wtorek, 1 listopada 2011

Co jest nie tak z socjalizmem?

N. Chomsky: The Soviet Union Versus Socialism, "Our Generation", Spring/Summer 1986.



Z socjalizmem problem jest przede wszystkim taki, że nie bardzo wiadomo, co to znaczy. Używa się tego słowa w kilku, jeśli nie w kilkunastu, bardzo różnych znaczeniach, przy czym najczęściej ciężko się od razu zorientować, o które znaczenie chodzi. Mam wrażenie, że nigdzie częstotliwość popełniania błędu ekwiwokacji nie jest tak wysoka, jak w zawziętych dyskusjach polityków i publicystów na temat „czy x jest socjalistą”, „czy x jest socjalizmem” i „czy x jest socjalistyczne” (porozumienie jest tym trudniejsze, że „socjalista” ma często służyć jako inwektywa). Czasem kiedy polityk lub publicysta zorientuje się, że mowa jest o kilku o różnych rzeczach, zaczyna się ustalanie „na czym tak naprawdę polega socjalizm”. Można wtedy usłyszeć, że na „regulowaniu wszystkiego przez państwo”, „rzucaniu przedsiębiorcom kłód pod nogi”, „rządach biurokratów”, „rządach robotników”, „redystrybucji dochodów”, „trwonieniu bogactwa”, „centralnie planowanej gospodarce”, „niewydolnej gospodarce”, „gospodarce przyjaznej środowisku”, „gospodarce przyjaznej robotnikom”, „trosce o najbiedniejszych”, „przedkładaniu współpracy i solidarności nad egoistyczne rozmnażanie własnego majątku”, „wzmacnianiu państwa”, „osłabianiu państwa”, „zabranianiu wszystkiego”, „pozwalaniu na wszystko”, „promowaniu sodomii”, „prostowaniu bananów”, „zabijaniu patriotów” i „zabijaniu nienarodzonych”. Część można by odrzucić jako karykatury, którymi posługują się tylko przeciwnicy socjalizmu, ale i tak zostaje kilka skrajnie różnych socjalizmów, o których mówią ludzie nazywający się socjalistami. Generalnie ustalanie, na czym polega istota socjalizmu, jest podobnie płodne, co ustalanie, które ze znaczeń słowa „zamek” jest najbardziej prawdziwe.
Noam Chomsky pisze o dwóch społeczno-gospodarczych modelach, z których jeden jest zaprzeczeniem drugiego, a mimo to oba powszechnie nazywa się socjalizmem. Chodzi w pierwszym przypadku o coś, co można nazwać tradycyjnie rozumianym socjalizmem (TRS), w drugim o ustrój Związku Radzieckiego i podległych mu państw (UZR). TRS to socjalizm, którego definicję można zazwyczaj znaleźć na pierwszym miejscu w słownikach i encyklopediach i który zyskał popularność wśród dużej części światowej populacji w XIX wieku. Jest to ustrój, w którym robotnicy (czy ogólniej – pracownicy) posiadają i kolektywnie kontrolują środki produkcji, nie istnieje więc praca najemna ani klasa kapitalistów. Nie ma on oczywiście nic wspólnego z UZR, w którym produkcją zarządza całkowicie wyjęta spod społecznej kontroli klasa biurokratów, a robotnicy nie zarządzają niczym i nic w żadnej sprawie nie mają do powiedzenia. 
Dlaczego więc przyjęło się nazywanie tego czegoś socjalizmem? Otóż dlatego, twierdzi Chomsky, że zgodnie i konsekwentnie socjalizmem nazywały to coś przez dziesiątki lat dwa największe systemy propagandowe na świecie: radziecki i zachodni. Robiły to zgodnie z przeciwstawnych powodów: zachodnia propaganda starała się w ten sposób obrzydzić TRS mówiąc „patrzcie, tak to wygląda w praktyce”, radziecka propaganda starała się zyskać sympatię dla bolszewików próbując skojarzyć UZR z TRS.
Bolszewicy nie dość, że zupełnie nie byli zainteresowani tradycyjnym socjalizmem, to najczęściej brutalnie likwidowali wszelkie jego przejawy, używając przy tym przewrotnie tradycyjnie socjalistycznych haseł jak „Cała władza w ręce rad”. Szczytem tej przewrotności było nazwanie „Związkiem Radzieckim” państwa, w którym nie tylko robotnicze rady nie miały żadnej władzy, ale w ogóle żadnych rad nie było, bo zostały zlikwidowane przez Lenina i Trockiego. Choć trzeba przyznać, że propagandzie tej towarzyszyły nieliczne momenty bolszewickiej szczerości, jak stwierdzenie Lenina, że „socjalizm to nic innego jak państwowy monopol kapitalistyczny stworzony dla korzyści wszystkich ludzi” i jego walka „dziecięcą chorobą lewicowości”.
To postępowanie było efektem co najmniej kontrowersyjnej interpretacji doktryny o „dyktaturze proletariatu” Marksa – interpretacji, która mówiła, że rewolucja nastąpiła nie w tym kraju, co trzeba, bo w rolniczej Rosji, w związku z czym trzeba wprowadzić bezwzględną dyktaturę partii, aby uprzemysłowić kraj, co z kolei pozwoli żelaznym prawom „socjalizmu naukowego” zadziałać jak należy. Chomsky pokazuje, że ta interpretacja nie była wśród ówczesnych marksistów powszechna i że wielu z nich (jak Róża Luksemburg) potępiało i interpretację, i terror z niej wynikły. Do tego dużo wcześniej w obozie socjalistów pojawił się ostry konflikt między marksistami i anarchistami, którzy twierdzili, że każda forma centralnych rządów „awangardy proletariatu” musi się skończyć nieszczęściem.
Przez socjalizm rozumie się więc UZR albo różne jego aspekty (jak terror, zbrodnie, centralizacja, izolacja, inwigilacja, propaganda, centralne planowanie) oraz TRS albo różne jego aspekty (jak samorządy pracownicze, demokracja bezpośrednia, decentralizacja, socjalistyczny wolny rynek czy anarchistyczne planowanie). Do tego socjalistami nazywają się socjaldemokraci, czyli ci, którzy nie chcą kapitalizmu likwidować, a tylko poprzez państwowe interwencje uczynić go bardziej znośnym dla tych, którzy akurat nie są kapitalistami. Jakby tego było mało, są tacy np. libertarianie (we współczesnym amerykańskim znaczeniu tego słowa), którzy socjalizmem będą nazywać wszelką państwową biurokrację wykraczającą poza policję, sądy i ewentualnie wojsko, niezależnie od tego, czy służy ona interesom pracowników, międzynarodowych korporacji, czy własnym interesom tejże biurokracji.
Krytyki systemu sowieckiego są liczne, obszerne i powszechnie znane. Mniej liczne, obszerne i znane są krytyki systemu socjaldemokratycznego, natomiast z krytyką TRS jest dość biednie, co pewnie wiąże się z tym, że socjalizmu w tym znaczeniu nigdy nigdzie na dłużej i na dużą skalę nie wprowadzono w życie (poza przypadkami różnych pierwotnych społeczności można mówić tylko o epizodach w historii Hiszpanii czy Ukrainy), ale o tym w którymś w następnych wpisów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz