wtorek, 31 grudnia 2013

Nieświadoma afirmacja powtórzenia zapowiada afirmacyjny ruch wielkiego powrotu

The Dish: Poseur Alert Of The Year Nominees.


Kończy się rok, wypadałoby zrobić podsumowanie. Nie będzie jednak, jak przed rokiem, referral funu, bo nie chciało mi się tego notować, nie będzie też listy książek, które powinienem był przeczytać, bo nie mam teraz do tego odpowiednio masochistycznego nastroju. Będzie za to lista najbardziej pretensjonalnych cytatów roku 2013, którą znalazłem na blogu The Dish.
Nominowanych do tytułu Pozera Roku 2013 jest siedmioro, z czego znam tylko jednego, filozofa Colina McGinna, o którym tu kiedyś pisałem. O McGinnie zrobiło się w tym roku głośno, kiedy jego doktorantka zgłosiła na uczelni maile, w których McGinn pisał jej, co sobie robi, kiedy o niej myśli. Po ujawnieniu pan profesor uznał, że lepiej niż przeprosić będzie napisać tekst o tym, jak wieloznaczne jest wyrażenie hand job i że w pewnym sensie niemalże wszystkie prace są pracami ręcznymi. Fragment tego właśnie tekstu trafił na listę nominowanych.
Jakie by to nie było pretensjonalne, nie będę chyba jednak głosował na McGinna, bo myślę, że nagrodę powinien dostać ktoś, kto nie miał nic do powiedzenia, ale zwyciężyło w nim pragnienie powiedzenia czegoś bardzo głębokiego – a u McGinna chodziło raczej o pragnienie zachowania twarzy. Pozostali wydają się już spełniać mój warunek:
Projektant gier Ian Bogost odkrywa relację między McRibem (takim hamburgerem) a czaszką Holbeina oraz między Lacanowskim kochankiem a McDonald'sem. Tak jak kochanek daje to, czego nie posiada, McDonald's sprzedaje to, czego nie sprzedaje.
Filmoznawca Richard – nomen omen – Brody znajduje w zapuszczaniu brody „quasi-Roussowski gest zasadniczy dla Ery Wodnika” by dojść do wniosku, że „fanatyczna przewaga depilacji” jest symbolem „wzrastającej reglamentacji i militaryzacji współczesnego życia”.
Artystka Jesse Darling ujawnia związki animowanego GIFa z teatralną techniką Verfremdungseffekt Bertolda Brechta, co pozwala nam dostrzec w tym GIFie „symboliczny moment, który wzmocniony przez kontekst reprezentuje cały paradygmat egzystencji”.
Teoretyk kultury (cokolwiek to znaczy) Dominic Pettman zachwyca się książką filozofa Michaela Mardera, która zdaniem Pettmana pięknie przedstawia agrobiznes jako „komodyfikację czasu rośliny skierowanego-na-inność oraz jej radykalną pasywność”. Cytat z Mardera udowadnia, że rzeczywiście jest się czym zachwycać: „roślina ze swoją nieświadomą afirmacją powtórzenia zapowiada afirmacyjny ruch Nietzscheańskiego wielkiego powrotu z jego akceptacją ciągłego rozpoczynania życia.”
Poetka Virginia Konchan dekonstruuje dekonstrukcjonizm tak dogłębnie, że aż osiąga poziom post-dekonstrukcjonizmu, który „prowokuje do samowymazania przez dodatnie przedrostka „post-” do wszystkich twierdzeń tożsamościowych.”
Literaturoznawca Erwin Montgomery tłumaczy, że ekipa programu Jersey Shore uosabia kondycję ludzką w neoliberalizmie, gdzie „seksualność należy zderegulować, by była bardziej podatna na inicjatywę przedsiębiorczą”.
Wszyscy wyżej wymienieni zajmują się teorią literatury, sztuką współczesną, nowymi mediami albo psychoanalizą i obawiam się, że to nie przypadek. Kogoś niezorientowanego może to zdziwić, ale za produkowanie takiego bełkotu można w którejś z tych dziedzin otrzymać stopień naukowy na całkiem poważnej uczelni.
A przepis na ten bełkot nie jest skomplikowany: trzeba zestawić element pochodzący ze świata codzienności, konsumpcji czy popkultury z elementem pochodzącym ze świata filozofii, sztuki lub polityki, generalnie tzw. kultury wysokiej (McDonald's – czaszka Holbeina, broda – gest Roussowski, animowany GIF – technika Brechta, uprawa roślin – wieczny powrót Nietzschego, Jersey Shore – neoliberalizm). Może się to opierać na dowolnie luźnym skojarzeniu, ekwiwokacja nie jest żadnym problemem. Następnie miałkość porównania należy ukryć za pomocą odpowiednio mętnego stylu, tak by nikt nie mógł się zorientować, na czym dokładnie ma polegać związek między jednym a drugim, ani tym bardziej w jaki sposób sprawdzić, czy ten związek w ogóle istnieje. Jeśli się to zrobi umiejętnie, to czytelnik będzie miał wrażenie, że musi chodzić o jakąś Bardzo Głęboką Relację, która jest tak bardzo głęboka, że nie do końca ją rozumie. Kiedy się jednak cytat obierze z wszystkich mądrych słów i uroczystych twierdzeń, to zostanie jakieś żenująco banalne skojarzenie. Okaże się np., że autorowi skojarzyło się uprawianie zboża z wiecznym powrotem Nietzschego, bo coś tam też było o ciągłym rodzeniu się i umieraniu.
Mistrzem w tej konkurencji jest dla mnie Slavoj Žižek, który z nieznanych mi przyczyn jest przez niektórych w naszym kraju uważany za poważnego filozofa. Właściwie to nie jest tak, że przyczyny są mi zupełnie nieznane, mam tu parę podejrzeń, ale o intelektualnej nędzy humanistyki to może napiszę coś w 2014.

20 komentarzy:

  1. Przesadzasz twierdząc, że za produkowanie tego typu zdań można dostać jakiś stopień naukowy. Takim projektantem gier to się też niby tak zostaje? Nic mi nie mówią te nazwiska, ale nie wierzę, że to tak po prostu z niczego ... Muszę poczytać na wiki, tym niemniej jednak z twojego testu wynika już, iż jest to ich działalność poboczna, bo przecież żadni z nich filozofowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się tak kiedyś łudziłem.

      Ian Bogost, PhD in comparative literature, UCLA
      Dominic Pettman, PhD, Department of English & Cultural Studies, University of Melbourne
      Erwin Montgomery, PhD in English literature

      Nie widziałem tych doktoratów, ale mogę się o coś założyć, że ich poziom nie odbiega znacząco od mądrości o związku Lacana z hamburgerami. Zaznaczam tylko, że nie chodzi mi o doktoraty z filozofii, ale o comparative literature, cultural studies itp. Na filozofii już nie tak łatwo sprzedać te brednie, przynajmniej w anglojęzycznym świecie.

      Usuń
    2. Ten Ian Bogost to jeszcze tytuł z filozofii ma, z jego strony www: Bogost holds a Bachelors degree in Philosophy and Comparative Literature from the University of Southern California. Może i tam mu się to udało sprzedać. Ale artystom i poetom to chyba więcej można wybaczyć.

      Usuń
    3. Nie mówię, że się nie da, nawet coś więcej niż licencjat, tylko że na filozofii jest większe prawdopodobieństwo, że recenzent będzie żądał jakiejś metodologii, precyzji, uzasadnień itp. W ramach teorii literatury zazwyczaj pisze się rzeczy, których samemu się nie rozumie, a recenzent się zachwyca, że tyle tu subtelnych odniesień do Derridy i Deleuze'a.
      Szarlataneria szarlatanerią, ale gry ten Bogost robi świetne. Np. Cow Clicker, facebookowa gra, w której kilka się krowę, żeby dostać punkty, za które można kupić nową krowę do klikania albo skrócić czas oczekiwania na możliwość kliknięcia. Należy też informować znajomych o każdym kliknięciu i klikać ich statusy powiadamiające o tym, że kliknęli.
      Problem ludźmi takimi jak Bogost polega na tym, że im nie wystarcza robienie fajnych parodii, oni chcą to koniecznie jakoś głęboko i filozoficznie uzasadnić, i wtedy zaczyna się dramat z Žižkami i Lacanami.

      Usuń
  2. Powtórzę może pewną anegdotę. :P

    Mój kolega który jest minformatykiem z wykształcenia, ale doktorat ma z kognitywistyki, opowiadał mi, że był kiedyś na jakiejś konferencji filozoficznej, gdzie w jednym wykładzie pan profesor obalił matematykę, ale nikt się nie zorientował, więc ów kolega zapytał, czy on wie, że właśnie obalił matematykę. Facet mu odpowiedział czymś niezrozumiałym, a na sali zaczęła się dyskusja. Po wszystkim podszedł do mojego znajomego i jego koleżanki (też kognitywistki) inny profesor, który powiedział, że on im wszystko wytłumaczy. Zaczął więc od Platona, przeszedł przez średniowiecze, oświecenie, różne nurty filozofii współczesnej, ale mój kolega nie zrozumiał. Facet więc zaczął od nowa opowiadać historiefilozofii od Platona. Gdy mój kolega dalej nie rozumiał, profesor odparł, że właściwie, to on nie wie o co chodziło w tym wykłądzie.

    Dlatego nie wierzę w takie coś jak "poważna filozofia". :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że ktoś się z kimś nie może porozumieć, albo to, że niektórzy są szarlatanami nie znaczy jeszcze, że wszyscy nimi są.

      Usuń
  3. A kto nie lubi sobie pofreudować? Ostatnio oglądając Hobbita uznałem, że krasnale wracające do góry ze smokiem, gdzie kiedyś rządziły to przecież powrót mężczyzny do macicy. Zizek level.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam nie wiem, ale ciągłe opowiastki analityków o wodzie co nie jest h2o i o grubych babach co utknęły w jaskiniach, albo o wagonikach co rozjeżdżają ludzi na torach, to dla mnie mambo jambo takie jak i Lacan (tego ostatniego nie trawię z wielu powodów, niemożność konceptualizacji homoseksualizmu w jego aparacie to jeden z nich). Gdy widzę jak Searle w książce o ontologii społecznej potrafi elegancko zignorować wiedze socjologiczną z ostatnich 150 lat to nie wiem co mam myśleć o tych, którzy coś dobrego o nim piszą. p.s. Zizek to jest do oglądania w kinie i do zabawy, a nie do analnej analizy filozoficznej. Przecież ten koleś to produktu popkulturowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można mieć różne zastrzeżenia do eksperymentów myślowych wałkowanych w filozofii analitycznej (sam np. myślę, że ten z H2O jest zasadniczo niespójny logicznie), ale nie można powiedzieć, że ich autorzy uprawiają obskurantyzm, żeby ukryć miałkość swoich przemyśleń. Więc jeśli już mambo dżambo, to zupełnie innego rodzaju. Co do Lacana, to nie sądzę, żeby tam w ogóle był jakikolwiek aparat. Co do ignorowania socjologii przez Searle'a, to musiałbyś podać jakiś konkretny przykład, żebym mógł się do tego odnieść.
      Tak poza tym to przepraszam, że jeszcze nie napisałem tego komentarza, ale mam teraz burzę i napór rzeczy do zrobienia, a chciałbym jeszcze wcześniej napisać ogólniejszą notkę o tym, o co chodzi z tą filozofią analityczną. W każdym razie zrobię to, choć możliwe, że przeciągnie się do drugiej połowy marca.

      Usuń
  5. Hej, przybywam z blogu WO w odpowiedzi na zaproszenie, żeby podyskutować o Derridzie. Na razie piszę ogólnie, żeby zobaczyć, czy mnie odnajdziesz w komentarzu pod tekstem sprzed kilku miesięcy.
    tim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, widzę, dostaję powiadomienia. Świetnie. Jak pisałem, chętnie przeczytam o przeinaczeniach w tekście Searle'a.

      Usuń
  6. Super. Ale zastanawiam się nad tym, czy robić to pod tym wpisem, czy po prostu lepiej będzie utworzyć nową notkę i to pod nią odbyć dyskusję. Rozumiem, że z Twojej perspektywy nie ma pewnie większej różnicy między cytatami z tej notki i Derridą (bo wszystko to jest bełkotliwym postmodernizmem), ale ja wolałbym nie mieszać ze sobą tych dwóch spraw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OK, tylko utworzenie nowej notki z podsumowaniem Searle'a może mi zająć trochę czasu, kilka dni co najmniej, więc jeśli nie chcesz od razu tutaj, to będziesz musiał trochę poczekać.

      Usuń
  7. W porządku, poczekam, bo tak chyba będzie ciekawiej i może jakaś fajna dyskusja z tego wyjdzie (chociaż najczęściej niewiele wynika z takich polemik, bo różnice wyjściowe są zbyt duże). Przy okazji przedstawiam się, żebyś nie musiał dyskutować z anonimem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pan Bóg NIE posiada włochatej brody, jest to fikcja renesansowych pacykarzy. Pan Bóg jest jak człowiek bez zarostu. SŁOWO!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1oo% prawda, patrz objawienia Eugenia Ravasio i obraz Pana Boga, zanim go sfałszowano.

      Usuń
  9. wełnistą białą brodę miał wredny uczyciel Krężel co łamał dyskietki uczniom publicznie za odmowe przemagnesowania antywirusowego - NIE Pan Bóg

    OdpowiedzUsuń
  10. "Początkowo Bóg postanawia wymordować wszystkich Izraelitów i znaleźć sobie inny naród wybrany"

    szkoda że to nie zaszło, byli by... PRAINDOGERMANIE od nowa!

    OdpowiedzUsuń