Siedzę sobie na twitterze i wyskakuje mi tam coraz więcej tweetów na temat uprawianego przez rząd rozdawnictwa. Rozdawnictwo się nie podoba, ponieważ rozdawanie przez rząd pieniędzy zabranych ludziom, którzy je wypracowali, jest, jak czytam, niesprawiedliwe, demoralizujące i szkodliwe dla gospodarki. Mój problem z tym argumentem jest następujący: ci, którzy się nim posługują, nie rozumieją, kim są „ludzie, którzy wypracowali”, w związku z czym nie rozumieją też, co jest rozdawnictwem. W efekcie ich moralne oburzenie jest skierowane zupełnie nie tam, gdzie powinno.
W każdym kapitalistycznym społeczeństwie mamy osoby, które żyją z własności. Niektóre z nich dodatkowo pracują, inne nie, ale wszystkie łączy to, że dostają pieniądze, bo mają pieniądze. I niekoniecznie mówimy tu o 500 czy nawet 5000 złotych miesięcznie, często chodzi o kwoty o rzędy wielkości większe. Te pieniądze nie rosną drzewach. Nie ma czegoś takiego jak darmowy lunch. Żeby posiadacz mógł dostać swoją premię za bycie posiadaczem, nieposiadacze muszą wcześniej na nią zapracować. Mamy tu do czynienia z pasożytnictwem na gigantyczną skalę.
Jak wiemy z lekcji biologii, jedną z pasożytniczych strategii jest opanowanie mózgu żywiciela, by ten myślał i postępował wbrew własnym interesom, a zgodnie z interesami pasożyta. Kapitaliści opanowali tę sztukę do perfekcji. Trik polega na tworzeniu opowieści o tym, że zysk kapitalistów to nagroda za przedsiębiorczość, albo za podejmowanie ryzyka, albo za odłożenie konsumpcji w czasie, albo za wkład kapitału, który jest „czynnikiem produkcji”, co ma wynikać z teorii produktu marginalnego, albo w najgorszym razie rodzaj haraczu za to, że możemy żyć w najlepszym z możliwych systemów gospodarczych. Żaden z tych argumentów nie trzyma się kupy, ale to nie problem, bo pokazanie, że się nie trzyma, jest w publicznym dyskursie praktycznie niemożliwe. Samo zadanie pytania typu „Czy istnieje uzasadnienie dla zysku z kapitału?” jest nie do pomyślenia. Wszyscy z góry przyjmują, że kapitaliści dostają to, co w jakiś sposób sami „wypracowują”, coś, co im się należy, i że któreś z powyższych uzasadnień musi działać.
Nie jest oczywiście tak, że nikt nie broni rządowych transferów gotówki, ale cała debata na temat tych transferów odbywa się na warunkach jednej strony. Jedni są błędnie uznani za producentów tego, co ma ewentualnie być rozdzielane, a drudzy mają się tłumaczyć, jeśli chcą na tym rozdziale skorzystać. Krótko mówiąc: kapitalizm opiera się na zasadzie „zabieramy tym, którzy pracują i dajemy tym, którzy nie pracują”, jednocześnie wytwarzając ideologię, według której jest dokładnie odwrotnie. Gdyby nie ta ideologia, nikt nie mówiłby dziś o „demoralizującym rozdawnictwie” rządu.
Nie jest oczywiście tak, że nikt nie broni rządowych transferów gotówki, ale cała debata na temat tych transferów odbywa się na warunkach jednej strony. Jedni są błędnie uznani za producentów tego, co ma ewentualnie być rozdzielane, a drudzy mają się tłumaczyć, jeśli chcą na tym rozdziale skorzystać. Krótko mówiąc: kapitalizm opiera się na zasadzie „zabieramy tym, którzy pracują i dajemy tym, którzy nie pracują”, jednocześnie wytwarzając ideologię, według której jest dokładnie odwrotnie. Gdyby nie ta ideologia, nikt nie mówiłby dziś o „demoralizującym rozdawnictwie” rządu.
Czy mógłbyś rozwinąć, wyjaśnić prostymi słowy takiemu baranowi jak ja myśli zawarte w tym wpisie? Szczególnie to:
OdpowiedzUsuń"Żaden z tych argumentów nie trzyma się kupy, ale to nie problem, bo pokazanie, że się nie trzyma, jest w publicznym dyskursie praktycznie niemożliwe."
i to:
"kapitalizm opiera się na zasadzie „zabieramy tym, którzy pracują i dajemy tym, którzy nie pracują”, jednocześnie wytwarzając ideologię, według której jest dokładnie odwrotnie."
W jednym komentarzu będzie ciężko. Jeśli czytasz po angielsku, to polecam rozdział książki Davida Schweickarta "After Capitalism" pt. "Justifying Capitalism".
UsuńMoże zrobię tu jakąś krótką serię o pasożytnictwie kapitalistów?
I tak jest pewien postęp. Kiedyś kapitaliści w ogóle się nie przejmowali opinią publiczną i przedstawiani byli jako zwykli krwiopijcy.
OdpowiedzUsuńŚwięta prawda, tylko praca jest źródłem dobrobytu. I właśnie dlatego na razie w praktyce tylko kapitalizm działa, a wszelkie próby odejścia kończą się mniej lub bardziej spektakularną katastrofą. Problem w tym, że nie tylko niektórzy kapitaliści są pasożytami, jest mnóstwo przeróżnych społecznych pasożytów, którzy biorą więcej niż dają. Czasem nawet niechcący albo wbrew własnej woli. A czasem dlatego, że człowiek nie jest stworzony do pracy.
I tak jest pewien postęp.
UsuńJeśli chodzi o kapitalistyczną propagandę, to powiedziałbym nawet, że postęp jest olbrzymi. Sto lat temu twierdzenie, że kapitalista to taki pan feudalny 2.0 nie było nawet specjalnie kontrowersyjne. A dzisiaj prawie wszyscy uważają, że bogaci są bogaci, “bo sobie zapracowali”.
Problem w tym, że nie tylko niektórzy kapitaliści są pasożytami
Wszyscy są pasożytami, w tym sensie że rola kapitalisty to rola pasożyta. Poza tym niektórzy z nich zajmują się np. przedsiębiorczością i z to może stanowić wkład w produkcję.
jest mnóstwo przeróżnych społecznych pasożytów, którzy biorą więcej niż dają.
Z całą pewnością niesprawiedliwość nie kończy się na stosunkach własności.
tylko kapitalizm działa, a wszelkie próby odejścia kończą się mniej lub bardziej spektakularną katastrofą.
Tak, wiem, muszę kiedyś dokończyć to o alternatywach dla kapitalizmu.
Nie wiem jak z percepcją społeczną (czy ktoś to w ogóle badał), podejrzewam że jednak przeważa zdroworozsądkowe podejście tzn. że bardzo trudno zostać bogatym od zera, tylko własnym wysiłkiem. Więc nawet jak ktoś sobie zapracował, to i tak zwykle zaczynał z uprzywilejowanej pozycji.
UsuńJeśli masz ma myśli aktywnych finansistów to tak, pewnie wszyscy są pasożytami. Przestają być dopiero gdy zaczynają uprawiać filantropię i wydawać niemoralnie zdobyte pieniądze na naprawianie świata np. taki Soros. A wśród przedsiębiorców zawsze zdarzali się porządni ludzie, np. Ganz, trudno go nazwać pasożytem.
Każda alternatywa musi być sprawniejsza ekonomicznie od kapitalizmu, bo przecież będzie z nim konkurować. Dlatego mnie się zdaje, że jedyną alternatywą dla kapitalizmu jest kapitalizm maksymalnie egalitarny, generujący dobrobyt dla wszystkich. Tak, żeby ludzie widzieli owoce swojej pracy i chciało im się pracować.
podejrzewam że jednak przeważa zdroworozsądkowe podejście tzn. że bardzo trudno zostać bogatym od zera, tylko własnym wysiłkiem. Więc nawet jak ktoś sobie zapracował, to i tak zwykle zaczynał z uprzywilejowanej pozycji.
UsuńSą tacy, którzy zaczynali praktycznie od zera. Nieliczni, ale są. Z pewnością włożyli mnóstwo wysiłku, by znaleźć się tam, gdzie się znaleźli, zwłaszcza na początku. Nawet oni jednak nie wzbogacili się własnym wysiłkiem, tylko przede wszystkim wysiłkiem ludzi, których zatrudnili.
Jeśli masz ma myśli aktywnych finansistów to tak, pewnie wszyscy są pasożytami.
Mam na myśli dokładnie wszystkich, którzy robią jakikolwiek zysk.
Przestają być dopiero gdy zaczynają uprawiać filantropię i wydawać niemoralnie zdobyte pieniądze na naprawianie świata np. taki Soros. A wśród przedsiębiorców zawsze zdarzali się porządni ludzie, np. Ganz, trudno go nazwać pasożytem.
Z całą pewnością są wśród kapitalistów ludzie szlachetni i wydający sporo na filantropię. Nie zmienia to faktu, że wszyscy skorzystali na mechanizmie transferowania od pracownika najemnego do posiadacza – mechanizmie, który jest pasożytniczy.
@kwik
Usuń[finansiści] pewnie wszyscy są pasożytami. Przestają być dopiero gdy
Nie przestają. Określenie "pasożytnictwo" zostało tu użyte w swoim pierwotnym, neutralnym sensie (a nie moralizowania albo dehumanizowania). W tym sensie nie można przestać być pasożytem nie przestając być finansistą.
Każda alternatywa musi być sprawniejsza ekonomicznie od kapitalizmu, bo przecież będzie z nim konkurować.
Jeśli uzgodnimy, że wszyscy gramy w tę samą grę, w której jedynym kryterium oceny jest "sprawność ekonomiczna" (cokolwiek to zresztą znaczy), to z pewnością tak.
Wszyscy są pasożytami, w tym sensie że rola kapitalisty to rola pasożyta. Poza tym niektórzy z nich zajmują się np. przedsiębiorczością i z to może stanowić wkład w produkcję.
UsuńPewnie jest tak, że właśnie dlatego zajmują się tą przedsiębiorczością, bo na końcu jest ten garnek złota. Myślę, że brak tej sutej nagrody w alternatywnych systemach powoduje, że nie działają.
Deren
OdpowiedzUsuńbrak tej sutej nagrody w alternatywnych systemach powoduje, że nie działają
Albowiem, jak wszyscy dobrze wiemy, bez kapitalizmu, poza kapitalizmem i przed kapitalizmem nic nigdy nie działało. CBDO
@Deren
OdpowiedzUsuńJeśli interesuje cię, jak może wyglądać działająca i niekapitalistyczna nagroda za przedsiębiorczość, to polecam wyżej wspomnianą książkę Schweickarta.
Czasem sam nie wiem, czy bardziej mnie dziwi a może i przeraża, że teksty jak np. byle broszurka "Kto z czego żyje" z 1881 http://www.nowakrytyka.pl/resources/upload/pdf_Mlot_Kto_z_czego_zyje-2.pdf praktycznie nic nie straciły na aktualności, czy że trzeba by je pisać i propagować od nowa, po 140 latach... bo powszechny dyskurs (nadbudowa powiedzmy) robi się jak zauważasz w notce, tak jakby z końca XIX czy początku XXw.
OdpowiedzUsuńNo trochę jednak straciły, bo on tam np. sprzedaje laborystyczną teorię wartości ("Jeżeli na zrobienie jednego bochenka chleba potrzeba godzinę pracy, a na zrobienie pary butów 10 godzin, to za parę butów dostać będzie można 10 bochenków chleba, bo praca zawarta w butach (albo, jak to mówią inaczej, wartość butów) jest 10 razy większa od pracy zawartej (albo od wartości) w bochenku chleba"), która jest nie do obrony.
Usuń@Tomasz Herok
Usuńon tam np. sprzedaje laborystyczną teorię wartości (...), która jest nie do obrony.
Jeśli uwzględnić wartość pracy w obozie koncentracyjnym (nie: obozie pracy przymusowej), gdzie Häftling woził piach taczkami ze sterty "1" na stertę "2", a jak zabrakło, to woził z powrotem - słusznie. Natomiast użytkowa (użytecznościowa?) teoria wartości zdaje się prowadzić nieuchronnie do wniosku, że praca warta jest tyle, na ile wycenia ją rynek.
To, o czym piszesz, to taki stary trik neoklasycznych ekonomistów, którzy robią z teorii cen teorię sprawiedliwości, arbitralnie utożsamiając "wkład" z produktem marginalnym - inaczej mówiąc z góry zakładają, że na wolnym rynku każdy dostaje za swoją pracę tyle, ile jest warta, żeby wykazać, że każdy dostaje za swoją pracę tyle, ile jest warta. To jednak nie zmienia faktu, że laborystyczna teoria wartości nie ma sensu (w każdym razie nie w standardowej formie, którą powyżej wykłada Dickstein) i opieranie się na niej, by pokazać, że pracownik dostaje mniej niż jego praca jest warta, też jest drogą donikąd.
UsuńNie znam się i nie mam zamiaru szczegółowo dyskutować, ale powiedzmy, że uważam, że od strony podaży (produkcji i kosztu) teoria laborystyczna i okolice są nadal spoko; nawet jeśli od strony popytu (konsumpcji i ceny) tego całego "wolnego rynku", ok, użyteczność krańcowa itp. pewnie są lepszym wyjaśnieniem.
UsuńMoja linia rozumowania jest taka - może i wkoło nas są w 99% obiekty (w sensie - "byty ekonomiczne") na które był popyt, mają użyteczność, itd. itd. (no bo inne "użytecznościowy" rynek "ścina" i po prostu ich nie widzimy), ale jednak dla 90% z nich, tych "towarów rynkowych", nadal istotnym kosztem jest/była praca w sensie laborystycznym. Nawet dla pozostałych 10%, powiedzmy przestrzeni, powietrza, wody itp. pozornie "naturalnych" i "darmo danych" zasobów, da się zauważyć wkład pracy w ich "wartość rynkową".
Nikt chyba nie zaprzecza, że często ilość włożonej w coś pracy przekłada się na wartość rynkową tego czegoś, ale to jeszcze nie jest LTW.
UsuńZaraz, zaraz... kapitalista-przedsiębiorca kontra kapitalista-pasożyt? Czyżby Tomasz Herok został nagle zwolennikiem agorystycznej teorii klas? Albo - co gorsza - randystą? ;)
OdpowiedzUsuńZ całą pewnością istnieje klasa kapitalistów-pasożytów, która znalazła sobie niszę w tzw. partnerstwie publiczno-prywatnym i wykorzystuje kontakt z władzą do na przerzucanie ryzyka i odpowiedzialności za swoje niepowodzenia na podatników. Podobnie prawo patentowe czy ogółem własność intelektualna jako czasowy monopol nakładany przez państwo, wytworzyły klasę trolli patentowych, utrudniających i uniemożliwiających firmom, które coś tworzą, prowadzenie ich działalność, domagających się od nich haraczu. O złośliwości takich korporacji jak Disney, lobbujących za stałym przedłużaniem czasu ochrony ich dzieł też można byłoby wiele mówić. [https://www.youtube.com/watch?v=tk862BbjWx4]
Jeżeli rzeczywiście byłaby wola, żeby z kapitalistami-pasożytami się rozprawić, to sposób na ich wykończenie jest prosty - należy znieść instytucje władzy politycznej, w cieniu których znaleźli oni niszę, załatwiając sobie uprzywilejowaną pozycję. Nie ma prawa patentowego - nie ma trolli patentowych. Nie ma skomplikowanych restrykcji w prowadzeniu biznesu i sztucznych barier wejścia na rynek - pozycja korporacji słabnie. Znosimy wynalazki w rodzaju płac minimalnych, ceł, koncesji i te korporacje się chwieją i znów stają się podatne na ciosy konkurencji ze średniej klasy.
Po kompletnej anihilacji państwa, kapitaliści-pasożyty w ogóle tracą jakikolwiek punkt zaczepienia i muszą działać na rynku tak, jak wszyscy inni, bez specjalnych względów ośrodków politycznych, bo takich by po prostu nie ma.
Zawsze dziwiła mnie ta ambiwalencja w stosunku do władzy politycznej. Z jednej strony ludzie są skłonni uznawać, że musi ona paść łupem silniejszych, bogatszych - po prostu elit, które wykorzystają ją jako swoje narzędzię do zdobywania przewagi nad cała resztą. Z drugiej, w tym samym czasie - będą traktować ją jak jakąś instancję odwoławczą od relacji rynkowych, szukać jako ci słabsi u niej protekcji czy nawet sprawiedliwości. No to albo-albo! Przecież to jest jakaś światopoglądowa schizofrenia, żeby jednocześnie uznawać państwo za sobie nieprzychylne i sprzyjające zarazem.
Wypadałoby dokonać najpierw rozstrzygnięcia, czy siły rynkowe są stroną emancypującą a władza polityczna represyjną, czy vice versa - a następnie się tej konkluzji trzymać i żyć z jej konsekwencjami.
Ja nie robię podziału na dobrych kapitalistów-przedsiębiorców i złych kapitalistów-pasożytów, tylko twierdzę, że wszyscy kapitaliści są pasożytami. Główny problem polega na tym, że społeczeństwo jest podzielone na małą grupę posiadaczy i większość, która sprzedaje się tym posiadaczom. To, że niektórzy z posiadaczy zajmują się przedsiębiorczością, albo że musieli się napracować, by uzyskać status posiadacza, nie sprawia, że przestają żerować na innych. Zjawisko osoby, która praktycznie nic nie musi robić, bo na jej konto spływają odsetki, dywidendy, dochody z najmu etc. będzie występować w każdej odmianie kapitalizmu, bo wynika z jego istoty. Partnerstwa publiczno-prywatne, prawa patentowe, koncesje itd. nie mają z tym nic wspólnego.
UsuńZdecydowanie nadmierny socjal nie jest dobrym rozwiązaniem
OdpowiedzUsuńnazizm się klania: Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza
UsuńZdecydowanie nadmierny nacjonal nie jest dobrym rozwiązaniem
OdpowiedzUsuńnamuzm się klania: Narodowokomunistyczna Niemiecka Partia Robotnicza
Usuń