czwartek, 31 stycznia 2019

Najgorszy argument za utylitaryzmem


Chciałem napisać tu coś o moich zastrzeżeniach pod adresem Efektywnego Altruizmu. Z tej okazji przeczytałem książkę filozofa Willa MacAskilla, jednego z założycieli ruchu, i słucham sobie teraz z nim wywiadów. Większość tego, co mówi, wydaje mi się interesujące i dobrze przemyślane, ale czasami powie coś takiego, że trochę wstyd przed ludźmi. Przykładem może być argument za klasycznym utylitaryzmem, który uważa on za „bardzo przekonujący” (od 51’54” w wywiadzie podlinkowanym powyżej). 
Wygląda on następująco: teorie moralne, tak jak teorie naukowe, formułują pewne przewidywania i można je oceniać na podstawie trafności tych przewidywań. Ojcowie utylitaryzmu – Bentham i Mill – mieli pewne wyobrażenia na temat tego, co z owego utylitaryzmu wynika w kwestii np. równouprawnienia kobiet, homoseksualizmu, albo praw zwierząt. I okazuje się, że było to z grubsza zgodne z tym, co my dzisiaj sądzimy na ten temat* – ale w XVIII i XIX wieku ich poglądy jeżyły ludziom włosy na głowach. Niektóre do tego stopnia, że musieli je ukrywać. Porównajmy to, powiada MacAskill, z takim Kantem, autorem konkurencyjnej teorii etycznej. Kant był pełnoprawnym seksistą, rasistą i homofobem. Walczył z masturbacją, transplantacją i innymi bezeceństwami (pisałem o tym tutaj). Jego moralne poglądy były generalnie typowymi poglądami społeczeństwa, w którym żył, trudno u niego znaleźć jakiekolwiek postępowe ciągoty. 

Tekst Benthama o homoseksualizmie musiał czekać prawie dwieście lat na publikację.

Można więc powiedzieć, że moralną próbę czasu wytrzymał Bentham twierdzący, że w homoseksualizmie nie ma nic złego. Kant twierdzący, że nie można robić przeszczepów, już nie za bardzo. Według MacAskilla przmawia to za utylitaryzmem i przeciwko kantyzmowi.
Pierwszy – i mniej istotny – problem z tym argumentem jest taki, że MacAskill miesza w nim to, co filozofowi wydaje się, że wynika z jego teorii, z tym, co rzeczywiście wynika z jego teorii. Jak tu kiedyś pisałem, Kant w „Metafizyce moralności” ujawnia swoje poglądy na masturbację, homoseksualizm, rolę kobiet w społeczeństwie etc., ale niespecjalnie przekonująco tłumaczy, jak te poglądy wynikają z teorii, którą opisał w „Uzasadnieniu metafizyki moralności”. Dzisiaj mamy szereg filozofów, którzy starają się pokazać, jak kantyzm może uzasadnić feminizm, prawa zwierząt itd. To, co MacAskill przedstawia jako słabość kantyzmu, może więc tak naprawdę być jedynie osobistą słabością Kanta.
Jednak nawet jeśli założymy, że z kantyzmu wynika to, co Kant twierdzi, że wynika, z argumentem MacAskilla jest dużo poważniejszy problem. Polega on na tym, że teorie etyczne, jeśli formułują jakieś „przewidywania”, to nie dotyczą one tego, co ludzie będą uznawali za etyczne za sto czy dwieście lat. Dotyczą one tego, co jest etyczne.** Sam fakt, że europejskie społeczeństwo XXI wieku uznaje równouprawnienie kobiet za etycznie pożądane, w żaden sposób nie potwierdza prawdziwości utylitaryzmu. Może ją najwyżej potwierdzić fakt, że równouprawnienie kobiet rzeczywiście jest etycznie pożądane. Ale skąd wiemy, że jest? Są dwie opcje: albo wynika to z utylitaryzmu, albo z jakiejś innej niż utylitaryzm teorii etycznej. W pierwszym wypadku argument MacAskilla jest kołowy: zakłada, że utylitaryzm jest prawdziwy, żeby wykazać, że utylitaryzm jest prawdziwy. W drugim wypadku nie wiadomo, po co w ogóle wykazywać prawdziwość utilitaryzmu, skoro wiadomo, że prawdziwa jest jakaś nieutylitarystyczna teoria. W dodatku MacAskill wyraźnie zakłada, że takie teorie nie są kompatybilne: jeśli utylitaryzm jest prawdziwy, to inne teorie etyczne muszą być fałszywe i odwrotnie. Wygląda więc na to, że jeśli wybierzemy opcję drugą, to argument MacAskilla okaże się wewnętrznie sprzeczny.
Krótko mówiąc, albo MacAskill chce powiedzieć, że utylitaryzm jest prawdziwy, bo utylitaryzm jest prawdziwy, albo że utylitaryzm jest prawdziwy, bo utylitaryzm jest fałszywy. W obu przypadkach zasługuje na medal za najgorszy argument za utylitaryzmem.


* MacAskill uczciwie przyznaje, że nie wszystkie poglądy Milla pasują do tego obrazka, np. jego przemyślenia na temat kolonializmu. 
** Można sobie oczywiście wyobrazić jakiś dziwny rodzaj moralnego relatywizmu, który wiąże jedno z drugim, ale ani utylitaryzm, ani kantyzm nie są relatywistyczne w tym sensie.

15 komentarzy:

  1. Polega on na tym, że teorie etyczne, jeśli formułują jakieś „przewidywania”, to nie dotyczą one tego, co ludzie będą uznawali za etyczne za sto czy dwieście lat. Dotyczą one tego, co jest etyczne.

    Ale on to przyjął tylko jako kryterium oceny prawdziwości (?). Nie twierdzi, że teorie etyczne tak stawiają problemy – tak są oceniane ex post.

    Ale skąd wiemy, że jest? Są dwie opcje: albo wynika to z utylitaryzmu, albo z jakiejś innej niż utylitaryzm teorii etycznej. W pierwszym wypadku argument MacAskilla jest kołowy: zakłada, że utylitaryzm jest prawdziwy, żeby wykazać, że utylitaryzm jest prawdziwy. W drugim wypadku nie wiadomo, po co w ogóle wykazywać prawdziwość utylitaryzmu, skoro wiadomo, że prawdziwa jest jakaś nieutylitarystyczna teoria.

    To chyba nie jest kołowość argumentu, on nie zakłada, że utylitaryzm jest prawdziwy. Szuka na wykazanie tej tezy argumentów poza utylitaryzmem (ba, w ogóle poza jakąkolwiek teorią etyczną). A Ty mówisz: argument z profetyzmu jest kiepskim argumentem, proszę o inne, i Ty robisz skok: prawdziwość utylitaryzmu „albo wynika to z utylitaryzmu, albo z jakiejś innej niż utylitaryzm teorii etycznej”. Ty twierdzisz, że nie da się wykazywać prawdziwości norm poza teoriami etycznymi, on próbuje. Jego argument jest kiepski, ale nie jest kołowy.

    Wg mnie argument MacAskilla jest mało przekonujący z takich powodów: po pierwsze, nie można wykluczyć, że za 100 lat dojdziemy do innych zasad etycznych, np. na skutek odkrycia jakiejś fundamentalnej różnicy pomiędzy podmiotami praw (np. kobietami i mężczyznami), albo (utylitarystycznie;) uznamy, że koncepcja praw człowieka bądź zwierząt przynosi więcej strat niż korzyści. Jest to trudne do wyobrażenia, ale ... Nie wiem, gdzie miałaby zostać postawiona ta „meta” w czasie, będąca punktem, z którego się ocenia.

    Po drugie, argument MacAskilla to jest jakiś specyficzna odmiana naturalistic fallacy : przesunięta w czasie i dotycząca „bytu” norm;): z tego, że (obecnie) istnieją, nie da się dowodzić, że powinny istnieć;) Chyba że to w sumie jest Twój argument…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale on to przyjął tylko jako kryterium oceny prawdziwości (?). Nie twierdzi, że teorie etyczne tak stawiają problemy – tak są oceniane ex post.

      W takim razie uznaje za kryterium prawdziwości coś, co nie jest kryterium prawdziwości. Implikacje utylitaryzmu zwyczajnie nie dotyczą uznawania czegoś za etyczne przez tę lub inna grupę ludzi w tym lub innym okresie czasu. Równie dobrze można by oceniać prawdziwość utylitaryzmu na podstawie tego, czy ludzie dziś noszą kapelusze takie, jakie nosił Bentham.

      Ty twierdzisz, że nie da się wykazywać prawdziwości norm poza teoriami etycznymi, on próbuje.

      Nie ja tak twierdzę, tylko nie da się z definicji. Jeśli MacAskill próbuje, to znaczy, że zaczyna konstruować jakąś teorię etyczną.

      To chyba nie jest kołowość argumentu, on nie zakłada, że utylitaryzm jest prawdziwy.

      Świadomie na pewno nie. Gdyby zdawał sobie sprawę z tego, że jego argument może być logicznie sprawny tylko w wypadku bycia kołowym, a w innym wypadku jest non-sequiturem, to najpewniej by go nie używał.

      Wg mnie argument MacAskilla jest mało przekonujący z takich powodów: po pierwsze, nie można wykluczyć, że za 100 lat dojdziemy do innych zasad etycznych, np. na skutek odkrycia jakiejś fundamentalnej różnicy pomiędzy podmiotami praw (np. kobietami i mężczyznami), albo (utylitarystycznie;) uznamy, że koncepcja praw człowieka bądź zwierząt przynosi więcej strat niż korzyści. Jest to trudne do wyobrażenia, ale ... Nie wiem, gdzie miałaby zostać postawiona ta „meta” w czasie, będąca punktem, z którego się ocenia.

      Można też powiedzieć, że problem z argumentem z kapelusza jest taki, że nie wiadomo, czy kapelusze à la Bentham znowu nie będą modne za sto lat i nie wiadomo, gdzie wyznaczyć punkt w czasie. Dużo bardziej zasadniczy problem z tym argumentem jest jednak taki, że prawdziwości utylitaryzmu nie można oceniać na podstawie faktów dotyczących mody na kapelusze w tym lub innym okresie czasu.

      Po drugie, argument MacAskilla to jest jakiś specyficzna odmiana naturalistic fallacy : przesunięta w czasie i dotycząca „bytu” norm;): z tego, że (obecnie) istnieją, nie da się dowodzić, że powinny istnieć;) Chyba że to w sumie jest Twój argument…

      Jeśli chodzi Ci o naturalistic fallacy w pierwotnym, Moore’owskim znaczeniu, to nie jestem pewien, czy to w ogóle koniecznie musi być fallacy, więc w tym sensie nie jest to mój argument. Mój argument jest taki: wg MacAskilla i generalnie wg utylitarystów z tego, że ludzie coś uznają za etyczne w tym lub innym okresie czasu na pewno nie wynika, że to coś jest etyczne. A więc jeśli utylitaryzm implikuje, że np. homoseksualizm jest ok, to sam fakt etycznej akceptacji homoseksualizmu przez jakąś grupę ludzi w żaden sposób nie wspiera utylitaryzmu. A więc MacAskill nie oferuje nam nic, co wspiera utylitaryzm bez zakładania z góry prawdziwości utylitaryzmu.

      Usuń
  2. Implikacje utylitaryzmu zwyczajnie nie dotyczą uznawania czegoś za etyczne przez tę lub inna grupę ludzi w tym lub innym okresie czasu. Równie dobrze można by oceniać prawdziwość utylitaryzmu na podstawie tego, czy ludzie dziś noszą kapelusze takie, jakie nosił Bentham.

    No tak, jego argument nie pochodzi z utylitaryzmu, ale on tego chyba nie twierdził. Zdaje się, że poddaje takiemu testowi inne teorie, np. Kanta, i one testu nie przechodzą (pomijam tu problem, że może tak testuje tylko poglądy Kanta na masturbację i transplantację ;), a utylitaryzm często przechodzi. To chyba w założeniu ma być neutralny meta-test, którym badamy różne koncepcje, a nie jakiś utilitarian-bias;)

    Nie ja tak twierdzę, tylko nie da się z definicji. Jeśli MacAskill próbuje, to znaczy, że zaczyna konstruować jakąś teorię etyczną.

    Ok, zgadzam się. To jest jakaś koncepcja chyba w sumie metaetyczna – jak wyżej. W tym sensie szukał poza utylitaryzmem i innymi teoriami etycznymi.

    Dużo bardziej zasadniczy problem z tym argumentem jest jednak taki, że prawdziwości utylitaryzmu nie można oceniać na podstawie faktów dotyczących mody na kapelusze w tym lub innym okresie czasu.

    Zgadzam się, to, że kryterium oceny jest nietrafne, zwalnia nas z wykazywania, że dodatkowo jest nieskuteczne.

    Jeśli chodzi Ci o naturalistic fallacy w pierwotnym, Moore’owskim znaczeniu…

    Nie, chodzi mi o to bardziej potoczne znaczenie (is-ought problem)

    Mój argument jest taki: wg MacAskilla i generalnie wg utylitarystów z tego, że ludzie coś uznają za etyczne w tym lub innym okresie czasu na pewno nie wynika, że to coś jest etyczne. A więc jeśli utylitaryzm implikuje, że np. homoseksualizm jest ok, to sam fakt etycznej akceptacji homoseksualizmu przez jakąś grupę ludzi w żaden sposób nie wspiera utylitaryzmu. A więc MacAskill nie oferuje nam nic, co wspiera utylitaryzm bez zakładania z góry prawdziwości utylitaryzmu.

    No to w sumie chyba is-ought problem (przy czym normy istnieją w tym sensie, że obowiązują). W tym ostatnim zdaniu znów twierdzisz, że oferta MacAskilla ma kołowy charakter, a ja totalnie nie rozumiem, na czym to miałoby polegać. On podaje słaby, nieutylitarny w charakterze argument, i tyle. W którym momencie ten argument wymaga przyjęcia prawdziwości utylitaryzmu na innej podstawie, niż (przyszłe) obowiązywanie jego twierdzeń? Kołowość ma polegać na tym, że jeśli argument słaby, to nic nam nie daje, i ponownie mamy problem prawdziwości utylitaryzmu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym ostatnim zdaniu znów twierdzisz, że oferta MacAskilla ma kołowy charakter, a ja totalnie nie rozumiem, na czym to miałoby polegać.


      Jeszcze raz: uważam, że są trzy możliwości interpretacji tego argumentu: (a) non-sequitur, (b) kołowy, (c) wewnętrznie sprzeczny, ewentualnie oparty na przesłance niepopartej niczym.

      (a) MacAskill twierdzi, że z utylitaryzmu wynika xyz, a z innych teorii nie wynika xyz, ludzie w 2019 uważają, że xyz, a zatem utylitaryzm jest prawdziwy. W tym wypadku jest to non-sequitur, wniosek nie wynika z przesłanek.

      (b) MacAskill twierdzi, że z utylitaryzmu wynika xyz, a z innych teorii nie wynika xyz, ludzie w 2019 uważają, że xyz, ludzie w 2019 mają rację, prawdziwa teoria prowadzi do prawdziwych wniosków w kwestiach xyz, a zatem utylitaryzm jest prawdziwy. A skąd wiemy, że ludzie w 2019 mają rację? Z utylitaryzmu wynika, że mają! W tym wypadku wniosek wynika z przesłanek, ale argument jest kołowy.

      (c) MacAskill twierdzi, że z utylitaryzmu wynika xyz, a z innych teorii nie wynika xyz, ludzie w 2019 uważają, że xyz, ludzie w 2019 mają rację, prawdziwa teoria prowadzi do prawdziwych wniosków w kwestii xyz, a zatem utylitaryzm jest prawdziwy. A skąd wiemy, że mają rację? Wynika to z jakiejś nieutylitarystycznej teorii etycznej, która wiemy, że jest prawdziwa. W tym wypadku wniosek kłóci się z przesłanką, bo MacAskill wydaje się zakładać, że jeśli utylitaryzm jest prawdziwy, to inne teorie nie są. A nawet jeśli tak nie zakłada, to pozostaje pytanie: co to za nieutylitarystyczna teoria i skąd niby wie, że jest prawdziwa? Wiadomo, że MacAskill nie ma takiej teorii, więc nie ma podstaw do przyjęcia przesłanki.

