Nadrabiałem ostatnio wielomiesięczne zaległości w lekturze gazet i jakoś tak zatrzymałem się na komentarzach do tzw. zakończenia tzw. programu ratunkowego dla Grecji w czerwcu.
Jeden z nich wyprodukowała moja ulubiona Anne Applebaum. W skrócie: Grecy nie dali się populizmowi, lewicowy rząd mówił brzydkie rzeczy o bankach, Niemcach i międzynarodowych elitach, ale ostatecznie zrobił to, co mu owe elity kazały, ludzie są całkowicie apatyczni i zniechęceni do polityki, ludzie coraz bardziej przekonują się do liberalizmu ekonomicznego i mainstreamowych polityków (nie pytajcie mnie, jak Applebaum godzi jedno z drugim), generalnie nadal jest nienajlepiej, ale widać światełko w tunelu.
Teraz kilka faktów. 5 lipca 2015 odbyło się w Grecji referendum. Pytanie brzmiało „Czy plan porozumienia przedstawiony przez Komisję Europejską, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy na spotkaniu Eurogrupy 25 czerwca 2015 roku, składający się z dwóch części i stanowiący ich jednolitą propozycję, powinien zostać zaakceptowany?”. Głosowanie poprzedzone zostało bombardowaniem propagandowym w praktycznie wszystkich liczących się mediach i szantażowaniem Greków trwałym odcięciem dostępu do ich oszczędności (29 czerwca zamknięto banki i sugerowano, że jeśli wynik referendum będzie nie taki, jak trzeba, to pozostaną one zamknięte na wieki wieków). Mimo tego ponad 61% głosujących powiedziało „nie”, co oznaczało mniej więcej „nie chcemy dłużej walczyć z problemem nadmiernego zadłużenia przez zwiększanie zadłużenia, nie będziemy brać gigantycznej pożyczki, której nigdy nie będziemy w stanie spłacić – tym bardziej, że warunkiem jej otrzymania jest doprowadzenie do radykalnego zmniejszenia wpływów budżetowych”.
Co było dalej? Wynik referendum oczywiście zignorowano i kontynuowano „pomaganie”. W efekcie grecki dług publiczny wynosi dziś 180% PKB (109% w 2008, kiedy kryzys się rozpoczął), bezrobocie skoczyło do 21,5%, wzrósł poziom korupcji i skala uchylania się od płacenia podatków, wzrosła liczba osób żyjących w ubóstwie lub zagrożonych ubóstwem, maleją wynagrodzenia i emerytury, podatki idą w górę, młodzi Grecy masowo uciekają z kraju, a tzw. wolne media cały czas opowiadają nam mającą zerowy związek z rzeczywistością legendę o „leniwych Grekach”, którym pracowici mieszkańcy północnej Europy musieli pomóc oddając im swoje pieniądze oraz o tym, jak to trzeba było wrócić do zasad „racjonalnej ekonomii”, by postawić Grecję na nogi.
Dobrą metodą budowania tej legendy jest używanie słów niezgodnie z ich słownikowym znaczeniem – i tekst Applebaum to świetny tego przykład. W języku Applebaum „liberalizm ekonomiczny” to na przykład coś w rodzaju „to, czego akurat chcą elity finansowe, bez względu na to, jak sprzeczne jest to z liberalizmem ekonomicznym, o którym mówią akademickie podręczniki”. „Populizm” to z kolei „to, czego akurat nie chcą elity finansowe, bez względu na to, jak bardzo zgodne jest to z hasłami głoszonymi przez te elity”. „Demokracja” natomiast to „system, w którym ludzie mogą decydować o własnych sprawach, dopóki ich decyzje podobają się elitom finansowym – a kiedy się nie podobają, to się je ignoruje”.
Applebaum raduje się, że po latach zmagań z greckim kryzysem, grecka demokracja „pozostała nienaruszona”. Jeśli chodzi o demokrację w znaczeniu Applebaum, to zapewne jest to prawda – problem w tym, że z faktyczną demokracją ma ona niewiele wspólnego.
Wyjątkowo denerwujące w tekście A.A. jest to przemieszanie pojęć „liberalnej demokracji” i „liberalizmu ekonomicznego” i to założenie o ich koniecznym związku. To zresztą standard u neoliberałów.
OdpowiedzUsuńAle jednak mam taki problem: nie będę teraz zgłębiać traktatu stowarzyszeniowego Grecji i UE (czy wówczas WE) i tego, na ile decyzje Trojki mają twarde oparcie w prawie unijnym, a na ile był to szantaż ekonomiczny trochę poza kompetencjami UE. Ale co do zasady to jest tak, że się zrzekasz pewnych uprawnień decyzyjnych jako suwerenne państwo, jeśli w UE uczestniczysz. To też jest element liberalnej demokracji, który – w obecnej sytuacji w Polsce – akurat sobie bardzo chwalę. I pod względem prawnym takie referendum – czy w innej formie wyrażona „wola ludu” – zapewne nie może zmienić zobowiązań międzynarodowych, chyba że nastąpi Grexit.
Gdy narzekam na obecną sytuację w Polsce to kumpel z Portugalii zawsze powtarza, że „they were elected” :( A ja się cieszę, że ta ich demokratyczna większość nie wystarczy, bo pewne decyzje w 2004 r. demokratycznie wyprowadziliśmy poza PL. I dzięki temu może chociaż Puszczę Białowieską uda się uratować.
