Philippa Foot to filozof znana przede wszystkim ze wskrzeszenia arystotelesowskiej etyki w XX w. i zrobienia z niej etycznej "trzeciej drogi" obok konsekwencjalizmu i deontologii. Dużo mniej wiadomo o tym, że zajmowała się Foot też odpowiadaniem na pytania o znaczenie sądów moralnych, możliwość przypisania im wartości prawdy i fałszu, o to, na podstawie czego (jeśli w ogóle) można im takie wartości przypisywać itp. pytania należące do dziedziny fachowo zwanej metaetyką.
Jednym z najciekawszych jej artykułów na ten temat jest Morality as a System of Hypothetical Imperatives z 1972. Foot próbuje tu bronić śmiałej teorii, że wszytskie nakazy moralne (podobnie zresztą jak wszytskie inne nakazy) są w rzeczywistości tym, co Kant nazywał imperatywami hipotetycznymi, a więc nakazami obowiązującymi zależnie od pragnień czy interesów tego, kogo dotyczą, np. "Powinno się skręcić w lewo, jeśli się chce dojechać do dworca." To oczywiście wygląda na pierwszy rzut oka bardzo podejrzanie - wydaje się oczywiste, że w moralności chodzi o nakazy obowiązujące niezależnie od jakichkolwiek pragnień, czyli tzw. imperatywy kategoryczne -"Nie powinno się zabijać" i koniec, kropka, nieważne, czy ktoś akurat chce zabijać, czy nie. Problem tylko w tym, że do dziś nie wiadomo, co to właściwie miałoby znaczyć, że jakiś nakaz obowiązuje (a więc dostarcza powodów do działania) bez względu na jakiekolwiek interesy czy pragnienia. Moralne pragnienia i interesy mają wg Foot tą niebagatelną przewagę nad imperatywami kategorycznymi, że istnieją. Prowadzi to oczywiście do trudnego dla niektórych do przełknięcia wniosku, że ktoś, kto akurat nie ma żadnych moralnych pragnień czy interesów (nietrudno sobie taką sytuację wyobrazić) nie ma żadnych powodów, by w danej sytuacji postępować moralnie. Nie jest to może najbardziej sympatyczna teoria normatywości, ale Foot widocznie bardziej od sympatycznych interesują teorie prawdziwe. Konkurencyjna teoria opiera się na fikcji, jaką są imperatywy kategoryczne.
Jakiś czas po napisaniu Morality as a System... Foot zmnieniła jednak zdanie w tej sprawie i tą właśnie zmianą zdania zajmuje się tekst nieprofesjonalnego filozofa Garrena Hochstetlera na jego bardzo pouczającym blogu. Swój nowy pogląd Foot wyraziła w książce Natural Goodness, a inspiracją był dla niej przede wszytskim artykuł Warrena Quinna Rationality and Human Good.
Pomysł, że można postępować jednocześnie zupełnie niemoralnie i racjonalnie (a więc tak, by zrealizować własne zamiary) wydał się Quinnowi i Foot ostatecznie na tyle niemiły, że postanowili oni odrzucić powyższą definicję racjonalnego postępowania (postępowanie prowadzące do realizacji zamiarów) na rzecz takiej definicji, która godziałaby racjonalność z moralnością. Na poparcie nowej, niewyrażonej wprost, definicji Foot przytacza następującą intuicję: nie mamy problemów z nazwaniem irracjonalnym postępowania kogoś, kto psuje sobie zdrowie, by zaspokoić jakieś tymczasowe pragnienie, np. zapalenia papierosa. Jest to jednak tylko przykład na to, że nazywamy irracjonalnym zaspokajanie jednych pragnień (chęć zapalenia) kosztem innych (chęć bycia zdrowym), które są z nimi w konflikcie, lub ewentualnie zaspokajanie pragnień uchodzących za trywialne przy braku innych, uchodzących za bardziej zasadnicze (w przypadku, gdy ktoś ma szczerze gdzieś bycie zdrowym). Nawet jeśli Foot postarałaby się o lepszy przykład (czego spodziewałby się po niej Hochstetler), nie sądzę, by było wielkim problemem znalezienie co najmniej kilku przykładów na to, że powszechnie nazywa się racjonalnymi pewne rodzaje niemoralnego postępowania. Wszystko, co Foot i Quinn tu proponują to zatem naciągana definicja słowa racjonalny, w przypadku Quinna połączona z dużą dozą tyleż uroczystych, co mętnych wyrażeń typu the excellent, the worthwile, the ability to prevail in determining what the agent should do.
Hochstetlerowi (podobnie jak mi) wydaje się to wpadnięciem w starą filozoficzną pułapkę zwaną analizą pojęciową (czy raczej, bardziej ściśle, pewnym rodzajem analizy pojęciowej) - szukamy jakiegoś jednego, "zasadniczego" i "najbardziej trafnego" znaczenia ważkiego filozoficznie pojęcia (racjonalny, moralny, uzasadniony, wiedza, wiara, przekonanie) nie biorąc pod uwagę, że pojęcia te używane są na tysiąc sposobów, których nie da się ze sobą pogodzić w jednej definicji. Wydaje nam się przy tym, że rozmawiamy o rzeczywistości, podczas gdy spieramy się tylko o słowa.
Jednym z najciekawszych jej artykułów na ten temat jest Morality as a System of Hypothetical Imperatives z 1972. Foot próbuje tu bronić śmiałej teorii, że wszytskie nakazy moralne (podobnie zresztą jak wszytskie inne nakazy) są w rzeczywistości tym, co Kant nazywał imperatywami hipotetycznymi, a więc nakazami obowiązującymi zależnie od pragnień czy interesów tego, kogo dotyczą, np. "Powinno się skręcić w lewo, jeśli się chce dojechać do dworca." To oczywiście wygląda na pierwszy rzut oka bardzo podejrzanie - wydaje się oczywiste, że w moralności chodzi o nakazy obowiązujące niezależnie od jakichkolwiek pragnień, czyli tzw. imperatywy kategoryczne -"Nie powinno się zabijać" i koniec, kropka, nieważne, czy ktoś akurat chce zabijać, czy nie. Problem tylko w tym, że do dziś nie wiadomo, co to właściwie miałoby znaczyć, że jakiś nakaz obowiązuje (a więc dostarcza powodów do działania) bez względu na jakiekolwiek interesy czy pragnienia. Moralne pragnienia i interesy mają wg Foot tą niebagatelną przewagę nad imperatywami kategorycznymi, że istnieją. Prowadzi to oczywiście do trudnego dla niektórych do przełknięcia wniosku, że ktoś, kto akurat nie ma żadnych moralnych pragnień czy interesów (nietrudno sobie taką sytuację wyobrazić) nie ma żadnych powodów, by w danej sytuacji postępować moralnie. Nie jest to może najbardziej sympatyczna teoria normatywości, ale Foot widocznie bardziej od sympatycznych interesują teorie prawdziwe. Konkurencyjna teoria opiera się na fikcji, jaką są imperatywy kategoryczne.
Jakiś czas po napisaniu Morality as a System... Foot zmnieniła jednak zdanie w tej sprawie i tą właśnie zmianą zdania zajmuje się tekst nieprofesjonalnego filozofa Garrena Hochstetlera na jego bardzo pouczającym blogu. Swój nowy pogląd Foot wyraziła w książce Natural Goodness, a inspiracją był dla niej przede wszytskim artykuł Warrena Quinna Rationality and Human Good.
Pomysł, że można postępować jednocześnie zupełnie niemoralnie i racjonalnie (a więc tak, by zrealizować własne zamiary) wydał się Quinnowi i Foot ostatecznie na tyle niemiły, że postanowili oni odrzucić powyższą definicję racjonalnego postępowania (postępowanie prowadzące do realizacji zamiarów) na rzecz takiej definicji, która godziałaby racjonalność z moralnością. Na poparcie nowej, niewyrażonej wprost, definicji Foot przytacza następującą intuicję: nie mamy problemów z nazwaniem irracjonalnym postępowania kogoś, kto psuje sobie zdrowie, by zaspokoić jakieś tymczasowe pragnienie, np. zapalenia papierosa. Jest to jednak tylko przykład na to, że nazywamy irracjonalnym zaspokajanie jednych pragnień (chęć zapalenia) kosztem innych (chęć bycia zdrowym), które są z nimi w konflikcie, lub ewentualnie zaspokajanie pragnień uchodzących za trywialne przy braku innych, uchodzących za bardziej zasadnicze (w przypadku, gdy ktoś ma szczerze gdzieś bycie zdrowym). Nawet jeśli Foot postarałaby się o lepszy przykład (czego spodziewałby się po niej Hochstetler), nie sądzę, by było wielkim problemem znalezienie co najmniej kilku przykładów na to, że powszechnie nazywa się racjonalnymi pewne rodzaje niemoralnego postępowania. Wszystko, co Foot i Quinn tu proponują to zatem naciągana definicja słowa racjonalny, w przypadku Quinna połączona z dużą dozą tyleż uroczystych, co mętnych wyrażeń typu the excellent, the worthwile, the ability to prevail in determining what the agent should do.
Hochstetlerowi (podobnie jak mi) wydaje się to wpadnięciem w starą filozoficzną pułapkę zwaną analizą pojęciową (czy raczej, bardziej ściśle, pewnym rodzajem analizy pojęciowej) - szukamy jakiegoś jednego, "zasadniczego" i "najbardziej trafnego" znaczenia ważkiego filozoficznie pojęcia (racjonalny, moralny, uzasadniony, wiedza, wiara, przekonanie) nie biorąc pod uwagę, że pojęcia te używane są na tysiąc sposobów, których nie da się ze sobą pogodzić w jednej definicji. Wydaje nam się przy tym, że rozmawiamy o rzeczywistości, podczas gdy spieramy się tylko o słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz