„Etyka aborcji” to cykl, w którym podsumowuję i komentuję książkę Davida Boonina „A Defense of Abortion”. Jeśli jesteś tu nowa/-y, zacznij od Wstępu.
Jeśli prawo do życia nie pojawia się w momencie poczęcia, to może w momencie zagnieżdżenia? Zdaje się, że w filozoficznej literaturze nikt nie broni takiego pomysłu, ale argumenty za kryterium zagnieżdżenia pojawiają się tam i tu w tzw. debacie publicznej.
Jeden argument za jeśli nie za prawem do życia od zagnieżdżenia, to przynajmniej za moralną istotnością momentu zagnieżdżenia, wygląda następująco: Powszechnie przyjmuje się, że ciąża zaczyna się od zmian hormonalnych, które następują w momencie zagnieżdżenia zarodka w macicy. A zatem każda metoda kontroli urodzeń zapobiegająca zagnieżdżeniu to metoda zapobiegania ciąży, a zatem niedopuszczanie do zagnieżdżenia po zapłodnieniu trzeba moralnie ocenić tak samo jak niedopuszczanie do zapłodnienia. Natomiast aborcję, czyli usunięcie ciąży, można już oceniać inaczej. Argument ten jest do niczego, bo wniosek zwyczajnie nie wynika z przesłanek. Z tego, że ciążą nazwiemy sobie taki lub inny okres, nie będzie w żaden sposób wynikać, że zarodek przed rozpoczęciem tego okresu ma inny status moralny niż po jego rozpoczęciu.
Inny argument wygląda tak: Istnieje moralnie istotna różnica między biernym przyzwalaniem na śmierć a czynnym zabijaniem. Przed zagnieżdżeniem można zapobiec narodzinom poprzez niedopuszczenie do zagnieżdżenia, co stanowi najwyżej przyzwolenie na śmierć, a po zagnieżdżeniu można zapobiec narodzinom tylko przez zabicie zarodka. Ten argument też jest marny, bo nawet jeśli przyjmiemy, że istnieje moralnie istotna różnica między jednym a drugim (nie wszyscy się z tym zgodzą) i że zapobieganie zagnieżdżeniu to raczej to pierwsze niż to drugie (tu znowu, nie wszyscy się zgodzą), to i tak nie będzie z tego wszystkiego wynikać, że zarodek nie ma prawa do życia przed zagnieżdżeniem, a po zagnieżdżeniu je ma.
Trzeci argument to argument, którym posługuje się wspomniany wcześniej Nathanson. Wygląda on mniej więcej tak: zarodek przed zagnieżdżeniem jest w pewien sposób moralnie niepełny, bo „brakuje mu esencjalnego elementu produkującego życie: płaszczyzny interakcji ze wspólnotą ludzką i komunikowania faktu, że istnieje”. Zmiany hormonalne związane z zagnieżdżeniem mają stanowić akt ogłoszenia światu swojego istnienia przez zarodek, co ma z kolei sprawiać, że zarodek ten zyskuje wartość moralną. Problemów z tym argumentem jest mnóstwo, oto tylko kilka z nich: dlaczego komunikacja miałaby być „esencjalnym elementem produkującym życie”? Życie organizmu jest przecież możliwe bez jakiejkolwiek komunikacji z innymi organizmami. Nathanson zresztą sam przyznaje, że przed zagnieżdżeniem jednostka istnieje i jest jak najbardziej żywa. A skoro tak, to z czego ma wynikać moralne znaczenie zdolności komunikacji? I dlaczego miałoby ono polegać na byciu koniecznym warunkiem prawa do życia?
Ostatni argument to argument z prawdopodobieństwa: prawo do życia pojawia się w momencie zagnieżdżenia, bo w momencie zagnieżdżenia szanse na to, że zarodek stanie się niemowlęciem, radykalnie wzrastają. Problemy z tą wersją argumentu z prawdopodobieństwa są dokładnie takie same jak problemy z wersją, o której pisałem w poprzednim odcinku.
I tyle, żaden z tych argumentów nie wygląda zbyt poważnie, można więc chyba uznać, że prawo do życia nie pojawia się w momencie zagnieżdżenia.
Ciekawam, czy Nathanson zamyślił się kiedyś nad wątrobą, i jak się ma jej zdolność lub niezdolność do komunikacji do jej prawa do życia lub prawa tego braku.
OdpowiedzUsuńDość bezczelnie nadużyte znaczenie słowa "komunikacja", ale czego się spodziewać. Bez biologii rozrodu (ale za to ze złymi intencjami wobec osób mających komórki jajowe) wszędzie się zajdzie z tą sofistyką.
Jako szef szpitala masowo przerywającego ciąże w dowolnych stadiach i zarazem praktykujący ginekolog Nathanson miał chyba prawo odjechać (“I am deeply troubled by my own increasing certainty that I had in fact presided over 60,000 deaths.” - cytuję za Wikipedią). Nie podejrzewałbym go o złe intencje wobec kobiet, sofistykę czy brak wiedzy, po prostu zdarza się, że człowiek na starość nabiera różnych wątpliwości. Nie znaczy to oczywiście, że wreszcie ma rację.
Usuń