      [Przedstawiam tu te argumenty jako dedukcyjne, a bardzo możliwe, że MacAskill ma na myśli raczej argument indukcyjny – coś w stylu „większa zgodność implikacji utylitaryzmu z naszymi dzisiejszymi poglądami moralnymi podnosi prawdopodobieństwo prawdziwości utylitaryzmu”, ale to nie ma wielkiego znaczenia dla tego, co chcę powiedzieć.]

      O ile wiem MacAskill jest przekonany, że ludzie w 2019 (oczywiście rozumiem przez to ludzi z jego kręgu klasowo-społeczno-kulturowego) mają rację w kwestii kobiet, homoseksualistów, zwierząt itd. Mówi np. o dawnych uprzedzeniach, co sugeruje, że wg niego ludzie kiedyś się w tych kwestiach mylili, a teraz poznali już prawdę. Nie zdaje sobie chyba jednak sprawy z tego, że gdyby go zapytać, z czego wynika, że ludzie dziś znają prawdę, to zostałby mu tylko utylitaryzm, na który mógłby się powołać. Dlatego interpretacja (b) wydaje mi się lepsza od (a) i (c), ale nie upieram się.

      Usuń
    2. Dzięki, teraz już jasne;)

      co do (a) – w takim ujęciu to w ogóle nie ma dyskusji, jeśli tak rozumiemy jego argument, to oczywiście non-sequitur

      co do (b) – mam problem z tym: A skąd wiemy, że ludzie w 2019 mają rację? Z utylitaryzmu wynika, że mają! Tak myślę, że on to wywodzi z tego testu teorii (co ludzie uważają w pewnej perspektywie), o czym już było, i o czym niżej – a nie z utylitaryzmu. Jeśli używałby argumentu utylitarnego (że np. przyniosła szczęście wielkiej liczbie kobiet, osób LGBTQ i zwierząt) – to byłby argument kołowy.

      co do (c) – w mojej ocenie, to właśnie ten rodzaj błędu.

      A skąd wiemy, że mają rację? Wynika to z jakiejś nieutylitarystycznej teorii etycznej, która wiemy, że jest prawdziwa. W tym wypadku wniosek kłóci się z przesłanką, bo MacAskill wydaje się zakładać, że jeśli utylitaryzm jest prawdziwy, to inne teorie nie są. A nawet jeśli tak nie zakłada, to pozostaje pytanie: co to za nieutylitarystyczna teoria i skąd niby wie, że jest prawdziwa?

      Zgadzam się zwłaszcza z tym ostatnim zdaniem, bo według mnie MacAskill nie twierdzi, że używa utylitaryzmu, ale nieutylitarystycznej teorii zgodnie z którą „prawdziwe jest to, co daje trafne prognozy” (co do tego, co ludzie będą uważali w przyszłości). Ja bym się upierała, że to jest (skromna) teoria metaetyczna. Czyli nie zastanawiam się nad prawdziwością zdania „ludzie w 2019 r. mają rację”, ale nad prawdziwością zdania „prawdziwe jest to, co daje trafne prognozy” (bo w sumie odpowiedź na Twoje pytanie skąd wiemy, że ludzie mają rację w 2019 r., jest taka, że dlatego, ktoś to trafnie przewidział. Chociaż... to już teoria etyczna:). I przesłanek prawdziwości tej tezy nie widać.

      Ale może czegoś nie rozumiem i nie zrozumiem, pewnie nie pomaga to, że nie odsłuchałam podcastu;)

      Usuń
    3. Tak myślę, że on to wywodzi z tego testu teorii (co ludzie uważają w pewnej perspektywie)

      według mnie MacAskill nie twierdzi, że używa utylitaryzmu, ale nieutylitarystycznej teorii zgodnie z którą „prawdziwe jest to, co daje trafne prognozy” (co do tego, co ludzie będą uważali w przyszłości)

      Utylitaryzm to nie jest teoria na temat tego, co ludzie będą uznawali za etyczne w przyszłości. Utylitaryzm nie formułuje w ogóle żadnych prognoz na temat czyichś przekonań, ani nie wynika z niego nic na temat przyszłych wydarzeń. Z kantyzmu też nie. Te teorie nie dają nam żadnych prognoz, test jest więc bezużyteczny, bo nie ma czego testować.


      bo w sumie odpowiedź na Twoje pytanie skąd wiemy, że ludzie mają rację w 2019 r., jest taka, że dlatego, ktoś to trafnie przewidział.

      Niby kto? Ani Bentham, ani Mill, ani Kant się na ten temat nie wypowiadają, o ile mi wiadomo. A nawet jeśli się wypowiadają, to ich wypowiedzi nie mają związku z ich teoriami, bo z tych, jeszcze raz, nie wynikają żadne prognozy.

      Usuń
    4. Wiesz co, bazowałam na tym zdaniu: teorie moralne, tak jak teorie naukowe, formułują pewne przewidywania i można je oceniać na podstawie trafności tych przewidywań. Rozumiem, że uważasz, że te przewidywania mają podobny związek z utylitaryzmem, jak np. pogląd Benthama na noszenie kapeluszy? No to w końcu dają te prognozy, czy nie dają?
      Może to jakaś metafora, nie, że ktoś przewidział, tylko że np. jakieś zasady utylitaryzmu "stały się ciałem", zaczęły obowiązywać, i tylko w tym sensie utylitaryści byli "przewidujący" i "dają prognozy". Co wtedy nie gra, poza samym problemem, że test jest wzięty z sufitu?

      Usuń
  3. Jeszcze raz to czytam, i to jest naprawdę tylko kwestia ujęcia: można spokojnie zamienić jakikolwiek "prognozy" czy "przewidywania" na "przetrwanie moralnej próby czasu", jak do dalej przedstawiłeś. Czyli coraz bardziej powszechne obowiązywanie równouprawnienia kobiet, grup LGBTQ itd., "wcielenie" w obowiązujące systemy etyczne i prawne kilku zasad, które (moze to przypadkowa zbieżność) są jednocześnie konsekwnecją utylitaryzmu. Wtedy nie ma problemu, czy którykolwiek z panów formułował jakikolwiek prognozy. Rozumiem, że w tym znaczeniu użyłeś pojęcia "przewidywania"(i chyba tak rozumie go MacAskill).

    W takim ujęciu test nie jest "bezużyteczny, bo nie ma czego testować". Jest natomiast niepoparty niczym, jeśli chodzi o hm, legitymizację (z niczego nie wynika, że właśnie w ten sposób powinniśmy testować teorie etyczne).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że w tym znaczeniu użyłeś pojęcia "przewidywania"(i chyba tak rozumie go MacAskill).

      Ja piszę o przewidywaniach (predictions) tylko dlatego, że tego słowa używa MacAskill. Dla mnie to nie jest trafne sformułowanie, bo sugeruje ono, że chodzi o jakieś przyszłe wydarzenia, przez co ułatwia pomieszanie “x jest etyczne” z “ludzie będą uznawać x za etyczne”. Pewnie gdyby MacAskill użył jakiegoś bardziej trafnego terminu, np. “implikacje”, to nieporozumienia by nie było.

      Jeszcze raz to czytam, i to jest naprawdę tylko kwestia ujęcia

      Ok, rozumiem, że w Twoim ujęciu MacAskill stwierdza “wygrywa teoria, której implikacje będą powszechnie akceptowane ileś lat po jej powstaniu”. I że oboje zgadzamy się, że ma to tyle samo sensu, co np. stwierdzenie “wygrywa teoria, którą małpa wylosuje z koszyka z nazwami różnych teorii”. W obu wypadkach nie widać związku między “wygrywa” a “jest prawdziwa”. Tak?

      Usuń
    2. Tak, dokładnie o to chodzi.

      W Twoim ujęciu (w komentarzu z 11 lutego) brzmiało to tak: pkt (c): A skąd wiemy, że (ludzie) mają rację? Wynika to z jakiejś nieutylitarystycznej teorii etycznej, która wiemy, że jest prawdziwa. (…) A nawet jeśli tak nie zakłada, to pozostaje pytanie: co to za nieutylitarystyczna teoria i skąd niby wie, że jest prawdziwa?

