„Etyka aborcji” to cykl, w którym podsumowuję i komentuję książkę Davida Boonina „A Defense of Abortion”. Jeśli jesteś tu nowa/-y, zacznij od Wstępu.
Główna myśl za
argumentem z prawdopodobieństwa jest następująca: szanse na
rozwinięcie się w niemowlę wzrastają radykalnie w momencie
poczęcia, a więc status moralny zygoty musi być inny niż status
moralny tego, z czego zygota powstaje. Głównym obrońcą tego
argumentu jest John T. Noonan, skupimy się więc na jego wersji.
Z jakichś powodów
Noonan birze pod uwagę tylko los plemników w sytuacji seksu, po
którym dochodzi do zapłodnienia i pomija wszystkie inne sytuacje.
Twierdzi on, że w takim przypadku prawdopodobieństwo
przekształcenia się zygoty w niemowlę wynosi jakieś 4:5 (Noonan
pisał to w latach 70., nowsze badania wskazują na 1:5, ale to w
naszym wypadku mało istotne), natomiast prawdopodobieństwo
przekształcenia się plemnika w niemowlę wynosi jakieś 1:250000000. Po czym przedstawia natępujący argument:
P1: Istnieje ogromna
różnica między prawdopodobieństwem, że plemnik rozwinie się w
niemowlę, a prawdopodobieństwem, że zygota rozwinie się w
niemowlę.
P2: Jeśli różnica
między prawdopodobieństwem, że P rozwinie się w niemowlę, a
prawdopodobieństwem, że Q rozwinie się w niemowlę, jest ogromna,
to P ma istotnie większe prawa niż Q.
____________________________
W: Zygota ma
istotnie większe większe prawa niż plemnik.
Następnie Noonan w
jakiś sposób przechodzi od W do „Każda zygota ma prawo do życia,
a żaden plemnik nie ma takiego prawa”, ale nie jest dla mnie jasne
w jaki – czyli albo Noonan tego nie wyjaśnia, albo Boonin nie
wyjaśnia, jak wyjaśnia to Noonan. Załóżmy jednak, że istnieje
rozwiązanie tego problemu – innych problemów z tym argumentem i
tak zostanie bez liku.
Po pierwsze, trzeba
zauważyć, że P1 można rozumieć na dwa sposoby:
P1a: W przypadku
każdego plemnika i każdej zygoty, szanse zygoty na stanie się
niemowlęciem są dużo większe niż szanse plemnika na stanie się
niemowlęciem.
P1b: Jeśli losowo
wybierzemy zygotę i plemnik, to szanse zygoty na stanie się
niemowlęciem będą dużo większe niż szanse plemnika na stanie
się niemowlęciem.
P1b może być
prawdziwe – czy raczej bardzo prawdopodobne – ale to w żaden
sposób nie pomoże Noonanowi, bo on do swojego argumentu potrzebuje
P1a, a P1a jest fałszywe. Możemy porównać zygotę w jajowodzie
kobiety, u której choroba macicy praktycznie uniemożliwia
zagnieżdżenie i plemnik, który właśnie jako pierwszy przenika do
wnętrza komórki jajowej u zdrowej kobiety. Zygota taka będzie
oczywiście miała dużo mniejszą szansę na zostanie niemowlęciem
– a Noonan chce wykazać, że każda zygota ma większe prawa niż
każdy plemnik, co nie będzie wynikać z innego rozumienia P1 niż
P1a.
Inny problem z
argumentem jest taki, że Noonan porównuje zygotę z plemnikiem, a
milczy na temat komórek jajowych, których szanse na rozwinięcie
się w niemowlę są bliskie szans zygoty na rozwinięcie się w
niemowlę. Jeśli więc zamienimy w powyższym argumencie zygotę na
komórkę jajową, to Noonan będzie musiał zgodzić się z
przesłankami, ale nie zgodzi się z wnioskiem – bo ani on, ani
chyba żaden przeciwnik aborcji nie twierdzi, że komórki jajowe
mają prawo do życia. Co pokazuje, że z argumentem jest coś mocno
nie tak.
Kolejny problem
polega na tym, że Noonan porównuje uśmiercenie jednej zygoty z
uśmierceniem jednego plemnika. A co gdyby porównać uśmiercenie
200 milionów plemników zawartych w ejakulacie z uśmierceniem
zygoty? Czy okazałoby się, że grupa ta ma takie samo prawo do
życia jak zygota, bo prawdopodobieństwo rozwinięcia się jednego i
drugiego w niemowlę jest podobne? Ciężko powiedzieć, jak Noonan
chce uniknąć tego wniosku.
Poza powyższymi
problemami z P1, mamy też problemy z P2. Noonan próbuje uzasadnić
tę przesłankę twierdząc, że „większość rozumowania
moralnego opiera się na szacowaniu prawdopodobieństwa”, co z
kolei ma uzasadniać następujący eksperyment myślowy: wyobraźmy
sobie kogoś, kto strzela w kierunku zarośli, bo coś się tam
rusza. Jeśli prawdopodobieństwo tego, że jest to człowiek, wynosi
1:200000000, to mało kto będzie mu zarzucał lekkomyślność
(Noonan zakłada tu najwyraźniej, że strzelanie
do zwierząt innych niż homo sapiens nie jest moralnie
problematyczne). Jeśli prawdopodobieństwo to będzie wynosiło 4:5,
to już zupełnie inna historia.
Trudno ten wywód
traktować poważnie z dwóch powodów – po pierwsze, nie wiadomo,
jak ten eksperyment myślowy ma uzasadniać twierdzenie, że
„większość rozumowania moralnego opiera się na szacowaniu
prawdopodobieństwa”. To w końcu tylko jeden przykład rozumowania
moralnego, jak niby przejść od niego do twierdzenia o większości?
Po drugie, o czym Boonin nie wiem dlaczego nie pisze, zupełnie nie
wiadomo, jak z „większość rozumowania moralnego opiera się na
szacowaniu prawdopodobieństwa” ma wynikać P2.
Wywód Noonana można
zinterpretować w trochę inny sposób: jeśli uznajemy, że
strzelanie w kierunku zarośli w pierwszym wypadku jest moralnie
dopuszczalne, a w drugim nie, to musimy uznać, że uśmiercanie
plemników jest moralnie dopuszczalne, a uśmiercanie zygot nie.
Takie rozumowanie jest jednak kulawe, bo ignoruje ono różnicę
między podjęciem ryzyka zabicia kogoś, kto może okazać się
człowiekiem, a podjęciem ryzyka zabicia kogoś, kto mógłby stać
się człowiekiem, gdyby nie został zabity.
Na koniec Boonin
zauważa, że argument z prawdopodobieństwa wywraca się o
zapłodnienie in vitro. W przypadku in vitro prawdopodobieństwo,
że plemnik stanie się niemowlęciem jest tylko niewiele mniejsze od
prawdopodobieństwa, że zygota stanie się niemowlęciem (jakieś
0.08 do 0.1). Z argumentu Noonana wynikałoby więc, że zabicie
plemnika jest podobnie złe co zabicie zygoty w przypadku in vitro,
ale już dużo mniej złe niż zabicie zygoty w przypadku naturalnego
zapłodnienia – a Noonan z całą pewnością nie ma ochoty bronić
takiego wniosku.
I to tyle jeśli
chodzi o argumenty za prawem do życia od poczęcia – wszystkie
okazały się mniej lub bardziej ułomne. W następnych odcinkach
zajmiemy się kryteriami innych etapów rozwoju.
Nie no bez biologii jednak nie rozbieriosz... Ale już nie będę się czepiać, że 'moment poczęcia' nie istnieje w żadnym akceptowanym sensie słowa 'moment'. Czepnę się, że szanse plemnika na rozwinięcie się w niemowlę wynoszą zero. (Z.E.R.O) Tym się różni plemnik od jajeczka: jajeczko jest komórką rozrodczą, a plemnik nie. (Nie tylko zresztą od jajeczka; w zasadzie dojrzały plemnik jest jedyną komórką, z jakiej nie da się uzyskać organizmu potomnego. Teoretycznie z komórek somatycznych można zrobić blastocystę; z plemników nie.)
OdpowiedzUsuńTa różnica jest istotna, choć rzeczywiście raczej dla tego argumentu niekoniecznie.
Ale już nie będę się czepiać, że 'moment poczęcia' nie istnieje w żadnym akceptowanym sensie słowa 'moment'.
UsuńMożesz rozwinąć? Wg. PWN moment to np. "pewien odcinek czasu wyodrębniony ze względu na ważne wydarzenia"; ale to chyba nie ma aż takiego znaczenia - Boonin odnosi się do konkretnego argumentu, który wychodzi od czegoś, co proponenci tego argumentu nazwali "moment poczęcia" i byłoby raczej średnio poważne opierać krytykę argumentu na tym, że źle użyli słowa.
Czepnę się, że szanse plemnika na rozwinięcie się w niemowlę wynoszą zero
To zależy oczywiście od tego, jak rozumiesz "szanse rozwinięcia się" i jakie konkretnie chcesz stosować kryterium ciągłości między jednym a drugim, ale na pewno można dobrać takie, w których nie są zerowe. W każdym razie nawet gdyby każde z tych kryteriów się okazało bez sensu, to nie podważałoby to w żaden sposób argumentu (wręcz by go chroniło przed częścią zarzutów)
@rycerka
UsuńAle już nie będę się czepiać, że 'moment poczęcia' nie istnieje w żadnym akceptowanym sensie słowa 'moment'.
Rozumiem, że chodzi Ci długość i skomplikowanie procesu formowania się zygoty, o czym zresztą pisałem wcześniej tu. Nie jestem przekonany, że mówienie o momencie jest nieakceptowalne – „momentami w życiu” powszechnie nazywa się w końcu procesy dłuższe i nie mniej skomplikowane od formowania się zygoty.
Czepnę się, że szanse plemnika na rozwinięcie się w niemowlę wynoszą zero. (Z.E.R.O) Tym się różni plemnik od jajeczka: jajeczko jest komórką rozrodczą, a plemnik nie. (Nie tylko zresztą od jajeczka; w zasadzie dojrzały plemnik jest jedyną komórką, z jakiej nie da się uzyskać organizmu potomnego. Teoretycznie z komórek somatycznych można zrobić blastocystę; z plemników nie.)
Jak wyżej zauważył kaleka, w pewnym sensie mogą wynosić zero, ale to nie jest sens, którym posługują się Noonan i Boonin. Im chodzi o „szanse na połączenie się z żeńską komorką rozrodczą i uformowanie zygoty, z której powstanie niemowlę”, a te na pewno są większe niż zero.
Poza tym zupełnie nie rozumiem, dlaczego twierdzisz, że plemnik nie jest komórka rozrodczą.
1. Wyrażenie "moment poczęcia" jest używane dla zasugerowania, że otóż "bach" i homunkulus umieścił się w tej prozaicznej doniczce macicznej. (W propagandzie antykobiecej nadal nie ma jak Arystoteles.) Oczywiście, 48 godzin może się wpasować w abstrakcyjną definicję momentu - ale przecież zakaz aborcji to nie jest żadna filozoficzna abstrakcja. Zakaz aborcji jest wymierzony w kobiety z zamiarem kontroli nad "produkcją" siły roboczej, i poświęcenie zarodków i płodów (a także niemowląt) jest tu wliczone w koszty.
OdpowiedzUsuń2. Sens biologiczny mam na myśli. Noonan i Boonin mogą sobie posługiwać się sensem, jakim sobie abstrakcyjnie chcą, ale to nie zmieni faktu, że jajeczko jest komórką rozrodczą, a plemnik nie. Czasem jest potrzebny do dokończenia metafazy drugiego podziału mejotycznego jajeczka, ale przecież daleko nie u wszystkich organizmów. (Niektóre jajeczka dzielą się bez plemników. Plemniki nie dzielą się w ogóle, a ich normalnym losem jest obumarcie.)
Nie wiem, czy się wyjaśniłam? Istnieje przepaść ontologiczna między plemnikiem a jajem z punktu widzenia biologii. Filozofia może na to oczywiście zamknąć oczy, tyle że biologii to nie zmieni.
