środa, 19 lipca 2017

Etyka aborcji #7: Argument z własnego gatunku

Etyka aborcji” to cykl, w którym podsumowuję i komentuję książkę Davida Boonina „A Defense of Abortion”. Jeśli jesteś tu nowa/-y, zacznij od Wstępu.


Mary Warnock wspomina, że kiedy była przewodniczącą komisji etycznej zajmujacej się badaniami z wykorzystaniem komórek macierzystych, zauważyła jedną rzecz: choć członkowie komisji różnili się w tysiącu kwestii, to w jednym byli zgodni: uważali mianowicie, że ludzkiemu embrionowi, nawet takiemu dwukomórkowemu, należą się inne moralne względy niż ogranizmom należącym do innych gatunków, niezależnie od ich etapu rozwoju. I dla wszystkich było jasne, że ten specjalny status wynika po prostu z faktu, że komórki te należą do naszego własnego gatunku.
Wielu osobom – a z całą pewnością wielu przeciwnikom aborcji – takie podejście może wydać się naturalne i uzasadnione, i to nie tylko w kwestii embrionów. Ktoś może powiedzieć: członków swojej rodziny traktuję w preferencyjny sposób nie dlatego, że są obiektywnie jakimiś specjalnymi ludźmi, tylko dlatego, że to moja rodzina. Przyjaciół traktuję lepiej niż nieznajomych, bo to moi przyjaciele. Rodaków traktuję lepiej niż obcokrajowców, bo to moi rodacy. Podobnie z ludzkimi embrionami. Traktuję je w specjalny sposób nie dlatego, że mają albo będą miały takie lub inne obiektywne własności, tylko dlatego, że należymy do tego samego gatunku. A zatem sama „naszość” embrionu wystarcza, by przyznać mu prawo do życia. Jeśli moralnie usprawiedliwione jest preferencyjne traktowanie swoich bliskich, to przyznanie ludzkim organizmom prawa do życia od poczęcia też nie powinno budzić zastrzeżeń.
Żeby ocenić, ile jest wart ten argument, trzeba sobie odpowiedzieć na dwa pytania: „Czy przedkładanie interesów swojego gatunku nad interesy innych gatunków jest moralnie uzasadnione?” i „Jeśli tak, to czy może ono stanowić podstawę dla kryterium poczęcia?”.
bardzo dobre powody, by na pierwsze pytanie odpowiedzieć „nie”. Możemy jednak, pisze Boonin, odłożyć je na bok i przyjąć, że odpowiedź brzmi „tak” – ostatecznie mieliśmy prowadzić dyskusję na warunkach przeciwników aborcji, a ci zazwyczaj są przekonani, że taka właśnie jest poprawna odpowiedź. Nie ma większego znaczenia, co przyjmiemy, bo odpowiedź na drugie pytanie musi brzmieć „nie”.
To, że mam specjalne obowiązki wobec członków rodziny nie oznacza, że członkowie mojej rodziny mają prawo do życia, ani że nieznajomi go nie mają. Nie oznacza to też, że członkowie rodziny mają większe prawo do życia niż nieznajomi. Tak samo to, że mam (jeśli mam) specjalne obowiązki względem przedstawicieli mojego gatunku, nie oznacza, że przedstawiciele mojego gatunku mają prawo do życia, ani że przedstawiciele innych gatunków go nie mają. Krótko mówiąc: nawet jeśli przyznamy, że „naszość” jest moralnie uzasadnioną podstawą do preferencyjnego traktowania jakiejś grupy, nie będzie z tego w żaden sposób wynikać, że członkowie tej grupy mają prawo do życia bardziej niż inni, ani że w ogóle mają jakiekolwiek prawo do życia.
Jedna drobna rzecz, do której można by się przyczepić, to fakt, że w ramach dyskusji z przeciwnikami aborcji „na ich warunkach” w tym rozdziale Boonin bardzo szybko zgadza się na tzw. szowinizm gatunkowy (przekonanie, że interesy naszego gatunku powinny liczyć się bardziej, ceteris paribus, niż interesy innych gatunków), a we wcześniejszym rozdziale o argumencie z oszczędności nie jest już do tego taki skory. Pisze on tam, że jeśli wskazany przez przeciwników aborcji typowy człowiek z prawem do życia okazałby się jednak nie należeć do gatunku homo sapiens (bo byłby kosmitą z trochę innym DNA), to nie uznaliby oni, że zabicie tego kogoś robi się przez to bardziej dopuszczalne. Może to wyglądać na niekonsekwencję, ale myślę, że Boonin mógłby odpowiedzieć w ten sposób: ja w rozdziale o argumencie z oszczędności nie twierdzę, że sama przynależność gatunkowa nie może zmieniać niczego w kwestii statusu moralnego w ogóle, ja tylko twierdzę, że nie zmienia ona niczego w kwestii prawa do życia – i że odpowiada to intuicjom moralnym przeciwników aborcji. Nie ma więc żadnej niespójności między ustępstwami, na które idę w tamtym rozdziale a ustępstwami, na które idę w tym. I chyba miałby rację. Tak czy inaczej – niezależnie od tego, na co pozwolimy przeciwnikom aborcji w zakresie szowinizmu gatunkowego, argument z własnego gatunku nadaje się do odłożenia na półkę ze złymi argumentami.

2 komentarze:

  1. Przyznam się, że coraz bardziej w tej argumentacji się gubię. I w coraz mniejszym stopniu widzę, jak konkluzja ("nadaje się do odłożenia na półkę") wynika z przesłanek.

    Np.: "Krótko mówiąc: nawet jeśli przyznamy, że „naszość” jest moralnie uzasadnioną podstawą do preferencyjnego traktowania jakiejś grupy, nie będzie z tego w żaden sposób wynikać, że członkowie tej grupy mają prawo do życia bardziej niż inni, ani że w ogóle mają jakiekolwiek prawo do życia."

    To przecież zależy od tego, co rozumiemy przez "preferencyjne traktowanie". Jeśli przez preferencyjne traktowanie rozumiemy postawę, która obejmuje między innymi bezwarunkowe prawo do życia, preferencyjnie przyznane tylko członkom naszego gatunku (a tak, moim zdaniem, zdaje się je rozumieć większość przeciwników legalności aborcji), to wynika w sposób oczywisty.

    To jest bardzo ważny cykl, ale na razie przekonał mnie do tezy odwrotnej: nie da się skrytykować pozycji fundamentalistycznych przyjmując ich punkt widzenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. To przecież zależy od tego, co rozumiemy przez "preferencyjne traktowanie". Jeśli przez preferencyjne traktowanie rozumiemy postawę, która obejmuje między innymi bezwarunkowe prawo do życia, preferencyjnie przyznane tylko członkom naszego gatunku (a tak, moim zdaniem, zdaje się je rozumieć większość przeciwników legalności aborcji), to wynika w sposób oczywisty.

    Możemy tak rozumieć preferencyjne traktowanie – problem polega na tym, że z tego argumentu nie wynika, że tak powinniśmy je rozumieć. Mamy tu przejście od “preferencyjne traktowanie grupy tylko na podstawie jej “naszości” jest moralnie uzasadnione” do “preferencyjne traktowanie grupy tylko na podstawie jej “naszości” powinno polegać (przynajmniej w tym wypadku) na przyznaniu członkom tej grupy prawa do życia”, ale nie mamy żadnego uzasadnienia dla tego przejścia. Nawet jeśli to pierwsze twierdzenie jest prawdziwe (nie jest, ale zostawmy to), to drugie z niego nie wynika. Potrzeba jakichś dodatkowych przesłanek, których nie ma, więc argument nie działa.

    OdpowiedzUsuń