Magazyn The Chronicle of Higher Education zadał ostatnio pytanie o istnienie wolnej woli sześciu uczonym uchodzącym za zorientowanych w temacie: biologowi Jerremu Coyne’owi, filozofowi Alfredowi Melemu, psychologowi Michaelowi Gazzanidze, filozof Hilary Bok, juryście Owenowi Jonesowi i psychologowi Paulowi Bloomowi.
Czterech z nich (Gazzaniga, Jones, Bloom i Coyne) mówi wprost, że wolna wola nie istnieje, ale wszyscy oni mają raczej na myśli wolną wolę w tradycyjnym znaczeniu magicznej zdolności do wymykania się prawom natury, a nie w znaczeniu, jakie nadają jej tzw. kompatybiliści – zdolności do racjonalnego zastanawiania się nad „możliwymi” rodzajami postępowania i wybierania jednego z nich, połączoną z brakiem wiedzy o tym, co musi nastąpić. Jak pisałem wcześniej, przez tę dwuznaczność zdarza się, że dwóch filozofów zgadza się właściwie zupełnie co do istotnych w tej sprawie faktów, ale jeden mówi, że wolna wola istnieje, a drugi, że nie.
Najbardziej interesującą sprawą jest dla większości to, jakie są praktyczne konsekwencje akceptacji faktu nieistnienia (tradycyjnie rozumianej) wolnej woli.
Według Coyne’a są one tylko takie, że powinniśmy dać sobie spokój z karami retrybutywnymi, czyli polegającymi na odwecie, i może jeszcze nie powinniśmy się czuć się specjalnie rozczarowani czy poirytowani, że coś się stało lub nie stało (skoro inaczej być nie mogło), np. że polscy piłkarze znowu nie wyszli z grupy, albo że Jeremi Mordasewicz dokonał kolejnej oceny sytuacji gospodarczej kraju.
Kary mające na celu zmianę czyjegoś zachowania czy powstrzymanie kogoś niebezpiecznego od ponownego zrobienia czegoś niepożądanego są nadal wg Coyne’a jak najbardziej sensowne. Nie powinniśmy więc, krótko mówiąc, nikomu przypisywać odpowiedzialności tylko wtedy, kiedy nic społecznie pożytecznego nie może z tego wyniknąć.
Mnie się wydaje, że konsekwencje przyjęcia do wiadomości nieistnienia wolnej woli są dużo poważniejsze, niż twierdzi Coyne. To prawda, że kary, czy nawet zwykłe dąsanie się, mogą mieć wpływ na to, że ktoś nie popełni tego samego występku po raz drugi. Problem w tym, że to, czy rzeczywiście nie popełni, jak i to, czy go rzeczywiście ukarzemy, jest już „z góry” nie przez nas ustalone. Trudno z tą świadomością, myślę, brać się za podejmowanie jakiejkolwiek decyzji, ani mieć do kogoś o coś autentyczne pretensje. Nie można też usiąść wygodnie w fotelu i poczekać, aż prawa natury same podejmą za nas decyzję. Determinista musi raczej na chwilę zapomnieć o swoich poglądach, żeby taką decyzję podjąć.
To trochę jak z iluzją (to zdaje się metafora Johna Searle’a) wartości pieniędzy: żeby coś kupić albo sprzedać, lepiej zapomnieć o tym, że pieniądze są same w sobie warte tyle, co papier, z których je zrobiono (nie wspominając już o pieniądzach w postaci elektronicznych impulsów). W rzeczywistości wartość nadaje pieniądzom społeczna umowa, której dotrzymanie zależy w dużym stopniu od tego, że nie będziemy o niej specjalnie myśleć.
Społeczne funkcjonowanie deterministy (w każdym razie tzw. twardego deterministy) też będzie udane tylko wtedy, kiedy o nieistnieniu wolnej woli nie będzie on w codziennym życiu za dużo myślał. Co nie jest jednak żadnym argumentem za jej istnieniem.
Ale jak coś zdeterminowanego może mieć świadomość i może planować? To tak jakby kamienie w lawinie planowały, wiedziały gdzie upadną i miały refleksje nad sobą w trakcie spadania.
OdpowiedzUsuńŻeby mieć świadomość i planować, potrzeba bardzo skomplikowanego układu nerwowego, którego kamienie nie mają. Ale mózgi podlegają dokładnie tym samym prawom fizyki co kamienie, a świadomość jest od tych pierwszych ściśle zależna.
OdpowiedzUsuńMyślę, że Inv8er zwrócił uwagę na ważną rzecz: Skoro automat będący funkcjonalnie równoważny podmiotowi świadomemu może go bez problemów zastąpić, to po co w ogóle świadomość, uczucia?
OdpowiedzUsuńTo inny ciekawy problem, o którym pisałem tutaj.
UsuńDzięki, tego nie czytałem (może dlatego, iz tytuł sugeruje coś niepoważnego). Nie wiedziałem, że to "zombie". Dobrze pisze ten Chalmers. Bez wolnej woli trudno jest uchwycić w ogóle sens istnienia świadomości. Równie dobrze mój laptop mógłby być świadomy, ale po co mu to?
UsuńAle Chalmers też, o ile wiem, nie wierzy w kontraprzyczynową wolną wolę. Według niego świadomość istnieje nie wiadomo po co i nie wiadomo dlaczego.
UsuńUczucia mają sens ewolucyjny, biologiczny. Nie mogę jednak zmieścić w mojej głowie świadomości i zdeterminowania.
OdpowiedzUsuńJest w ogóle wiele rzeczy, które w podobny sposób "nie mieszczą się w głowie", np. twierdzenie o tym, że dwa wydarzenia nie są równoczesne absolutnie, ale względnie. Nasze intuicje nie wyewoluowały niestety po to, żeby dostarczać nam prawdziwych przekonań w takich "nieżyciowych" kwestiach.
UsuńMyślę, że mamy tutaj problem zbyt poważnego redukcjonizmu. Mechanika klasyczna jest w tym wypadku iluzją bo jest tylko na jakimś fundamentalnym poziomie aproksymacją mechaniki kwantowej. Ale równania mechaniki kwantowej nie są zbyt przydatne do opisywania ruchu piłki po boisku. Podobnie jak prawa chemii nie są przydatne do opisywania zachowań żywych organizmów. Pomimo, że organizmu można by powiedzieć to tylko chemia. Wszystko w ten sposób możemy zredukować i powiedzieć: jestem tylko zbiorowiskiem atomów a więc nie istnieję.
OdpowiedzUsuńSean Caroll zrobił świętną analogię do czasu:
"Mikroskopijne prawa fizyki (o ile wiadomo) są kompletnie odwracalne. Rozwój do przodu w czasie nie różni się od rozwoju w tył. Ale makroskopowy świat w oczywisty sposób charakteryzuje nieodwracalność. To nie oznacza, że oba te opisy są nie do pogodzenia, tylko, że musimy być ostrożni, w dopasowywaniu ich. W przypadku nieodwracalności, wiemy, że potrzebujemy dodatkowego składnika tj. konkretnej konfiguracji naszego wszechświata, nie tylko praw fizyki"
A więc podobnie jak używamy fizyki do opisu zachowania lotu piłki tak samo możemy używać wolnej woli jako użytecznego modelu do opisywania zachowań ludzkich.
PS. Ktoś pisał, że po co nam świadomość czy uczucia. Czytałem, że osoby z pewnymi uszkodzeniami mózgu, które prowadzi do wyprania z uczuć podejmują całkowicie irracjonalne decyzje. A więc uczucia są przydatne ewolucyjnie. Idealnie racjonalny Spock ze Star Treka byłby "głupkiem".
PS2. Uwielbiam czytać pana blog.
Miło mi.
UsuńA więc podobnie jak używamy fizyki do opisu zachowania lotu piłki tak samo możemy używać wolnej woli jako użytecznego modelu do opisywania zachowań ludzkich.
Problem z tym porównaniem polega, wydaje mi się, na tym, że teoria wolnej woli w przeciwieństwie do mechaniki klasycznej nie pozwala na formułowanie żadnych przewidywań i nic nie wyjaśnia. „Zrobił to, bo taki był jego wybór” to nie jest żadne wyjaśnienie.
Ktoś pisał, że po co nam świadomość czy uczucia. Czytałem, że osoby z pewnymi uszkodzeniami mózgu, które prowadzi do wyprania z uczuć podejmują całkowicie irracjonalne decyzje. A więc uczucia są przydatne ewolucyjnie. Idealnie racjonalny Spock ze Star Treka byłby "głupkiem".
Rzeczywiście, są np. psychopaci, którzy mają duże problemy ze społecznym funkcjonowaniem, bo przez zupełny brak empatii nie umieją zrozumieć motywacji innych ludzi. Ale z drugiej strony świetnie się odnajdują w zarządach wielkich korporacji albo w świecie przestępczym.
Myślę jednak, że JD chodziło raczej o uczucia w znaczeniu „subiektywne doświadczenia”, a z wyjaśnieniem tych jest dużo poważniejszy problem. Filozoficzne zombie jest większym wyzwaniem niż Spock ze Stark Treka.
Witam! Jak, z kolei, zapatruje się Pan na kwestię prawdy deterministycznej? Determinizm zaprzecza możliwości prawdy, a więc też prawdy deterministycznej. Skoro wszystko jest zdeterminowane, to teorie deterministyczne także.
OdpowiedzUsuń