Przytaczane przez Ciebie polemiki Boonina z "argumentami" muszą przecież abstrahować od tego, że są wyłacznie racjonalizującymi przyczynkami do intencji tyleż całkowicie praktycznej, co całkowicie podłej: używania prawdziwych żywych ludzi - kobiet - jako narzędzia do tworzenia zysku.
(Niemniej czekam na każdy odcinek niecierpliwie i dziękuję.)
A, pardon: no bo plemnik nie jest komórką rozrodczą. Jajo jest, plemnik nie jest. Komórka płciowa to nie to samo co rozrodcza.
OdpowiedzUsuńCo by tu polecić przystępnego... Może "Rozród ssaków" z serii Omega? (tylko o ssakach, u ssaków plemnik ma nieproporcjonalnie duże znaczenie, choć od czasów Dolly wiemy, że nawet u ssaków rozród jest możliwy bez plemników - tę metafazę da się dokończyć w inny sposób niż przez wchłonięcie plemnika do jajeczka)
Może jeszcze "Od zygoty do osoby" Różyńskiej?
Nie przychodzi mi teraz do głowy nic bardziej podstawowego z embriologii... jak mi się coś napatoczy, to dam znać. Ale sam pomysł, że plemnik JEST komórką rozrodczą jest wyłacznie wynikiem propagandowej próby uzasadnienia tezy, że mężczyźni mają prawo zmuszać kobiety do ciąży. Komórka rozrodcza to taka, z której może powstać organizm potomny. Z plemnika nie może. (Prędzej - przynajmniej teoretycznie - z komórek macierzystych. A z plemnika czy z grupy plemników nigdy. Znaczy, mówię o dojrzałych plemnikach. Pierwotne komórki płciowe są tak samo wielopotencjalne jak inne komórki. Dorosły plemnik jest wyjątkowy w tym, że traci wszelki potencjał rozrodczy; jest - delikatnie rzecz ujmując - beneficjentem rozrodczości jajeczka.)
@rycerka
UsuńAle przecież Różyńska sama pisze o potencjale przekształcania się plemnika w osobę:
jeżeli ludzkiemu conceptusowi przyznajemy prawo do życia, ponieważ jest on potencjalną osobą, to takie samo prawo powinniśmy przyznać ludzkim gametom, ponieważ one także mają potencjał, aby przekształcić się w osobę. Co więcej, prawo do życia powinniśmy przyznać także ludzkim komórkom somatycznym, jako że każda z nich – przynajmniej teoretycznie – może zostać wykorzystana do stworzenia nowej osoby poprzez klonowanie. Uznanie, że plemniki, jajeczka i komórki somatyczne mają prawo do życia, byłoby jednak absurdalne
Jeżeli istnieje potencjał, to raczej można też mówic o prawdopodobieństwie zrealizowania tego potencjału i o to w tym argumencie chodzi - nikt raczej nie twierdzi że pozostawiony samemu sobie plemnik przekształci się w niemowlę. Różyńska dalej oczywiście niuansuje różnego rodzaju potencjalności, ale w tym wypadku chyba nie ma to aż takiego znaczenia, bo tam gdzie analizuje argument Noonana nie zaprzecza wcale istnieniu takiego niezerowego prawdopodobieństwa.
Nie można sobie po prostu powiedzieć że taki rodzaj potencjalności nie ma moralnego znaczenia, trzeba pokazać że jest nieużyteczny - i to właśnie robi tutaj Boonin (a Różyńska robi to nawet kompletniej).
Wyrażenie "moment poczęcia" jest używane dla zasugerowania, że otóż "bach" i homunkulus umieścił się w tej prozaicznej doniczce macicznej.
Czasem jest, ale słowo moment wcale nie jest tutaj użyte w nieakceptowalnym sensie. I to z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze Boonin próbuje tutaj pokazać że argumentując na warunkach przeciwników aborcji nie da się obronić kryterium poczęcia, stąd zaakceptowanie ich założeń co do tego czy to jest moment czy też nie, wydaje się sensowne. Po drugie _moment_ może oznaczać dłuższy okres a nie tylko punkt w czasie, a ponieważ nikt tu nie korzysta z tego że to miałby być punkt w czasie, można uznać że nie chodzi o takie znaczenie.
Cały pomysł z prawdopodobieństwem pojawił się tutaj, wydaje mi się, żeby zaproponować jakieś rozróżnienie pomiędzy różnymi stopniami potencjału na zapoczątkowanie życia osoby z którymi sobie niespecjalnie daje radę argument z potencjalności, a nie żeby przywoływać mity z homunkulusami czy mężczyznami jako dawcami życia.
Oczywiście, 48 godzin może się wpasować w abstrakcyjną definicję momentu - ale przecież zakaz aborcji to nie jest żadna filozoficzna abstrakcja.
Szczerze mówiąc to wydaje mi się, że każda definicja _momentu_ jest abstrakcyjna. Rozumiem że chodzi Ci o to, że ludzie czasem się posługują argumentem postaci (1) żeby określić początek istnienia osoby potrzebujemy wskazać jakiś powiązany z rozwojem punkt w czasie (2) jedyny powiązany z rozwojem punkt w czasie to poczęcie, a zatem (3) jedyny sposób na określenie początku istnienia osoby, to przyjęcie kryterium poczęcia. Tylko że tutaj po prostu nie chodzi o takie znaczenie i nie wydaje mi się żeby błędem było użycie słowa _moment_ tylko dlatego, że inni używają go do nonsensownego argumentu. Możliwe oczywiście że takie użycie utrwala niepoprawne skojarzenia, ale nie wydaje mi się.
Istnieje przepaść ontologiczna między plemnikiem a jajem z punktu widzenia biologii.
Naturalnie że istnieje, ale nikt tutaj nie twierdzi że nie.
Wspomniana tu już Różyńska wskazuje też na inny problem z argumentem Noonana – jeżeli miałby działać, to istnieje też całe mnóstwo bytów, od których zarodek chroniony na zasadzie kryterium poczęcia powinien mieć mniejsze prawa:
OdpowiedzUsuńJeśli ciąża zostanie zdiagnozowana w okresie przedimplantacyjnym, szanse, że dojdzie do narodzin dziecka, wynoszą około 30 procent. Po zagnieżdżeniu szanse conceptusa na przeżycie wzrastają do 40–60 procent. Jednak dopiero około szóstego tygodnia ciąży osiągają one wysokość 85–90 procent. Dlaczego nie mielibyśmy uznać tych różnic w prawdopodobieństwie przekształcenia się w osobę ludzką za moralnie znaczące? Może powinniśmy przyjąć, że istnieje całe kontinuum prawa do życia – bardzo słabe prawo życia, słabe prawo do życia, średnio mocne prawo do życia itd.? Czy takie rozwiązanie byłoby do przyjęcia dla zwolenników argumentu z potencjalności? Nie ulega wątpliwości, że nie.
Różyńska pisze, bo jest filozofką :)
OdpowiedzUsuńAle panowie, serio: o partenogenezie słyszeliśmy?
Która to komórka jest zdolna do partenogenezy, a która - jesli ma masę szczęścia - może się rozmnażać wyłacznie pasożytniczo?
Matko boska, co ten Arystoteles zrobił z ludźmi, żeby się komuś w XXI wieku wydawało, że plemnik jest równoważny jaju. Anizogamia, na litość Stworzycielki.
żeby się komuś w XXI wieku wydawało, że plemnik jest równoważny jaju.
UsuńAle w którym miejscu ktoś pisze że jest równoważny?
Jak można zdiagnozować ciążę w okresie przedimplantacyjnym?
OdpowiedzUsuń@kwik
UsuńNie mam pojęcia, ale co to właściwie ma do rzeczy?
Nic. Ale takie zdanie padło. Ludzie piszą czasem piętrowe bzdury. Po pierwsze nie da się, po drugie "ciąża w okresie przedimplantacyjnym" to jak "dziecko nienarodzone" - ciąża zaczyna się od implantacji.