      No i ta nieutylitarystyczna teoria etyczna brzmiałaby, wg mnie (tak odtwarzam prawdopodobny argument MacAskilla): „ludzie mają rację dlatego, bo zasada, którą stosują, została wcześniej sformułowana (jako implikacja pewnej fajnej teorii, ale mniejsza o to) i przetrwała próbę czasu”. I potem: skoro wnioski (implikacje) teorii są prawdziwe, to teoria jest prawdziwa itd. I pojawia się ten sam problem: przetrwanie próby czasu jest tak sensownym testem prawdziwości norm, jak losowanie tych norm z kapelusza.

      Tylko wydaje mi się, że atakowanie samego testu na prawdziwość teorii pt. “wygrywa teoria, której implikacje będą powszechnie akceptowane ileś lat po jej powstaniu” jest po prostu bardziej „ekonomiczne”, bo twierdzący musi już na wstępie wyjaśnić, dlaczego jego test (przetrwanie próby czasu) ma prowadzić do ustalenia prawdziwości teorii etycznych. I trudno będzie mu ruszyć z tego miejsca. Aha, i nie trzeba już wtedy kombinować, co prawdopodobnie twierdziłby MacAskill (pkt (a), (b), (c) ;)

      Usuń
    3. To już chyba nerwica natręctw, ale w tyle głowy problem z utylitaryzmem jest wciąż obecny…

      Myślę, że w dużym stopniu to chyba chodzi o rozkład ciężaru dowodu. Przepraszam, to będzie trochę szkolne, ale jakoś mi porządkuje.

      Według „mojego ujęcia” to ja oczekuję, że MacAskill wyjaśni mi, dlaczego stosuje ten test prawdziwości teorii etycznych, i uważam, że dopóki nie wyjaśni (nie wykaże jego „prawdziwości”), to nie ruszamy dalej. Mogę chyba na tym etapie brak argumentu zinterpretować także jako non-sequitur (z tego, że implikacje teorii etycznych „stają się ciałem” nie wynika, że teorie etyczne są prawdziwe).

      Natomiast „Twoje ujęcie” jest takie, że wykazujesz fałszywość tego testu. Sprawdzając jego konsekwencje oczywiście natykasz się na pytanie, dlaczego to, co uważają ludzie, jest prawdziwe (nie ma tego pytania tylko w (a), non-sequitur, ale to pomijam, bo tu nie musimy iść dalej). To było takie chwilowe „odroczenie” problemu – problemu tej samej natury, który mieliśmy na wstępie.

      Ja znów uważam, że mogę poczekać na wyjaśnienie MacAskilla, to on ma wykazać, że ludzie mają rację. Brak argumentu na tę tezę interpretuję jako „oparcie na przesłance niepopartej niczym” (jeden z wariantów z Twojego pkt (c)). Ewentualnie znów non-sequitur (z tego, że ludzie coś uważają, nie wynika, że coś jest prawdziwe).

      Natomiast Ty nie zatrzymujesz się na braku wyjaśnienia MacAskilla, tylko wskazujesz na wszystkie możliwe argumenty za tezą MacAskilla. Siłą rzeczy mamy dwa zbiory: teoria utylitarystyczna oraz teoria nieutylitarystyczna. Wyjaśnienie utylitarystyczne jest kołowe, a nieutylitarystyczne to znów odroczony problem z samego początku. Tym razem pytamy, dlaczego nieutylitarystyczna teoria jest prawdziwa (no i co to za teoria).

      Usuń
    4. To, co mnie uwierało, to to, że MacAskill nigdzie nie odwołał się do utylitaryzmu (nie mówił, że test prawdziwości teorii – co przeszło próbę czasu – ma taki charakter, nie twierdził też, że to, że ludzie w 2019 r. mają rację, wynika z utylitaryzmu), więc nie widziałam tu kołowości. Ale rozumiem, że tak wychodzi , jeśli jest to „jeden z wszystkich możliwych argumentów MacAskilla”, których on nie werbalizuje;)

      Dla mnie chyba kluczowe jest to, że cały czas odraczamy problem wykazania prawdziwości – nie ma tego twardego gruntu, cały czas pytamy „no to teraz wykaż mi prawdziwość tej przesłanki, na której oparłeś prawdziwość przesłanki…” Nie wiem, jak się nazywa taki ciąg, może „niepoparcie niczym”;)

      Sorry, wiem, że męczę, ale jakoś dla samej siebie to rozpisałam.

