Mam wrażenie, że namnożyło się
ostatnio znanych naukowców i filozofów, którzy otwarcie twierdzą, że wolna wola
nie istnieje, a przy tym nie widzą w tym nic przerażającego. Tak np. pisze biolog Jerry Coyne:
Jakie mogą być konsekwencje
zdania sobie sprawy z tego, że determinizm wyklucza możliwość wolnego wyboru?
Cóż, nihilizm nie wchodzi w grę. My, ludzie, jesteśmy tak skonstruowani,
poprzez ewolucję lub w inny sposób, żeby wierzyć, że możemy wybierać. Zagrożona
jest jednak idea moralnej odpowiedzialności, która powinna zostać odrzucona
razem z ideą wolnej woli. Jeżeli to, czy postępujemy dobrze lub źle, jest
wcześniej zdeterminowane, a nie naprawdę wybrane, to nie istnieje moralna
odpowiedzialność – jedynie działania, które innym pomagają lub ich krzywdzą. Zdanie
sobie z tego sprawy nie powinno poważnie zmienić sposobu, w jaki karzemy i
nagradzamy innych, ponieważ dalej musimy chronić społeczeństwo przed
przestępcami, a otrzymanie kary lub nagrody może zmienić czyjś mózg, działając
zniechęcająco lub motywująco. Powinniśmy natomiast pozbyć się idei kary jako
odwetu, bo opiera się ona na fałszywym przekonaniu, że ludzie mogą wybrać złe
postępowanie.
Tak filozof Alex Rosenberg:
Założenie, że jednostki
zazwyczaj posiadają wolną wolę jest w jasny sposób wpisane w nasz system karny.
Prawo zazwyczaj odpuszcza różnego rodzaju przestępstwa, jeśli tylko można
pokazać, że ich sprawcy nie mogli postąpić inaczej. (…) Jest to część naszej
elementarnej moralności.
(…) Ale nauka pokazuje, że
nikt nie postępuje w zgodzie z wolną wolą. A zatem żaden złoczyńca nigdy nie
zasługuje na karę. Jest to nieunikniony wniosek, który scjentyzm wyciąga z
zastosowania determinizmu do elementarnej moralności. Skoro scjentyzm prowadzi
nas do odrzucenia wolnej woli, musimy całkowicie na nowo przemyśleć moralne
uzasadnienie kary. Musimy na nowo przemyśleć całe prawo karne. Nie znaczy to,
że scjentyzm wymaga, abyśmy pozbyli się prawa, policji, sądów i więzień.
Scjentyzm daje jednak dobre powody, by na nowo przemyśleć te instytucje. (...)
(…) W efekcie, scjentystyczne
ujęcie przestępstwa jest podobne to scjentystycznego ujęcia choroby. Trzeba
zapewnić redukcję i eliminację przestępstwa w sposób, w jaki medycyna zwalcza
chorobę. Więzienie powinno w naszej opinii przypominać szpital tak bardzo, jak
to możliwe – z jego miejscami dla nieuleczalnie chorych, kuracją uleczalnie
chorych i izolacją tych, którzy mogą infekować innych.
A tak neurobiolog i (wannabe) filozof Sam Harris:
Ogólnie rzecz biorąc nie sądzę
jednak, żeby iluzoryczność wolnej woli była straszną prawdą. Ani że musi ona
pozostać w sferze filozoficznych abstrakcji. Kiedy to piszę, jest dla mnie
absolutnie jasne, że nie mam wolnej woli. Wiedza ta nie wydaje się mi jednak
przeszkadzać w doprowadzaniu różnych rzeczy do końca.
(…) Negatywne efekty, których
obawiają się niektórzy – brak motywacji, osunięcie się w nihilizm – zwyczajnie
nie są obecne w moim życiu. Pozytywne efekty są natomiast oczywiste. Pozbycie
się iluzji wolnej woli spowodowało, że czuję mniej nienawiści do złych ludzi.
Nadal jestem oczywiście zdolny do nienawiści, ale kiedy myślę sobie o
rzeczywistych przyczynach czyjegoś zachowania, to uczucie nienawiści blednie.
Jest ulgą pozbyć się tego ciężaru i myślę, że naszemu życiu niczego nie będzie
brakowało, kiedy wszyscy się go pozbędziemy. A wręcz przeciwnie, wiele na tym
możemy zyskać. Możemy zapomnieć o retrybucji i całkowicie się skupić na
ograniczaniu krzywdy.
[tłumaczenia moje]
Czyli właściwie powinniśmy
zreformować system sprawiedliwości i będzie w porządku, a nawet będzie lepiej,
bo niewiara w wolną wolę sprawi, że będziemy się mniej niepotrzebnie
denerwować. Jeśli o mnie chodzi, to w wolną wolę nie wierzyłem nawet zanim się
to stało mainstreamowe, ale tego optymizmu nigdy nie podzielałem.
Po pierwsze, Coyne czy Harris
mogą tego nie odczuwać, ale psychologowie Kathleen Vohs i Jonathan Schooler
zrobili badanie, które sugeruje, że brak wiary w wolną wolę może powodować
niemoralne zachowanie. Z badania wyszło, że pod wpływem czytania fragmentu
książki Francisa Cricka mówiącego o tym, że według większości uczonych
zajmujących się tematem wolna wola to iluzja, ludzie chętniej oszukiwali przy
rozwiązywaniu matematycznych i logicznych zadań (w pierwszym eksperymencie
podglądali poprawne odpowiedzi, w drugim przyznawali sobie dolara za
nierozwiązane zadanie).
Po drugie, jest też druga strona
medalu, o którym pisze Harris. Pewnie ma rację twierdząc, że gniew jest często bezproduktywny
i że niewiara w wolną wolę pomaga się go pozbyć. Ale myślę, że poza niepotrzebnym
gniewem jest też słuszny, zdrowy i produktywny gniew (dlatego też nigdy mi
specjalnie nie imponowali żadni stoicy czy inni mistrzowie zen). Czasami
wściekam się na drukarkę, kiedy wessie papier i odmówi współpracy w najmniej
odpowiednim momencie, lżę ją wtedy i wyzywam, ale po paru sekundach mówię
sobie, że to tylko bezmyślna maszyna, niezdolna do kierowania swoim
zachowaniem, i mi przechodzi. Wściekam się też czasami na ludzi, z reguły na
jakichś ministrów, prezesów, biskupów, liderów patriotycznej młodzieży,
lobbystów przemysłu mięsnego albo ekspertów konfederacji pracodawców
„Lewiatan”. I jest to gniew, który powoduje, że mam np. ochotę pomóc ofiarom
ich głupoty i nikczemności (powiedzmy, wysupłać parę złotych i wpłacić na
organizację, która się tym zajmuje). Nie chodzi o nic wielkiego, nie motywuje
mnie to ani mocno, ani długotrwale, ale bardzo możliwe, że gdybym sobie
powiedział, że biskup i ekspert są ostatecznie jak ta drukarka, to bym tego nie
robił.
Nie chodzi mi też o sam gniew.
Nie jestem pewien, czy coś takiego, jak np. krzywda, pretensje, szacunek, żal,
wdzięczność, podziw czy wyrzuty sumienia może mieć jakikolwiek sens, jeśli
wolna wola nie istnieje. A nie bardzo sobie wyobrażam, jak bez tego wszystkiego
życie społeczne mogłoby wyglądać. Nie chodzi mi nawet tylko o moralną motywację,
ale o motywację w ogóle. Jak to ujął bodajże Searle: kiedy pytają, czy chcę
kawę, czy herbatę, to nie mogę odpowiedzieć, że jestem deterministą, nie wierzę
w wybory i po prostu poczekam, aż stanie się to, co musi się stać. Nie wiem,
może to przesada z tym paraliżem woli, może tzw. kompatybilistyczna wolna wola tu
na co dzień wystarcza, ale wolałbym na to mieć jakieś empiryczne badania, a nie
tylko zapewnienia paru myślicieli.
Co ciekawe, ciężko znaleźć
filozofa, który by miał podobne jak ja obawy. Z trzech wyżej cytowanych panów
żaden nie zajmuje się wolną wolą zawodowo – tzn. nie publikuje na ten temat
nic, co przechodzi przez filozoficzne peer review, ale wśród
specjalistów panuje podobny optymizm. Większość w ogóle nie zaprzecza, że wolna
wola istnieje, a raczej twierdzi, że jest ona najwyżej czymś innym, niż się laikom wydaje. Z tych nielicznych, którzy zaprzeczają, większość (jak Derk
Pereboom czy Ted Honderich) też nie traci dobrego humoru jeśli chodzi o
praktyczne konsekwencje. Chyba jedynym w miarę znanym sceptykiem-pesymistą jest
Saul Smilansky. Według Smilansky’ego przeciętny ekspert od wolnej woli jest jak
Czarny Rycerz z Monty Pythona, który po odcięciu wszystkich kończyn dalej
krzyczy, że nic takiego się nie stało, że może jeszcze spokojnie wygrać
pojedynek. Smilansky twierdzi, że tak naprawdę jedyny ratunek to wmówić sobie,
że kończyny nie zostały odcięte, ale o tym w następnej części.