Czytałem ostatnio trochę o etyce
aborcji. Jedną z najlepszych rzeczy, na które trafiłem, była
książka Davida Boonina, profesora filozofii z University of
Colorado Boulder, zatytułowana A Defense of Abortion.
Chciałem ją tu jednorazowo podsumować i skomentować, ale okazało
się, że nie jest to specjalnie wdzięczne zadanie: Boonin opisuje
po kolei kilkadziesiąt różnych argumentów, przez co musiałbym
albo skupić się na jednym-dwóch, ignorując pozostałe, albo
zrobić wpis, który niewiele różniłby się od spisu treści. A że
temat wydaje mi się ciekawy i istotny, postanowiłem, że
przebloguję się przez całą książkę, rozdział po rozdziale, w
ramach czterdziestodwuodcinkowego cyklu aborcyjnego.
Zapyta ktoś: po co? Czy
nie wiem, że dyskusja na ten temat do niczego dobrego nie prowadzi?
Że to strata czasu, daremny trud, groch o ścianę,
że nikt tu nigdy nikogo do niczego nie przekona? Szczerze mówiąc:
nie wydaje mi się. Argumenty za jałowością dyskusji o aborcji są,
na ile udało mi się zorientować, dwa. Pierwszy mówi, że obie
strony przyjmują jakieś ontologiczne założenia, na których
dyskusja się kończy, więc wystarczy napisać, że moralna
dopuszczalność aborcji zależy od tego, co sobie kto arbitralnie
przyjmie. Najczęściej można usłyszeć, że „dyskusja sprowadza
do pytania, kiedy zaczyna się ludzkie
życie”, albo „kiedy powstaje człowiek”. Jedni przyjmują, że
wcześniej, inni, że później – i tyle. Nie da się rozstrzygnąć,
kto ma rację. Drugi argument mówi, że nawet gdyby można było
sensownie dyskutować o przyjmowaniu takich lub innych ontologicznych
założeń, to w praktyce i tak nigdy się to nie uda, bo sam temat
sprawia, że ludzie dostają jakiegoś dziwnego amoku i nie są w
stanie wysłuchać argumentów drugiej strony, są tylko w stanie
porównywać drugą stronę do Hitlera.
Myślę, że w tym drugim
jest trochę prawdy, może nawet sporo, ale bez przesady. Jasne, że
poziom filozoficznego zaawansowania typowej publicznej debaty o
aborcji jest bardzo niski, a poziom agresji wysoki, ale na pewno nie
jest to problem wszystkich, którzy w takich debatach biorą udział.
A ci, których to dotyczy, zawsze mogą nad sobą popracować.
Przynajmniej niektórzy. W każdym razie nie widzę tu żadnych
nieprzekraczalnych barier psychologicznych.
Jeśli natomiast chodzi o
pierwszy argument, to myślę, że to kompletne nieporozumienie.
Dyskusja wcale nie sprowadza się do tego, „kiedy zaczyna się
życie ludzkie”, a kiedy strony sporu robią różne ontologiczne
czy etyczne założenia, to jak najbardziej można sensownie
dyskutować o racjach dla ich przyjęcia – a także o racjach dla
przyjęcia tych racji itd. Wcale nie jest oczywiste, w którym
momencie trzeba się zatrzymać i czy ten moment nie będzie oznaczał
zgody obu stron. W dodatku nie jest też oczywiste, że trzeba od
razu schodzić na najniższy możliwy szczebel drabiny uzasadniania,
żeby obronić swoje stanowisko.
I nieźle pokazuje to moim
zdaniem książka Boonina. Teza książki jest taka, że aborcja jest
moralnie dopuszczalna i że można to pokazać „na warunkach
przeciwników aborcji”, tzn. odwołując się wyłącznie do zasad
w jasny i bezdyskusyjny sposób akceptowanych przez tychże
przeciwników.
Spis treści wygląda
następująco (w nawiasie numer planowanego odcinka w moim cyklu):
Rozdział 1: Ramy
debaty
Na początek Boonin
wyjaśnia, na jakie dokładnie pytanie będzie odpowiadał, w jaki
sposób, co uznaje za satysfakcjonującą odpowiedź i dlaczego.
Rozdział 2: Kryterium
poczęcia
Boonin analizuje tu
argumenty za tezą, według której organizm ludzki (o ile można
mówić o organizmie) ma prawo do życia od momentu zapłodnienia (o
ile można mówić o momencie) – i stara się pokazać, że
wszystkie są ułomne.
Rozdział 3: Kryteria
późniejszych etapów rozwoju
Po uznaniu, że
organizm ludzki nie ma prawa do życia od poczęcia, Boonin przygląda
się innym kryteriom – i dochodzi do wniosku, że o prawie tym
najwcześniej można mówić po pojawieniu się zorganizowanej
aktywności kory mózgowej – czyli między 25. a 32. tygodniem od
zapłodnienia, a więc
po okresie, w którym przeprowadza się zdecydowaną większość
aborcji.
- Początkowa aktywność mózgu (#18)
- Zorganizowana aktywność kory mózgowej (#19)
- Zdolność do życia poza organizmem matki (#20)
Rozdział 4: Argument z
Dobrego Samarytanina
W rozdziale tym Boonin
powiada: „Zapomnijmy o wszystkim, co do tej pory powiedziałem i
załóżmy, że organizm ludzki ma prawo do życia od momentu
poczęcia – dokładnie takie samo prawo, jakie masz ty czy ja. Czy
wynika z tego, że aborcja jest moralnie niedopuszczalna? Odpowiedź
brzmi: nie, nie wynika.” Żeby to uzasadnić, Boonin przedstawia
argument Judith Jarvis Thomson, o którym tu już pisałem (raz i
drugi), a następnie broni go przed szesnastoma zarzrutami.
- Argument (#21)
- Zarzut dziwaczności (#22)
- Zarzut pominięcia kwestii cichego przyzwolenia (#23)
- Zarzut pominięcia kwestii odpowiedzialności (#24)
- Zarzut pominięcia różnicy między zabijaniem a pozwalaniem umrzeć (#25)
- Zarzut pominięcia różnicy między zamiarem a przewidywaniem skutku (#26)
- Zarzut pominięcia różnicy między nieznajomymi a potomstwem (#27)
- Zarzut pominięcia różnicy między dorosłym a dzieckiem (#28)
- Zarzut pominięcia kwestii rodzaju obciążeń (#29)
- Zarzut pominięcia kwestii posiadania organów (#30)
- Zarzut pominięcia kwestii wsparcia dla dziecka (#31)
- Zarzut pominięcia różnicy między usunięciem a aborcją (#32)
- Zarzut pominięcia kwestii udziału osób trzecich (#33)
- Zarzut feministyczny (#34)
- Zarzut ignorowania obowiązku ratowania skrzypka (#35)
- Zarzut pominięcia kwestii rekompensaty (#36)
- Zarzut niespójności (#37)
- Rozwiązanie kilku zagadek (#38)
Rozdział 5:
Argumenty nieodwołujące się do praw
Na koniec
Boonin pisze o czterech argumentach, które nie zakładają istnienia
czegoś takiego jak prawo życia – i uznaje, że żaden nie trzyma
się kupy.
- Argument ze Złotej Reguły (#39)
- Argument z „kultury śmierci” (#40)
- Argument feministyczny pro-life (#41)
- Argument z niepewności (#42)
Nie przeczytałem tej
książki w całości – jedne rozdziały przeczytałem całe, inne
tylko napocząłem – więc nie mogę powiedzieć, na ile się z tym
wszystkim zgadzam. Obok podsumowywania mam zamiar to na bieżąco
komentować; zobaczymy, co z tego wyjdzie i jak się to skończy.
Super! Nie mogę się doczekać następnych wpisów. A na ile mniej więcej szacujesz czas, w którym je wszystkie zrealizujesz?
OdpowiedzUsuńCiężko powiedzieć. Chcę też jednocześnie pisać o innych rzeczach, więc trochę to zajmie, pewnie ponad rok.
UsuńSuper dziękie extra!
OdpowiedzUsuńI wciąż czekamy (i poczekamy, tylko przypominam) na ten wpis o dowodach o nieistnienie B.
Ok, postaram się to napisać do jesieni. Ale obawiam się, że nie będzie to jakieś wyjątkowo odkrywcze, bo mój ulubiony argument jest chyba tak stary jak chrześcijaństwo, jeśli nie bardziej.
Usuńhej, czy planujesz kolejne wpisy w tym temacie?
OdpowiedzUsuń