UsuńPrzy okazji - termin "poczęcie" tak jak np. "morowe powietrze" czy "czarna żółć" już dawno powinien trafić do lamusa. Dziś już wiemy o co chodzi. Mamy na myśli zapłodnienie piszmy zapłodnienie. No chyba, że ma to być ukłon w stronę wierzących w cud poczęcia bez zapłodnienia.
A jakby ktoś napisał "jeśli znajdziemy się w piątek na Marsie, szanse że się udusimy wynoszą 100%", to też byś oponował, że to przecież niemożliwe żebyśmy się tam znaleźli?
Usuńciąża zaczyna się od implantacji.
Może, ale to czepianie się o słówka.
@kaleka
UsuńNie jest to chyba najlepsze porównanie, bo Twoje zdanie to counterfactual conditional (jakkolwiek się to nazywa po polsku), a zdanie Różańskiej nie. Ty zakaładasz, że się nie znajdziemy w piątek na Marsie, a Różańska zakłada, że ciąże diagnozuje się przed implantacją.
może nie jest, mi chodzi tylko o to że to zdanie ma podobny wpływ na sens całości wypowiedzi, nawet jeżeli Różańska się myli co do pierwszej jego części.
Usuńno i to juz pewnie dyskusyjne, ale jak dla mnie moje zdanie mógłby wypowiedzieć ktoś przekonany że się znajdziemy, ja dalej miałbym wtedy intuicję ze mówi prawdę (a przynajmniej teraz mi się tak wydaje)
no i to juz pewnie dyskusyjne, ale jak dla mnie moje zdanie mógłby wypowiedzieć ktoś przekonany że się znajdziemy, ja dalej miałbym wtedy intuicję ze mówi prawdę (a przynajmniej teraz mi się tak wydaje)
UsuńTylko tu nie chodzi o intuicję, czy mówi prawdę. Kiedy ktoś mówi coś w rodzaju „Jeśli [coś, co nigdy nie ma miejsca], to...” i z gramatyki lub z kontekstu wynika, że nie jest to counterfactual conditional, to naturalną reakcją nie jest zastanawianie się nad prawdziwością całego zdania, tylko czepianie się samego [coś, co nigdy nie ma miejsca]. Więc gdyby Twoje zdanie wypowiedział ktoś przekonany, że może się znaleźć w piątek Marsie, to naturalną reakcją byłaby uwaga, że nie może – tak samo jak naturalną reakcją na zdanie Różańskiej jest uwaga, że ciąża zaczyna się od implantacji.
może nie jest, mi chodzi tylko o to że to zdanie ma podobny wpływ na sens całości wypowiedzi, nawet jeżeli Różańska się myli co do pierwszej jego części.
Jasne, o to się nie spieram.
tak samo jak naturalną reakcją na zdanie Różańskiej jest uwaga, że ciąża zaczyna się od implantacji.
UsuńMyślałem, że chodzi Ci o to diagnozowanie głównie a nie o słowo „ciąża”. W sumie widzę pewne praktyczne powody żeby definiować ciążę, jako coś zaczynającego się od implantacji i myślę, że jest to w jakimś sensie „lepsza” definicja (właściwie się zgadzam z kwikiem, że w tym cytacie to niefortunne sformułowanie, ale i tak wydaje mi się że to czepianie się słówek), ale wydaje mi się, że w potocznym — czy tam niefachowym — języku polskim, ciąża denotuje coś zaczynającego się od zapłodnienia — tak zresztą objaśnia to słowo słownik PWN a także WSJP. Wydaje mi się więc, że Różańska miała prawo użyć tego słowa w takim znaczeniu (nawet jeżeli byłoby to niefortunne w danym temacie).
Możliwe, że jest w tamtym zdaniu problem z tym, że nie umiemy diagnozować tak rozumianej „ciąży” przed implantacją, a Różańska założyła że umiemy, ale jak na razie bym się upierał, że nie ma tak naprawdę problemów z tym, aby to zdanie rozumieć jako „gdybyśmy zdiagnozowali ciążę w okresie przedimplementacyjnym…” i potraktować na tej podstawie jako sensowne.