Inną kwestią jest to, że jestem w pełni przekonana co do kierunku działań Komisji Europejskiej w sprawie polskiej, co najwyżej mogliby się bardziej pospieszyć, a zupełnie nieprzekonana do jej działań w sprawie greckiej. Ale nie o to chodzi.
Sorry, poprawka: reguluje to obecnie nie tyle traktat stowarzyszeniowy, co Traktat o UE, Traktat o funkjonowaniu UE - w kształcie nadanym przez Traktat Lizboński... Dużo się zadziało, odkąd Grecja się stowarzyszyła ;)
OdpowiedzUsuńWyjątkowo denerwujące w tekście A.A. jest to przemieszanie pojęć „liberalnej demokracji” i „liberalizmu ekonomicznego” i to założenie o ich koniecznym związku. To zresztą standard u neoliberałów.
OdpowiedzUsuńTo jeden standard, a drugim jest nazywanie liberalizmem ekonomicznym czegoś, co nie ma z nim nic wspólnego. Dla Applebaum liberalizm ekonomiczny polega w tym wypadku na zwiększaniu zadłużenia, podnoszeniu podatków i hamowaniu wzrostu gospodarczego.
Ale jednak mam taki problem: nie będę teraz zgłębiać traktatu stowarzyszeniowego Grecji i UE (czy wówczas WE) i tego, na ile decyzje Trojki mają twarde oparcie w prawie unijnym, a na ile był to szantaż ekonomiczny trochę poza kompetencjami UE.
Sam nie wiem, na ile mają. Ale czy mają, czy nie – ja nie twierdzę, że cała operacja była niezgodna z prawem, tylko że była niedemokratyczna. Bo demokracja w Unii generalnie kończy się tam, gdzie zaczynają się interesy sektora finansowego.
Ale co do zasady to jest tak, że się zrzekasz pewnych uprawnień decyzyjnych jako suwerenne państwo, jeśli w UE uczestniczysz. To też jest element liberalnej demokracji
Powiedziałbym, że to może być element demokracji, jeśli zrzekasz się na rzecz uprawnień ponadnarodowych instytucji, za którymi stoją demokratyczne mechanizmy. W tym wypadku nie stoją.
Inną kwestią jest to, że jestem w pełni przekonana co do kierunku działań Komisji Europejskiej w sprawie polskiej, co najwyżej mogliby się bardziej pospieszyć, a zupełnie nieprzekonana do jej działań w sprawie greckiej. Ale nie o to chodzi.
No właśnie, nikt tu nie twierdzi, że KE nigdy nie zrobiła nic dobrego, ani nawet że niedemokratyczne decyzje mogą mieć lepsze konsekwencje niż demokratyczne.
Sorry, poprawka: reguluje to obecnie nie tyle traktat stowarzyszeniowy, co Traktat o UE, Traktat o funkjonowaniu UE - w kształcie nadanym przez Traktat Lizboński... Dużo się zadziało, odkąd Grecja się stowarzyszyła ;)
Czyli twierdzisz, że ostatecznie zgodnie z prawem?
Sam nie wiem, na ile mają. Ale czy mają, czy nie – ja nie twierdzę, że cała operacja była niezgodna z prawem, tylko że była niedemokratyczna.
UsuńJeśli ta operacja 1. była zgodna z prawem 2. a to prawo kiedyś tam uchwalono w demokratyczny sposób, 3. ok, i to demokratycznie przyjęte prawo nie zawiera jakichś elementów samozagłady demokracji - to ciężko uznać, że operacja jest niedemokratyczna. Po prostu można w demokratyczny sposób delegować uprawnienie do podejmowania decyzji. W Polsce zrobiliśmy to i w referendum akceptującym Konstytucję (tam jest o wyższości prawa międzynarodowego nad ustawami), i w referendum za przystąpieniem do Unii.
to może być element demokracji, jeśli zrzekasz się na rzecz uprawnień ponadnarodowych instytucji, za którymi stoją demokratyczne mechanizmy. W tym wypadku nie stoją
Nie do końca rozumiem - w sensie, że lobbing finansjery? O jakich niedemokratycznych mechanizmach myślisz?Bo same unijne procedury wydają się w porządku.
Czyli, jak rozumiem, w tym zdaniu kwestionujesz demokratyczny wymiar UE, bo w przypadku wielu kluczowych decyzji pozostaje pod wpływem niedemokratycznego kapitału. Dobrze rozumiem?
To, co nieformalne (wpływ sił finansowych itd.) trudno regulować, z lobbingiem jedyny standard, który udało w wielu krajach wprowadzić, to przynajmniej jawność. Poza rewolucją własnościową nie widzę sposobu, jak te mroczne finansowe siły wyeliminować. A na obecnym etapie to i tak te ponadnarodowe struktury lepiej sobie radzą np. ze “star companies”, zobacz na decyzje Komisji w sprawie Apple’a i Irlandii.
Czyli twierdzisz, że ostatecznie zgodnie z prawem?
Nie, chodzi o to, że niezależnie od tego, co było w traktacie stow., to potem były kolejne traktaty, i to one obecnie regulują sytuację Grecji.
Naprawdę nie wiem, czy decyzja Trojki miała jakieś porządne umocowanie - były w niej dwie instytucje UE i MFW. Ten ostatni to chyba “bez żadnego trybu”, jeśli chodzi o prawo UE. Nie za bardzo ma teraz czas, żeby to zgłębiać.