„Etyka aborcji” to
cykl, w którym podsumowuję i komentuję książkę Davida Boonina
„A Defense of Abortion”. Jeśli jesteś tu nowa/-y, zacznij od
Wstępu.
Mary Warnock wspomina, że
kiedy była przewodniczącą komisji etycznej zajmujacej się
badaniami z wykorzystaniem komórek macierzystych, zauważyła jedną
rzecz: choć członkowie komisji różnili się w tysiącu kwestii,
to w jednym byli zgodni: uważali mianowicie, że ludzkiemu
embrionowi, nawet takiemu dwukomórkowemu, należą się inne moralne
względy niż ogranizmom należącym do innych gatunków, niezależnie
od ich etapu rozwoju. I dla wszystkich było jasne, że ten specjalny
status wynika po prostu z faktu, że komórki te należą do naszego
własnego gatunku.
Wielu osobom – a z całą
pewnością wielu przeciwnikom aborcji – takie podejście może
wydać się naturalne i uzasadnione, i to nie tylko w kwestii
embrionów. Ktoś może powiedzieć: członków swojej rodziny
traktuję w preferencyjny sposób nie dlatego, że są obiektywnie
jakimiś specjalnymi ludźmi, tylko dlatego, że to moja
rodzina. Przyjaciół traktuję lepiej niż nieznajomych, bo to moi
przyjaciele. Rodaków traktuję lepiej niż obcokrajowców, bo to moi
rodacy. Podobnie z ludzkimi embrionami. Traktuję je w specjalny
sposób nie dlatego, że mają albo będą miały takie lub inne
obiektywne własności, tylko dlatego, że należymy do tego samego
gatunku. A zatem sama „naszość” embrionu wystarcza, by przyznać
mu prawo do życia. Jeśli moralnie usprawiedliwione jest
preferencyjne traktowanie swoich bliskich, to przyznanie ludzkim
organizmom prawa do życia od poczęcia też nie powinno budzić
zastrzeżeń.
Żeby ocenić, ile jest
wart ten argument, trzeba sobie odpowiedzieć na dwa pytania: „Czy
przedkładanie interesów swojego gatunku nad interesy innych
gatunków jest moralnie uzasadnione?” i „Jeśli tak, to czy może
ono stanowić podstawę dla kryterium poczęcia?”.
Są bardzo dobre powody,
by na pierwsze pytanie odpowiedzieć „nie”. Możemy jednak, pisze
Boonin, odłożyć je na bok i przyjąć, że odpowiedź brzmi „tak”
– ostatecznie mieliśmy prowadzić dyskusję
na warunkach przeciwników aborcji, a ci zazwyczaj są przekonani, że
taka właśnie jest poprawna odpowiedź. Nie ma większego znaczenia,
co przyjmiemy, bo odpowiedź na drugie pytanie musi brzmieć „nie”.
To, że mam specjalne
obowiązki wobec członków rodziny nie oznacza, że członkowie
mojej rodziny mają prawo do życia, ani że nieznajomi go nie mają.
Nie oznacza to też, że członkowie rodziny mają większe prawo do
życia niż nieznajomi. Tak samo to, że mam (jeśli mam) specjalne
obowiązki względem przedstawicieli mojego gatunku, nie oznacza, że
przedstawiciele mojego gatunku mają prawo do życia, ani że
przedstawiciele innych gatunków go nie mają. Krótko mówiąc:
nawet jeśli przyznamy, że „naszość” jest moralnie uzasadnioną
podstawą do preferencyjnego traktowania jakiejś grupy, nie będzie
z tego w żaden sposób wynikać, że członkowie tej grupy mają
prawo do życia bardziej niż inni, ani że w ogóle mają
jakiekolwiek prawo do życia.
Jedna drobna rzecz, do
której można by się przyczepić, to fakt, że w
ramach dyskusji z przeciwnikami aborcji „na ich warunkach” w tym
rozdziale Boonin bardzo szybko zgadza się na tzw. szowinizm
gatunkowy (przekonanie, że interesy naszego gatunku powinny liczyć
się bardziej, ceteris paribus,
niż interesy innych gatunków), a we
wcześniejszym rozdziale o argumencie z oszczędności nie jest już
do tego taki skory. Pisze on tam, że jeśli wskazany przez
przeciwników aborcji typowy człowiek z prawem do życia okazałby
się jednak nie należeć do gatunku homo
sapiens (bo byłby kosmitą z trochę
innym DNA), to nie uznaliby oni, że zabicie tego kogoś robi się
przez to bardziej dopuszczalne. Może to
wyglądać na niekonsekwencję, ale myślę, że Boonin mógłby
odpowiedzieć w ten sposób: ja w rozdziale o argumencie z
oszczędności nie twierdzę, że sama przynależność gatunkowa nie
może zmieniać niczego w kwestii statusu moralnego w ogóle, ja
tylko twierdzę, że nie zmienia ona niczego w kwestii prawa do życia
– i że odpowiada to intuicjom moralnym przeciwników aborcji. Nie
ma więc żadnej niespójności między ustępstwami, na które idę
w tamtym rozdziale a ustępstwami, na które idę w tym. I chyba
miałby rację. Tak czy inaczej – niezależnie od tego, na co
pozwolimy przeciwnikom aborcji w zakresie szowinizmu gatunkowego,
argument z własnego gatunku nadaje się do odłożenia na półkę
ze złymi argumentami.
Przyznam się, że coraz bardziej w tej argumentacji się gubię. I w coraz mniejszym stopniu widzę, jak konkluzja ("nadaje się do odłożenia na półkę") wynika z przesłanek.
OdpowiedzUsuńNp.: "Krótko mówiąc: nawet jeśli przyznamy, że „naszość” jest moralnie uzasadnioną podstawą do preferencyjnego traktowania jakiejś grupy, nie będzie z tego w żaden sposób wynikać, że członkowie tej grupy mają prawo do życia bardziej niż inni, ani że w ogóle mają jakiekolwiek prawo do życia."
To przecież zależy od tego, co rozumiemy przez "preferencyjne traktowanie". Jeśli przez preferencyjne traktowanie rozumiemy postawę, która obejmuje między innymi bezwarunkowe prawo do życia, preferencyjnie przyznane tylko członkom naszego gatunku (a tak, moim zdaniem, zdaje się je rozumieć większość przeciwników legalności aborcji), to wynika w sposób oczywisty.
To jest bardzo ważny cykl, ale na razie przekonał mnie do tezy odwrotnej: nie da się skrytykować pozycji fundamentalistycznych przyjmując ich punkt widzenie.
To przecież zależy od tego, co rozumiemy przez "preferencyjne traktowanie". Jeśli przez preferencyjne traktowanie rozumiemy postawę, która obejmuje między innymi bezwarunkowe prawo do życia, preferencyjnie przyznane tylko członkom naszego gatunku (a tak, moim zdaniem, zdaje się je rozumieć większość przeciwników legalności aborcji), to wynika w sposób oczywisty.
OdpowiedzUsuńMożemy tak rozumieć preferencyjne traktowanie – problem polega na tym, że z tego argumentu nie wynika, że tak powinniśmy je rozumieć. Mamy tu przejście od “preferencyjne traktowanie grupy tylko na podstawie jej “naszości” jest moralnie uzasadnione” do “preferencyjne traktowanie grupy tylko na podstawie jej “naszości” powinno polegać (przynajmniej w tym wypadku) na przyznaniu członkom tej grupy prawa do życia”, ale nie mamy żadnego uzasadnienia dla tego przejścia. Nawet jeśli to pierwsze twierdzenie jest prawdziwe (nie jest, ale zostawmy to), to drugie z niego nie wynika. Potrzeba jakichś dodatkowych przesłanek, których nie ma, więc argument nie działa.