Abstrahując od etymologii i tradycji, które łatwo wyśmiać, to ciąża od zapłodnienia jest już całkiem humorystyczna, choćby z perspektywy kliniki in vitro, gdzie nikt przy zdrowych zmysłach przecież nie powie pacjentce, że jest już w ciąży - bo zapłodnienie in vitro się powiodło (trzeba jeszcze tylko implantować zarodki). Oczywiście akurat "tak rozumianą ciążę" łatwo zdiagnozować, nie wiadomo tylko kto w niej na razie jest (cieplarka?).
UsuńPo drugie Różyńska nie Różańska.
O to mi m.in. chodziło z tymi praktycznymi powodami, ale w każdym razie wydaje mi się, że nie można powiedzieć, że ktoś źle używa słowa, jeżeli używa go słownikowo (inna sprawa, że może takie użycie prowadzić do dziwnych wniosków)
UsuńMożna, na odpowiednio wysokim poziomie fachowości już nie wypada podpierać się popularnymi słownikami (odwrotnie, to autorzy słowników powinni konsultować się ze specjalistami).
UsuńCiąża jest stanem kobiety (czy innej samicy ssaka), nie zarodka. A organizm samicy aż do momentu implantacji nic nie wie o mikroskopijnych zarodkach, było zapłodnienie czy nie - stan organizmu samicy jest identyczny.
plemnik nie jest komórką rozrodczą. Jajo jest, plemnik nie jest. Komórka płciowa to nie to samo co rozrodcza.
OdpowiedzUsuńNie mam tu dostępu do polskich książek, ale zerknąłem na Google Scholar i okazało się, że nazywanie plemników męskimi komórkami rozrodczymi, inaczej męskimi gametami, jest zupełnie powszechne w naukowej literaturze. Skąd wziełaś podział na komórke rozrodczą i płciową, kto go stosuje?
Ale sam pomysł, że plemnik JEST komórką rozrodczą jest wyłacznie wynikiem propagandowej próby uzasadnienia tezy, że mężczyźni mają prawo zmuszać kobiety do ciąży.Komórka rozrodcza to taka, z której może powstać organizm potomny. Z plemnika nie może.
Kto poza Tobą definiuje komórkę rozrodczą w taki sposób? Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że osoby nazywające plemniki komórkami rozrodczymi nie robią żadnych założeń na temat zdolności tych plemników do samoistnego podziału, ani na temat zdolności jaja do samoistnego podziału, ani na temat tego, czy jest jakaś „równoważność” między jednym a drugim, ani tego, jak proces rozmnażania dokładnie przebiega. Bo po prostu używają wyrażenia „komórka rozrodcza” w standardowym znaczeniu, tzn. „komórka służąca do rozrodu”.
Przytaczane przez Ciebie polemiki Boonina z "argumentami" muszą przecież abstrahować od tego, że są wyłacznie racjonalizującymi przyczynkami do intencji tyleż całkowicie praktycznej, co całkowicie podłej: używania prawdziwych żywych ludzi - kobiet - jako narzędzia do tworzenia zysku.
Musisz znać psychikę Noonana nadzwyczaj dobrze, skoro wiesz, że cały jego argument to „racjonalizacja podłej intencji używania kobiet jako narzędzia zysku”. Ja znam go tylko ze wzmianki w książce Boonina. Ale tak, lepiej, żeby abstrahowały, bo to, czy argument wziął się z racjonalizacji pragnienia eksploatacji kobiet, czy z czegoś innego, nie wpływa na jakość tego argumentu – ani przesłanki nie robią się od tego mniej lub bardziej prawdziwe, ani nic się nie zmienia w kwestii wynikania wniosku z tych przesłanek.
Szanse, że plemnik przekształci "się" w niemowlę, podobnie jak szanse, że zygota przekształci "się" w niemowlę wynoszą dokładnie zero. Może moglibyśmy mówić tu o niezerowych prawdopodobieństwach w sytuacji, gdyby człowiek rozmnażał się jak zboże, ewentualnie może kura. Ale się nie rozmnaża, a jego rozwój (jak to generalnie u ssaków) wymaga nieustającej ingerencji "z zewnątrz" (skoro już tak upieramy się, w traktowaniu zarodków inaczej niż np. ręki).
OdpowiedzUsuńArgumentacja Noonana, jak (prawie) wszystkich prolajferów nazbyt ignoruje biologię (nawet taką na poziomie szkoły podstawowej), by mieć jakąkolwiek praktyczną użyteczność, czyt. mieć jakąkolwiek wartość w dyskusjach o polityce aborcyjnej. Jest za to dosyć ciekawa pod względem socjotechnicznym. Wprowadzenie do "dowodu" plemnika ułatwia zamaskowanie tego, że w owym dowodzeniu brakuje ciężarnej (zakładam prawdopodobieństwo bycia człowiekiem wynoszące 1), a zabawy w pokazywanie prawdopodobieństw jeden do dwustu pięćdziesięciu milionów stanowią swoistą tarczę, która odciąga odbiorcę od meritum dowodu na rzecz zastanawiania się czy może owo prawdopodobieństwo nie wynosi jeden do dwustu pięćdziesięciu miliardów.
Przepraszam, że pod postem, ale pewnego smaczku argumentacji Noonana dodaje to, że prawdopodobieństwo, iż ciężarna pod wpływem ciąży rozwinie się w niemowlę też wynosi 0, więc tak w zasadzie Noonanowi "udało się" podnieść wartość plemnika ponad wartość ciężarnej.
UsuńSzanse, że plemnik przekształci "się" w niemowlę, podobnie jak szanse, że zygota przekształci "się" w niemowlę wynoszą dokładnie zero. Może moglibyśmy mówić tu o niezerowych prawdopodobieństwach w sytuacji, gdyby człowiek rozmnażał się jak zboże, ewentualnie może kura. Ale się nie rozmnaża, a jego rozwój (jak to generalnie u ssaków) wymaga nieustającej ingerencji "z zewnątrz" (skoro już tak upieramy się, w traktowaniu zarodków inaczej niż np. ręki).
UsuńArgumentacja Noonana, jak (prawie) wszystkich prolajferów nazbyt ignoruje biologię
Ale dlaczego jeśli „rozwój wymaga nieustającej ingerencji z zewnątrz”, to nie ma może nastąpić przekształcenie się z jednej postaci w inną? I jak ma to wynikać z biologii? W którym dokładnie miejscu biologia twierdzi coś takiego?
Wprowadzenie do "dowodu" plemnika ułatwia zamaskowanie tego, że w owym dowodzeniu brakuje ciężarnej (zakładam prawdopodobieństwo bycia człowiekiem wynoszące 1), a zabawy w pokazywanie prawdopodobieństw jeden do dwustu pięćdziesięciu milionów stanowią swoistą tarczę, która odciąga odbiorcę od meritum dowodu na rzecz zastanawiania się czy może owo prawdopodobieństwo nie wynosi jeden do dwustu pięćdziesięciu miliardów.
Nic z tego nie rozumiem. W jaki sposób „w dowodzeniu brakuje ciężarnej”? I co ma być „meritum dowodu”?
Jak sądzę "brakuje ciężarnej" w tym sensie, że Noonan w swoich wywodach milcząco zakłada, że potencjalna matka chce mieć dziecko i dba o ciążę. A co jeśli nie?
UsuńDlaczego? Liczby Noonana biorą się z danych o różnych ciążach - i tych, o które dbano, i tych, o które nie dbano.
UsuńChyba nie bardzo, przecież np. wkładka domaciczna czy antykoncepcja hormonalna sprowadza prawdopodobieństwo przekształcenia się zygoty w człowieka do zera.
UsuńMyślałem, że przez „nie dba o ciążę” rozumiesz „jej styl życia zwiększa ryzyko poronienia”. Możesz oczywiście powiedzieć, że zabicie zygoty zmniejsza prawdopodobieństwo rozwinięcia się tej zygoty w niemowlę do zera, ale to na pewno nie jest rodzaj prawdopodobieństwa, o który chodzi Noonanowi.
UsuńBardzo ciekawie to zostało opisane.
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJestem pod wielkim wrażeniem. Świetny artykuł.
OdpowiedzUsuń