poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Moralność bez Boga



Czy moralność bez Boga jest możliwa? Jak trafnie zauważa filozof David Brink, hasło „moralność bez Boga” może oznaczać bardzo różne rzeczy (to i następne tłumaczenia moje, pogrubienia też):
Żeby ustalić, czy moralność wymaga religijnego fundamentu, musimy rozróżnić trzy różne role, jakie Bóg może odgrywać w tej kwestii. Po pierwsze, Bóg może odgrywać rolę metafizyczną, jeśli istnienie i natura wymogów moralnych zależy od jego istnienia i woli. Według jednego stanowiska tego typu, stosunek Boga do danego rodzaju postępowania czyni to postępowanie dobrym lub złym, słusznym lub niesłusznym. Po drugie, nawet jeśli Bóg nie odgrywa roli metafizycznej, może odgrywać rolę epistemologiczną – kiedy dostarcza nam niezbędnego źródła wiedzy o tym, co jest moralnie cenne. Nawet jeśli wola Boża nie sprawia, że coś jest dobre lub złe, to nadal może w wiarygodny sposób wskazywać, że coś jest dobre lub złe. Po trzecie, Bóg może grać w etyce rolę motywacyjną – jeśli dostarcza nam powodu czy bodźca koniecznego do bycia moralnym. Według powszechnego przekonania, jeśli uznajemy tylko doczesne zyski i straty płynące ze szlachetnego postępowania, to nie możemy pokazać, że bycie moralnym zawsze się opłaca. Jeśli jednak Bóg nagradza za szlachetność i karze za występność po śmierci, wtedy zyskujemy pragmatyczną motywację moralną.
Wszystkie te trzy tezy mają bogatą historię i wszystkie trzy mają się dobrze do dzisiaj. Tezy metafizycznej broni na przykład współczesny filozof William Lane Craig, kiedy pisze, że „bez Boga moralność jest tylko ludzką konwencją, co oznacza, że jest całkowicie subiektywna i niewiążąca.” Według Craiga niewierzący wcale nie muszą się zachowywać gorzej niż wierzący – nie zmienia to jednak faktu, że jeśli Boga nie ma, to nic tak naprawdę nie jest etyczne ani nieetyczne.
Tezę epistemologiczną wyznają wszyscy ci, którzy twierdzą, że rozróżnianie dobra i zła jest możliwe dzięki Bożemu objawieniu. Często można na przykład usłyszeć, że gdyby nie Dekalog, to nie wiedzielibyśmy, jak postępować. Mniej popularnej wersji tej tezy bronił natomiast Francis Hutcheson, kiedy pisał, że Stwórca wyposażył nas w specjalny „zmysł moralny”, byśmy mogli odróżniać dobro od zła – tak jak wyposażył nas w zmysł smaku, byśmy mogli odróżniać słodkie od słonego.
Jeśli chodzi o tezę motywacyjną, to dobrym przykładem może być słynny List o tolerancji Johna Locke’a z 1689. Locke pisze w nim, że nie ma sensu prześladować ludzi za ich przekonania religijne, nawet jeśli mamy pewność, że są to błędne przekonania. Każda tolerancja ma jednak swoje granice – według Locke’a są dwie grupy, których tolerować nie wolno, mianowicie katolicy i ateiści. Katolików nie możemy tolerować, bo nie są w stanie być lojalni wobec własnego państwa, a ateistów, bo ich obietnice i przysięgi są nic niewarte. Jak niby ateista, pyta Locke, ma się przejmować własnymi obietnicami, skoro nie wierzy w nikogo, kto go po śmierci ukarze za ich niespełnienie? Z ateistą zatem, podobnie jak z katolikiem, nie da się żyć w jednym społeczeństwie.
Myślę, że wszystkie te trzy tezy są całkowicie błędne. Ale żeby pokazać, że są błędne, trzeba zdać sobie sprawę z tego, że to trzy różne, logicznie niezależne od siebie twierdzenia – a zatem obalenie jednego nie spowoduje, że którekolwiek z pozostałych zostanie naruszone.
Mają z tym wyraźny problem pop-ateiści z Richardem Dawkinsem na czele. Na przykład podczas tego wykładu pewien teista prosi Dawkinsa, by ten odniósł się do tezy metafizycznej (od 5:05) – i robi to w sposób tak jasny, że naprawdę trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości. Dawkins jednak nie rozumie (albo udaje, że nie rozumie?) i w odpowiedzi odnosi się wyłącznie do tezy motywacyjnej. Po czym następuje oczywiście burza oklasków.
Twórczość Dawkinsa jest pełna takich prostych nieporozumień, o wielu z nich pisałem tu wcześniej.* Dlatego jeśli ktoś chce się dowiedzieć, co jest nie tak z popularnymi argumentami osób religijnych, to Dawkins jest jedną z ostatnich rzeczy, po które ten ktoś powinien sięgać. Po co sięgać w takim razie? Jak tu kiedyś wspominałem, jeśli chodzi o książki przystępne i zrozumiałe dla początkujących, to jest z tym trochę problem – akademiccy filozofowie religii najczęściej nie są zainteresowani pisaniem tego typu rzeczy. Ale na przykład The Cambridge Companion to Atheism pod redakcją Michaela Martina, z którego pochodzi cytowany wyżej artykuł Brinka, jest na pewno godny polecenia.



* Oto lista:

„Nie da się udowodnić nieistnienia.” (część pierwsza i druga)
„Argumenty teistów to tylko łatanie Bogiem dziur w naukowym rozumieniu świata.” (część pierwsza, druga i trzecia)
„Nauka tłumaczy, dlaczego istnieje raczej coś niż nic.” (część pierwsza i druga)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz