdy czy (filozoficznie rozumianą) intencjonalność. Rosenberg nie jest na pewno pierwszym filozofem, który idzie tym tropem. W późnych latach osiemdziesiątych Daniel Dennett próbował pokazać, że nie istnieją subiektywne doświadczenia zmysłowe. To samo o przekonaniach i pragnieniach twierdzili trochę wcześniej Patricia i Paul Churchland. To samo o prawdach moralnych twierdził w latach siedemdziesiątych J. L. Mackie. To samo o znaczeniach wypowiedzi w latach pięćdziesiątych W. V. O. Quine. Że wolna wola (jako sprzeczna z materializmem) nie istnieje, pisał już d'Holbach dwa i pół wieku temu.
Formułuję tu te problemy (podobnie zresztą jak sam Searle) w bardzo toporny sposób. Jednak nawet kiedy czyta się na ten temat coś starannie i technicznie napisanego, to często ciężko powiedzieć, czy ktoś uważa, że jakiś element ludzkiej rzeczywistości nie istnieje, czy raczej, że da się go (przynajmniej w teorii) wyczerpująco opisać odwołując się tylko do naturalnych zjawisk. Mówiąc bardziej fachowo – często ciężko odróżnić eliminatywizm od redukcjonizmu.
Nie wydaje mi się jednak, że różnica między jednym a drugim jest całkiem pozorna, czy nieistotna. Można wyobrazić sobie neopoganina, który ogłasza, że głównym zadaniem filozofii powinno być wytłumaczenie, jak pogodzić wiedzę o siłach elektrostatycznych, swobodnych elektronach i czynnikach jonizujących z ideą Zeusa Gromowładnego. Komuś takiemu wypada odpowiedzieć, żeby wziął pod uwagę, że być może jednak nie da się tego pogodzić. Być może nie istnieje nic zasługującego na miano Zeusa i neopoganin będzie musiał się z tym zmierzyć, choćby ten Zeus pełnił nie wiadomo jak istotną i centralną rolę w jego światopoglądzie. Nie można z góry wykluczać, że podobnie będzie z różnymi elementami ludzkiej rzeczywistości, o których pisze Searle. Tak jak filozofia nie powinna być służącą teologii, tak nie powinna być służącą tzw. zdrowego rozsądku.

21 komentarzy:

  1. Amen, słuszne, zbawienne i bardzo dobrze gadasz. A Searle, nie po raz pierwszy, nasuwa mi wniosek "jak ktoś uważany za tak mądrego może być tak głupi".

    PS i dzięki za przesyłkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E, ja bardzo lubię Searle'a. Fakt, że mam problem z biologicznym naturalizmem, wydaje mi się to trochę niespójną próbą wymknięcia się podziałowi dualizm/materializm, ale poza tym mnóstwo się od niego nauczyłem.

      Usuń
    2. Ja go nie lubię, hm, odkąd pamiętam - wg. mnie zawsze trafia ze swoimi wymyślnymi pomysłami i zawiłymi konstrukcjami obok celu. I w sporze z Derridą, i w dyskusji o świadomości, itd. A za ten nieszczęsny "chiński pokój" i jego pomysły o AI to powinno się go końmi po majdanie włóczyć, przecież w ten idiotyzm uwierzyło zylion ludzi i nadal kołacze się jako koncepcja po różnych pisaninach, od naukowych przez pop po fantastykę...

      Co do biologicznego naturalizmu, to mam bardzo podobne zdanie jak ty, tyle, że może nieco inaczej - zawsze wydaje mi się, że Searle tak naprawdę bardzo głęboko wierzy w solidny dualizm, tylko nie może się wprost przyznać, ani przed sobą ani przed światem, bo w końcu to XX-XXIw a nie XVII, stąd ma dysonans i często przybredza.

      Usuń
    3. W sporze z Derridą myślę, że zdecydowanie w cel, choć być może nie był to cel szczególnie trudny do trafienia. Chiński pokój nie sądzę, żeby pokazywał to, co Searlowi się wydaje, że pokazuje, ale tak czy inaczej pomógł on wyklarować wiele spraw.
      Jeśli chodzi o BN, to możemy nawet podejrzewać, że Searle wymyślił go, bo tak naprawdę nie kochał nigdy swojej matki, ale póki nie mamy żadnego zadowalającego modelu materialistycznej redukcji tego, "w co tak naprawdę bardzo głęboko wierzy", to takie spekulacje będą bezwartościowe.

      Usuń
  2. Więc przepraszam, że się odzywam znowu, ale mam trochę emo na to jak ktoś głupio miesza fizykę z filozofią.

    w świecie składającym się wyłącznie z fermionów i bozonów (a wszystko wskazuje na to, że w takim właśnie świecie żyjemy) nie ma już miejsca na wolną wolę, moralne prawdy czy (filozoficznie rozumianą) intencjonalność

    NON SEQUITUR.

    Otóż jak ktoś z grubsza zaczyna rozumieć o co chodzi w mechanice kwantowej (skoro mówimy o bozonach i fermionach to znaczy, że mówimy o mechanice kwantowej) to po pierwsze zaczyna rozumieć, że w radykalnej i prawdopodobnie jedynej spójnie możliwej interpretacji jest to również teoria poznania. I wynika z niej nie to, że obiektywna rzeczywistość uniemożliwia istnienie obiektywnej świadomości, a to, że obiektywna rzeczywistość nie istnieje, natomiast istnieją konsystentne (między obserwatorami) wyniki pomiarów, które ową rzeczywistość wobec obserwatorów (czyli "świadomości") "symulują".

    Czyli, mówiąc krótko, że bishop Berkeley miał sporo racji.

    Trochę o tym choćby tutaj:
    http://studies.ontologia.net/2008/omnes_2008.pdf





    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby mówić o non sequiturze, musiałbyś tu mieć wniosek i jakieś przesłanki, z których ten wniosek Twoim zdaniem nie wynika. Ja podałem tymczasem tylko goły wniosek. Żeby się dowiedzieć, jak Rosenberg do niego doszedł, musiałbyś zajrzeć do jego książki.
      Rosenberg jest naukowym realistą i na pewno nie zgadza się z interpretacją mechaniki kwantowej, o której tu piszesz.
      Co do Berkeleya, to żeby móc w ogóle mieć rację, trzeba spełnić minimalny warunek logicznej spójności, co mu się moim zdaniem zupełnie nie udało.
      Tak czy inaczej, dzięki za linka, postaram się przeczytać w najbliższym czasie.

      P.S. Słowo daję, że odpiszę Ci w końcu w tamtym starym wątku, jakoś nie mogę się zabrać. Zauważysz jakoś, kiedy to w końcu zrobię, subskrybowałeś?

      Usuń
    2. Żeby mówić o non sequiturze, musiałbyś tu mieć wniosek i jakieś przesłanki, z których ten wniosek Twoim zdaniem nie wynika.

      Z całym szacunkiem, w tamtym zdaniu mieściło się, lekko tylko przypudrowane retoryką, wynikanie:

      świat X składa się z f. i b. => w X nie może mieć miejsca wolna wola etc.

      I do tego odnosił się mój okrzyk.

      Rosenberg jest naukowym realistą i na pewno nie zgadza się z interpretacją mechaniki kwantowej, o której tu piszesz.
      Może być nawet stratosferycznym spadochroniarzem, ale najwyraźniej mechaniki kwantowej po prostu nie rozumie. Ja nie mówię o jakiś egzotycznych, niszowych interpretacjach, ale o klasycznej interpretacji kopenhaskiej (co najwyżej dopieszczonej logicznie w w podejściu "consistent histories") i ścisłych wnioskach z matematycznego rdzenia tzn. dekoherencji.

      Co do Berkeleya, to żeby móc w ogóle mieć rację, trzeba spełnić minimalny warunek logicznej spójności, co mu się moim zdaniem zupełnie nie udało.
      Nie napisałem przecież że m.k. dowodzi prawdziwości tez Berkeleya tylko, że "miał sporo racji". Czyli że część jego pomysłów może nabrać sensu w kontekście m.k.

      Zauważysz jakoś(...)?
      O ile nie skala czasowa nie wejdzie w lata, to pewnie tak.

      Usuń
    3. No tak, jest tam taka implikacja. Problem w tym, że Rosenberg tłumaczy, na czym ona polega, a nie stwierdza po prostu, że jedno wynika z drugiego. Możliwe, że nie ma tam tego wynikania, ale trochę głupio tak wykrzykiwać, że non sequitur, przed zapoznaniem się z argumentacją.
      Poza tym o non sequiturze w przypadku prostej implikacji mówi się raczej tylko, kiedy chce się wskazać na sam brak wynikania, tzn. chce się powiedzieć, że nawet jeśli poprzednik i następnik są prawdziwe, to całe złożone zdanie i tak jest fałszywe. Tobie najwyraźniej chodzi o coś innego.
      Ale przede wszystkim nie rozumiem tego, że w moim zdaniu są wolna wola, moralne prawdy i intencjonalność, a Ty to przerabiasz na świadomość. Świadomości Rosenberg akurat nie eliminuje. Potem piszesz o jakiejś „obiektywnej świadomości” – zupełnie nie wiem, co to jest.
      I czy o każdym, kto nie zgadza się z jakąś radykalną, jak sam piszesz, wersją kopenhaskiej interpretacji twierdzisz, że nie rozumie mechaniki kwantowej? Jak myślisz, dlaczego w ogóle nazywamy to „interpretacją”?

      Usuń
  3. @ autor

    Ale przecież to, o czym Searle mówi nijak się nie kłóci z Twoim podejściem, tyle tylko, że Searle nie wplata w swoją odpowiedź od razu określonej postawy filozoficznej. Jedną ze strategii odpowiedzi na pytanie przedstawione przez Searle'a jest eliminatywizm, który sprowadza się do takiej właśnie reakcji: to wszystko (zasady moralne, wolna wola, świadomość etc.) nie istnieje, należy to wyeliminować z naszego dyskursu.

    Tyle tylko, że nie bez powodu eliminatywizm przegrał walkę o popularność we współczesnej filozofii nauki z redukcjonizmem. Możemy bowiem próbować twierdzić, że wspomniane zjawiska obiektywnie nie istnieją, ale program wyeliminowania ich z naszego języka nie może się powieść z bardzo prostego, "Kantowskiego" powodu - nie jesteśmy w stanie wyskoczyć poza nasz aparat pojęciowy, który każe nam postrzegać rzeczywistość w pewnych kategoriach. Tu nie chodzi więc o to, że filozofia ma służyć "zdrowemu rozsądkowi", czyli wyjaśniać nasze potoczne przekonania o świecie. Ona ma tłumaczyć obiektywistyczny aparat pojęciowy nauki (skądinąd, odwoływanie się do fizyki kwantowej jako paradygmatu naukowego, który pozwala na zakorzenienie owego obiektywistycznego obrazu nauki jest sporym nadużyciem, patrz chociażby komentarz powyżej) na subiektywistyczny aparat poznawczy nas jako podmiotów poznających.

    Jaka jest różnica? Zasadnicza. Otóż jeśli weźmiemy przekonania zdroworozsądkowe (np. przesądy), to możemy próbować co najwyżej wyjaśniać powody powstawania takich przekonań, ale nie same przekonania jako reprezentujące jakieś fakty, bo część z nich żadnych faktów nie reprezentuje. Inaczej jest z aparatem pojęciowym - jeśli mówimy o _pojęciach_ takich jak wolna wola czy świadomość, to te pojęcia w naszym aparacie pojęciowym istnieją. Co więcej, do czegoś się odnoszą - możemy wskazać introspekcyjnie instancje wolnej woli, świadomości czy intencjonalności. Oczywiście fałszywe mogą być nasze (zdroworozsądkowe) przekonania dotyczące referentów tych pojęć, ale nadal wyzwaniem dla filozofii (dotąd nierozwiązanych) istnieje stworzenie nieintrospekcyjnej definicji tychże pojęć (zaczynając od usytuowania kategorialnego, gdzie już napotykamy problem - czym jest świadomość w sensie kategorialnym?), a co dopiero pokazanie, jakie one mają właściwości, jak już obedrzemy je z naszych subiektywnych wrażeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przecież to, o czym Searle mówi nijak się nie kłóci z Twoim podejściem, tyle tylko, że Searle nie wplata w swoją odpowiedź od razu określonej postawy filozoficznej. Jedną ze strategii odpowiedzi na pytanie przedstawione przez Searle'a jest eliminatywizm

      OK, można to też interpretować w ten sposób. Wydaje mi się jednak, że Searle sugeruje w tych swoich sformułowaniach, że eliminatywizm raczej nie wchodzi grę. A w niektórych nawet, że redukcjonizm też nie (irrecucibly subjective states of consciousness).

      Inaczej jest z aparatem pojęciowym - jeśli mówimy o _pojęciach_ takich jak wolna wola czy świadomość, to te pojęcia w naszym aparacie pojęciowym istnieją. Co więcej, do czegoś się odnoszą

      Ale teza eliminatywistów jest taka, że właśnie nie odnoszą się, tak samo jak te przesądy.
      Nie chciałbym w ogóle wrzucać wszystkich tych pojęć do jednego wora. Można tak, myślę, mówić o wolnej woli, o świadomości już niekoniecznie. Często mówi się, że np. eliminatywizm Churchlandów odrzuca istnienie świadomości, ale, jak to sama Churchland niedawno ujęła:

      "Brian McLaughlin wrote the entry on consciousness for the Cambridge Encyclopedia of Consciousness. He said the Churchlands don’t believe in consciousness. And it was so interesting because we had studiously avoided saying any such thing about consciousness. So I phoned Brian after I read this and I said, ‘Well, what the fuck?’"

      Usuń
    2. Ale teza eliminatywistów jest taka, że właśnie nie odnoszą się, tak samo jak te przesądy.

      No ja wiem, że taka jest teza, tyle tylko, że bardzo trudno jest ją udowodnić (w szczególności, ja nie znam żadnego sensownego dowodu, że się nie odnoszą).

      Nie chciałbym w ogóle wrzucać wszystkich tych pojęć do jednego wora. Można tak, myślę, mówić o wolnej woli, o świadomości już niekoniecznie.

      No tak, ale to też można podpiąć pod program badawczy, o którym mowa. Tzn. rozstrzygnięcie, które pojęcia należy np. eliminować, a które redukować (a których być może ani jedno, ani drugie), samo w sobie jest nietrywialne.

      OK, można to też interpretować w ten sposób. Wydaje mi się jednak, że Searle sugeruje w tych swoich sformułowaniach, że eliminatywizm raczej nie wchodzi grę. A w niektórych nawet, że redukcjonizm też nie (irrecucibly subjective states of consciousness).

      Primo, jego odpowiedź na pytanie o rolę filozofii nie musi być zależna od jego prywatnych przekonań dotyczących rozstrzygnięć. Secundo, w tych nieredukowalnie subiektywnych stanach świadomości jest pewien niuans - otóż tutaj może być mowa o nieredukowalności w dwóch sensach. Jeden jest taki, że ponieważ pojęcia subiektywne używają innego aparatu pojęciowego, niż obiektywne, to ich wzajemne wierne przełożenie jest po prostu niemożliwe - nie dlatego, że nie mamy ku temu wiedzy, tylko dlatego, że jest po prostu logicznie niemożliwe, bo te aparaty pojęciowe nie mają żadnych elementów wspólnych. Drugi jest taki, że niemożliwe jest znalezienie dobrej koekstensywnej definicji np. świadomości w terminach obiektywnych. Można uważać redukcję w pierwszym sensie za niemożliwą, ale z drugiej strony obstawać przy przekonaniu, że dopóki jest możliwa redukcja w drugim sensie, to nie ma to żadnego znaczenia (mało kto będzie np. twierdził, że niemożność przełożenia pełni naszych subiektywnych wrażeń wzrokowych jest argumentem przeciwko naukowym modelom percepcji).

      Usuń
    3. No ja wiem, że taka jest teza, tyle tylko, że bardzo trudno jest ją udowodnić (w szczególności, ja nie znam żadnego sensownego dowodu, że się nie odnoszą).

      „Dowód” to chyba nie najlepsze słowo, ale jest kilka argumentów. Introspekcja, o której piszesz, to generalnie bardzo kiepski sposób na zdobywanie wiedzy o czymkolwiek. Były i są osoby, które mogą „wskazać introspekcyjnie instancje” złego uroku, jasnowidzenia albo mistycznego kontaktu z Kryszną. Ani tych pojęć, ani pojęcia np. wolnej woli nie jesteśmy w stanie użyć do wyjaśniania zjawisk, w związku z czym możemy podejrzewać, że po prostu do niczego się nie odnoszą.

      No tak, ale to też można podpiąć pod program badawczy, o którym mowa. Tzn. rozstrzygnięcie, które pojęcia należy np. eliminować, a które redukować (a których być może ani jedno, ani drugie), samo w sobie jest nietrywialne.

      Jasne, ale można być chyba szczęśliwym eliminatywistą i nie mieć sprecyzowanego zdania co do możliwości eliminacji niektórych folkowych pojęć?

      Primo, jego odpowiedź na pytanie o rolę filozofii nie musi być zależna od jego prywatnych przekonań dotyczących rozstrzygnięć.

      Chciałem tylko powiedzieć, że pytanie w postaci „Jak wyjaśnimy samych siebie jako istoty posiadające wolną wolę?” sugeruje, że istnieje wolna wola. Podobnie jak, powiedzmy, pytanie „Jak wyjaśnimy Jana Pawła II jako istotę, która czyniła cuda?” sugeruje, że Jan Paweł II rzeczywiście czynił cuda. Nie jest to jednak, jak sam Searle pisze, jasne i precyzyjne sformułowanie. Na początku pojawia się też zdanie z wyrażeniem „wyobrażenia o nas samych”, które jest już bardziej neutralne, więc nie będę się upierał.

      Secundo, w tych nieredukowalnie subiektywnych stanach świadomości jest pewien niuans - otóż tutaj może być mowa o nieredukowalności w dwóch sensach. Jeden jest taki, że ponieważ pojęcia subiektywne używają innego aparatu pojęciowego, niż obiektywne, to ich wzajemne wierne przełożenie jest po prostu niemożliwe - nie dlatego, że nie mamy ku temu wiedzy, tylko dlatego, że jest po prostu logicznie niemożliwe, bo te aparaty pojęciowe nie mają żadnych elementów wspólnych. Drugi jest taki, że niemożliwe jest znalezienie dobrej koekstensywnej definicji np. świadomości w terminach obiektywnych. Można uważać redukcję w pierwszym sensie za niemożliwą, ale z drugiej strony obstawać przy przekonaniu, że dopóki jest możliwa redukcja w drugim sensie, to nie ma to żadnego znaczenia (mało kto będzie np. twierdził, że niemożność przełożenia pełni naszych subiektywnych wrażeń wzrokowych jest argumentem przeciwko naukowym modelom percepcji).

      Wydaje mi się, że to, o czym piszesz, to trochę bardziej subtelna postać metafizycznego dualizmu, który, jak pisze Searle, nie wchodzi w grę. Ale przyznam, że słabo się znam na tych wszystkich rodzajach redukcji i nieredukcyjnych fizykalizmach.

      Usuń
    4. A jako Latin Nazi chciałem jeszcze dodać, że ani 'primo' nie znaczy 'po pierwsze', ani 'secundo' 'po drugie'. Nie wiem, skąd się to wzięło, może przez wymieszanie z włoskim?

      Usuń
  4. Z góry przepraszam za może słabego trolla ale. W kwestii ostatniego zdania: ani teologii ani zdrowego rozsądku a fizyki już jak najbardziej? Czemu?

    Być może powyższym pytaniem już się skreślam w Twoich oczach ale zawsze jestem zdziwiony kiedy czytam kogoś interesującego się filozofią i jego największym problemem jest wyeliminowanie jakichkolwiek ludzkich "pozostałości" z języka w którym dokonujemy opisu. Przy okazji, czytałeś Baker to o przekonaniach? W każdym razie jaka jest tego motywacja? Tylko proszę nie mów że "dążenie do prawdy"

    @Searle, Boni
    Jak ja nienawidzę chińskiego pokoju. Na całe szczęście jest taki tekst chyba Copelanda w którym rozwala tę bzdurę. Pomaga jak sobie o tym przypomnieć.

    Aha i poza tym to dzień dobry. Jestem stałym czytelnikiem i bardzo sobię cenię Twojego bloga mimo, że (a może dzięki temu) niektóre teksty dosyć mnie drażnią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry. Cieszę się, bardzo bym nie chciał, żeby czytali to tylko ludzie z poglądami takimi jak moje.
      Dlaczego fizyka, a nie teologia albo zdrowy rozsądek? Fizyka ma olbrzymie sukcesy w wyjaśnianiu zjawisk i dokonywaniu bardzo precyzyjnych przewidywań, teologia nie ma żadnych, a zdrowy rozsądek bardzo ograniczone. Wytłumaczenie tych wszystkich superprecyzyjnych przewidywań fizyki jest, myślę, takie, że po prostu w trafny sposób opisuje ona rzeczywistość. I to nawet biorąc pod uwagę wszystkie problemy z interpretacjami mechaniki kwantowej, godzeniem mechaniki kwantowej z teorią względności itd. Nauka ma swoje problemy, ale nie ma dla niej poważnej konkurencji jeśli chodzi o poznawanie świata. Zdrowy rozsądek sprawdza się tylko dla zjawisk w pewnej skali, a i tam często zawodzi (patrz np. wszystkie błędy poznawcze).
      Nie twierdzę, że na pewno wszystkie te zdroworozsądkowe pojęcia będzie trzeba wyeliminować z języka, żeby ten język w miarę trafnie oddawał rzeczywistość, ale że trzeba to brać pod uwagę.
      Baker (chodzi ci o Lynne Rudder Baker, tak?) nie znam zupełnie.

      Usuń
    2. No tak argument "rakiety latają" rzeczywiście jest trudny do zbicia. Jednak chodzi mi trochę o coś innego. Nie rozumiem do końca tego parcia na redukcję lub eliminację. Nie czytałem książki Rosenberga (Twojego tekstu jeszcze też nie) ale w jaki sposób wyeliminowanie np. przekonań cokolwiek wyjaśnia? Znam próby Dennetta dotyczące świadomości i nie sądzę żeby była to specjalnie dobra teoria (znaczy ma niewielką wartość eksplanacyjną, nie pozwala niczego przewidywać, etc.). Czasem mam wrażenie jakby była to kwestia mody - ma być prosto i minimalistycznie więc nie przejmujmy się kosztami. (Hmm, trochę stara ta moda.)

      Tak, Lynn Baker. Dokładniej to: http://www.amazon.com/Saving-Belief-Lynne-Rudder-Baker/dp/0691020507

      Usuń
    3. Eliminatywiści nie twierdzą, że wyeliminowanie przekonań wiele w tej chwili wyjaśnia, ale że są dobre powody, by sądzić, że wyjaśni w przyszłości. Dlatego że potoczna, zdroworozsądkowa psychologia pod wieloma względami przypomina np. potoczną, zdroworozsądkową fizykę, która okazała się być nieporozumieniem. Ale na razie to tylko rodzaj informed guess.

      Usuń
  5. uważam, że definicja filozofii jako próby wyjaśnienia wyobrażenia człowieka o nim samym, życia społecznego etc. jest bardzo "atropocentryczna" i zawężająca. Nie wiem czemu mamy skupiać się wyłącznie na człowieku. Wg mnie zajmowanie się istnieniem samych cząstek fizycznych i pól jest nie mniej ważne i istotne.
    Dla mnie filozofia to wszelka aktywność racjonalna człowieka, wcześniej nie zakwalifikowana inaczej.
    Na lekcjach matematyki w szkole podstawowej pani nauczycielka, mówiąc np. o twierdzeniu Pitagorasa, mówiła nam, że w jego czasach na takich ludzi jak on mówiono "filozof", a filozofia była to po prostu nauka. Z biegiem czasu wyłoniła się z niej matematyka, fizyka, medycyna. I ja wierny jestem tej "definicji", że filozofia to racjonalna aktywność człowieka, do której nie przyznają się "inne dziedziny wiedzy", czyli inne nauki. Było to ponad 20 lat temu, ale myślę że jej słowa są aktualne.

    Marcin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, jest trochę pytań z tradycyjnego ontologicznego zestawu, których raczej nie da się podpiąć pod to, co pisze Searle. Można powiedzieć, że o ile nie są to pseudoproblemy, to zajmuje się nimi fizyka. Ale tak samo można powiedzieć np. o epistemologicznych pytaniach, że o ile nie są to pseudoproblemy, to zajmuje się nimi neuropsychologia. Nie wydaje mi się, żeby były jakieś sensowne pytania poza zasięgiem nauki i Searle'owi chyba też nie.
      Co do Twojej definicji, to problem polega na tym, że jest wiele rodzajów ludzkiej umysłowej aktywności, do których nie przyznają się konkretne nauki, a filozofią trudno to nazwać (jak poezja czy pseudonauka).

      Usuń
    2. świadom niedoskonałości przytoczonych przeze mnie określeń, chciałem zwrócić uwagę, że użyłem pojęcia "aktywności racjonalnej". A do takiej nie zaliczyłbym pseudonauki, ani aktywności artystycznej, poza próbami przybliżania odbiorcom w sposób symboliczny czy metaforyczny treści racjonalnych (logicznych).

      Przede wszystkim chciałem zaprotestować przeciwko sprowadzaniu filozofii do zagadnień świadomości czy życia społecznego, nie mówiąc już o kwestii "istnienia obiektywnej rzeczywistości pieniędzy".

      marcin

      Usuń
    3. Musiałbyś w takim razie doprecyzować tę "racjonalność" czy "metaforyczność", co nie będzie raczej łatwym zadaniem. Taki np. Kierkegaard nie wydaje mi się znacząco mniej metaforyczny niż wielu poetów, a taki np. Heidegger bardziej racjonalny niż horoskop w "Fakcie".

      Usuń