      Usuń
  4. Ale dlaczego ktokolwiek zakłada, że teorie etyczne jak różnorakie utylitaryzmy czy deontologie mogą cechować się jakimikolwiek wartościami logicznymi, to znaczy: mogą być prawdziwe lub fałszywe?

    Czy na przykład style architektoniczne jak gotyk, klasycyzm, rokoko czy brutalizm są prawdziwe lub fałszywe? Albo programy artystyczne jak dadaizm? Ano nie.

    A dlaczego? Bo w gruncie rzeczy są zbiorami dyrektyw, odpowiednio dobranych rozkazów, jakim mamy się podporządkować. To samo dotyczy kodeksów moralnych i każdej normatywnej etyki. A rozkaz czy polecenie nie może być, ani prawdziwe, ani fałszywe. Jeżeli krzyknę: "Na lewo patrz!" to taka formuła nie ma wartości logicznej, bo jest w trybie rozkazującym.

    Podobnie, jeśli krzyknę: "Szanuj matkę i ojca swego!", "Nie cudzołóż!", "Nie kradnij!". Niemożliwym jest przypisanie żadnemu z tych poleceń wartości logicznej, bo żadne z nich nie opisuje świata w trybie oznajmującym, do którego można byłoby przyłożyć miarę prawdy i fałszu. Więc i cała etyka składająca się z tego rodzaju dyrektyw nie jest, ani prawdziwa, ani fałszywa.

    Utylitaryzm niczym się tu nie różni, bo jego naczelną dyrektywą jest dokonywanie rachunku użytecznościowego: "Szeregowy, użytecznooooościiii licz!". Każda etyka sprowadza się do mniej lub bardziej wyrafinowanego zestawu wyrażonych dyrektyw, jedne są bardziej skomplikowane niż inne lub zawierają pewne wbudowane generatory dyrektyw niższego rzędu, ale ostatecznie przecież wszystkie czegoś od nas chcą, a jak chcą, to rozkazują, a jak rozkazują, to nie są ani prawdziwe, ani fałszywe.

    Szukanie argumentów za prawdziwością utylitaryzmu ma mniej więcej tyle samo sensu, co szukanie argumentów za prawdziwością porządku jońskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest teoria, która była w filozofii dość popularna w latach 30., 40. i 50. ubiegłego wieku, ale dzisiaj praktycznie nikt jej już nie broni – myślę, że z dobrych powodów.

      Usuń
    2. Dzięki! W zasadzie ten preskryptywizm R. M. Hare'a dosyć dobrze podsumowuje moje poglądy metaetyczne.

      https://en.wikipedia.org/wiki/Non-cognitivism#Arguments_in_favour

      "According to prescriptivism, morality is not about knowledge (of moral facts), but about character (to choose to do the right thing). Actors cannot externalize their responsibility and freedom of will towards some moral truth in the world, virtuous people don't need to wait for some cognition to choose what's right.

      Prescriptivism is also supported by imperative logic, in which there are no truth values for imperatives, and by the idea of the naturalistic fallacy: even if someone could prove the existence of an ethical property and express it in a factual statement, he could never derive any command from this statement, so the search for ethical properties is pointless."

      Tak, to cały ja.

      A temu, że dziś nikt tego nie broni, to zupełnie się nie dziwię. Żyjemy przecież w epoce, w której etyka cnót leży i kwiczy, a odpowiedzialność za kontrolę społeczną spoczywa głównie na inwigilującym wszystkich państwie, nie zaś na poszczególnych jednostkach, korzystających z sumienia, władnych do nakładania sankcji i autonomicznego ferowania wyroków w zgodzie z jakimś przyjętym kulturowo systemem honorowym (reputacji).

      Ech, przeklęta nowoczesności! No nic, pozostaje mi czekać na post-apokaliptyczną inwazję zombie, która przywróci stosunki międzyludzkie do normy.

      Usuń